Dobrze znała odpowiedź. J a m i e , potwierdziłam, wzdychając na głos. Dźwięk odbił się cicho od czarnych ścian.
No t o mamy to uzgodnione. Możemy pewnie jeszcze trochę pożyć, jeśli pozwolimy Jebowi i Ianowi, żeby nas chronili. Ale czy to mu jakoś pomoże?
Nie wiem. Zastanówmy się. Czym sprawimy mu więcej bólu, poddając się, czy niepotrzebnie odwlekając koniec?
Ten ostatni pomysł nie przypadł jej do gustu. Czułam, że się miota, że szuka innych rozwiązań.
Próba ucieczki? – zasugerowałam.
Nie sądzę , stwierdziła. Zresztą co byśmy zrobiły? Jak byśmy się z tego wszystkiego wytłumaczyły?
Obie próbowałyśmy to sobie wyobrazić – jak wyjaśniłabym moją paromiesięczną nieobecność? Mogłabym skłamać, zmyślić jakąś historię albo powiedzieć, że nic nie pamiętam. Ale przypomniałam sobie podejrzliwe spojrzenie Łowczyni, błysk niedowierzania w oczach, i zrozumiałam, że moje nieporadne próby matactwa byłyby skazane na porażkę.
Pomyśleliby, że przejęłam nad tobą władzę , przytaknęła Melanie. Wyjęliby cię ze mnie i włożyli ją.
Skręciłam się – tak jakby zmiana ułożenia ciała mogła mi pomóc uciec od tej myśli – i zadrżałam. Po chwili doprowadziłam jednak myśl do jedynej logicznej konkluzji. Powiedziałaby Łowcom, jak tu dotrzeć.
Przeszyła nas zgroza.
Właśnie , odparłam. Czyli wykluczamy ucieczkę.
Tak , szepnęła łamiącym się głosem.
A więc wybór brzmi… szybko czy wolno. Co mniej go zrani?
Miałam wrażenie, że dopóki skupiam się na praktycznej stronie problemu, jestem w stanie zachować trzeźwy osąd. Melanie próbowała mnie naśladować.
Nie jestem pewna. Z jednej strony, logicznie rzecz biorąc, im dłużej będziemy ze sobą we trójkę, tym trudniejsze będzie dla niego… rozstanie. Z drugiej strony, gdybyśmy się poddały bez walki… na pewno miałby do nas wielki żal. Czułby się zdradzony.
Przyjrzałam się obu argumentom, by dokonać racjonalnej oceny.
A więc… szybko, ale robiąc, co w naszej mocy, żeby przeżyć?
Pol ec w walce , przytaknęła surowo.
W walce. No pięknie. Spróbowałam to sobie wyobrazić – jak odpowiadam przemocą na przemoc. Jak biorę zamach, by kogoś uderzyć. Umiałam to opisać słowami, ale nie potrafiłam tego zobaczyć.
Dasz radę , dopingowała mnie Melanie. Pomogę ci .
Dzięki, ale nie. Musi być jakiś inny sposób .
Nie rozumiem cię, Wando. Wyrzekłaś się swojej rasy, jesteś gotowa zginąć za mojego brata, kochasz mojego mężczyznę, który chce nas zabić, a nie potrafisz się pozbyć przyzwyczajeń, które zupełnie nam nie pomagają.
Jestem, kim jestem, Mel. Wszystko inne może się zmienić, ale tego jednego zmienić nie mogę. Ty też pozostałaś sobą, pozwól mi na to samo.
Ale jeśli oni…
Kłótnia trwałaby dłużej, ale nam przerwano. Z głębi tunelu doszło nas echo podeszew szurających o skalną podłogę.
Nasłuchiwałam w bezruchu – zamarło we mnie wszystko prócz serca, a i ono jakby zgubiło rytm. Przez krótką chwilę łudziłam się, że może się przesłyszałam. Jednakże po paru sekundach ponownie dobiegł mnie odgłos kroków.
Melanie zachowywała zimną krew, za to ja byłam całkiem spanikowana.
Wstawaj , rozkazała.
Po co?
Skoro nie chcesz walczyć, możesz przynajmniej uciekać. Czegoś musisz spróbować – dla Jamiego.
Zaczęłam znowu oddychać, cicho i płytko. Podniosłam się powoli i stanęłam na palcach. Adrenalina krążyła mi w mięśniach, czułam, jak się napinają i drżą. Byłam szybsza od większości prześladowców, ale dokąd miałam uciekać?
– Wanda? – szepnął ktoś. – Wanda? Jesteś tu? To ja. Głos mu się załamał i natychmiast go poznałam.
– Jamie! – zachrypiałam. – Co ty tu robisz? Mówiłam, że muszę pobyć sama.
W jego głosie usłyszałam teraz wyraźną ulgę.
– Wszyscy cię szukają. No wiesz, Trudy, Lily, Wes – c i wszyscy. Tylko mamy nikomu o tym nie mówić. Nikt nie może się dowiedzieć, że zniknęłaś. Jeb znowu nosi strzelbę, Ian jest z Doktorem. Jak tylko Doktor będzie miał chwilę, porozmawia z Jaredem i Kyle’em. Doktora wszyscy słuchają. Nie musisz się ukrywać. Wszyscy są teraz zajęci, a ty pewnie jesteś zmęczona…
W miarę jak objaśniał mi sytuację, zbliżał się do mnie, aż wreszcie dotknął palcami mojego ramienia, a potem dłoni.
– Nie u k r y w a m się, Jamie. Mówiłam ci, że muszę pomyśleć.
– A nie mogłabyś myśleć z Jebem?
– Niby gdzie mam iść? Z powrotem do pokoju Jareda? Tu jest moje miejsce.
– Już nie. – W jego głosie pojawiła się znajoma nuta uporu.
– Czym wszyscy są zajęci? – zapytałam, rozmyślnie zmieniając temat. – Co robi Doktor?
Nic jednak w ten sposób nie zdziałałam, Jamie milczał.
Po minucie dotknęłam jego policzka.
– Słuchaj, powinieneś być teraz z Jebem. Powiedz reszcie, żeby mnie nie szukali. Posiedzę tu trochę.
– Tu się nie da spać.
– Już to kiedyś robiłam.
Poczułam, jak potrząsa głową.
– Przyniosę chociaż maty i poduszki.
– Nie potrzebuję dwóch.
– Nie będę spał w jednym pokoju z Jaredem, dopóki nie zmądrzeje.
Jęknęłam w duchu.
– To śpij u Jeba. Tam jest twoje miejsce, nie tutaj.
– Ja sam decyduję, gdzie jest moje miejsce.
Ciążyła mi myśl, że może mnie tu znaleźć Kyle. Ale gdybym o tym wspomniała, Jamie poczułby się jeszcze bardziej odpowiedzialny za moje bezpieczeństwo.
– Dobrze, ale Jeb musi się zgodzić.
– Później. Nie będę mu dzisiaj zawracał głowy.
– A co takiego robi?
Jamie nie odpowiedział. Dopiero teraz zrozumiałam, że za pierwszym razem celowo przemilczał moje pytanie. Było coś, o czym nie chciał mi powiedzieć. Może reszta również mnie szukała. Może powrót Jareda sprawił że wrócili do starego zdania na mój temat. W kuchni mniej więcej tak to wyglądało – zwiesili głowy i zerkali na mnie zakłopotani.
– Jamie, co się dzieje?
– Nie wolno mi powiedzieć – wymamrotał. – I nie powiem. – Objął mnie w talii i przycisnął twarz do mojego ramienia. – Wszystko będzie dobrze – obiecał niskim głosem.
Poklepałam go po plecach i pogłaskałam po rozwichrzonych włosach.
– Dobrze – odparłam, godząc się na jego milczenie. W końcu ja też miałam swoje tajemnice. – Nie martw się. Jamie. Nie wiem, o co chodzi, ale na pewno wszystko się ułoży. Nic ci nie będzie. – Bardzo chciałam, żeby te słowa okazały się prawdziwe.
– Sam już nie wiem, co myśleć – szepnął.
Wpatrywałam się w ciemności, próbując zgadnąć, o czym nie chce mi powiedzieć, gdy nagle spostrzegłam w oddali poświatę – bardzo słabą, ale jaśniejącą pośród czerni korytarza.
– Cii – szepnęłam. – Ktoś idzie. Szybko, schowaj się za kartonami.
Jamie gwałtownie obrócił twarz ku żółtemu światłu, które z każdą sekundą przybierało na sile. Nasłuchiwałam kroków, ale nic nie słyszałam.
– Nie będę się chował – odszepnął. – Stań za mną.
– Nie!
– Jamie! – zawołał Jared. – Wiem, że tam jesteś!
Nogi zamieniły mi się w watę. Dlaczego akurat Jared? Gdyby to chociaż Kyle przyszedł mnie zabić! Biedny Jamie.
– Idź sobie! – odkrzyknął.
Żółta poświata zaczęła się przybliżać jeszcze szybciej i zmieniła się w plamę światła na ścianie tunelu.
Читать дальше