Gdy tylko minęliśmy ostatni zakręt, istotnie zobaczyłam, że ktoś na nas czeka. Stał oparty o ścianę nieopodal lampy, rzucając długi cień w naszą stronę, ale bez wątpienia nie był to Jared. Zacisnęłam dłoń na ramieniu Jeba w panicznym odruchu.
Dopiero potem przyjrzałam się tajemniczej postaci. Był to ktoś mniejszy ode mnie – dlatego od razu poznałam, że to nie Jared – i bardzo szczupły. Mały, ale też jakby zbyt wysoki, zbyt patykowaty. Nawet w słabym świetle niebieskiej lampy widać było skórę opaloną na głęboki brąz i jedwabiste czarne włosy opadające bezładnie aż za podbródek.
Ugięły się pode mną kolana.
Kurczowo ścisnęłam ramię Jeba, szukając oparcia.
– Oż jasny gwint! – wykrzyknął poirytowany. – Czy nikt tu nie potrafi dochować tajemnicy dłużej niż dzień? Można zwariować. Nic tylko zawiązać im te długie jęzory… – Jeb zaczął mamrotać coś pod nosem.
Nie próbowałam nawet zrozumieć, co mówi. Toczyłam właśnie najzacieklejszy bój w życiu. We wszystkich życiach.
Czułam Melanie w każdej komórce ciała. Mrowiły mnie zakończenia nerwów, które poznały ją po długiej nieobecności. Mięśnie drgały w oczekiwaniu na jej ruch. Usta mi drżały, próbując same się otworzyć. Pochyliłam się ku stojącemu w korytarzu chłopcu. Ręce odmawiały mi posłuszeństwa.
Melanie wiele się uczyła za każdym razem, gdy traciłam panowanie nad ciałem lub dobrowolnie się go zrzekałam, dlatego była teraz trudnym przeciwnikiem – tak trudnym, że na czoło wystąpiły mi krople potu. Ale tym razem nie leżałam konająca na pustyni ani nie byłam osłabiona i wytrącona z równowagi widokiem osoby, której miałam już nigdy nie zobaczyć. Byłam przygotowana. Ciało zregenerowało się i odzyskało siły, a to działało na moją korzyść.
Przegnałam Melanie z rąk i nóg, wypchnęłam z każdego miejsca, w którym próbowała zdobyć przyczółek, zapędziłam z powrotem do małego zakamarka w mojej głowie i przykułam łańcuchem.
Jej kapitulacja była nagła i całkowita. Ach , westchnęła i był to niemalże jęk bólu.
Zwyciężyłam, ale natychmiast ogarnęło mnie dziwne poczucie winy.
Już wcześniej zdawałam sobie sprawę, że Melanie jest dla mnie kimś więcej niż tylko zbuntowanym żywicielem uprzykrzającym mi życie. W ciągu ostatnich tygodni – od kiedy połączyła nas niechęć do wspólnego wroga, czyli Łowczyni – zbliżyłyśmy się do siebie, a nawet stałyśmy się powierniczkami. Kiedy Kyle stał nade mną z nożem na pustyni, część mnie cieszyła się, że przynajmniej to nie ja uśmiercę Melanie. Już wtedy była dla mnie czymś więcej niż tylko ciałem. Teraz jednak poczułam coś jeszcze głębszego. Żałowałam, że sprawiłam jej ból.
Nie miałam niestety wyjścia, choć ona zdawała się tego nie rozumieć. Każde nieopatrznie wypowiedziane słowo, każdy pochopny krok mógł dla nas oznaczać szybką egzekucję. Melanie reagowała zbyt spontanicznie i emocjonalnie. Wpakowałaby nas w tarapaty.
Musisz mi zaufać , zwróciłam się do niej. Ja po prostu robię, co mogę, żeby nas nie zabito. Wiem, nie chce ci się wierzyć, że ci twoi ludzie mogliby nas skrzywdzić…
Ale to Jamie , szepnęła. Tęskniła do niego tak mocno, że znów poczułam się, jakbym miała nogi z waty.
Próbowałam spojrzeć na niego z dystansem – ujrzeć jedynie opartego o ścianę ponurego nastolatka ze sztywno założonymi rękoma. Starałam się widzieć w nim obcą osobę i tak też go traktować. Starałam się, ale nie umiałam. To był Jamie, byłam nim zachwycona, a moje ręce – moje, nie Melanie – chciały go uściskać. Łzy stanęły mi w oczach i pociekły po twarzy. Mogłam tylko mieć nadzieję, że nie widać ich w słabym świetle.
– Jeb – przywitał się oschłe Jamie. Omiótł mnie przelotnym spojrzeniem, po czym odwrócił wzrok.
Miał taki głęboki głos! Czy to możliwe, że tak urósł? Uświadomiłam sobie z bólem, że niedawno skończył czternaście lat. Melanie pokazała mi datę. Okazało się, że było to w dniu, w którym po raz pierwszy mi się przyśnił. Tak bardzo starała się tamtego ranka zachować cały ból tylko dla siebie, zataić wspomnienia, by chronić brata, że w końcu pojawił się w jej śnie. A wtedy ja napisałam o tym Łowczyni,
Zdrętwiałam, nie mogąc uwierzyć, że postąpiłam tak bezdusznie.
– Co ty tu robisz, chłopcze? – zapytał Jeb.
– Czemu mi nic nie powiedziałeś? – odparował Jamie.
Jeb zamilkł.
– Jared ci zabronił? – naciskał Jamie.
Jeb westchnął.
– No dobrze, czyli już wiesz. I po co ci to było? My tylko…
– Chcieliście mnie chronić? – dokończył za niego chłopiec.
Skąd było w nim tyle goryczy? Czy to moja wina? Oczywiście, że moja.
Melanie zaczęła głośno szlochać w mojej głowie. Rozpraszało mnie to i sprawiało, że słyszałam głosy Jeba i Jamiego jakby z daleka.
– Okej, Jamie, nie trzeba cię chronić. Czego chcesz?
Ta nagła kapitulacja najwyraźniej zbiła chłopca z tropu. Zerkał to na mnie, to na Jeba, nie wiedząc, jak zacząć.
– Chcę… chcę z nią porozmawiać… to znaczy z nim – wybąkał w końcu. Kiedy się wahał, mówił trochę wyższym tonem.
– Jest mało rozmowna – odparł Jeb – ale jeśli chcesz, możesz spróbować.
Zdjął moje palce ze swego ramienia, po czym oparł się plecami o najbliższą ścianę i zsunął powoli do pozycji siedzącej. Powiercił się jeszcze chwilę w miejscu, szukając najwygodniejszej pozycji. Strzelba przez cały czas leżała mu na kolanach. Wsparł głowę o skałę i zamknął oczy. Po chwili wyglądał już, jakby spał.
Stałam tam, gdzie mnie zostawił, próbując nie patrzeć Jamiemu w twarz, ale nie najlepiej mi to szło.
Jamie był zaskoczony uległością Jeba. Miał oczy jak spodki – wyglądał z nimi trochę młodziej – i nie odrywał ich od siadającego starca. Dopiero gdy Jeb nie ruszył się przez dobrych parę minut, Jamie przeniósł wzrok na mnie, mrużąc powieki.
Widząc to spojrzenie – złe, markujące odwagę i dorosłość, ale też przepojone bólem i strachem – Melanie zaczęła jeszcze głośniej szlochać, a mnie zatrzęsły się kolana. Nie chcąc ryzykować kolejnego upadku, zbliżyłam się do ściany naprzeciw Jeba, oparłam o nią plecami, usiadłam na ziemi i skuliłam się – pragnęłam być jak najmniejsza.
Jamie bacznie mi się przyglądał; w końcu zrobił cztery małe kroki naprzód, aż stanął nade mną. Rzucił jeszcze okiem na wciąż nieruchomego Jeba i klęknął obok mnie. Jego twarz przybrała nagle wyraz skupienia, nadając mu doroślejszy wygląd. Ujrzałam w nim smutnego mężczyznę i serce zabiło mi mocniej.
– Nie jesteś Melanie – powiedział cicho.
Było mi teraz jeszcze trudniej nic nie mówić, tym razem bowiem to ja chciałam się odezwać. Zawahałam się jednak i po chwili jedynie potrząsnęłam głową.
– Ale masz jej ciało.
Potaknęłam, choć znów nie od razu.
– Co ci się… co jej się stało w twarz?
Wzruszyłam ramionami. Nie widziałam swojej twarzy, ale domyślałam się, jak wygląda.
– Kto ci to zrobił? – dociekał Jamie. Wyciągnął ku mnie palec i prawie dotknął mojej szyi, ale się zawahał. Siedziałam spokojnie – akurat tej ręki się nie bałam.
– Ciotka Maggie, Jared i Ian – wyliczył Jeb znużonym głosem. Oboje aż podskoczyliśmy. Ale Jeb nawet się nie poruszył, a oczy miał ciągle zamknięte. Na jego twarzy malował się spokój. Można by pomyśleć, że odpowiedział przez sen.
Jamie odczekał chwilę i obrócił się z powrotem do mnie, z tym samymi skupieniem na twarzy.
Читать дальше