Viruk podszedł do zabitych Almeków i podniósł z ziemi jedną z ognistych pałek. Poświęcił kilka minut na próbę zrozumienia jej mechanizmów, a potem odrzucił ją na bok.
– To paskudna broń – stwierdził. – Robi mnóstwo hałasu, a do tego dym śmierdzi gorzej niż świńskie pierdy.
– Wygląda na to, że obracamy się w innych kręgach – zauważył Ammon. – Nie mogę powiedzieć, żebym kiedykolwiek widział tylną część ciała świni. Niemniej jednak, uwierzę ci na słowo.
Viruk roześmiał się głośno, ze szczerą wesołością.
– Czy to możliwe, żebyś mnie nie lubił? – zdziwił się. – Z pewnością nie.
– Jesteś zwyczajnym mordercą Viruku. Mam wrażenie, że kochasz śmierć.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Mam to ująć prosto? Gardzę tobą i wszystkim, co daremnie usiłujesz sobą reprezentować. Czy to wystarczająco jasne?
– Zmienisz zdanie, kiedy mnie lepiej poznasz. A teraz ruszajmy. W moim łuku zhi nie ma już więcej ładunków. Nie uśmiecha mi się myśl o walce z kralem, kiedy będę miał tylko sztylet.
Rozdział dwudziesty trzeci
Kiedy dotarli do bariery mgły, Talaban pożegnał się z Caprishanem oraz kolumną zaopatrzeniową i poprowadził swych pięćdziesięciu jeźdźców dalej na północny wschód. Zerknął na młodego mężczyznę, który jechał obok niego. Miał on na sobie drogi strój do jazdy konnej. Jego brązowy kaftan był uszyty z najlepszej skóry, a szwy na ramionach upiększały czarne perły. Sięgające kolan buty również wykonano ze skóry najwyższej jakości, a na wysokości kostek zdobiły je srebrne obręcze. Od chwili, gdy opuścili Egaru, mężczyzna odzywał się rzadko. Odpowiadał tylko na bezpośrednio zadane pytania.
Probierz jechał przodem, jako zwiadowca. Kolumna posuwała się naprzód powoli, starając się wzbijać jak najmniej kurzu.
Kwestor generalny wydał im jednoznaczne rozkazy.
– Nękajcie nieprzyjaciela. Czas już, by poznał koszty najazdu. Uderzajcie z całą siłą, a potem uciekajcie. Nie angażujcie się w walne bitwy. Atakujcie jak jastrzębie i znikajcie bez śladu.
Talaban przekazał dowództwo nad Wężem Methrasowi, czego świadkami byli Mejana i Rael. Młody sierżant przyjął awans z cichą godnością i Talaban był z niego dumny.
Ze stanowiska, które mu przydzielono, nie był już tak zadowolony. Wolałby sam wybrać sobie ludzi, ale nastąpił podział władzy i był zmuszony pójść na kompromis. Dwudziestu awatarskich łuczników oraz trzydziestu vagarskich wojowników, dowodzonych przez niedoświadczonego młodzieńca, który jechał teraz obok niego.
Talaban nie wiedział o nim wiele: tylko tyle, że był kupcem, wnukiem Mejany i ponoć świetnie znał okolice, do których zmierzali.
– Jak daleko stąd do pierwszej osady? – zapytał go.
– Około czterech mil – odpowiedział młodzieniec. Sprawiał wrażenie niespokojnego i podenerwowanego.
– Probierz to świetny zwiadowca. Zasadzka nam nie grozi, Pendarze.
– Nie boję się – bronił się Pendar. Nie ulegało wątpliwości, że nie lubi Talabana. Awatar też sobie uświadomił, że to naturalne. Miał jednak nadzieję, że gdy nawiążą kontakt z wrogiem, Pendar okaże się wystarczająco inteligentny, żeby zapomnieć o nienawiści. Do tej chwili próby zaprzyjaźnienia się z nim nie miały większego sensu.
Talaban skłonił konia do biegu i wysunął się przed kolumnę. Okolica stawała się coraz bardziej górzysta. Po lewej mijali wyniosłe urwiska z czerwonej skały. Zbliżali się do szerokiego wąwozu Gen-el. Probierz ściągnął wodze i wpatrywał się przed siebie. Gdy Talaban podjechał bliżej, dzikus zerknął na niego.
– Co tam wypatrzyłeś? – zapytał Awatar.
– Nic. Ale wróg tam jest.
– Skąd masz pewność?
– Ktoś patrzy. Wiem. Czuję jego wzrok.
Talaban przyjrzał się wąwozowi. Słońce stało wysoko na niebie i nie było widać żadnego ruchu. W powietrzu nie unosiły się ptaki i nawet wiatr ucichł.
Zawrócił wierzchowca, podjechał do swych Awatarów i odwołał sierżanta na bok. Goray był potężnie zbudowanym mężczyzną jego krótko przystrzyżone włosy były ciemne, a trójdzielna, przystrzyżona broda zabarwiona na niebiesko. Był weteranem wielu plemiennych wojen i jednym z najstarszych Awatarów. Liczył sobie dobrze ponad trzysta lat. Przez sześćdziesiąt lat był oficerem wysokiej rangi, ale przed dwunastu laty odszedł z armii, by poświęcić więcej czasu na badanie gwiazd. Nie był zbyt zadowolony, gdy kwestor generalny powołał go do wojska razem z innymi – W wąwozie jest nieprzyjaciel – poinformował go Talaban.
– To mnie nie dziwi, kapitanie. Jaki masz plan?
– Przejeżdżałeś już tędy?
– Przed siedemdziesięciu laty.
– Co sądzisz o Vagarze?
– Brak mu doświadczenia i jego ludzie mu nie ufają. Ma w sobie zbyt wiele z kobiety.
– Nie interesują mnie jego upodobania seksualne.
– Mnie również nie – odparł ze spokojem Goray. – Nie o to mi chodziło. Rzecz w tym, jak jest postrzegany. Nie jaki jest naprawdę, ale jakie robi wrażenie. Jego ludzie się boją. Podczas wojny dowódcy są dla swych podkomendnych źródłem odwagi i inspiracji. Żołnierze piją wodę z tych źródeł. Obawiam się, że dla wielu swych ludzi Pendar jest kimś śmiesznym, zasługującym na drwinę. To mnie niepokoi.
– Rozumiem – powiedział Talaban. – Ale pytałem, co ty o nim sądzisz.
– Potrzebuje zwycięstwa, czegoś, co da mu wiarę w siebie i stanie się inspiracją dla jego ludzi.
Talaban wrócił do kolumny i odwołał na bok Pendara.
– Probierz jest przekonany, że w wąwozie czeka na nas oddział nieprzyjaciela – poinformował go. – Czy jest tu jakaś inna droga?
Pendar milczał przez chwilę.
– Moglibyśmy skręcić na północ, ale w takim wypadku zanadto zbliżylibyśmy się do Moraku, stolicy Ammona. Co więcej, nasza podróż w obie strony przedłużyłaby się o trzy dni. A ponieważ mamy zapasy tylko na dziesięć dni, to zmniejszyłoby nasze szanse nękania Almeków. Czy nie możemy ich zaatakować?
Talaban zignorował to pytanie i zsunął się z siodła, nakazując gestem Pendarowi, by podążył za nim. Dotarł na połać nagiej, suchej ziemi i ukląkł na niej.
– Narysuj mi wąwóz – zażądał.
Pendar wydobył sztylet i zaczął kreślić linie.
– Za wylotem wąwóz skręca w prawo, a potem się wije. Przez pierwsze czterysta jardów jego ściany są strome. Potem kanion zwęża się na pewnym odcinku, może z pięćset jardów. Jest tam wiele skalnych osypisk, setki głazów, za którymi można się ukryć. Potem ściany znowu są strome.
– To znaczy, że najlepsze miejsce na zasadzkę znajduje się jakieś ćwierć mili za początkiem wąwozu?
– Tak bym powiedział, ale nie jestem żołnierzem.
– Teraz już jesteś. Pora się do tego przyzwyczaić. – Pendar poczerwieniał, ale nim zdążył odpowiedzieć, Talaban zaczął mówić dalej: – Probierz jest przekonany, że nieprzyjaciel nas obserwuje. W którym miejscu wąwóz skręca w prawo?
Pendar wcisnął sztych sztyletu w ziemię.
– Tutaj. Czy to istotne?
– Jeśli ktoś się nam przygląda, to z pewnością ze szczytu urwisk. Wchodziłeś kiedyś na nie?
– Tylko z lewej strony. Można się tam wspiąć aż na sam szczyt. Jest tam wiele wąskich ścieżek i skalnych półek. Po prawej ściana jest pionowa.
– To znaczy, że obserwator znajduje się po lewej. Kiedy wjedziemy do wąwozu, straci nas z oczu. – Talaban zaczerpnął głęboko tchu. – Ruszajmy!
Wspiął się na siodło i uniósł rękę. Kolumna ruszyła naprzód, przemierzając otwarty teren. Probierz zawrócił i podjechał do dowódcy.
Читать дальше