Ian stał zaledwie parę kroków przede mną, przyczajony, gotowy w każdej chwili odeprzeć atak.
Lecz Jared siedział na ziemi na jednej z mat, które zostawiliśmy tutaj z Jamiem. Wydawał się równie zmęczony jak Ian, ale też miał tak samo czujne spojrzenie.
– Spokojnie – zwrócił się do Iana. – Chcę z nim tylko porozmawiać. Obiecałem młodemu i chcę dotrzymać słowa.
– Gdzie Kyle? – zapytał Ian.
– Chrapie. Obawiam się, że wasz pokój może się zawalić.
Ian ani drgnął.
– Nie kłamię, Ian. Nie chcę zabić pasożyta. Jeb ma racje. Nieważne, jak bardzo to wszystko jest zagmatwane. Jamie ma tyle samo do powiedzenia co ja, a skoro dał się całkiem omotać, to chyba szybko zdania nie zmieni.
– Nikt nikogo nie omotał – warknął łan.
Jared machnął dłonią, ucinając dyskusję.
– Mniejsza z tym, chcę tylko powiedzieć, że nic mu nie grozi. – Po raz pierwszy spojrzał w moją stronę. Patrzył, jak stoję wciśnięta w ścianę, obserwował moje roztrzęsione dłonie. – Nie zrobię ci więcej krzywdy – powiedział.
Zrobiłam mały krok do przodu.
– Nie musisz z nim rozmawiać, jeśli nie chcesz, Wando – rzucił Ian. – To nie żaden obowiązek, nikt cię do tego nie zmusza. Masz wolny wybór.
Jared ściągnął brwi ze zdziwienia.
– Nie – odszepnęłam. – Porozmawiam z nim. – Zrobiłam kolejny kroczek. Jared uniósł dłoń i dwukrotnie skinął zapraszająco palcami.
Szłam wolno, co chwila przystając. Wreszcie zatrzymałam się metr od niego. Ian postępował w ślad za mną, tuż obok.
– Chciałbym porozmawiać z nim sam, jeśli nie masz nic przeciwko – zwrócił się do niego Jared.
– Oczywiście, że mam – odparł Ian, nie ruszając się z miejsca.
– Nie, Ian, nie trzeba. Idź się przespać. Dam sobie radę. – Trąciłam go lekko w ramię.
Ian spojrzał na mnie z niepewną miną.
– Nie próbujesz mnie czasem oszukać? Poświęcić się dla małego?
– Nie. Jared nie okłamałby Jamiego.
Jared skrzywił się na dźwięk swojego imienia, które na dodatek wypowiedziałam stanowczo.
– Proszę cię, Ian – ciągnęłam. – Chcę z nim porozmawiać.
Ian przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, potem popatrzył krzywo na Jareda.
– To nie jest żaden on, tylko Wanda. Nie wolno ci jej tknąć. Spróbuj zrobić jej krzywdę, a połamię ci gnaty.
Skrzywiłam się.
Ian odwrócił się gwałtownie i rozpłynął w mrokach tunelu.
Przez chwilę oboje milczeliśmy, zapatrzeni w ciemności. Pierwsza zerknęłam na niego, gdy wciąż jeszcze spoglądał za Ianem. Kiedy wreszcie popatrzył na mnie, spuściłam wzrok.
– No proszę. Chyba nie żartował, co? – zapytał.
Potraktowałam to jako pytanie retoryczne.
– Siadaj śmiało – powiedział i poklepał matę.
Po chwili zastanowienia usiadłam pod tą samą ścianą, lecz na drugim końcu posłania, niedaleko wejścia do groty. Melanie była niepocieszona, chciała mieć go bliżej, czuć jego ciepło i zapach.
Ja tego nie chciałam. Nie bałam się, że zrobi mi krzywdę – złość mu przeszła, wyglądał jedynie na zmęczonego. Po prostu nie chciałam. Było w tej bliskości coś bolesnego.
Przyglądał mi się z twarzą obróconą w bok. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy, nie odwracając natychmiast wzroku.
– Przepraszam za wczoraj – za to, co ci zrobiłem. Nie powinienem.
Popatrzyłam na swoje dłonie, złączone na kolanach w pięść.
– Nie musisz się mnie bać.
Kiwnęłam głową, nie podnosząc wzroku.
– Wydawało mi się, że mówiłaś, iż chcesz ze mną porozmawiać?
Wzruszyłam ramionami. Atmosfera nienawiści była tak gęsta, że nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu.
Usłyszałam, że się poruszył. Dźwignął się na ramieniu i przysunął bliżej. Siedział teraz obok mnie, tak jak sobie tego życzyła Melanie. Zbyt blisko – trudno było mi się skupić, a nawet normalnie oddychać – lecz nie potrafiłam się od niego odsunąć. O dziwo, Melanie, która przecież bardzo tej bliskości pragnęła, nagle zaczęła się irytować.
Co jest? – zapytałam, zaskoczona siłą tego uczucia.
Nie podoba mi się, że siedzicie obok siebie. To nie w porządku. Nie podoba mi się, że tobie to się podoba . Po raz pierwszy, odkąd opuściłyśmy cywilizację, czułam bijącą od niej wrogość. Byłam w szoku. Poczułam się dotknięta.
– Mam tylko jedno pytanie – przerwał nam Jared.
Spojrzałam mu w oczy i od razu odwróciłam twarz, uciekając przed jego surowym wzrokiem, lecz także przed gniewem Melanie.
– Pewnie się domyślasz. Jeb i Jamie truli mi całą noc…
Wyczekiwałam pytania, wpatrzona w stojący naprzeciw worek ryżu, moją wczorajszą poduszkę. Kątem oka spostrzegłam, że uniósł rękę, i skuliłam się ze strachu.
– Nie zrobię ci krzywdy – powtórzył trochę zniecierpliwiony, po czym szorstką dłonią chwycił mnie za podbródek i obrócił twarzą do siebie, bym na niego spojrzała.
Moje serce zgubiło rytm, a oczy zaszły wilgocią. Zamrugałam, by lepiej widzieć.
– Wando. – Wypowiedział moje imię powoli, niechętnie – czułam to, mimo że jego głos był spokojny i beznamiętny. – Czy Melanie żyje – jest częścią ciebie? Powiedz mi prawdę.
Melanie natarła z siłą buldożera. Próbowała się wydostać, sprawiając mi fizyczny ból, zupełnie jak nagły atak migreny.
Przestań! Nic nie rozumiesz?
Patrzyłam na ułożenie jego warg, na lekko przymrużone oczy, i nie miałam najmniejszych wątpliwości.
On myśli, że kłamię , tłumaczyłam jej. Nie chodzi mu o prawdę – szuka tylko dowodów, chce pokazać Jebowi i Jamiemu, że jestem kłamcą. Łowcą, i że trzeba mnie zabić .
Melanie nie odpowiadała na moje słowa ani im nie wierzyła. Z najwyższym trudem powstrzymywałam ją przed odezwaniem się na głos.
Jared zauważył krople potu na moim czole, dreszcze targające plecami, i przymrużył oczy. Nadal trzymał mnie za brodę, nie pozwalając, bym odwróciła twarz.
Jared, kocham cię , próbowała wykrzyknąć. Jest em tu .
Usta nawet mi nie drgnęły, ale wcale bym się nie zdziwiła, gdyby wyczytał te słowa z moich oczu.
Każda minuta ciszy dłużyła się w nieskończoność. Obrzydzenie, z jakim na mnie patrzył, wyczekując odpowiedzi, rozdzierało mi serce. Jak gdyby tego było mało, Melanie nie przestawała dźgać mnie od środka swym gniewem. Jej zazdrość wezbrała i zalała mnie potężną falą, przetoczyła się przez moje ciało, trwale je zanieczyszczając.
Mijały kolejne minuty, aż w końcu nie mogłam już powstrzymać łez. Wylały mi na policzki i spłynęły mu w dłoń. Miał jednak wciąż ten sam wyraz twarzy.
Poczułam, że dłużej nie mogę. Zamknęłam oczy i szarpnęłam głową w dół. Mógł użyć siły, ale opuścił dłoń.
Westchnął rozczarowany.
Myślałam, że sobie pójdzie. Ponownie wlepiłam wzrok w dłonie i czekałam. Bicie serca odmierzało mi upływające minuty. Oboje siedzieliśmy nieruchomo. Pasował do niego ten kamienny bezruch – do jego nowego, twardego oblicza, do oczu zimnych jak głaz.
Melanie pogrążyła się w zadumie. Porównywała go z mężczyzną, którym był kiedyś. Przypomniała sobie jeden z dawnych dni.
– No nieeee – jęczą razem Jamie i Jared.
Jared leży wyciągnięty na skórzanej sofie, Jamie obok na dywanie. Oglądają na telewizorze plazmowym mecz koszykówki. Pasożyty mieszkające w tym domu są w pracy, nasz jeep jest już pełny. Możemy tu spokojnie posiedzieć jeszcze parę godzin.
Читать дальше