Siergiej Łukjanienko - Atomowy Sen

Здесь есть возможность читать онлайн «Siergiej Łukjanienko - Atomowy Sen» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Atomowy Sen: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Atomowy Sen»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Galaktyka, gdzie wśród walk i intryg potężne Imperium Ludzi dąży do pokojowego współistnienia z Obcymi…
Młoda prawniczka, która tropiąc zagadkę ucieczek z wirtualnego więzienia, odkrywa jego prawdziwe przeznaczenie…
Ludzie, degeneraci i smoki walczący o byt w przeddzień katastrofy jądrowej i tajemniczy chłopiec znikąd, który może zmienić bieg dziejów…
Oto historie z odległych światów „Cieni snów”, „Przezroczystych witraży” i „Atomowego snu”.

Atomowy Sen — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Atomowy Sen», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wyjąłem nóż i skoczyłem do przodu. Już unosząc dłoń, poczułem, że mnie zobaczył – zaczął przysiadać, chcąc uniknąć ciosu.

Ostrze weszło w kark, łamiąc kręgi szyjne. Wartownik upadł, nie wydając dźwięku i odwracając się do mnie twarzą. Cofnąłem się. Na jego czole, nad nosem, ciemniało zasnute błoną trzecie oko.

Mutant…

Pochyliłem się nad wartownikiem, wyciągnąłem nóż z jego szyi i dwoma ciosami rozprułem mu brzuch. Z mutantami lepiej nie ryzykować, potrafią być niesamowicie żywotne…

Książę podbiegł i obwąchał ciało. Warknął ze zdziwieniem i wyciągnął pysk do kałuży krwi.

– Potem! Nie ma czasu!

Całym sobą prezentując, jak bardzo jest obrażony, Książę poszedł za mną. Już przed drzwiami jednego z domków obejrzałem się. Do licha, dlaczego tak mało krwi? Przecież powinienem był przebić arterię…

W domu było pusto, w jednym z pokoi, pod oknem, ciemniała na podłodze niedbale wytarta kałuża. W roztrzaskanej szybie widniało kilkanaście małych dziurek. Pewnie strzelali z ulicy, loftkami.

Gdzie pozostali bandyci?

Wychwytując niewypowiedziane pytanie, Książę wysunął się z domu. Odwrócił mordę w stronę najporządniej wyglądającego budynku, zbudowanego pewnie przed Ostatnim Dniem. Wtedy była to ładna, niska willa o kilku pomieszczeniach, teraz dom przypominał fort z czasów kolonizacji Dzikiego Zachodu: okna zasłaniały płyty z desek albo kraty, za to ściany upstrzono licznymi okienkami strzelniczymi. Uważając, żeby nie dać się dostrzec z okien (z otworami strzelniczymi musiałem się pogodzić), podbiegłem do budynku.

Drzwi, tak jak się spodziewałem, były uchylone. Usłyszałem bulgoczący dźwięk. Odczekałem chwilę – dźwięk nadal trwał chwyciłem mocniej automat i kopniakiem otworzyłem drzwi.

To pomieszczenie stworzono, likwidując wewnętrzne ściany między trzema czy czterema pokojami. W efekcie powstała wielka sala o ścianach ozdobionych różnymi tapetami i plastikiem, z górami worków i piramidami skrzynek w kątach. Pod najdalszą ścianą stało kilka wypełnionych naczyniami kredensów, połyskiwała niklem zaskakująco luksusowa kuchnia, od której do sufitu biegły jakieś krzywe rury ze śladami spawania – widocznie kuchenny cud techniki przerobiono z gazu czy elektryczności na zwykłe drewno.

Obok kuchni stał potężny dryblas i odchylając głowę, pił wodę prosto z czajnika.

Nie udało mu się w całości objąć ustami szerokiego, krótkiego dzióbka i woda spływała strużkami po włochatej piersi draba. Facet było kompletnie goły.

– Picie prosto z czajnika jest niekulturalne – powiedziałem, odsuwając rękę z nożem.

Mężczyzna zwalił się na kuchnię, nie wydając żadnego dźwięku. Czajnik, zaciśnięty w lewej ręce, kołysał się tuż nad podłogą, gasnące oczy patrzyły na mnie ze zdumieniem. Próbując wstać, drab oparł się o kuchnię i znowu osiadł – rękojeść wbitego w pierś noża weszła głębiej. Na plecach pojawiło się wybrzuszenie i skóra bezgłośnie pękła, wypuszczając koniuszek ostrza.

Obejrzałem kilka innych pomieszczeń, wszędzie było pusto.

A kiedy przed kolejnymi drzwiami usłyszałem niejasno znajomy dźwięk, nie od razu uwierzyłem w jego istnienie. Zza starych drzwi ograbionego domu w napadniętej wsi dobiegała muzyka! Najprawdziwsza muzyka – niegłośny dźwięk gitarowych strun, akompaniament jakichś instrumentów, piękny, mocny głos…

Yesterday… Poczułem dreszcz. To była piosenka z przeszłości, z tych dni, gdy na niebie świeciło słońce… Śpiewał ją jakiś słynny zespół, często puszczali ją w radio i telewizji. Yesterday.

Pchnąłem drzwi, wszedłem do pokoju i od razu odniosłem dziwne, nieprzyjemne wrażenie, jakbym to wszystko, co się tu właśnie działo, już kiedyś przeżył, już doświadczył, a teraz oglądam na nowo, niczym odgrywany po raz kolejny spektakl teatralny.

Pod zakratowanym oknem na podłodze siedziała kobieta, a obok niej stary mężczyzna. Gdyby nie automat na jego kolanach, nigdy bym nie uwierzył, że jest w bandzie.

Kobieta nie odrywała wzroku od wysokiego, wąskiego łóżka, z którego nie wiadomo dlaczego zrzucono całą pościel. Na brudnoszarym materacu poruszały się dwa nagie ciała. Mężczyzna opierał się na łokciu, a jego łopatki wystawały kilkanaście centymetrów nad plecami. Znowu mutant… Przyciśnięta do łóżka dziewczyna powtarzała coś zdławionym szeptem, ale muzyka zagłuszała słowa.

Dźwięk płynął z discmana, wiszącego na pasie trzeciego bandyty.

Typ stał przy łóżku, jedną ręką trzymając dziewczynę za włosy, drugą ściskając jej cienkie ręce. Twarz miał obojętną, z ledwie widocznym wyrazem zadowolenia, tak charakterystycznego u debili.

Yesterday…

Starzec powoli odwrócił głowę w moją stronę. Przyłożyłem palec do ust, potem pogroziłem mu. Muzyka jeszcze trwała, w przezroczystym pudełku discmana wirował połyskujący tęczowo dysk; chciałem wysłuchać nagrania do końca. Ale typek z debilowatą twarzą już się odwracał w moją stronę; jego ręce puściły dziewczynę i sunęły po pasie, szukając rękojeści pistoletu.

Automat w moim ręku ożył. Iglica niechętnie stuknęła w mosiężny krążek spłonki, przez lufę przeleciały gazy prochowe, wypluwając mały kawałek ołowiu, szarpiąc suwadło…

Mężczyzna oberwał w głowę krótką serią. Stał jeszcze przez chwilę – ohydna postać ze ściętą w połowie czaszką – a potem zaczął padać, prosty jak słup, z fontanną krwi, chlustającą z szaropurpurowej miazgi roztrzaskanej głowy. W końcu jego ciało uderzyło o podłogę z głuchym stukiem.

Rozległ się cichy trzask i muzyka umilkła. Cholera, wiedziałem, że tak będzie. Że też ten kretyn musiał upaść tak, żeby rozwalić praktycznie wieczny odtwarzacz laserowy, zasilany bateriami słonecznymi. Nigdy nie mam szczęścia w drobiazgach.

Teraz już można było usłyszeć szept dziewczyny. „Mamo… mamusiu… mamo”…

Gwałcący ją chłopak popatrzył na mnie. Skrzywiłem się – nad ludzkimi oczami mętniało trzecie oko, nieruchome, zimne, jaku węża. Podobieństwo do wartownika było absolutne, pewnie brat bliźniak. Trzyoki cały czas patrzył na mnie, nadal nieświadomy tego, co się dzieje, poruszając się w cichnącym rytmie… aż wreszcie na jego twarzy pojawił się wyraz rozkoszy i bezmyślnego rozluźnienia.

– Książę! Bierz!

Pies skoczył do łóżka, zaciskając szczęki na bosych nogach mężczyzny. Ten krzyknął przeraźliwie, wygiął się, próbując dosięgnąć rękami mordy Księcia, ale pies już wyciągał go z pokoju.

– Nie hałasuj za bardzo! Ale niech pożałuje, że dożył dzisiejszego dnia – krzyknąłem za Księciem i odwróciłem się do starca.

Kobieta zerwała się, podbiegła do łóżka i objęła skuloną, zasłaniającą twarz dziewczynę. Starzec nadal siedział bez ruchu, jego ręce spokojnie leżały na automacie.

– Rzuć broń – poradziłem.

Automat stuknął o podłogę. Starzec odwrócił do mnie głowę, uśmiechnął się znajomo.

– Zmieniłeś się – powiedziałem z zadowoleniem. – Postarzałeś.

Już sam nie gwałcisz, możesz się tylko przyglądać. Ale gębę masz ciągle tak samo ohydną, Jeremy.

– Ty też nie wyglądasz dobrze, Smoku.

Wiedział, że jest skazany. I nie miał zamiaru dobierać słów.

– Gdybyś wiedział, jak cię wtedy szukaliśmy… po Eldhausie.

Specjalnie was wszystkich odesłał?

– Oczywiście. Powiedział, że zamierza wieczorem puścić Smoki do lotu i daje nam pół godziny. Musimy zdążyć uciec, póki smocze skrzydła są jeszcze słabe. – Jeremy roześmiał się. – Smoki… nic ludzkiego w duszy… Dobro, zapomniane słowo… Eldhaus bardzo by się rozczarował, gdyby cię teraz zobaczył.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Atomowy Sen»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Atomowy Sen» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Siergiej Łukianienko - Lord z planety Ziemia
Siergiej Łukianienko
Siergiej Łukianienko - Genom
Siergiej Łukianienko
Siergiej Łukjanienko - Czystopis
Siergiej Łukjanienko
Siergiej Łukjanienko - Brudnopis
Siergiej Łukjanienko
Siergiej Łukjanienko - Patrol Zmroku
Siergiej Łukjanienko
Siergiej Łukjanienko - Nocny Patrol
Siergiej Łukjanienko
Siergiej Łukianienko - Dzienny Patrol
Siergiej Łukianienko
Siergiej Łukjanienko - Ostatni Patrol
Siergiej Łukjanienko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Atomowy Sen»

Обсуждение, отзывы о книге «Atomowy Sen» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x