– Jared, no chodź! Gramy!
Oboje podnieśliśmy wzrok. To Kyle wołał. Sprawiał wrażenie zupełnie odprężonego, jak gdyby wcale przed chwilą nie ważyło się jego życie. Może wiedział, że wszystko pójdzie po jego myśli. Może szybko się z tego otrząsnął. W każdym razie zdawał się mnie teraz w ogóle nie zauważać.
Za to inni – owszem.
Jamie przyglądał się nam z uśmiechem zadowolenia. Musiał go ten widok radować. Ale czy słusznie?
Co masz na myśli?
Co widzi, kiedy na nas patrzy? Odzyskaną rodzinę?
A nie jest tak? W pewnym sensie?
Szkoda, że pojawił się w niej ktoś nieproszony.
I tak jest dużo lepiej niż wczoraj.
W sumie…
Wiem , przyznała. Cieszę się, że Jared o mnie wie… ale wciąż nie podoba mi się, że cię dotyka.
A mnie to się podoba za bardzo . Czułam przyjemne łaskotanie na skórze w miejscu, gdzie mnie dotknął. Przepraszam .
Nie mam do ciebie żalu. W każdym razie wiem, że n i e p o w i n n a m mieć.
Dzięki.
Nie tylko Jamie nam się przyglądał.
Również Jeb był wyraźnie zaciekawiony, znów uśmiechał się leciutko zza brody.
Sharon i Maggie spoglądały na nas złowrogo. Miały identyczny wyraz twarzy, przez co Sharon, pomimo młodzieńczej cery i jaskrawej fryzury, wyglądała równie staro jak jej szpakowata matka.
Ian był zaniepokojony. Miał przymrużone oczy i wyglądał, jakby miał za chwilę do nas podejść i po raz kolejny stanąć w mojej obronie, upewnić się, że Jared nie sprawi mi żadnej przykrości. Posłałam mu kojący uśmiech. Nie odwzajemnił go jednak, a jedynie ciężko westchnął.
Myślę, że martwi go co innego , odezwała się Mel.
– Mówi do ciebie teraz? – Jared wstał, ale wciąż spoglądał mi w twarz.
Rozproszył mnie tym pytaniem i nie zdążyłam zapytać Melanie, co ma na myśli.
– Tak.
– Co mówi?
– Widzimy, co inni myślą o… zmianie twojego nastawienia. – Wskazałam głową ciotkę i kuzynkę Mel, a wtedy obie jednocześnie odwróciły się do mnie plecami.
– Twarde sztuki – przyznał.
– Okej – zagrzmiał Kyle i obrócił się w stronę piłki, ustawionej w najjaśniejszym punkcie groty. – Poradzimy sobie bez ciebie.
– Idę! – Jared posłał mi – nam – na pożegnanie tęskne spojrzenie i dołączył do drużyny.
Pilnowanie wyniku nie szło mi najlepiej. Z miejsca, gdzie siedziałam, nie było zbyt dobrze widać piłki. Mrok sprawiał, że słabo widziałam nawet samych zawodników, chyba że akurat znaleźli się tuż pod którąś z lamp. Musiałam się wszystkiego domyślać po zachowaniu Jamiego. Gdy jego drużyna strzelała gola, wydawał okrzyk zwycięstwa, a gdy traciła – głośno jęczał. To drugie zdarzało się częściej.
Grali dosłownie wszyscy. Maggie stała na bramce w drużynie Andy’ego, a Jeb u Lily. Oboje spisywali się nadspodziewanie dobrze. Widziałam ich postacie w świetle rzucanym przez lampy, poruszali się bardzo zwinne, jakby mieli dużo mniej lat. Jeb nie bał się rzucać na podłogę, by obronić strzał, Maggie grała mniej ofiarnie, lecz równie skutecznie. Przyciągała niewidzialną piłkę jak magnes. Za każdym razem, gdy Ian lub Wes strzelali na bramkę… pac! – piłka trafiała jej do rąk.
Trudy i Paige zeszły z boiska po upływie pół godziny i opuściły grotę, przechodząc obok mnie, pochłonięte żywą rozmową. Niewiarygodne, że ten dzień zaczął się od sądu. Tak czy inaczej, owa skrajna zmiana nastrojów bardzo mnie cieszyła.
Wkrótce kobiety wróciły, dźwigając mnóstwo pudełek. Batoniki musli, te z nadzieniem owocowym. Zawodnicy przystanęli. Jeb ogłosił przerwę i wszyscy zaczęli się pospiesznie schodzić po śniadanie.
Dzielono je na środku groty. W pierwszej chwili zapanował straszny zamęt.
– Wanda, to dla ciebie – powiedział Jamie, wydostawszy się z tłumu. Ręce miał pełne batoników, a pod pachami ściskał butelki wody.
– Dzięki. Fajnie się gra?
– Super! Szkoda, że nie możesz.
– Następnym razem.
– Proszę bardzo… – Ian pojawił się nagle z garściami batoników.
– Ha, byłem pierwszy – odezwał się Jamie.
– O – powiedział Jared, ukazując się po drugiej stronie chłopca. Również on trzymał w dłoniach więcej batoników, niż potrzebował.
Ian i Jared wymienili długie spojrzenia.
– Co się stało z jedzeniem? – zapytał gniewnie Kyle. Stał nad pustym pudełkiem i rozglądał się po grocie w poszukiwaniu winowajcy.
– Łap – zawołał Jared, rzucając mu szybko batony, jeden za drugim, niczym noże.
Kyle chwytał je z łatwością. Potem podbiegł, by sprawdzić, czy Jared nie przywłaszczył sobie zbyt wielu.
– Masz – odezwał się Ian i rzucił bratu połowę swoich, nawet na niego nie spoglądając. – A teraz znikaj.
Kyle zignorował go. Po raz pierwszy dzisiaj spojrzał na mnie. Jego oczy wydawały się czarne na tle świecącej za nim lampy. Nie mogłam odczytać wyrazu jego twarzy.
Otrząsnęłam się i złapałam oddech, przypłacając to bólem w żebrach.
Stojący przede mną Jared i Ian zacieśnili szyk, schodząc się niczym kotary w teatrze.
– Słyszałeś brata – rzekł Jared.
– A mogę najpierw coś powiedzieć? – zapytał Kyle, zerkając przez szczelinę pomiędzy nimi.
Nie usłyszał żadnej odpowiedzi.
– Niczego nie żałuję – zwrócił się do mnie. – Nadal uważam, że zrobiłem to, co należało.
Ian odepchnął brata. Kyle zatoczył się do tyłu, lecz po chwili znowu podszedł bliżej.
– Poczekaj. Nie skończyłem.
– A właśnie, że skończyłeś – odparował Jared. Dłonie miał zaciśnięte w pięści, skóra bieliła mu się na knykciach.
Gwałtowna scena nie uszła niczyjej uwadze. Wszyscy ucichli, atmosfera zabawy nagle wyparowała.
– A właśnie, że nie. – Kyle uniósł ręce w pojednawczym geście, po czym kontynuował: – Uważam, że miałem rację, ale uratowałaś mi życie. Nie wiem, dlaczego to zrobiłaś, ale stało się. A więc – życie za życie. Nie zabiję cię. Tak spłacę dług.
– Ty głupi palancie – odezwał się Ian.
– A kto tu się, braciszku, zabujał w robalu? Mnie nazywasz głupim?
Ian podniósł pięści i wychylił się do przodu.
– Powiem ci, dlaczego – przemówiłam, głośniej niż chciałam. Odniosło to jednak zamierzony skutek. Ian, Jared i Kyle spojrzeli w moją stronę, zapominając na chwilę o kłótni.
Poczułam napięcie. Odchrząknęłam.
– Nie pozwoliłam ci wpaść do wody, bo… bo nie jestem taka jak ty. Nie chodzi mi o to, że nie jestem… jak ludzie. Są tu tacy, którzy na moim miejscu postąpiliby tak samo. Ludzie dobrzy i serdeczni. Na przykład twój brat, Jeb, Doktor… Chcę powiedzieć, że nie jestem taką o s o b ą jak ty.
Kyle wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę, aż w końcu zarechotał.
– Auć – powiedział, nie przestając się śmiać. Następnie odwrócił się uznawszy widocznie, że przekazał mi wszystko, co miał do powiedzenia, i poszedł napić się wody. – Życie za życie! – zawołał jeszcze przez ramię.
Nie byłam wcale pewna, czy mu wierzę. Starałam się nie zapominać, że ludzie to doskonali kłamcy.
Zazdrość
Wynikami meczów rządziła pewna prawidłowość. Kiedy Jared i Kyle grali w jednej drużynie, wygrywali. Kiedy Jared był z Ianem, również wygrywał. Miałam wrażenie, że jest nie do pokonania – dopóki nie zobaczyłam, jak bracia grają razem.
Читать дальше