Król słyszał o hodowanych przez ludzi z północnych plemion psach, które potrafiły wytropić zbiegów dzięki zapachowi noszonych przez nich ubrań. Ale to nie był pies.
Stworzenie stało nieruchomo. Jego okrągłe oczy lśniły. Nie wykonywało żadnych wrogich ruchów. Ammon trącił czubkiem nogi śpiącego Anwara. Staruszek obudził się z głośnym stęknięciem. Zobaczył bestię i zamarł. Ammon wiedział, że za kralem z pewnością podążają żołnierze. Ta świadomość wypełniła go obezwładniającą rozpaczą. Anwar miał rację. Trzeba było uciec dalej. Teraz być może nie będzie już miał okazji pomścić tych bezsensownych morderstw. Garncarz również się obudził – i wrzasnął przeraźliwie. Jego głos wypełnił całą jaskinię i Ammon podskoczył z wrażenia. Bestia nadal się nie ruszała.
– Przynajmniej jest dobrze wyszkolona – stwierdził król, starając się, by jego głos brzmiał spokojnie. Sadau padł na twarz, zakrywając sobie głowę ramionami. Anwar wstał z westchnieniem.
– To nie rokuje dobrze, panie – powiedział, bezskutecznie starając się, by jego głos zabrzmiał równie spokojnie jak głos króla.
Zza grzbietu krala dobiegły odgłosy wspinających się po skalistej ścieżce ludzi. Bestia oddaliła się w noc i do jaskini weszło czterech mężczyzn. Pierwszy z nich miał złoty napierśnik, a na głowie udekorowany piórami hełm. Pozostali byli zwykłymi żołnierzami, uzbrojonymi w ogniste pałki.
– Na pewno jesteś Ammon – stwierdził oficer, podchodząc do króla.
– W rzeczy samej.
– Mówili mi, że wyglądasz jak kobieta. Mieli rację.
Oficer zdjął z ramienia mały woreczek i położył go na ziemi. W tej samej chwili zamykające go sznurki rozwiązały się częściowo i na ziemię wysypało się sześć zielonych kryształów.
– Na co czekacie? Zabijcie ich! – rozkazał oficer, odwracając się ku żołnierzom.
– Poświęć nam chwilę – zaproponował swobodnym tonem Ammon.
Mężczyzna spojrzał na niego, zaskoczony obojętnością, okazywaną przez ofiarę.
– Tylko się pośpiesz – zażądał. – Zmarzłem i z niecierpliwością czekam na gorący posiłek.
– Zanim zginę, chciałbym się dowiedzieć, w jakim celu najechaliście mój kraj. Uciekając dziś rano z miasta, nie mogłem nie zauważyć masowych egzekucji, które się tam odbywały. Czy po prostu kochacie rzeź, czy też wasze poczynania służą jakiemuś celowi?
– Najwspanialszemu celowi na świecie – zapewnił oficer. – Karmimy boginię. Po twojej śmierci otworzę ci klatkę piersiową i wypełnię ją tymi kryształami. One wchłoną to, co zostanie z twojej siły życiowej. Bogini pochłonie je i ciebie razem z nimi. Dzięki temu poznasz chwałę i wieczny żywot. Staniesz się częścią wielkości ludu Almeków.
– Rozumiem – stwierdził król. – To znaczy, że macie zamiar zabić wszystkich w moim kraju?
– Bogini jest bardzo głodna – wyjaśnił oficer. – Uratowanie naszej rasy wyczerpało jej siły. A teraz, czy masz jeszcze jakieś pytania, czy możemy przejść do rzeczy?
– Mam jeszcze jedno – odparł Ammon. – Macie tu inne armie?
– Wiele armii – odparł oficer.
– A czy zaatakowaliście też Awatarów?
– Niebieskowłosych? Tak. Ich miasta upadną tak samo jak twoje. Nikt nie zdoła się oprzeć armiom bogini.
– No cóż – stwierdził z uśmiechem Ammon – to by były wszystkie pytania. Możecie już zrobić swoje.
Wypowiadając te słowa, zbliżył się do oficera. Nim ten zdążył się zorientować, że grozi mu niebezpieczeństwo, Ammon skoczył naprzód, wyrwał mu zza pasa złoty sztylet, otoczył szyję ręką i przystawił sztych noża do jego ciała tuż poniżej podbródka.
– Uważam, że powinniśmy renegocjować nasze pozycje – oznajmił król.
– Nic nie rozumiesz – rzekł oficer, jakby przemawiał do dziecka. – To w niczym ci nie pomoże. Moi ludzie po prostu mnie zastrzelą i zabiorą moją siłę życiową dla królowej. Moje życie wieczne zacznie się wcześniej, niż się spodziewałem.
Ammon ignorował go, ale nie opuszczał noża. Spojrzał na żołnierzy. Wszyscy trzej wymierzyli ogniste pałki w oficera.
– Odłóżcie broń albo on zginie – zagroził. Nim zdążyli zareagować, oficer gwałtownym ruchem nadział własną szyję na sztylet. Ostrze przebiło tętnicę. Oficerem targnęły spazmy. Na dłoń Ammona trysnęła jaskrawoczerwona krew. Król uniósł ciało Almeka, zasłaniając się nim jak tarczą.
W tej samej chwili przed wejściem do jaskini rozległ się donośny ryk, po którym nastąpił oślepiający błysk. Wyjście zbryzgała fontanna krwi, futra i kości. Zaskoczeni żołnierze odskoczyli na bok. Do jaskini wskoczyła odziana w ciemny strój postać. Zagrzmiały ogniste pałki. Przybysz uniósł łuk zhi. Trysnęły z niego dwa impulsy. Dwaj żołnierze zginęli straszliwą śmiercią. Trzeci odrzucił ognistą pałkę, wyciągnął miecz i rzucił się na łucznika. Wojownik upuścił łuk i skoczył Almekowi na spotkanie, wydobywając z pochwy sztylet o cienkim ostrzu. Miecz przeszył powietrze. Nieznajomy uchylił się na bok i wbił sztylet w prawe oko Almeka. Gdy ten padł na ziemię, wojownik wyciągnął nóż i wytarł ostrze o tunikę zabitego.
– Jestem Viruk – przedstawił się z szerokim uśmiechem.
– Co, na niebiosa, zrobiłeś ze swoimi włosami? – zapytał król, spoglądając na czerwone błoto oblepiające głowę Awatara.
– To przebranie – wyjaśnił Viruk. – Starałem się wyglądać jak jeden z was. Nie udało mi się za dobrze, prawda?
– My nie używamy rzecznego błota, Viruku. Glinę miesza się z różnymi barwnikami i perfumuje, a potem nakłada ją szkolony fryzjer. – Ammon podszedł bliżej i przyjrzał się zlepionej masie. – Z reguły też usuwamy mrówki… i krowie placki.
– Być może wprowadzę nową modę – stwierdził radosnym tonem Awatar. – Kto to jest? – zapytał, wskazując głową na Anwara.
– Mój pierwszy doradca, Anwar. Ten trzeci to…
– Znam go – przerwał mu Viruk z chichotem. – Jak się masz, garncarzu? Jak to się stało, że jeszcze żyjesz?
– Nie wiem, panie – zawył Sadau. – To dla mnie tajemnica.
– Pewnie urodziłeś się pod szczęśliwą gwiazdą, tak samo jak ja. No, człowieku, wstawaj. Mamy przed sobą długą drogę.
– A dokąd właściwie się wybieramy? – zapytał Ammon.
– Z powrotem do Egaru. Kwestor generalny rozkazał mi bezpiecznie cię tam przyprowadzić. Powiedział mi też, że Awatarowie są gotowi udzielić ci wszelkiej możliwej pomocy w walce z przybyszami.
– Pomaszeruję tam ze swoją armią – oznajmił Ammon.
– Chwileczkę, panie – sprzeciwił się Anwar. – Może lepiej byłoby zmienić plany. Ja mogę udać się do armii i zaprowadzić ją do Egaru. Z moich barków spadłby wielki ciężar, gdybym wiedział, że jesteś bezpieczny wśród Awatarów.
– Bezpieczny wśród Awatarów? To ci dopiero nowa myśl.
– Znasz to stare powiedzenie, panie? Wrogowie moich wrogów muszą z tego powodu być moimi przyjaciółmi? Nie mogłoby być prawdziwsze. Awatarowie mają wiele broni, a ich miasta to potężne fortece. Gdy tylko twoi poddani dowiedzą się, że żyjesz, natychmiast nadciągną pod twoje sztandary, gdziekolwiek je wzniesiesz.
– Proszę bardzo – zgodził się Ammon. – Przyjmuję twoją propozycję, Viruku. Jak rozumiem, masz gdzieś w okolicy konie?
– Nie mam.
– W takim razie czeka nas długi spacer.
– Ale za to w świetnym towarzystwie – zauważył Viruk. Podniósł niskiego garncarza na nogi i poklepał go po ramieniu. – Czyż nie mam racji, Sadau?
– Skoro tak mówisz, panie.
Читать дальше