Westchnęłam cicho, gdy o niego zawadziłam, i już chciałam zrobić mu więcej miejsca, lecz wtedy objął mnie naraz ręką i przycisnął do siebie.
Było to przedziwne uczucie, znaleźć się nagle w całkiem nieplatonicznych objęciach Iana. Przypominało moje pierwsze zetknięcie z Bezbólem. Czułam się, jakbym dotychczas cierpiała, nie zdając sobie z tego sprawy, a jego dotyk mnie uleczył.
Właśnie to uczucie wzięło we mnie górę nad wstydem. Obróciłam się na drugi bok, twarzą do niego, a wtedy objął mnie mocniej.
– Tak dobrze? – szepnęłam, powtarzając jego własne pytanie.
Pocałował mnie w czoło.
– Więcej niż dobrze.
Milczeliśmy przez parę minut. Większość rozmów w grocie umilkła. Zgiął się nieco, przystawiając mi usta do ucha, i szepnął, ciszej niż przedtem:
– Wando, myślisz… – Urwał.
– Tak?
– No wiesz, wygląda na to, że mam teraz cały pokój dla siebie. To nie w porządku.
– To prawda. Nie możesz w nim mieszkać sam, trzeba oszczędzać miejsce.
– Nie chcę mieszkać sam. Ale…
Dlaczego nie zapyta wprost?
– Ale co?
– Zdążyłaś już sobie wszystko ułożyć w głowie? Nie chcę cię poganiać. Wiem, że to musi być dla ciebie trudne… z Jaredem…
Potrzebowałam chwili, żeby ogarnąć sens tych słów, aż w końcu zachichotałam pod nosem. Melanie nie była chichotliwa, za to Pet owszem. Jej ciało zdradziło mnie teraz w najmniej odpowiednim momencie.
– Co? – zapytał skonsternowany.
– Myślałam, że to ty potrzebujesz czasu, żeby sobie wszystko poukładać – wyjaśniłam szeptem. – To ja nie chciałam poganiać ciebie. Bo wiem, że to dla ciebie trudne. Z Melanie.
Drgnął lekko, zaskoczony.
– Myślałaś?… Ale przecież Melanie nie jest tobą. Nigdy nie miałem z tym żadnego kłopotu.
Uśmiechałam się w ciemnościach.
– A Jared nie jest tobą.
Odpowiedział bardziej napiętym głosem:
– Ale jest nadał sobą. A ty go kochasz.
Ian znów był zazdrosny? Nie powinnam się cieszyć z negatywnych emocji, ale musiałam przed sobą przyznać, że czuję się podbudowana.
– Jared to przeszłość. Teraźniejszość to ty.
Przez chwilę milczał. W końcu odezwał się drżącym głosem:
– I przyszłość, jeśli zechcesz.
– Tak. Poproszę.
Potem pocałował mnie tak nieplatonicznie, jak tylko było można w tak niesprzyjających okolicznościach. Jak to dobrze, że miałam dość rozsądku, by skłamać na temat swojego wieku.
Deszcze musiały się niedługo skończyć. Wiedziałam, że staniemy się wówczas parą już w pełni. Była to obietnica i zobowiązanie, jakiego nie doświadczyłam w żadnym z poprzednich żyć. Kiedy o tym myślałam, czułam radość i napięcie, nieśmiałość i wielką niecierpliwość – wszystko to naraz; czułam się c z ł o w i e k i e m.
*
Od tamtego wieczora staliśmy się bardziej nierozłączni niż kiedykolwiek. Kiedy więc nadszedł czas, bym wypróbowała nową twarz na innych duszach, Ian pojechał oczywiście ze mną.
Po długich tygodniach frustracji wyczekiwałam tej wyprawy z utęsknieniem. Tymczasem nie dość że moje nowe ciało było słabe i prawie bezużyteczne w jaskiniach, to jeszcze, ku mojemu zdumieniu, niektórzy nie chcieli, żebym zrobiła z niego jedyny użytek, do jakiego było wręcz stworzone.
A przecież Jared przychylił się do decyzji Jamiego właśnie ze względu na tę niewinną, wrażliwą twarzyczkę, która momentalnie budziła zaufanie, to delikatne ciało, które każdy chciał chronić. Teraz jednak on sam miał problem z przełożeniem teorii na praktykę. Byłam przekonana, że wypady do miasta będą dla mnie równie łatwe jak wcześniej, lecz Jared, Jeb, Ian i pozostali – wszyscy z wyjątkiem Jamiego i Mel – roztrząsali to przez wiele dni, szukając sposobu, żeby mnie od tego obowiązku uwolnić. Był to istny absurd.
Widziałam, że myślą o Sunny, lecz była przecież jeszcze niesprawdzona, niezaufana. Co więcej, Sunny nie miała najmniejszej ochoty wystawiać nosa na zewnątrz. Na samo słowo „wyprawa” kuliła się ze strachu. Udział Kyle’a także nie wchodził w grę. Gdy raz przy niej o tym napomknął, wpadła w histerię.
Koniec końców, zaważyły względy praktyczne. Byłam potrzebna.
Lubiłam czuć się potrzebna.
Zapasy były już na wyczerpaniu, dlatego szykowaliśmy się na długą, solidną wyprawę. Jak zwykle przewodził nam Jared, a więc nie mogła nie pojechać Melanie. Aaron i Brandt zgłosili się na ochotnika, nie dlatego, że potrzebowaliśmy silnego wsparcia – po prostu byli zmęczeni siedzeniem w jaskiniach.
Wybieraliśmy się tym razem daleko na północ i nie mogłam się doczekać nowych miejsc – oraz niskiej temperatury.
Moje nowe ciało trochę sobie nie radziło z uczuciem podniecenia. Pierwszej nocy, gdy jechaliśmy do skalnego osuwiska, gdzie czekały w ukryciu furgonetka i ciężarówka, byłam nieco nadpobudliwa. Ian śmiał się ze mnie, ponieważ nie mogłam wytrzymać w miejscu w trakcie przeładowywania do furgonetki ubrań i innych niezbędnych nam rzeczy. Mówił, że trzyma mnie za rękę, żebym nie odleciała.
Czy byłam zbyt głośna? Zapomniałam się? Nie, oczywiście, że nie. Nie mogłam nic zrobić, żeby tego uniknąć. Wpadliśmy w zasadzkę i było za późno, żeby cokolwiek wskórać, odkąd tylko się tam zjawiliśmy.
Zamarliśmy, gdy z ciemności wystrzeliły wąskie snopy światła, oświetlając twarze Jareda i Melanie. Moja twarz, moje oczy – jedyne, które mogły nam pomóc – pozostały niewidoczne w cieniu szerokich barków Iana.
Mnie nic nie oślepiło. Widziałam Łowców wyraźnie w jasnym świetle księżyca. Mieli nad nami przewagę liczebną, nas było sześcioro, ich – ośmioro. Widziałam wyraźnie, jak trzymają ręce, widziałam błyszczącą w nich broń, uniesioną i wycelowaną w naszą stronę. W Jareda i Mel, Brandta i Aarona – który nie zdążył nawet sięgnąć po naszą jedyną strzelbę – i prosto w pierś Iana.
Dlaczego pozwoliłam im ze mną jechać? Dlaczego musieli zginąć wraz ze mną? W głowie rozbrzmiały mi echem rozpaczliwe pytania Lily: dlaczego życie i miłość trwają? Po co?
Moje małe, wrażliwe serce rozprysło się na milion kawałków. Sięgnęłam nerwowo do kieszeni w poszukiwaniu kapsułki z trucizną.
– Spokój, niech nikt się nie rusza! – zawołał mężczyzna w środku grupy. – O nie, tylko nic nie p o ł y k a j c i e! Chwila! Patrzcie!
Mężczyzna poświecił sobie latarką po oczach.
Twarz miał opaloną na brąz, pooraną niczym zwietrzały głaz. Włosy ciemne, posiwiałe w okolicach skroni, nad uszami skłębione. A oczy – oczy miał ciemnobrązowe. Po prostu ciemnobrązowe, nic więcej.
– Widzicie? – powiedział. – Nie strzelajcie do nas, a my nie będziemy strzelać do was. Dobra? – Po czym odłożył broń na ziemię. – No dalej, ludzie – rzucił, a wtedy pozostali schowali pistolety z powrotem do kabur – na biodrach, plecach, kostkach… mnóstwo broni.
– Znaleźliśmy wasz schowek, niezła rzecz. Mieliśmy szczęście, że go znaleźliśmy – więc pomyśleliśmy, że się tu pokręcimy i na was poczekamy. W końcu nieczęsto natykamy się na innych ludzi. – Roześmiał się gromko. – Szkoda, że nie widzicie swoich twarzy! Co? Myśleliście, że tylko wam się upiekło? – Znowu się zaśmiał.
Nikt z nas nawet nie drgnął.
– Chyba są w szoku, Nate – odezwał się inny mężczyzna.
– Napędziliśmy im strachu – powiedziała jakaś kobieta. – Dziwisz im się?
Czekali, przestępując z nogi na nogę, podczas gdy my wciąż staliśmy w bezruchu.
Читать дальше