– Czy oczyściłaś drzwi z róż?
– Tak – odparła.
Próbowałam się uśmiechnąć, ale nie udało mi się.
– Dużo ryzykowałaś, żeby mi pomóc, Fflur.
Rozejrzała się wokół, po czym położyła palec na moim czole i pomyślała jedno słowo: – Później. – Chciała porozmawiać ze mną później, ale wolała, żeby nikt o tym nie wiedział. Była uzdrowicielką, więc przyłożenie palca do mojego czoła mogło być odczytane przez innych jako próba badania.
Nie odważyłam się nawet skinąć głową. Wpatrzyłam się tylko w jej czarne oczy, które stanowiły zaskakujący kontrast dla jej żółtego ciała, tak że wyglądały jak oczy lalki. Spróbowałam jej powiedzieć spojrzeniem, że zrozumiałam. Jeszcze nie zobaczyłam nawet sali tronowej, a już byłam po uszy wplątana w dworską intrygę. Typowe.
Moja ciotka uklękła obok mnie w obłoku skóry i lateksu. Wzięła moją prawą rękę i pogładziła ją, brudząc sobie skórzane rękawiczki.
– Doyle mówi, że skaleczyłaś się w palec kolcem i róże ożyły.
Spojrzałam na nią, próbując wyczytać coś z jej twarzy, ale mi się to nie udało. Nadgarstki paliły mnie tak, że ból wydawał się dochodzić aż do kości. Jej palce dotykały świeżych ran i za każdym razem, gdy skóra rękawiczek się z nimi spotykała, ból przeszywał moje ciało. – Tak, skaleczyłam się w palec. Ale nie jestem pewna, czy to właśnie dlatego róże ożyły.
Wzięła moją dłoń, patrząc na rany ze zdziwieniem na twarzy.
– Spisałam już nasze róże na straty. Jedna strata więcej w całym morzu strat. – Uśmiechnęła się. Uśmiech sprawiał wrażenie szczerego, ale widziałam go już na jej ustach, gdy kogoś torturowała w swojej sypialni. To, że uśmiech był szczery, nie oznaczało jeszcze, że można było jej ufać.
– Cieszę się, że jesteś zadowolona – powiedziałam beznamiętnym tonem.
Zaśmiała się, zaciskając ręce na mojej dłoni. Nagle stałam się świadoma wszystkich szwów jej rękawiczek. Zaciskała ręce, dopóki nie jęknęłam. Wyraźnie sprawiło jej to przyjemność. Puściła mnie i wstała z szelestem sukni.
– Kiedy już Fflur opatrzy ci rany, możesz do nas dołączyć w sali tronowej. Będę cię oczekiwała u mego boku. – Odwróciła się i tłum rozstąpił się przed nią, tworząc tunel światła. Eamon wyszedł z tłumu, żeby wziąć ją za rękę.
Mały goblin z rzędem oczu na czole przypominającym naszyjnik uklęknął koło mnie przy czarnej spódnicy Fflur. Patrzył to na mnie, to na nią, ale tak naprawdę interesowała go moja krew. To był mały goblin. Miał niecałe dwie stopy wzrostu. Dzięki rzędowi oczu musiał uchodzić wśród goblinów za przystojnego. Oni nazywali to dosłownie „naszyjnikiem oczu” i mówili o tym tonem, jaki ludzie rezerwują dla dużego biustu i jędrnego tyłeczka.
Królowa mogła sobie myśleć, co chciała, ja jednak nie wierzyłam, żeby jedna kropla mojej krwi ożywiła umierające róże. Wierzyłam, że moja królewska krew uratowała mnie, ale ten pierwszy atak… Podejrzewałam, że w kolcach ukryte było kolejne zaklęcie. Ktoś o dużej mocy mógł je tam umieścić.
Miałam wrogów. A potrzebowałam przyjaciół.
Pozwoliłam, żeby moja dłoń ześlizgnęła się po biodrze, jakbym mdlała. Świeża rana znajdowała się ledwie kilka cali od ust goblina. Skoczył naprzód i polizał ją szorstkim jak u kota językiem. Jęknęłam, a on się skulił.
Galen machnął na niego, jakby odganiał psa. Ale Fflur złapała goblina za kark.
– Niegodziwcze, co ma znaczyć ta zniewaga? – Zaczęła nim rzucać na wszystkie strony.
Powstrzymałam ją.
– Spróbował mojej krwi bez pozwolenia. Żądam zadośćuczynienia.
– Zadośćuczynienia? – powtórzył Galen.
Fflur wciąż trzymała goblina. Jego oczy poruszały się na wszystkie strony.
– Nie miałem nic złego na myśli. Przepraszam, bardzo przepraszam.
Miał dwie pary rąk: duże i małe. Wszystkie wiły się teraz, zaciskając i rozprostowując małe pazurkowate paluszki.
Mróz wziął goblina od Fflur, podnosząc małą postać w górę. Nie miał w rękach moich noży. Będę musiała mu przypomnieć, żeby mi je oddał. Ale teraz miałam inne sprawy do załatwienia.
– Muszę opatrzyć ci rany – powiedziała Fflur – albo stracisz więcej krwi. Dałam ci już trochę mojej mocy. Nie było to dla ciebie przyjemne i nie będzie też takie tym razem.
Pokręciłam głową.
– Jeszcze nie.
– Merry – powiedział Galen – niech opatrzy ci rany.
Spojrzałam na jego zatroskaną twarz. Wychowywał się na dworze, tak jak i ja. Powinien wiedzieć, że nie pora teraz na opatrywanie ran. Teraz pora na działanie. Spojrzałam na niego, tak jak musiał patrzeć na niego mój ojciec, kiedy postanowił mnie oddać komuś innemu. Nie miałam czasu, żeby mu wyjaśniać rzeczy, o których powinien doskonale wiedzieć. Przeszukałam wzrokiem tłum, który patrzył na mnie, jak ciekawscy na wrak samochodu.
– Gdzie Doyle?
W tłumie po prawej stronie coś się poruszyło. Doyle wyszedł do przodu. Wydawał mi się strasznie wysoki, kiedy tak leżałam na ziemi. Słup czerni unoszący się nade mną. Tylko kolczyki z piórami pawia zmniejszały jego onieśmielającą postać. Wyraz jego twarzy, układ ramion pod peleryną, to był stary Doyle. Kolorowe pióra nie za bardzo pasowały do okoliczności. Ubrał się na przyjęcie, a znalazł się w środku walki. Jego wyraz twarzy był nieprzenikniony – samo to już mówiło, że nie jest zadowolony.
Nagle poczułam się, jakbym miała znowu sześć lat i była trochę przestraszona z powodu tego wysokiego czarnego mężczyzny u boku mojej ciotki. Ułożyłam się z powrotem na kolanach Galena i znalazłam ukojenie w jego dotyku, ale to do Doyle’a zwróciłam się o pomoc.
– Przyprowadź Kuraga, jeśli chce zapłacić okup za tego złodzieja – powiedziałam.
– Złodzieja? – Doyle uniósł czarne brwi.
– Napił się mojej krwi bez pozwolenia. Dla goblinów większą kradzieżą jest tylko kradzież ciała.
Rhys uklęknął po mojej drugiej stronie.
– Słyszałem, że gobliny tracą dużo ciała podczas uprawiania seksu.
– Tylko jeśli ustali się to wcześniej – powiedziałam.
Galen nachylił się nade mną i wyszeptał:
– Jeśli jesteś tak osłabiona z powodu utraty krwi, że nie będziesz mogła wziąć dzisiaj nikogo do łóżka… – Przytknął usta do mojej twarzy. – Nie zniosę myśli, że weźmiesz udział w jednej z tych orgietek urządzanych przez królową. Musisz się czuć na tyle dobrze, żeby się z kimś dzisiaj przespać, Merry. Niech Fflur opatrzy twoje rany.
Widziałam jego twarz na krawędzi swojego widzenia, jego usta były rozmazane jak różowy obłok przy moim policzku. Nie chodziło o to, że nie miał racji. Po prostu nie myślał perspektywicznie.
– Znam lepszy sposób na wykorzystanie swojej krwi niż nasączanie nią bandaży.
– O czym ty mówisz? – spytał Galen.
– Gobliny uważają wszystko, co pochodzi z ciała, za bardziej wartościowe niż klejnoty czy broń – odpowiedział za mnie Doyle.
Galen spojrzał na niego. Sięgnął po mój nadgarstek. Czułam, jak jego pierś uniosła się, kiedy westchnął.
– A co to ma wspólnego z Merry? – spytał, choć wiedziałam, że zna odpowiedź.
Ciemne oczy Doyle’a przeniosły się ze mnie na Galena.
– Jesteś za młody, żeby pamiętać wojny goblinów.
– Merry również – powiedział Galen.
– To prawda, ale Merry zna naszą historię. A ty ją znasz, młody Kruku?
Galen skinął głową. Przyciągnął mnie do siebie, z dala od Fflur, od kogokolwiek. Tulił mnie do siebie, a moja krew plamiła jego skórę. – Znam, ale mi się ona nie podoba.
Читать дальше