– NIE! – wykrzyknęła Melanie przez moje usta.
Jared pochwycił jej ręce i od razu przycisnął mnie do ściany, nim zdążyłam upaść. Uginały się pode mną nogi, tak jak reszta ciała ogłupione sprzecznymi sygnałami.
– Mel? Mel!
– Co ty w y r a b i a s z?
Jared wydał jęk ulgi.
– Wiedziałem, że dasz radę! Ach, Mel!
Pocałował ją znowu, w usta, w których odzyskała czucie, i obie mogłyśmy skosztować łez cieknących mu po policzkach.
Ugryzła go.
Odskoczył od nas, a ja osunęłam się bezwolnie na podłogę.
Roześmiał się.
– Cała ona. Moja Mel. Masz ją tam ciągle, Wando?
– Tak – wydyszałam.
Co to miało być, do cholery? – srożyła się Melanie.
Gdzie byłaś? Masz pojęcie, przez co przeszłam, próbując cię zaleźć?
No właśnie widzę, jak cierpiałaś.
O, uwierz mi, że będę cierpieć , zapewniłam. Czułam, że to się zbliża. Tak jak ostatnio…
Wertowała moje myśli najszybciej, jak się dało. Jamie?
Właśnie próbuję ci to powiedzieć. On cię potrzebuje.
To dlaczego nie jesteśmy z nim?
Może dlatego, że jest chyba jeszcze za mały, żeby oglądać takie rzeczy.
Nadal grzebała w mojej pamięci. No proszę, z Ianem też. Dobrze, że mnie przy tym nie było.
Tak się martwiłam. Nie wiedziałam, co robić.
Dobra, chodźmy. Szkoda czasu.
– Mel? – zapytał Jared.
– Jest ze mną. Jest wściekła. Chce się zobaczyć z Jamiem.
Jared objął mnie w pasie i pomógł mi wstać.
– Możesz sobie być wściekła, Mel, tylko nie odchodź.
Jak długo mnie nie było?
Cale trzy dni.
Przycichła nagle. Gdzie byłam?
Nie wiesz?
Nie pamiętam… nic nie pamiętam.
Przeszły nas dreszcze.
– Wszystko w porządku? – zapytał Jared.
– Powiedzmy.
– To ona do mnie wcześniej mówiła? Wtedy na głos?
– Tak.
– Czy… możesz jej pozwolić powiedzieć coś jeszcze?
Westchnęłam. Byłam wyczerpana.
– Mogę spróbować. – Zamknęłam oczy.
Możesz mnie obejść? – zapytałam. Możesz się do niego odezwać?
Yyy… Jak? Gdzie?
Próbowałam przywrzeć do wnętrza głowy.
– Dawaj – mruknęłam. – Tędy.
Melanie starała się przedostać, ale na próżno.
Wtem poczułam na ustach wargi Jareda. Podniosłam gwałtownie powieki, przerażona. Jego oczy również były otwarte, przyglądały mi się z odległości dwóch centymetrów.
Melanie szarpnęła głową do tyłu.
– Co robisz! Nie dotykaj jej!
Uśmiechnął się, po swojemu mrużąc oczy.
– Cześć, skarbie.
To nie jest śmieszne .
Próbowałam złapać oddech.
– To jej nie bawi.
Nadal jedną ręką obejmował mnie – nas – w pasie. Wyszliśmy na skrzyżowanie tuneli, ale nikogo tam nie było. Ian zniknął.
– Ostrzegam cię, Mel – żartował Jared, nie przestając się szeroko uśmiechać. – Lepiej nigdzie nie odchodź. Nie wiem, do czego mogę się posunąć, żeby cię odzyskać.
Poczułam niepokój w żołądku.
Powiedz mu, że go uduszę, jeśli jeszcze raz cię tak dotknie. Tym razem jednak ona także żartowała.
– Teraz grozi ci śmiercią – powiedziałam. – Ale to chyba taki dowcip.
Roześmiał się, udając ulgę.
– Jesteś zawsze taka poważna, Wando.
– Wasze żarty nie są zabawne – odrzekłam pod nosem. W każdym razie nie były dla mnie.
Jared znowu się zaśmiał.
Jest ci przykro , spostrzegła Melanie.
Postaram się, żeby Jamie nic nie zauważył.
Dziękuję, że mnie uratowałaś.
Nie pozbędę się ciebie, Melanie. Przykro mi, że to wszystko, co mogę dla ciebie zrobić. Dziękuję.
– Co mówi?
– Właśnie się… pogodziłyśmy.
– Dlaczego nie mogła się odezwać, kiedy chciałaś jej na to pozwolić?
– Nie wiem, Jared. Chyba nie ma dość miejsca dla nas obu. Nie potrafię całkiem usunąć jej się z drogi. To jak… nie jak wstrzymywanie oddechu. Raczej jak zatrzymywanie bicia serca. Nie mogę przestać istnieć. Nie umiem.
Zabolało mnie, gdy nic nie odpowiedział. O ile byłby szczęśliwszy, gdybym jednak znalazła jakiś sposób na to, by zniknąć.
Melanie chciała… nie tyle zaprzeczyć, co mnie pocieszyć. Szukała słów, które uśmierzyłyby moje cierpienie, ale nic jej nie przychodziło do głowy.
Ian byłby zrozpaczony. I Jamie. Jeb też by za tobą tęsknił. Masz tu tylu przyjaciół. Dzięki.
Cieszyłam się, że wracamy do naszego pokoju. Musiałam jak najszybciej zająć czymś myśli, żeby się nie rozpłakać. Nie czas użalać się nad sobą, pomyślałam. Jest tyle ważniejszych spraw niż moje delikatne serce.
Gorączka
Domyślałam się, że wyglądam jak posąg. Ręce miałam skrzyżowane przed sobą, twarz pozbawioną wyrazu, oddech zbyt płytki, by unosił mi pierś.
Za to w środku kotłowałam się, jakby cząstki moich atomów zmieniły ładunek i nawzajem się odpychały.
Uratowałam Melanie, lecz nie mogłam uratować Jamiego. Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, i okazało się, że to nie wystarczy.
Przed wejściem do naszego pokoju zgromadził się tłum ludzi. Jared, Kyle i Ian dopiero co wrócili z rozpaczliwego wypadu, niestety z pustymi rękoma. Przez trzy dni narażali życie, lecz jedyną rzeczą, jaką udało im się zdobyć, była przenośna lodówka wypełniona kostkami lodu. Trudy robiła teraz zimne kompresy i kładła je Jamiemu na czole i piersi, a także pod kark.
Lód zbijał wprawdzie szalejącą gorączkę, ale nie mógł starczyć na długo. Na kolejną godzinę? Dłużej? Krócej? Wiedziałam, że prędzej czy później Jamie znów będzie na krawędzi śmierci.
To ja zmieniałabym mu okłady, gdyby nie to, że nie mogłam się ruszyć. Gdybym się ruszyła, rozpadłabym się na mikroskopijne kawałki.
– Nic? – wymamrotał Doktor. – A sprawdziliście…
– We wszystkich miejscach, jakie nam tylko przyszły do głowy – przerwał mu Kyle. – Antybiotyki to nie środki przeciwbólowe ani narkotyki, ludzie nigdy nie mieli powodów, by trzymać je w ukryciu. Gdyby ciągle istniały, leżałyby na wierzchu. Ale już ich nie ma.
Jared milczał, wpatrzony w zaczerwienioną twarz chorego chłopca.
Ian stał obok mnie.
– Nie rób takiej miny – szepnął mi. – Wyliże się z tego. To twardziel.
Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Zresztą ledwie słyszałam, co do mnie mówi.
Doktor uklęknął obok Trudy i opuścił Jamiemu brodę. Drugą ręką, w której trzymał miseczkę, zaczerpnął lodowatej wody i zwilżył chłopcu usta. Wszyscy usłyszeli, jak Jamie przełyka głośno, z trudem. Oczy mu się jednak nie otwierały.
Miałam wrażenie, że już nigdy nie będę w stanie się ruszyć. Że stanę się częścią skalnego muru. Pragnęłam być skałą.
Pomyślałam, że jeśli wykopią na pustyni dół dla Jamiego, będą mnie musieli zakopać razem z nim.
To za mało, za mało , denerwowała się Melanie.
O ile mną owładnęła rozpacz, o tyle nią – wściekłość.
Starali się.
Samo staranie się niczego nie rozwiąże. Jamie n i e m o ż e umrzeć. Muszą szukać dalej.
Po co? Nawet gdyby znaleźli te wasze stare antybiotyki, jakie są szanse, że będą wciąż dobre? Zresztą i tak miały niską skuteczność. Są niewiele warte. Jamie nie potrzebuje waszych lekarstw. Potrzeba mu czegoś więcej. Czegoś, co naprawdę działa…
Читать дальше