Mejanie ich poczynania wydawały się niemal komiczne. Za chwilę miały ich zaatakować tysiące nieprzyjaciół, a awatarski głównodowodzący tracił czas na jedną broń. Nawet jeśli trafi w szeregi przeciwnika, zdoła zabić może ze dwudziestu ludzi.
Wystrzelono dwie ogniste kule, które zatoczyły wysoki łuk i uderzyły o mury. Pierwsza rozbiła się o blanki, wprawiając je w drżenie. Druga przeleciała nad głowami obrońców i spadła na magazyn, który stanął w płomieniach.
Rael położył dłoń na dźwigni słonecznego ognia i spojrzał na brodzących w wodzie Almeków. Mejana podeszła do niego.
– Co masz zamiar zrobić? – zapytała.
Broń przestała wibrować.
– Zamknij oczy – rzekł cicho Awatar. Potem wystrzelił.
Impuls przeleciał nad pierwszym szeregiem żołnierzy i uderzył w wodę za nimi. Mejana otworzyła oczy i stała się świadkiem przerażającej sceny. Od miejsca uderzenia rozchodziły się kręgi tańczących na tafli niebieskich iskier. Setki Almeków miotały się spazmatycznie. Ogarniały ich błękitne płomienie. Ich szaty płonęły, a broń strzelała samoistnie. Wszędzie widać było umierających ludzi. Atak się załamał.
– Daj mi jeszcze jeden strzał! Tylko jeden! – zawołał Rael, patrząc na niebo.
Tuż obok wybuchły trzy kolejne ogniste kule. Podmuch zwalił Mejanę z nóg. Oszołomiona kobieta próbowała się podnieść. Dwóch Awatarów leżało na murach. Ich białe płaszcze ogarnął ogień. Pendar zerwał własny płaszcz i podbiegł do nich, by ugasić płomienie. Rael zdołał się podźwignąć i stał obok słonecznego ognia. Lewą połowę twarzy miał straszliwie poparzoną. Obrócił broń, jęcząc z bólu i wysiłku.
– Niech ktoś go podniesie! – zawołał. Podbiegli do niego Cation, Pendar i Mejana. Wspólnie złapali tył słonecznego ognia i unieśli go wysoko. Rael pociągnął za dźwignię.
Kolejny impuls uderzył w wodę, tym razem dalej.
Po powierzchni znowu przebiegły kręgi błękitnego ognia. Almekowie odwrócili się i rzucili do ucieczki. Ten strzał zabił ponad dwustu z nich.
– Mamy dość czasu na jeszcze jeden! – zawołał Rael. Twarz miał straszliwie okaleczoną. Odpadły z niej fragmenty skóry. Jego lewe ramię również było czarne i pokryte pęcherzami.
– Nie, kwestorze – sprzeciwił się Cation. – Jeśli zostaniemy tu jeszcze chwilę, zginiemy.
– Ty tchórzu! – krzyknął Rael.
– On nie jest tchórzem – sprzeciwiła się Mejana. – Rób, co ci mówimy.
Złapała go za prawe ramię i pociągnęła za sobą. Rael osunął się na nią bezwładnie. Wspólnie z Cationem zaniosła go ku schodom. Za ich plecami Pendar pomógł wstać Gorayowi. Awatara oślepiła ostatnia ognista kula. Młody Vagar zdążył doprowadzić go do schodów, nim szczyt murów rozpadł się na kawałki. Słoneczny ogień wyleciał w górę. Jego skrzynka mocy eksplodowała.
Cation i Mejana położyli Raela na ziemi pod murem. Cation wyjął zielony kryształ i przystawił go do poparzonej twarzy kwestora generalnego. Skóra zaczęła się goić, a obrzęk ustępował. Zamykająca oko opuchlizna kurczyła się, pęcherze bladły. Rael westchnął. Uniósł rękę i złapał Cationa za ramię.
– Przepraszam, że tak cię nazwałem – powiedział.
– Nieważne – odparł Cation. – Połóż się. Odpocznij. Pozwól działać kryształom.
Tuż za ich plecami Pendar zatrzymał swój kamień nad wypalonymi oczyma Goraya. Cation rozpoczął proces uzdrawiania poparzonego ramienia kwestora generalnego, a potem się odwrócił. Widząc, co robi Pendar, zamarł. Na moment na jego twarzy pojawił się gniew, który potem zniknął. Awatar podszedł do młodego Vagara i wspomógł go swym kryształem.
– Postaraj się nie myśleć o uzdrawianiu – poradził. – Skup się na tym, co powinno być. Wyobraź sobie zdrową czystą skórę. Przedstaw go sobie takim, jakim był przedtem. Niech kryształ sam zrobi resztę.
– Dziękuję – rzekł Pendar.
Goray z jękiem otworzył oczy.
– Widzę – uradował się. Uniósł rękę i uścisnął bark Pendara. – Jestem ci wdzięczny, chłopcze.
– Ktoś do nas idzie – zawołał stojący na murach żołnierz. – Przyprowadźcie kwestora generalnego!
Cation podszedł do Raela i pomógł mu wstać. Wspólnie weszli na górę, pokonując zwalone fragmenty muru.
W stronę miasta szedł Cas-Coatl. Dłonie splótł za plecami. Wyglądał, jakby wybrał się na spacer. Nie okazywał napięcia. Z każdym krokiem zbliżał się do obrońców, ignorując wymierzone w siebie łuki zhi.
– Czego chcesz, Almeku? – zawołał Rael.
– Musimy porozmawiać, Awatarze. Czy udzielisz mi pozwolenia na wejście do miasta?
– Udzielę – odpowiedział Rael. Wspólnie z Cationem i Mejaną ruszył szczytem murów ku ostatnim schodom przed wyłomem, a potem zszedł na dół. Woda sięgała tu kostek. Cas-Coatl musiał w niej brodzić, nim dotarł do kwestora generalnego.
– Czy możemy pomówić gdzieś, gdzie jest sucho?
– To miejsce jest w sam raz – odparł Rael. – Przyszedłeś się poddać?
Cas-Coatl uśmiechnął się ze szczerą wesołością.
– Musimy porozmawiać jak mężczyzna z mężczyzną – stwierdził. – W cztery oczy.
– Jak sobie życzysz – zgodził się Rael. – Chodź za mną.
Obaj okrążyli zburzony mur, zmierzając do pobliskiej wartowni. Rael otworzył drzwi i wszedł do środka. W wąskim pomieszczeniu siedziało trzech vagarskich żołnierzy, jedząc śniadanie złożone z podpłomyków i baraniny. Wszyscy podnieśli się na widok kwestora generalnego.
– Wybaczcie – odezwał się Rael – ale byłbym wdzięczny, gdybyście zostawili nas na chwilę samych. – Mężczyźni zabrali talerze, skłonili się i wyszli. – Usiądź, proszę – powiedział Rael do Cas-Coatla.
Almek go usłuchał. Kwestor generalny wbił wzrok w jego szkliste czoło i kości policzkowe.
– Jak to możliwe, że przeżyłeś zaślubiny z kryształem? – zapytał.
– Kryształowa Królowa mnie potrzebuje. Uratowała mnie i w zamian za to jej służę.
– Moja córka też była zaślubiona z kryształem. Jej nie miał kto uratować.
Cas-Coatl nic nie powiedział. Obaj mężczyźni siedzieli przez chwilę w milczeniu.
– Po co tu przyszedłeś, Almeku? – zapytał wreszcie Rael.
– Miałeś rację, a ja się pomyliłem – odparł Cas-Coatl. – Naprawdę was nie doceniałem. Nie jesteście tylko utalentowanymi podludźmi. Jesteście Almekami. A może to my jesteśmy Awatarami – dodał z uśmiechem. – Moja królowa jest przekonana, że nasze narody powinny się zjednoczyć. Mamy wam wiele do zaoferowania, a wy również możecie nas wzbogacić.
– I oczywiście mam w to uwierzyć? – zapytał kwestor generalny.
– To szczera prawda, Raelu. Broń, którą dysponuję, może zrównać to miasto z ziemią. Nie mam potrzeby cię okłamywać.
– Jakoś nie widzę siebie w roli podróżującego po świecie tylko po to, żeby wyrywać ludziom serca z piersi – odparł Rael.
– Ja również nie. Pewna liczba ofiar jest niezbędna, żeby niższe warstwy znały swoje miejsce. Ale ta rzeź wcale mi się nie podoba. I mojej królowej też nie. Niestety, w obecnej chwili jest niezbędna. Ale gdy tylko Anu ukończy swą piramidę, masowa eksterminacja przestanie być konieczna. My dwaj jesteśmy braćmi. Nie pragnę zagłady Awatarów.
– A jeśli się zgodzimy?
– Moi żołnierze wkroczą do bliźniaczych miast. Nikomu z Awatarów nie stanie się krzywda.
– A co z Vagarami?
– Piramida Anu nie została jeszcze ukończona. A moja królowa jest głodna. Nie martw się o podludzi, Raelu. Jeśli masz wśród nich jakichś ulubieńców, ukryj ich w swym domu, a nic im się nie stanie.
Читать дальше