Jamie nawet się nie rozejrzał po jaskini, wzrok miał utkwiony w mojej twarzy, a kiedy ukazała mu się w świetle dnia, zasyczał, wciągając powietrze przez zęby.
– O nie! – zadyszał. – Nic ci nie jest? Bardzo boli?
Przejechałam delikatnie palcami po twarzy. Była nierówna od piasku i żwiru w zakrzepłej krwi. Najlżejszy dotyk sprawiał mi ból.
– To nic takiego – szepnęłam. Pusta jaskinia napawała mnie lękiem, bałam się mówić zbyt głośno. – Gdzie są wszyscy?
Jamie wzruszył ramionami, nie odrywając wzroku od mojej twarzy.
– Pewnie są zajęci – odparł, nie ściszając głosu.
Przypomniało mi się, że poprzedniego wieczoru nie chciał mi czegoś powiedzieć. Ściągnęłam brwi.
Jak myślisz, o co może chodzić?
Wiesz tyle samo co ja.
Ale ty jesteś człowiekiem. Myślałam, że masz intuicję czy coś w tym rodzaju.
Intuicję? Intuicja podpowiada mi, że nie znamy tego miejsca tak dobrze, jak nam się wydaje.
Zadumałyśmy się nad złowróżbnym wydźwiękiem tych słów.
Kiedy chwilę później usłyszałam dobiegające z kuchni normalne odgłosy śniadania, poczułam coś w rodzaju ulgi. Nie to, żebym miała szczególną ochotę kogoś spotkać – oczywiście nie licząc chorobliwej tęsknoty za Jaredem – ale cisza opustoszałych tuneli w połączeniu z wiedzą, iż coś jest przede mną ukrywane, budziła we mnie rosnący niepokój.
Kuchnia nie była wypełniona nawet w połowie – jak na tę porę dnia było to cokolwiek dziwne. Nie roztrząsałam tego jednak, gdyż całą moją uwagę zaprzątał zapach wydobywający się z kamiennego pieca.
– Ooo – westchnął Jamie. – Jajka!
Prowadził mnie teraz szybciej, zresztą ja sama wcale się nie opierałam. Popędziliśmy do blatu przy piecu, gdzie z plastikową chochlą stała Lucina, matka chłopców. Zazwyczaj śniadanie każdy robił sobie sam – ale też zwykle były to suche bułki.
Odpowiadając, spoglądała tylko na Jamiego.
– Godzinę temu smakowały lepiej.
– Teraz też będą smakować – odparł podekscytowany. – Wszyscy już jedli?
– Raczej tak. Doktorowi i reszcie ktoś chyba zaniósł tacę… – Lucina przerwała i dopiero teraz pierwszy raz na mnie zerknęła, podobnie zresztą jak Jamie. Nie rozumiałam wyrazu jej twarzy – zbyt szybko zniknął, ustępując miejsca reakcji na mój wygląd.
– Dużo jeszcze zostało? – zapytał. Tym razem jego entuzjazm wydał mi się odrobinę wymuszony.
Lucina obróciła się i pochyliła, by za pomocą chochli ściągnąć blaszaną patelnię z gorących kamieni na spodzie pieca.
– Ile chcesz? Jest dużo – powiedziała, nadal odwrócona.
– Udajmy, że jestem Kyle’em – odparł ze śmiechem.
– Porcja à la Kyle, proszę cię bardzo. – Uśmiechnęła się, ale oczy miała smutne.
Napełniła jedną z miseczek po brzegi nieco gumowatą jajecznicą, wyprostowała się i podała ją Jamiemu.
Zerknęła na mnie ponownie i tym razem zrozumiałam, o co jej chodzi.
– Usiądźmy gdzieś – odezwałam się, trącając Jamiego. Spojrzał na mnie zdumiony.
– A ty? Nie chcesz jajecznicy?
– Nie, nie jestem… – Już miałam powiedzieć „głodna”, gdy nagłe zaburczało mi głośno w brzuchu.
– Ej, co jest? – Spojrzał na mnie, a potem znowu na stojącą z założonymi rękami Lucinę.
– Wystarczy mi chleb – wymamrotałam, próbując odciągnąć go od blatu.
– Nie, nie. Lucino, w czym problem? – Popatrzył na nią pytająco. Stała nieruchomo. – Jeżeli już skończyłaś, mogę cię zastąpić – dodał, po czym przymrużył oczy i zacisnął usta.
Lucina wzruszyła ramionami i odłożyła chochlę na kamienny blat, a następnie oddaliła się powoli, ani razu na mnie nie spojrzawszy.
– Jamie – wyszeptałam spiesznym głosem. – To jedzenie nie jest dla mnie. Jared i reszta nie ryzykowali życia po to, żebym mogła zjeść na śniadanie jajecznicę. Chleb mi wystarczy.
– Nie bądź głupia – odparł. – Mieszkasz tu tak jak wszyscy inni. Nikt nic nie mówi, jak pierzesz im rzeczy i pieczesz dla nich chleb. Poza tym trzeba zjeść te jajka, póki są świeże. Inaczej się zmarnują.
Czułam na plecach wzrok wszystkich obecnych.
– Może niektórzy woleliby je wyrzucić – odparłam jeszcze ciszej, tak by nikt inny nie usłyszał.
– Zapomnij – burknął Jamie. Jednym susem przesadził blat i napełnił drugą miseczkę, po czym gwałtownym ruchem wyciągnął ją ku mnie. – Masz zjeść wszystko – oznajmił stanowczo.
Spojrzałam na jajecznicę i poczułam, jak cieknie mi ślina. Mimo to odsunęłam miseczkę od siebie i założyłam ręce na piersi.
Jamie zmarszczył brwi.
– Okej – powiedział, kładąc swoją porcję na blat i gwałtownie ją odpychając. – Skoro ty nie jesz, ja też nie. – Kiedy zamilkł, zabulgotało mu w żołądku. Założył ręce.
Patrzyliśmy na siebie przez dwie długie minuty, wdychając zapach jajek. Ciszę przerywało tylko burczenie naszych głodnych brzuchów. Jamie co pewien czas zerkał na jedzenie kątem oka. Właśnie to tęskne spojrzenie sprawiło, że się poddałam.
– Dobra – westchnęłam. Popchnęłam miseczkę z powrotem ku niemu i sięgnęłam po własną. Nie ruszył swojej porcji, dopóki nie wzięłam pierwszego kęsa. Gdy poczułam smak jajek na języku, miałam ochotę głośno westchnąć. Wystygłe i gumowate, nie mogły być najlepszą rzeczą, jakiej kiedykolwiek skosztowałam, ale właśnie tak się czułam. Moje ciało żyło teraźniejszością.
Jamie zareagował podobnie. Chwilę później zaczął wcinać jajecznicę tak szybko, że zdawał się w ogóle nie robić przerw na oddech. Przyglądałam mu się uważnie, pilnując, aby się nie udusił.
Sama jadłam wolniej w nadziei, że kiedy skończy, uda mi się go przekonać, by zjadł część mojej porcji.
Dopiero teraz, kiedy doszłam z Jamiem do porozumienia i zaspokoiłam głód, zdałam sobie sprawę z panującej w kuchni atmosfery.
Biorąc pod uwagę to, że po wielu miesiącach monotonnej diety podano na śniadanie jajka, można się było spodziewać weselszych nastrojów. Tymczasem wszyscy byli raczej ponurzy i rozmawiali ściszonymi głosami. Czy to z powodu wczorajszego zajścia? Rozglądałam się po twarzach, próbując zrozumieć, w czym rzecz.
Co prawda niektórzy zerkali w moją stronę, ale szeptem mówili wszyscy, łącznie z tymi, którzy w ogóle nie zwracali na mnie uwagi. Poza tym nie wyglądali na złych, zawstydzonych czy spiętych. Nie okazywali żadnych uczuć, których się po nich spodziewałam.
Byli za to s m u t n i. Na każdej twarzy malowało się przygnębienie.
Ostatnią osobą, którą zauważyłam, była Sharon, siedząca w odległym kącie, jak zwykle samotnie. Jadła śniadanie mechanicznymi ruchami, w sposób tak opanowany, że w pierwszej chwili nie zauważyłam łez ściekających jej po twarzy. Kapały do jedzenia, ale zupełnie nie zwracała na to uwagi.
– Czy Doktorowi coś się stało? – zapytałam Jamiego szeptem, nagle wystraszona. Zastanawiałam się, czy nie zachowuję się jak paranoik – może to nie ma nic wspólnego ze mną? Panujący tu smutek wydawał się częścią jakiegoś dramatu, o którym nie miałam pojęcia. Czy właśnie dlatego wszyscy poznikali? Czy zdarzył się jakiś wypadek?
Jamie spojrzał w stronę Sharon i westchnął.
– Nie, Doktor jest cały i zdrowy.
– Ciotka Maggie? Coś z nią nie tak?
Potrząsnął głową.
– Gdzie jest Walter? – zapytałam, nadal szepcząc. Na myśl o tym, że komukolwiek, nawet któremuś z moich wrogów, mogła się stać krzywda, ogarnął mnie niepokój.
Читать дальше