Jared wymamrotał coś niezrozumiałego, usłyszałam tylko imię Jeba. Potem odetchnął głośno i powiedział:
– No dobra. To chyba zamyka sprawę.
– Na to wygląda. – Ian zawahał się przez chwilę, po czym dodał: – Chociaż… to znaczy, nie zrozum źle, to pewnie nic takiego.
Jared znowu spochmurniał. Nie podobało mu się, że Ian bawi się w cenzora.
– Dawaj.
– Nikt się tym zbytnio nie przejmuje oprócz Kyle’a, a sam wiesz, jaki on jest.
Jared mruknął twierdząco.
– Ty masz chyba w takich sprawach najlepsze wyczucie, więc chciałem cię zapytać o zdanie. Po to tu jestem, ryzykując życie, bo w końcu to strefa zakazana – powiedział Ian z udawaną powagą, po czym odezwał się już całkiem serio: – Widzisz, jest jeszcze jeden… Ma ciało kobiety. To Łowca, bez dwóch zdań. Nosi przy sobie glocka.
Zrozumienie tego słowa zajęło mi chwilę. Melanie je kojarzyła, ale słabo. Kiedy już pojęłam, że chodzi o rodzaj pistoletu, zrobiło mi się niedobrze – powiedział to takim tęsknym, zazdrosnym głosem!
– Kyle pierwszy zauważył, że ten jeden jest jakiś inny. Pozostali Łowcy nie zwracali na niego większej uwagi – na pewno nie brał udziału w podejmowaniu decyzji. To znaczy, miał ciągle coś do powiedzenia, ale raczej nikt go nie słuchał. Szkoda, że nie wiemy, co mówił…
Znowu przeszły mnie ciarki.
– Tak czy siak – ciągnął Ian – kiedy odwołali poszukiwania, ten jeden był wyraźnie niezadowolony. Sam wiesz, jakie są pasożyty – zawsze takie… p o c z c i w e. A ten był inny – to wyglądało jak kłótnia, nigdy czegoś takiego u nich nie widziałem. Może nie do końca kłótnia, bo cała reszta miała to gdzieś, ale ten jeden naprawdę wyglądał, jakby się o coś wykłócał, wierz mi. No, ale reszta go zignorowała i pojechali sobie.
– A co z tamtym?
– Wsiadł do auta i przejechał pół drogi do Phoenix. Potem zawrócił i pojechał z powrotem do Tucson. A potem znów na zachód. – Czyli ciągle węszy.
– Albo nie wie, co robić. Zatrzymał się przy sklepie obok wzgórza i rozmawiał z pasożytem, który tam pracuje, mimo że już wcześniej go przesłuchiwano.
– Uhm – chrząknął Jared. Był zaintrygowany, ciekawiło go rozwiązanie tej zagadki.
– A potem wdrapał się na górę. Dziwny robal. Musiał się ugotować w tych ciuchach, był ubrany na czarno od stóp do głów.
Wzdrygnęłam się gwałtownie, aż oderwałam się od podłogi i uderzyłam ciałem o tylną ścianę groty. Instynktownie wyrzuciłam ręce przed siebie, osłaniając twarz. Usłyszałam syknięcie – odbijało się echem od ścian celi – i uświadomiłam sobie, że to ja je z siebie wydałam.
– A to co? – zapytał Ian przerażonym głosem.
Zerknęłam przez palce i ujrzałam ich twarze zaglądające do środka. Ian był zupełnie czarny, ale słabe światło rozjaśniało część skamieniałego oblicza Jareda.
Chciałam leżeć nieruchomo, by mnie nie widzieli, ale targały mną silne, nieopanowane dreszcze.
Jared odszedł na chwilę. Wrócił z lampą w dłoni.
– Popatrz na jego oczy – wymamrotał Ian. – Jest wystraszony.
Widziałam teraz ich obu, ale spoglądałam tylko na Jareda. Przypatrywał mi się badawczym wzrokiem i zapewne rozmyślał o tym, co powiedział Ian, próbując dociec, co spowodowało u mnie tak gwałtowną reakcję.
Nie przestawałam się trząść.
Ona się nigdy nie podda , jęknęła Melanie.
Wiem, wiem , odjęknęłam.
Kiedy nasz wstręt przemienił się w strach? Skręcało mnie w żołądku. Dlaczego Łowczyni nie mogła pogodzić się z moją śmiercią tak jak pozostali? Czy szukałaby mnie nawet, gdybym naprawdę była martwa?
– Kim jest Łowca w czerni? – warknął nagle Jared w moją stronę.
Zadrżały mi usta, ale nic mu nie odpowiedziałam. Najbezpieczniej milczeć.
– Wiem, że umiesz mówić – podniósł głos. – Rozmawiałaś z Jebem i Jamiem. A teraz porozmawiasz ze mną.
Wskoczył do groty, zdziwił się jednak i zezłościł, gdy się okazało, jak bardzo musi się zgiąć, żeby się zmieścić. Klęknął pod niskim sufitem, wyraźnie niezadowolony. Wolałby nade mną stać.
Nie miałam dokąd uciec. Już wcześniej wcisnęłam się w najdalszy kąt, We dwójkę ledwie się mieściliśmy w grocie. Czułam na skórze jego oddech.
– Mów, co wiesz – rozkazał.
Rozstanie
– Kim jest Łowca w czerni? Dlaczego ciągle cię szuka? – Krzyk Jareda był ogłuszający, odbijał się od ciasnych ścian groty, atakując mnie ze wszystkich stron.
Schowałam twarz w dłoniach, spodziewając się lada moment pierwszego ciosu.
– Hm… Jared? – powiedział pod nosem Ian. – Może pozwól mi…
– Nie wtrącaj się!
Głos Iana się zbliżał, słyszałam też zgrzyt kamyków pod jego butem – próbował wejść za Jaredem do i tak już przepełnionej groty.
– Nie widzisz, że się boi? Zostaw go na chwi…
Coś zaszurało o podłogę, a chwilę później rozległ się głuchy odgłos uderzenia. Ian przeklął. Spojrzałam przez palce i zobaczyłam, że gdzieś zniknął, a Jared stoi odwrócony do mnie plecami.
Ian splunął i zajęczał.
– To już drugi raz – warknął, a ja zrozumiałam, że cios przeznaczony dla mnie spadł na niego.
– Nie ręczę, że ostatni – rzucił pod nosem Jared, zwracając się z powrotem ku mnie. W dłoni, którą przed chwilą uderzył Iana, trzymał teraz lampę. W dotychczas ciemnej grocie zrobiło się nagle olśniewająco jasno.
Jared przemówił ponownie, przyglądając mi się w nowym świetle. Każde słowo wymawiał tak, jakby było osobnym zdaniem:
– Kim. Jest. Ten. Łowca.
Opuściłam dłonie i spojrzałam mu w oczy. Nie było w nich ani cienia litości. Bolało mnie, że kto inny poniósł karę za moje milczenie – nawet jeśli ten ktoś próbował mnie niedawno zabić. Nie tak miały wyglądać tortury.
Jared spostrzegł, że zmienił mi się wyraz twarzy, i zawahał się.
– Nie muszę ci robić krzywdy – powiedział cichym, niepewnym głosem. – Ale muszę poznać odpowiedź na moje pytanie.
Nie było to nawet to p y t a n i e – to, którego tak bardzo się obawiałam. Nie pytał o nic, czego nie wolno mi było ujawnić.
– Odpowiedz – nalegał, patrząc na mnie sfrustrowanym, nieszczęśliwym wzrokiem.
Czy byłam tchórzem? Chciałabym uwierzyć, że tak – że to strach przed bólem wziął nade mną górę. W istocie jednak powód, dla którego zaczęłam mówić, był o wiele bardziej żałosny.
Pragnęłam mianowicie sprawić mu – człowiekowi, który zajadle mnie nienawidził – r a d o ś ć.
– Łowca – zaczęłam, wydając z siebie chrapliwe dźwięki; dawno się do nikogo nie odzywałam.
– To już wiemy – przerwał mi zniecierpliwiony.
– To nie żaden przypadkowy Łowca – szepnęłam. – To m ó j Łowca.
– Jak to „twój”?
– Przypisany do mnie. Chodziła za mną i jeździła. To przez nią… – Urwałam w ostatniej chwili, zanim zdążyłam wypowiedzieć słowo, które ściągnęłoby na nas śmierć. Zanim zdążyłam powiedzieć „uciekłyśmy”. Wziąłby czystą prawdę za czyste kłamstwo, pomyślałby, że próbuję grać na jego uczuciach, na jego bólu. Nie dopuściłby do siebie, że najgłębsze z jego pragnień mogłoby się spełnić. Ujrzałby we mnie jedynie groźnego kłamcę przebranego za kogoś, kogo kochał.
– To przez nią co? – ponaglił.
– To przez nią uciekłam – wyszeptałam. – To przez nią tu jestem.
Nie było to do końca prawdą, ale też nie było do końca kłamstwem.
Читать дальше