Nie patrzył na mnie, lecz na ścianę. Ja także odwróciłam wzrok. Zapatrzyłam się w plamę słońca na czerwonych drzwiach.
– Ile w tym jest Melanie? – zapytał.
– Nie wiem. Czy to ważne?
Ledwie dosłyszałam jego odpowiedź.
– Tak. Dla mnie tak. – Nie spoglądając na mnie, ani nawet nie zdając sobie chyba z tego sprawy, złapał mnie znowu za rękę.
Przez minutę było bardzo cicho. Nawet Melanie się uspokoiła. Pozwoliło mi to odpocząć.
Potem, jak gdyby za naciśnięciem guzika, Ian znów nagle był sobą. Roześmiał się.
– Czas działa na moją korzyść – powiedział, szczerząc zęby. – Mamy na to całe życie. Kiedyś będziesz się zastanawiać, co takiego widziałaś w Jaredzie.
Możesz sobie tylko pomarzyć .
Zaśmiałam się razem z nim, ucieszona, że odzyskał dobry humor.
– Wanda? Wanda, mogę wejść?
Głos Jamiego rozbrzmiał najpierw w głębi korytarza, przy akompaniamencie szybkich kroków, a ucichł już pod samymi drzwiami.
– Oczywiście, Jamie.
Wyciągnęłam do niego rękę, zanim jeszcze otworzył drzwi ramieniem. Ostatnio widywałam go o wiele rzadziej, niżbym chciała. Nie miałam jak, gdyż byłam albo nieprzytomna, albo nie w pełni sprawna.
– Cześć, Wanda! Cześć, Ian! – Uśmiechał się od ucha do ucha, a potargane włosy podskakiwały mu przy każdym ruchu. Podszedł w stronę mojej wyciągniętej dłoni, ale Ian siedział mu na drodze. Usiadł więc na brzegu mojego materaca, opierając głowę na mojej stopie. – Jak się czujesz?
– Lepiej.
– Zgłodniałaś już? Jest suszone mięso i gotowana kukurydza. Mogę ci przynieść.
– Na razie nie trzeba. Co u ciebie? Ostatnio rzadko cię widywałam.
Skrzywił się.
– Sharon kazała mi zostać po lekcjach.
Uśmiechnęłam się.
– Co przeskrobałeś?
– Nic. Wrobiono mnie. – Zrobił przesadnie niewinną minę, po czym zmienił temat. – Ale słuchaj tego. Jared przy lunchu powiedział, że to niesprawiedliwe, żebyś musiała się wyprowadzać z pokoju, do którego się przyzwyczaiłaś. Mówi, że to by było nieuprzejme. I że powinnaś znowu ze mną zamieszkać. Super, co? Zapytałem go, czy mogę iść od razu ci powiedzieć, i powiedział, że to dobry pomysł. I że znajdę cię tutaj.
– Jakoś mnie to nie dziwi – bąknął pod nosem Ian.
– Cieszysz się, Wanda? Będziemy znowu spać w jednym pokoju!
– Ale Jamie, co z Jaredem? Gdzie będzie spał?
– Czekaj, niech zgadnę – przerwał Ian. – Na pewno powiedział, że zmieścicie się we trójkę. Zgadza się?
– Tak. Skąd wiedziałeś?
– Strzelałem.
– Fajnie, prawda, Wanda? Będzie tak samo jak kiedyś!
Słysząc te słowa, poczułam się, jakby ktoś przejechał mi brzytwą między żebrami – ból był zbyt ostry i wyraźny, by można go było porównać do uderzenia lub pękania.
Jamie wystraszył się, widząc moją zbolałą minę.
– Nie, nie. Chciałem powiedzieć, że z tobą też. We czwórkę, rozumiesz. Będzie fajne.
Próbowałam śmiać się mimo bólu – nie robiło mi to większej różnicy.
Ian ścisnął mnie za dłoń.
– We czwórkę – wymamrotałam. – Tak, fajnie.
Jamie podczołgał się do mnie, przewijając się obok Iana, i zawiesił mi się na szyi.
– Przepraszam. Nie bądź smutna.
– Nie martw się.
– Przecież wiesz, że ciebie też kocham.
Uczucia tych istot były tak ostre, tak przeszywające. Jamie nigdy wcześniej nie powiedział mi tych słów. Temperatura ciała skoczyła mi nagle o kilka stopni.
Ostre, to prawda , zgodziła się Melanie, krzywiąc się z bólu.
– Zamieszkasz z nami? – zapytał Jamie błagalnym tonem, wtulony w moje ramię.
Nie byłam w stanie odpowiedzieć od razu.
– Co sobie myśli Mel? – zapytał.
– Chce z wami mieszkać – odszepnęłam. Nie musiałam jej pytać o zdanie, żeby to wiedzieć.
– A ty?
– A chcesz, żebym z wami mieszkała?
– Przecież wiesz, że tak. Proszę.
Zawahałam się.
– Proszę…
– Skoro tego chcesz. Jamie. Dobrze.
– Łuuhuu! – zapiał mi do ucha. – Super! Powiem Jaredowi! I przyniosę ci coś do jedzenia, dobra? – Był już na nogach, sprężynując nimi tak, że czułam w żebrach drganie materaca.
– Dobra.
– Ian, chcesz coś?
– O tak. Powiedz ode mnie Jaredowi, że nie ma wstydu.
– He?
– Nic, nic. Przynieś Wandzie lunch.
– Jasne. I poproszę Wesa o jeszcze jedno łóżko. Kyle może tu wrócić i wszystko będzie tak, jak powinno.
– Znakomicie – odparł Ian i choć nie spoglądałam mu w twarz, wiedziałam, że wywraca oczami.
– Znakomicie – szepnęłam i znowu poczułam ostrze brzytwy.
Niepokój
Znakomicie , pomyślałam gorzko . Po prostu znakomicie .
Jadłam właśnie lunch, kiedy zjawił się Ian z wielkim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Chciał mnie pocieszyć. Znowu.
Chyba ostatnio trochę przesadzasz z sarkazmem , powiedziała Melanie.
Postaram się o tym pamiętać.
Przez ostatni tydzień rzadko się do mnie odzywała. Obie nie byłyśmy zbyt rozmowne. Wolałyśmy unikać interakcji towarzyskich, nawet między sobą.
– Cześć, Wando – przywitał mnie Ian, siadając obok. W ręku miał miskę wrzącej zupy pomidorowej. Moja stała obok mnie, zimna i do połowy opróżniona. Bawiłam się bułką, krusząc ją na małe kawałki.
Nic nie odpowiedziałam.
– Daj spokój. – Położył mi dłoń na kolanie. Mel była niezadowolona, ale nie wybuchnęła gniewem. Zdążyła przywyknąć. – Wrócą dzisiaj. Przed zachodem słońca, jestem pewien.
– Mówiłeś to samo trzy dni temu, dwa dni temu i wczoraj.
– Dzisiaj mam dobre przeczucie. Nie dąsaj się – to takie ludzkie – zażartował.
– Nie dąsam się. – Powiedziałam prawdę. Tak bardzo się martwiłam, że ledwie zbierałam myśli. Całkowicie mnie to pochłaniało.
– To nie pierwszy raz, kiedy Jared zabrał młodego na eskapadę.
– Dziękuję, od razu mi lepiej – odparłam, znów z sarkazmem. Melanie miała rację, trochę przesadzałam.
– Nie martw się, jest z nim Geoffrey i Trudy. No i Jared. A Kyle jest tutaj. – Zaśmiał się. – Więc nic mu nie grozi.
– Nie chcę o tym rozmawiać.
– Okej.
Zajął się jedzeniem, zostawiając mnie samą z moimi myślami. Lubiłam w nim to, że zawsze starał się spełniać moje oczekiwania, nawet jeżeli nie były jasne – ani dla niego, ani dla mnie. Wyjątek stanowiły oczywiście uparte próby poprawienia mi humoru. Akurat tego z pewnością nie oczekiwałam. Chciałam się martwić – była to jedyna rzecz, którą mogłam robić.
Minął już miesiąc, odkąd wprowadziłam się z powrotem do pokoju Jamiego i Jareda. Przez trzy pierwsze tygodnie mieszkaliśmy w nim wszyscy czworo. Jared spał na materacu wciśniętym między ścianę a łóżko, na którym spaliśmy Jamie i ja.
Przyzwyczaiłam się – przynajmniej do samego spania. Teraz, gdy ich nie było, miałam kłopoty z zaśnięciem w pustym pokoju. Brakowało mi odgłosu ich oddechów.
Natomiast trudno było mi się przyzwyczaić do budzenia się każdego ranka w obecności Jareda. Wciąż odpowiadałam na jego poranne powitanie z sekundowym opóźnieniem. On także nie czuł się całkiem swobodnie, ale zawsze był miły. Oboje byliśmy dla siebie mili.
Nasze rozmowy przebiegały według tego samego scenariusza.
– Dzień dobry, Wando. Jak się spało?
– W porządku, dziękuję. A tobie?
– Dzięki, nie najgorzej. A… Mel?
Читать дальше