– Nie jesteś Melanie, ale pamiętasz wszystko co ona i tak dalej, prawda?
Przytaknęłam.
– Wiesz, kim ja jestem?
Próbowałam milczeć, ale słowa same przesmyknęły mi się przez usta.
– Jesteś Jamie. – Mój głos otulił czule jego imię, nie mogłam na to nic poradzić.
Zamrugał zaskoczony. Nie spodziewał się, że przestanę milczeć.
– Tak – odszepnął, kiwając głową.
Oboje spojrzeliśmy na Jeba, wciąż zastygłego w bezruchu, i z powrotem na siebie.
– Czyli pamiętasz, co się z nią stało?
Skrzywiłam się z bólu i potaknęłam wolno.
– Chcę wiedzieć.
Potrząsnęłam głową.
– Chcę wiedzieć – powtórzył. Usta mu drżały. – Nie jestem dzieckiem. Powiedz mi.
– To nic… miłego – westchnęłam, na próżno starając się trzymać język za zębami. Nie potrafiłam mu odmówić.
Ciemne, proste brwi powędrowały mu w górę i prawie zetknęły się na środku czoła, ponad szeroko otwartymi oczami.
– Proszę – szepnął.
Zerknęłam na Jeba. Miałam wrażenie, że podgląda nas przez rzęsy, ale nie byłam pewna.
Odezwałam się głosem cichym jak oddech.
– Ktoś zauważył, jak wchodzi do budynku przeznaczonego do rozbiórki, zorientował się, że coś jest nie tak, i wezwał Łowców.
Wzdrygnął się na dźwięk ostatniego słowa.
– Próbowali ją przekonać, żeby się poddała, ale nie chciała. Kiedy zapędzili ją w ślepy zaułek, wskoczyła do otwartego szybu windy.
Otrząsnęłam się z bolesnego wspomnienia. Jamie pobladł na twarzy.
– Nie zginęła?
– Nie. Mamy bardzo dobrych Uzdrowicieli. Szybko ją wyleczyli. Potem umieścili mnie w jej ciele. Myśleli, że im powiem, jak udało jej się tak długo przetrwać. – Zorientowałam się, że powiedziałam więcej, niż zamierzałam, i gwałtownie zamknęłam usta. Jamie tego nie zauważył, ale Jeb otworzył z wolna oczy i utkwił we mnie wzrok. Reszta jego ciała pozostała nieruchoma. Jamie niczego nie spostrzegł.
– Dlaczego nie pozwoliliście jej umrzeć? – zapytał. Musiał przełknąć ślinę, głos zaczynał mu się załamywać. Było to dla mnie tym boleśniejsze, że nie był to płacz wystraszonego dziecka, lecz głębokie cierpienie dojrzałego człowieka. Z najwyższym trudem powstrzymywałam się przed pogłaskaniem go po twarzy. Chciałam go przytulić i błagać, by się nie smucił. Zwinęłam palce w pięści, próbując skupić się na jego pytaniu. Jeb zerknął na nie, po czym spojrzał mi z powrotem w twarz.
– Nie było mnie przy podejmowaniu decyzji – odparłam cicho. – Byłam wtedy jeszcze w kapsule hibernacyjnej.
Jamie znów zamrugał ze zdziwienia. Zupełnie nie spodziewał się takiej odpowiedzi, widziałam, że zmaga się z nowym uczuciem. Zerknęłam na Jeba i zobaczyłam w jego oczach błysk zaciekawienia.
Ciekawość wzięła w końcu górę także u Jamiego.
– Skąd przyleciałaś? – zapytał.
Uśmiechnęłam się wbrew sobie, widząc w jego oczach zainteresowanie.
– Z daleka. Z innej planety.
– Jakie tam… – zaczął, lecz nagle rozległo się inne pytanie.
– Co u licha? – krzyknął wściekle Jared. Stał jak wryty w głębi tunelu, zaraz przy zakręcie. – Niech cię, Jeb! Chyba się umawialiśmy, że…
Jamie zerwał się na nogi.
– Jeb wcale mnie nie przyprowadził. Ale ty powinieneś!
Jeb westchnął i powoli dźwignął się z ziemi. Strzelba zsunęła mu się z kolan i upadła na podłogę blisko mnie. Odskoczyłam przestraszona.
Jared rzucił się pędem w moją stronę, pokonując dzielącą nas odległość kilkoma susami. Skuliłam się pod ścianą, zakrywając twarz rękoma. Patrzyłam zza łokcia, jak dopada broni i podnosi ją z ziemi.
– Chcesz nas zabić? – niemal wrzasnął na Jeba, gwałtownym ruchem wpychając mu strzelbę do rąk.
– Uspokój się, Jared – odparł Jeb zmęczonym głosem, chwytając broń jedną dłonią.
– Nie dotknęłaby jej nawet gdyby leżała tu całą noc. Nie widzisz? – Machnął lufą w moim kierunku, aż zadrżałam. – To nie jest Łowca.
– Jeb, zamknij się, do diabła!
– Zostaw go! – krzyknął Jamie. – Nie zrobił nic złego.
– A ty – odkrzyknął Jared, zwracając się do zezłoszczonego chłopca – wynoś się stąd natychmiast albo pożałujesz!
Jamie zacisnął dłonie w pieści i stał twardo w miejscu.
Byłam tak przerażona, że nie mogłam się ruszyć. Jak oni mogli tak na siebie krzyczeć? Byli rodziną, łączyły ich więzy silniejsze niż krew. Przecież Jared nie uderzyłby Jamiego – nie mógłby! Chciałam coś zrobić, ale nie miałam żadnego pomysłu. Zwracając na siebie uwagę, tylko bym ich jeszcze bardziej rozgniewała.
O dziwo, tym razem to Melanie zachowywała większy spokój. Nie skrzywdzi Jamiego , oznajmiła bez cienia wątpliwości. To niemożliwe .
Spojrzałam na nich – stali naprzeciw siebie jak dwaj wrogowie – i wpadłam w panikę.
Nie powinnyśmy były tu przychodzić. Popatrz, jacy są przez nas nieszczęśliwi , rozpaczałam.
– Trzeba było niczego przede mną nie ukrywać – powiedział Jamie przez zęby. – I nie robić jej krzywdy. – Rozluźnił zaciśniętą dłoń i wskazał na moją twarz.
Jared splunął na ziemię.
– To nie jest Melanie. Melanie już nie wróci, Jamie.
– To jej twarz – obstawał przy swoim famie. – I jej szyja. Nie przeszkadzają ci te sińce?
Jared opuścił ręce. Zamknął oczy i wziął głęboki wdech.
– Jamie, albo natychmiast sobie stąd pójdziesz i zostawisz mnie samego, albo cię do tego zmuszę. Nie żartuję. Mam już dosyć, rozumiesz? Więcej w tej chwili nie zniosę. Czy możemy odłożyć tę rozmowę na później? – Otworzył z powrotem oczy i zobaczyłam w nich ból.
Jamie popatrzył na niego i zaczął pokornieć na twarzy.
– Przepraszam – wymamrotał po chwili. – Pójdę sobie… ale nie obiecuję, że tu nie wrócę.
– Nie mam teraz do tego głowy. Idź już. Proszę.
Jamie wzruszył ramionami. Posłał mi jeszcze ostatnie spojrzenie i zniknął w tunelu. Słuchałam roztkliwiona, jak oddala się długimi, szybkimi krokami; ich znajomy odgłos przypomniał mi dawne czasy. Jared spojrzał na Jeba.
– Ty też – powiedział beznamiętnym tonem.
Jeb wywrócił oczami.
– Miałeś trochę przykrótką przerwę, nie uważasz? Popilnuję jej jeszcze, a…
– Idź.
Jeb zmarszczył brwi w zamyśleniu.
– Dobra, jak tam chcesz – odparł i ruszył wolno w głąb korytarza.
– Jeb? – zawołał za nim Jared.
– Ta?
– Gdybym kazał ci go zastrzelić w tej chwili, zrobiłbyś to?
Jeb nie zatrzymał się ani nie obejrzał, lecz jego słowa zabrzmiały bardzo wyraźnie.
– Nie miałbym wyjścia. Przestrzegam własnych reguł. Dlatego dobrze się zastanów, zanim mnie o to poprosisz.
Po chwili rozpłynął się w ciemnościach.
Jared spoglądał za nim. Postanowiłam nie czekać, aż zmierzy mnie złowrogim wzrokiem. Wcisnęłam się do mojej niewygodnej kryjówki i skuliłam w najdalszym kącie.
Bezczynność
Reszta dnia, nie licząc jednej krótkiej chwili, upłynęła mi w zupełnej ciszy.
Przerwał ją tylko Jeb, przynosząc mi i Jaredowi jedzenie. Położył tacę przy wyjściu i uśmiechnął się przepraszająco.
– Dziękuję – powiedziałam.
– Nie ma za co – odparł.
Jared chrząknął, wyraźnie poirytowany tą wymianą serdeczności.
Był to jedyny dźwięk, jaki wydał przez cały dzień. Wiedziałam, że ciągle tam jest, ale nie słyszałam niczego, co by to potwierdzało – nawet oddechu.
Читать дальше