– Prawda? To zabawne – przytaknął Ian. Nie słyszałam, jak nadchodził. Objął mnie za ramię. – Ale to dobrze. Wiesz chyba, że Wes podkochiwał się w tobie, odkąd się tu zjawił?
– Tak mi powiedział. Ja tego nie widziałam.
Ian roześmiał się.
– Chyba tylko ty jedna. To co, Wando, może mała gierka jeden na jednego, dopóki tamci nie przyjdą?
Czułam niewysłowiony zapał Melanie.
– Dobra.
Pozwolił mi zacząć, a sam cofnął się pod bramkę. Mój pierwszy strzał zmieścił się między nim a słupkiem. Kiedy wznowił grę, nacisnęłam na niego, przejęłam piłkę i strzeliłam drugiego gola.
Da je nam fory , fuknęła Melanie.
– Ian, nie wygłupiaj się. Graj.
– Przecież gram.
Powiedz mu, że gra jak baba .
– Jak baba.
Roześmiał się, a wtedy znów wyłuskałam mu piłkę spod nóg. Prowokacja na nic się nie zdała. Nagle przyszedł mi do głowy inny pomysł. Strzeliłam do pustej bramki, przeczuwając, że to prawdopodobnie ostatni raz.
Nie podoba mi się ten pomysł , mruknęła Mel.
Ale założę się, że zadziała .
Postawiłam piłkę z powrotem na środku boiska.
– Jeżeli wygrasz, możesz spać w moim pokoju, dopóki nie wrócą. – I tak musiałam się w końcu wyspać.
– Gramy do dziesięciu. – Wydał gardłowy odgłos i kopnął piłkę tak mocno, że odbiła się od niewidocznej ściany gdzieś daleko za moją bramką i wróciła do nas.
Spojrzałam na Lily.
– Pudło?
– W sam środek bramki – odparła, potrząsając głową.
– Jeden trzy – oznajmił Ian.
Pokonał mnie w kwadrans, ale przynajmniej się zmęczyłam. Udało mi się nawet wbić mu jeszcze jednego gola, z czego byłam bardzo dumna. Kiedy strzelał ostatnią, dziesiątą bramkę, brakowało mi już tchu.
Nie można było tego samego powiedzieć o nim.
– Dziesięć cztery. Wygrałem.
– Dobry mecz – wydyszałam.
– Zmęczona? – zapytał niewinnym tonem, trochę zbyt niewinnym. Błaznował. Przeciągnął się. – Jeżeli o mnie chodzi, to chyba będę się już kładł do łóżka. – Udał chytre spojrzenie.
Skrzywiłam się.
– Oj, Mel, przecież wiesz, że sobie żartuję. Nie bądź taka.
Lily spoglądała na nas zafrapowana.
– Melanie Jareda za mną nie przepada – wyjaśnił Ian, puszczając do niej oko.
Uniosła brwi.
– Aha… No proszę.
– Ciekawe, gdzie się podział Wes? – mruknął pod nosem Ian, nie zważając zbytnio na jej reakcję. – Może pójdźmy sprawdzić? Przy okazji bym się napił.
– Ja też – przytaknęłam.
– Przynieście mi też. – Lily nie ruszyła się z podłogi.
Gdy weszliśmy do wąskiego tunelu, Ian objął mnie delikatnie ręką w pasie.
– Wiesz – odezwał się – to naprawdę nie fair, że to ty musisz cierpieć, gdy Melanie jest na mnie zła.
– Od kiedy to ludzie są fair?
– No tak, słuszna uwaga.
– Poza tym już ona chętnie by dopilnowała, żebyś cierpiał, gdybym jej na to pozwoliła.
Zaśmiał się.
– Fajnie, że Wes i Lily są parą, nie uważasz? – zapytał.
– Tak. Oboje wydają się bardzo szczęśliwi. Cieszy mnie to.
– Mnie też. Wes w końcu znalazł sobie dziewczynę. To mi daje nadzieję. – Puścił do mnie oko. – Myślisz, że Melanie zrobiłaby ci piekło, gdybym cię teraz pocałował?
Zesztywniałam na sekundę, po czym wzięłam głęboki oddech,
– Pewnie tak.
O tak .
– Na pewno.
Ian westchnął.
Jednocześnie w oddali rozległo się wołanie Wesa. Jego głos dobiegał z końca tunelu, ale zbliżał się z każdym słowem.
– Wrócili! Wando, wrócili!
Pojęłam w mig, o co chodzi, i już po chwili biegłam co tchu. Za moimi plecami Ian mamrotał coś o daremnym trudzie.
Prawie wpadłam na Wesa.
– Gdzie? – wydyszałam.
– W ogrodzie.
Popędziłam dalej. Wbiegając do jaskini z ogrodem, rozglądałam się już wokół. Nietrudno było ich znaleźć. Jamie stał na czele grupy ludzi, przy wejściu do południowego tunelu.
– Wanda! – zawołał, wymachując dłonią.
Biegłam ku niemu, omijając uprawy. Trudy trzymała go za ramię, jakby nie chciała, żeby wybiegł mi na spotkanie.
Chwyciłam go dłońmi za ramiona i przycisnęłam do siebie.
– Och, Jamie!
– Tęskniłaś za mną?
– Troszeczkę. Gdzie są wszyscy? Wszyscy wrócili? Nikomu nic się nie stało? – Jedyną osobą wśród zgromadzonych, która również wróciła z wyprawy, była Trudy. Pozostali – Lucina, Ruth Ann, Kyle, Travis, Violetta, Reid – przyszli ich przywitać.
– Wszyscy wrócili cali i zdrowi – zapewniła mnie Trudy. Omiotłam wzrokiem ogromną grotę.
– Gdzie są?
– Myją się, rozładowują łupy…
Chciałam zaoferować pomoc – cokolwiek, byle tylko zobaczyć na własne oczy, że Jaredowi nic się nie stało – ale wiedziałam, że nie pokażą mi, którędy wnoszą ładunek.
– Przydałaby ci się kąpiel – powiedziałam Jamiemu, czochrając mu brudne, posplatane włosy i ani na chwilę go nie puszczając.
– Ma się położyć – powiedziała Trudy.
– Trudy! – mruknął Jamie, posyłając jej krzywe spojrzenie.
Zerknęła na mnie, po czym odwróciła wzrok.
– Położyć?… – Odsunęłam się, by dokładniej mu się przyjrzeć. Nie wyglądał na zmęczonego – oczy mu błyszczały, a na policzkach, pod opalenizną, miał zdrowe rumieńce. Obrzuciłam go całego wzrokiem i zatrzymałam spojrzenie na prawej nodze.
Miał postrzępioną dziurę w dżinsach, kilka centymetrów nad kolanem. Brzegi rozdartego materiału były czerwonobrązowe. Złowieszczy kolor ciągnął się długą plamą aż do nogawki.
Krew , uprzytomniła sobie ze zgrozą Melanie.
– Jamie! Co się stało?
– Wielkie dzięki, Trudy.
– Wanda i tak by zauważyła. Chodź, porozmawiamy po drodze.
Trudy wzięła go pod rękę. Kuśtykał powoli, po jednym kroku naraz, opierając ciężar ciała na lewej nodze.
– Jamie, mów, co się stało! – Objęłam go ramieniem z drugiej strony, starając się dać mu jak najwięcej oparcia.
– To było głupie. I całkiem z mojej winy. I mogło się wydarzyć wszędzie, nawet tu.
– Opowiedz.
Westchnął.
– Trzymałem nóż i się potknąłem.
Zadrżałam.
– Nie powinniśmy iść w drugą stronę? Doktor musi na to spojrzeć.
– Właśnie od niego wracam. Od razu tam poszliśmy.
– I co powiedział?
– Że wszystko w porządku. Oczyścił mi ranę, zabandażował i kazał się położyć.
– I musiałeś iść całą drogę ze szpitala? Dlaczego tam nie zostałeś?
Jamie zrobił minę i spojrzał na Trudy, jakby szukając pomocy.
– Będzie mu wygodniej we własnym łóżku – stwierdziła.
– Właśnie – przytaknął. – Kto by chciał leżeć na tych okropnych wyrkach w szpitalu.
Spojrzałam na nich, po czym obejrzałam się za siebie. Reszta gdzieś zniknęła. Słyszałam tylko ich głosy, odbijające się echem od ścian południowego tunelu.
Co jest grane? – zaniepokoiła się Mel.
Dotarło do mnie, że Trudy również nie potrafi kłamać. Kiedy mówiła, że pozostali myją się i rozładowują skradzione rzeczy, w jej głosie zabrzmiała fałszywa nuta. Zdawało mi się nawet, że pamiętam, jak zerknęła wtedy w prawo, w stronę południowego tunelu.
– Czołem, młody! Cześć, Trudy! – Ian dopiero teraz do nas dołączył.
– Cześć, Ian – odpowiedzieli mu jednocześnie.
– Co się stało?
– Upadłem na nóż – mruknął Jamie, spuszczając głowę. Ian zaśmiał się.
Читать дальше