Usiadłam obok niego, czując, jak koszulka opada wokół mnie płynnym ruchem. Wyciągnęłam do niego lewą dłoń.
Podniósł moją rękę, zginając ją w łokciu, żeby lepiej widzieć ranę. Jego palce wydały mi się większe, niż były, ich dotyk – bardzo intymny. – Rana jest głęboka, mięśnie zostały rozdarte. Musi cię bardzo boleć. – Spojrzał na mnie.
– Nic nie czuję – powiedziałam.
Dotknął mojego czoła. Dotyk jego ręki był ciepły, prawie parzył. – Masz chłodne czoło, księżniczko. – Potrząsnął głową. – Powinienem był zauważyć to już wcześniej. Jesteś w szoku. W niewielkim, ale i tak powinienem był to zauważyć. Trzeba cię wyleczyć i rozgrzać.
Wyrwałam swoją rękę. Dotyk jego palców na mojej skórze sprawił, że uciekłam wzrokiem, tak że nie mógł widzieć mojej twarzy. – Ponieważ żadne z nas nie umie leczyć dotykiem, proponuję użyć bandaża.
– Umiem leczyć magią – powiedział.
Spojrzałam na niego. Wyraz jego twarzy był nie do odczytania. – Nigdy nie widziałam, żebyś to robił na dworze.
– To bardziej… intymna metoda niż dotyk rąk. Na dworze są uzdrowiciele o wiele silniejsi ode mnie. Moje małe zdolności w tej dziedzinie nie są nikomu potrzebne. – Wyciągnął ręce przed siebie. – Mogę cię uleczyć, księżniczko, chyba że wolisz pojechać na ostry dyżur, żeby założyli ci szwy. Tak czy owak, trzeba zatamować krwawienie.
Szwy niekoniecznie były tym, czego pragnęłam. Podałam mu rękę. Znów zgiął ją w łokciu, zaciskając swoją dłoń na mojej dłoni, splatając nasze palce. Moja skóra była nieprawdopodobnie biała na tle jego, jak wypolerowany gagat na tle macicy perłowej. Drugą dłoń położył za moim łokciem. W ten sposób unieruchomił mi rękę. Uświadomiłam sobie, że nie mogę nią ruszyć, a nie wiedziałam, na czym polega jego metoda leczenia.
– Czy to będzie bolało?
Spojrzał na mnie ponad moim ramieniem. – Może troszkę. – Zaczął pochylać się nad moją ręką, jakby zamierzał pocałować ranę.
Położyłam wolną rękę na jego ramieniu, powstrzymując go przed następnym ruchem. Jego skóra była jak ciepły jedwab. – Poczekaj… na czym dokładnie polega to twoje leczenie?
Uśmiechnął się nieznacznie. – Za chwilę się przekonasz.
– Nie lubię niespodzianek – powiedziałam, wciąż trzymając rękę na jego ramieniu.
Uśmiechnął się szerzej i potrząsnął głową. – Dobrze, niech będzie. – Ale wciąż trzymał moją rękę, tak jakby chciał mnie wyleczyć niezależnie od tego, czy się na to zgodzę, czy nie. – Sholto wspominał, że jeden z moich przydomków to Baron Słodki Języczek.
– Pamiętam.
– Sugerował, że ma to jakiś związek z seksem, ale to nieprawda. Mogę cię wyleczyć, ale nie za pomocą rąk.
Patrzyłam na niego przez kilka uderzeń serca. – Chcesz powiedzieć, że zamierzasz lizać ranę tak długo, aż się zasklepi?
– Tak.
Dalej gapiłam się na niego. – Niektóre psy na dworze tak robią, ale nigdy nie słyszałam, żeby sidhe posiadały ten dar.
– Tak jak mówił Sholto, są korzyści z bycia sidhe niepełnej krwi. Jemu odrastają odcięte części ciała, ja liżę rany, a one się goją.
Nawet nie starałam się ukryć wyrazu niedowierzania. – Gdyby to jakiś inny strażnik próbował na mnie takiej sztuczki, oskarżyłabym go o to, że chce wykorzystać okazję, żeby mnie pocałować.
Uśmiechnął się i po raz pierwszy był to naprawdę pogodny uśmiech. – Gdyby jakiś mój kolega ze straży próbował na tobie takiej sztuczki, z pewnością nie zadowoliłby się całowaniem ręki.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. – Masz rację. Dobrze, zatrzymaj krwawienie, jeśli potrafisz. Naprawdę nie mam ochoty na wizytę na ostrym dyżurze. – Zdjęłam rękę z jego ramienia. – Kontynuuj, proszę.
Pochylił się nad moją ręką, mówiąc: – Postaram się to zrobić możliwie bezboleśnie. – Jego oddech na mojej skórze był prawie parzący, a potem poczułam na ranie jego język.
Podskoczyłam.
Podniósł na mnie wzrok, odrywając usta od mojej ręki. – Zabolało, księżniczko?
Potrząsnęłam głową, nie będąc pewna, czy mogę zaufać głosowi.
Na powrót zajął się raną. Polizał ją całą dwa razy, bardzo wolno, potem jego język zanurzył się głębiej. Ból był ostry, nagły. Sapnęłam.
Tym razem nie oderwał się od rany, a przylgnął do mojej skóry ustami. Zamknął oczy, gdy zagłębiał język w ranie. Ból poraził mnie jak elektryczny wstrząs. Z każdym pociągnięciem jego języka moje ciało naprężało się. To tak, jakby nerwy, których dotykał, łączyły się z resztą mojego ciała.
Zaczął lizać ranę wolnymi, długimi ruchami. Oczy wciąż miał zamknięte, a byłam na tyle blisko, żeby widzieć czarne rzęsy na jego równie czarnej twarzy. Już prawie nie czułam bólu, tylko jego język poruszający się na mojej ranie. Moje serce przyspieszyło, oddech uwiązł mi w gardle. Jego kolczyki błyskały odbitym światłem, sprawiając wrażenie, jakby koniuszki uszu były zanurzone w srebrze. Ciepło zaczęło zbierać się w ranie. Czułam się teraz, jakbym była leczona dotykiem. To rosnące ciepło, energia wprawiająca w drżenie skórę, bardzo mi to przypominały.
Doyle oderwał wargi od mojej rany, oczy miał na pół zamknięte, usta otwarte. Wyglądał, jakby właśnie obudził się z głębokiego snu albo jakby przerwano mu bardziej intymną czynność. Opuścił moją rękę wolno, prawie niechętnie.
– Dawno już tego nie robiłem – powiedział wolno ochrypłym głosem. – Zapomniałem już, jakie to uczucie uzdrawiać kogoś.
Zbliżyłam rękę do oczu, żeby przyjrzeć się ranie, ale żadnej rany tam nie było. Dotknęłam skóry koniuszkami palców. Była gładka, nienaruszona, wciąż wilgotna od języka Doyle’a, wciąż ciepła w dotyku, jakby coś z tej magii zostało na niej. – Nie ma nawet blizny.
– Wyglądasz na zaskoczoną.
– Raczej ucieszoną.
Ukłonił się nieznacznie, wciąż siedząc na skraju łóżka. – Jestem szczęśliwy, że mogłem oddać przysługę swojej księżniczce.
– Zapomniałam o dodatkowych poduszkach. – Wstałam i skierowałam się do szafy. Złapał mnie za przegub.
– Ty krwawisz.
Spojrzałam na swoją rękę, ale nie widziałam żadnej rany.
– Twoja noga, księżniczko.
Popatrzyłam w dół i ujrzałam strużkę krwi na prawej nodze. – Cholera.
– Połóż się na łóżku i pozwól, żebym się temu przyjrzał. – Wciąż trzymał mnie za przegub, próbując pociągnąć na łóżko.
Opierałam się i w końcu mnie puścił. – To nie może krwawić, księżniczko. Pozwól mi się tym zająć.
– Ta rana położona jest bardzo wysoko na moim udzie.
– Wiedźma próbowała przerwać ci tętnicę udową?
– Tak.
– Nalegam, żebyś mi pozwoliła obejrzeć tę ranę. Znajduje się w takim miejscu, że nie można jej lekceważyć.
– Ale ona jest bardzo wysoko na moim udzie – powtórzyłam.
– Rozumiem – powiedział. – A teraz proszę, połóż się i pozwól mi na nią rzucić okiem.
– Nie mam na sobie bielizny.
– Och – wykrztusił zaskoczony. Emocje przebiegły po jego twarzy tak szybko, że nie zdążyłam ich odczytać, jak chmury w wietrzny dzień. W końcu powiedział: – Może w takim razie włożysz coś na siebie i wtedy będę mógł obejrzeć ranę.
– Dobry pomysł – pochwaliłam go. Otworzyłam szufladę, w której trzymałam swoje niewymowne. Majteczki, podobnie jak koszula nocna, były atłasowe, jedwabne i koronkowe. W końcu wybrałam parę czarnych atłasowych, bez koronek, falbanek i prześwitów. Były to najgrzeczniejsze majtasy, jakie miałam.
Читать дальше