– Takiej decyzji nie mogę podjąć sam, Cas-Coatlu. Będę musiał zwołać mój lud.
– Oczywiście. Macie czas do świtu. Radzę wam podjąć mądrą decyzję.
Talaban był bardzo zaniepokojony. Już kilkakrotnie zaglądał do kajuty Sofarity. Prosiła, żeby zostawił ją w spokoju, a potem słyszał jej jęki bólu. Ro ostrzegał go, że kobieta nie wytrzyma dwudziestodniowego rejsu, i Talaban teraz mu wierzył.
Nie mógł zwiększyć prędkości Węża. Siedział w swej kajucie, raz po raz rozważając ten problem w poszukiwaniu rozwiązania.
Przyszedł do niego Ro i razem przedyskutowali metody zwiększenia mocy. Obliczyli, jaki efekt wywarłoby zmniejszenie ciężaru okrętu poprzez wyrzucenie za burtę wszystkich niepotrzebnych przedmiotów. Jednak nawet gdyby całkowicie pozbyli się broni i mebli, a do tego wysadzili na brzeg wszystkich członków załogi, przyśpieszyliby podróż najwyżej o jeden dzień. O zmierzchu zjawił się Probierz, który jednak nie mógł im podpowiedzieć żadnych rozwiązań. Siedział bez słowa, przysłuchując się rozmowie.
– Gdyby był tu Anu, moglibyśmy przyśpieszyć Taniec Czasu – zauważył Ro.
– A gdyby okręt miał skrzydła, nic by nam nie groziło – warknął Talaban. Nagle jednak poczuł skruchę. – Przepraszam, kuzynie. Jestem zmęczony i podenerwowany.
– Sprowadźmy go tu – zaproponował Probierz.
– Kogo? – zapytał Talaban.
– Świętego.
Talaban potarł powieki, starając się zachować spokój.
– Sugerujesz, żebyśmy zawrócili i poprosili Anu, aby popłynął z nami?
– Nie – odparł dzikus. – Magia nie jest w ciele. Magia jest w duchu. Sprowadźmy tu ducha.
– A jak zamierzasz dokonać tego… cudu? – zainteresował się Ro.
– Jednooki Lis – wyjaśnił Probierz, patrząc prosto na Talabana. – Jak poprzednio. Polecimy.
– Poprzednim razem obaj omal nie zginęliśmy – przypomniał wojownik. – Ale zgadzam się. To jedyne wyjście.
Probierz przeszedł na środek kajuty i usiadł ze skrzyżowanymi nogami na dywaniku. Talaban zajął miejsce naprzeciwko niego. Obaj położyli sobie nawzajem dłonie na barkach i opuścili głowy, stykając się czołami.
Talaban odprężył się i wszedł w trans, szukając skupienia bez koncentracji, połączenia przeciwieństw, zamknięcia kręgu. Tak jak poprzednio, poczuł, że przemieszcza się, wiruje. W jego umyśle zatańczyły kolory, wokół niego i przez niego przemknęły kipiące tęcze. Potem znowu usłyszał muzykę, rytm wszechświata, szept kosmicznych wiatrów.
Ponownie on i Probierz stali się jednym i wspólnie wezwali Jednookiego Lisa, wyśpiewując jego imię w takt muzyki, tworząc pieśń, która niosła się echem przez pustkę.
Czas nie miał teraz znaczenia. Pieśń nie cichła. Wirujące kolory rozjarzyły się, przechodząc w błękit letniego nieba. Talaban spojrzał w dół i zobaczył, że znajdują się nad puszczą. Unosił się nad nią szary dym, który płynął leniwie w ich stronę. Gdy dotarł do ich unoszących się w powietrzu postaci, skupił się, przybierając kształt wojownika.
– Czego wam potrzeba, bracia? – zapytał Jednooki Lis.
Talaban opowiedział mu wszystko. Człowiek z dymu ujął ich dłonie i wokół całej trójki znowu zatańczyły kolory. Tym razem po przybyciu na miejsce otoczyła ich noc. Znajdowali się w małej chatce. Stary człowiek klęczał na modlitewnej macie.
Kiedy przybyli, uniósł wzrok. Jego wygląd wstrząsnął Talabanem. Anu był nieprawdopodobnie wychudzony, a jego dłonie drżały. Wokół niego zamigotała niebieska aura i duch staruszka wyszedł z ciała.
– Wiem, czego potrzebujecie – oznajmił.
– Możesz nam pomóc? – zapytał Talaban.
– Mogę, Talabanie, ale cena będzie bardzo wysoka.
– A co to za cena?
Duch Anu wyciągnął rękę i dotknął czoła Talabana. Tylko on usłyszał słowa Świętego.
– Muzyka jest niewiarygodnie potężna, lecz bywa też straszliwie niszczycielska. Miałem pięćset lat, by nauczyć się nad nią panować. Nie mogę opuścić tego miejsca, by rzucić drugie zaklęcie. Mam za mało sił. Ty jednak możesz tego dokonać. Potrafię wyposażyć cię w odpowiednią wiedzę. Zabierzesz Muzykę na Węża. Ale ceną będzie twoje życie. Nie zdołam w kilka godzin przekazać ci wszystkiego, czego nauczyłem się przez pięć stuleci. Dlatego Muzyka strawi cię niczym rak. Twoje życie potrwa zaledwie kilka dni. Rozumiesz?
– Tak.
– Czy jesteś gotowy umrzeć, Talabanie?
Wojownik pomyślał o kobiecie cierpiącej na pokładzie Węża i o straszliwym niebezpieczeństwie grożącym jego rodakom.
– Jestem – odparł po prostu.
– W takim razie zróbmy to.
Z duchowych palców Anu popłynął żar, który wniknął w umysł Talabana. To było tak, jakby wewnątrz jego czaszki eksplodowały wszystkie bezładne, jaskrawe barwy wszechświata. Zatoczył się do tyłu. W jego mózgu pojawiły się obrazy, potem nadeszła Muzyka, majestatyczna symfonia płynąca wstecz, miliony wątków łączących się ze sobą, upraszczających się coraz bardziej, aż wreszcie słyszał tylko dwanaście tonów, potem pięć, trzy i wreszcie jeden.
– Kiedy wrócisz na okręt, znajdź flet – usłyszał głos Anu. – Mają je prawie wszyscy marynarze. Zabierz go do Pokoju Serca. I pozwól, żeby Muzyka zalała skrzynkę. Zobaczysz, jak kryształy się rozjarzą, jakby przebudziły się w nich płomienie. Potem zacznie się Taniec.
– Jak szybko pokonamy ocean? – zapytał.
– W dwa dni.
– A jak długo będę potem żył?
Anu milczał przez chwilę.
– Może z tydzień.
– Dziękuję, Święty.
– Jeszcze się spotkamy, Talabanie. W podróży, która jest poza życiem.
Anu cofnął dłoń. Świat zmienił kształt, w umyśle Talabana rozjarzyły się tęcze. Awatar ocknął się z nagłym szarpnięciem. Probierz odsunął się od niego. Kwestor Ro podszedł bliżej.
– Znaleźliście Anu? Sprowadziliście go tutaj?
– Znaleźliśmy go – potwierdził Talaban, wstając z podłogi. – A teraz muszę iść poszukać fletu. – Ruszył powoli do drzwi, otworzył je i wyszedł z kajuty.
– Co się stało? – zapytał Probierza Ro.
– Nie wiem wszystkiego. Święty tylko do niego mówił.
– Kiedy dotrzemy do brzegu?
– Za dwa dni.
– Tak jest! – krzyknął Ro, przeszywając pięścią powietrze w geście radości. Potem zerknął na Probierza i zauważył, że dzikus nie podziela jego entuzjazmu. – Co się stało? – zapytał go ponownie, tym razem w języku Anajo. – Czy kryje się w tym coś więcej?
Probierz wzruszył ramionami.
– Nie wiem, ale serce mnie boli i ciężko mi na duszy.
Sofarita leżała na podłodze kajuty. Podciągnęła kolana pod brodę i oplotła się ramionami. Drżała niepowstrzymanie. Jej ciałem targały kurcze, powodujące spazmatyczne drgawki.
Nigdy w swym krótkim życiu nie zaznała tak potwornego bólu ani nie odczuwała równie straszliwego pragnienia. Czuła się tak, jakby umierała z głodu, a otaczała ją uczta, stoły zastawione smakołykami, od których cieknie ślinka. Sofarita jęknęła.
Nagle jej trzewia zaatakowała kolejna fala kurczów. Krzyknęła głośno z bólu. Podniosła się na kolana i poczołgała do łóżka. Koce były grube, ale nie przyniosły jej ulgi. Poprzez ból przypomniała sobie atak Almei i to, jak Ro ogrzewał ją własnym ciałem.
Tym razem wyglądało to inaczej. Napastnikiem był jej własny wygłodniały organizm.
Ro ostrzegał ją przed niebezpieczeństwami wiążącymi się z wyprawą, z oddaleniem się od kryształów miasta, ale nie wyobrażała sobie, że objawy mogą być aż tak gwałtowne. Jej umysł domagał się niemal wrzaskliwie, by zaczerpnęła choć trochę energii ze skrzynki okrętu. Maleńką cząstkę…
Читать дальше