Mejana oparła się o blanki i zamknęła oczy ze zmęczenia. Po raz pierwszy Rael zobaczył w niej nie wodza krwiożerczych pajistów, ale kobietę, znużoną i pogrążoną w żałobie, która robiła, co tylko w jej mocy, by poradzić sobie w niewiarygodnie trudnej sytuacji. Wyjął z woreczka kryształ i przysunął go do niej. Otworzyła oczy i odsunęła się.
– Nie chcę waszej przeklętej magii! – warknęła.
Rael westchnął.
– Rozumiem to. Ale w najbliższych godzinach i dniach będziesz potrzebowała pełnej przytomności umysłu, pani.
Może i tak, Raelu. Ale spróbuję sobie poradzić z tym słabym, obolałym ciałem. To moje ciało. Jego siła należy do mnie i jego słabość również. Wyłącznie do mnie. Ale dziękuję ci za tę propozycję i mam nadzieję, że wybaczysz mi ostry ton. Zaskoczyły go te słowa. Pochylił się i położył dłoń na jej ramieniu.
– Być może nadchodzące wydarzenia przywrócą ci wigor. Niemniej jednak sugeruję, byś wróciła do domu i przespała się parę godzin. Nawet gdy nieprzyjaciel dotrze do murów, będzie potrzebował czasu, by rozwinąć szyki i przygotować broń. Wyślę po ciebie gońca.
– Nie – sprzeciwiła się. – Już czuję się trochę lepiej. Czy masz coś przeciwko temu, żebym tu zaczekała?
– Absolutnie nic.
Odwrócił się od niej i schował kryształ z powrotem do woreczka. Spojrzał w oczy Cationowi i zorientował się, że oficer wyczuł emanacje towarzyszące użyciu kryształu. Rael uśmiechnął się do niego. W Pagaru znowu rozbłysły sygnały świetlne. Raelowi umknęła pierwsza część wiadomości, ale po paru chwilach ją powtórzono. Ze swego punktu obserwacyjnego położonego po drugiej stronie ujścia obrońcy Pagaru widzieli maszerującą na Egaru armię.
– Wiele wozów – mówił Cation. – Osadzone z brązu? Co to znaczy?
– Machiny z brązu osadzone na wozach – wyjaśnił Rael. – Odpowiedz mu. Zapytaj, ile ich widzi.
Cation oddalił się. Mejana dotknęła ramienia Raela i wskazała na wschód. Na horyzoncie pojawiła się pierwsza linia maszerujących żołnierzy. Vagarka powiodła wzrokiem wzdłuż muru, a potem zerknęła z powrotem na kwestora generalnego.
– Nie zdołasz obronić dwóch mil muru z dwoma tysiącami ludzi.
– Nie zdołam – zgodził się. – Ale całego muru nie zburzą. Najzacieklejsze walki będą się toczyły tam, gdzie zrobią wyłom.
Rael usłyszał za plecami jakiś ruch. Odwrócił się i zobaczył Caprishana, który wgramolił się na mury. Grubas dyszał ciężko, a twarz zalewał mu pot.
– Udało ci się dotrzeć do Anu? – zapytał Rael. Caprishan skinął głową, a potem zaczekał chwilę, żeby odzyskać dech w piersiach.
– Nie powinno nam się udać – ciągnął. – Zauważyła nas grupa Almeków. Liczna, może ze dwustu ludzi. Myślałem, że wszystkich nas zabiją. Ale wycofali się, nie próbując nas atakować. Co o tym sądzisz, Raelu? Dla mnie to nie ma sensu.
– Dla mnie również nie – zgodziła się Mejana.
– To jak najbardziej ma sens – rzucił z goryczą Rael. – Zastanówcie się nad tym, co robi Anu. Odbudowuje Białą Piramidę. Ona będzie czerpała moc ze słońca i karmiła nasze kryształy. Jak mówiła Sofarita, głód Kryształowej Królowej jest nienasycony. Potężny. Gdy już piramida będzie gotowa, Almeia zacznie wysysać jej moc.
– W takim razie musimy powstrzymać Anu – stwierdziła Mejana. – Nie możemy mu pozwolić jej ukończyć.
– Nie mógłbym powstrzymać Anu, nawet gdybym tego chciał – stwierdził Rael. – Zresztą nie możemy już dostarczać mu zapasów ani się z nim kontaktować. Dlatego zażądał drugiej skrzynki. Będzie karmił swoich robotników mocą kryształów. Jest od nas odcięty, Mejano. Możemy liczyć tylko na to, że pokonamy Almeków, zanim ukończy piramidę.
– Mam jeszcze inną wiadomość, kuzynie – oznajmił Caprishan.
– Mam nadzieję, że dobrą.
Grubas wzruszył ramionami.
– Król Błotniaków uciekł z miasta. Zażądał, żeby pożyczyć mu konia, bo chce się przejechać po parku. A potem uciekł. Czy to dobra wiadomość, czy zła?
– To nie ma już znaczenia. Jest za mało czasu, żeby zwołać plemiona. Musimy walczyć sami.
Caprishan spojrzał za mury, na maszerujących ku miastu żołnierzy. W dogasającym świetle wieczoru nie przypominali ludzi. Poruszali się w zwartym szyku i z oddali wyglądali zupełnie jak szereg mrówek. Caprishan zadrżał. Nie lubił myśleć o owadach, bo wywoływało to swędzenie.
– To dobrze wyszkoleni żołnierze – zauważył. – Popatrz, jak się poruszają. Idealna dyscyplina.
Za plecami obrońców słońce zanurzało się już w krwawoczerwonym morzu.
A Wąż Siedem znikał za horyzontem.
Methras nalegał, by Talaban został w swej dawnej kajucie i Awatar zgodził się z wdzięcznością. Stał teraz na małym pokładzie przy kapitańskiej kajucie i spoglądał na wieże Egaru skąpane w blasku zachodzącego słońca. Gdy miasto zniknęło w dali, poczuł dreszcz, złowrogie wrażenie, że widział je po raz ostatni. Nie potrafił się od niego uwolnić. Talaban miał niewielu przyjaciół wśród Awatarów, ale to nie znaczy, że ich nie lubił. Niektórych z nich znał od blisko dwustu lat, szanował ich albo podziwiał. A co najważniejsze, byli jego rodziną. Niemal wszyscy Awatarowie, którzy przeżyli zagładę świata, byli ze sobą spokrewnieni.
A teraz zostawił ich własnemu losowi.
Nie miało znaczenia, że jego misja miała przynieść im ratunek. W tej chwili czuł się jak dezerter.
– Ale nim nie jesteś – powiedziała Sofarita. Talaban odwrócił się powoli. Stała na pokładzie, trzymając w smukłej dłoni puchar wypełniony wodą. Jej piękne ciało spowijała błękitna szata, włosy związała w koński ogon, a jej szczupła szyja budziła radość swym widokiem.
– Mówią że nieładnie jest podsłuchiwać – zganił ją.
– Nie zawsze potrafię zapanować nad mocą – wyjaśniła. – Zwłaszcza gdy w grę wchodzą emocje bliskich mi ludzi.
– Powiedziałaś „bliskich”…?
Popatrzył na nią z uśmiechem.
– Chciałam powiedzieć „tych, którzy są blisko” – poprawiła się. Jej policzki przyozdobił rumieniec.
– Potrafisz czytać w moich myślach, więc wiesz, co do ciebie czuję. Czy ta świadomość cię niepokoi?
Tym razem to ona się uśmiechnęła.
– Nie. Czasami przyjemnie jest, gdy ktoś ma… tak wysokie mniemanie o tobie. Czego we mnie pożądasz, Talabanie? Mojego ciała? Mojego talentu? Jednego i drugiego?
Ujął jej dłoń i pocałował ją.
– Chciałbym potrafić odpowiedzieć ci na to pytanie – rzekł. – Chciałbym umieć znaleźć odpowiednie słowa. Gdy ujrzałem cię po raz pierwszy, to było tak, jakby uderzył we mnie piorun. Od tej pory zawsze jesteś w moich myślach.
Cofnęła delikatnie dłoń.
– Nie możemy zostać kochankami – powiedziała. Miał wrażenie, że słyszy w jej głosie żal. – Moje moce z dnia na dzień rosną. Obawiam się, że gdybym się z tobą kochała, przypłaciłbyś to życiem. Nie chodzi tylko o kryształy, z których czerpię moc. Zaczynam… – zająknęła się. – Nie mówmy o tym. Nie zakochaj się we mnie, Talabanie – ostrzegła go.
Parsknął śmiechem.
– Jakbym miał w tej sprawie wybór.
– Zawsze mamy wybór – odparła, odwracając się plecami do relingu. Spróbował podejść bliżej, ale uniosła dłoń i Awatar poczuł odpychającą go do tyłu siłę, mimo że dzieliło ich jeszcze kilka stóp. – Zastanów się nad tym, co robisz – poradziła mu. – Widzisz we mnie kobietę, ale ja nie jestem już prawdziwą kobietą z krwi i kości. Obracam się w kryształ. Co prawda powoli, ale to nieodwracalne. Czy miłość do Chryssy niczego cię nie nauczyła?
Читать дальше