Siergiej Łukjanienko - Atomowy Sen

Здесь есть возможность читать онлайн «Siergiej Łukjanienko - Atomowy Sen» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Atomowy Sen: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Atomowy Sen»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Galaktyka, gdzie wśród walk i intryg potężne Imperium Ludzi dąży do pokojowego współistnienia z Obcymi…
Młoda prawniczka, która tropiąc zagadkę ucieczek z wirtualnego więzienia, odkrywa jego prawdziwe przeznaczenie…
Ludzie, degeneraci i smoki walczący o byt w przeddzień katastrofy jądrowej i tajemniczy chłopiec znikąd, który może zmienić bieg dziejów…
Oto historie z odległych światów „Cieni snów”, „Przezroczystych witraży” i „Atomowego snu”.

Atomowy Sen — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Atomowy Sen», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ale na razie siedzieliśmy obok siebie, ramię w ramię, pod niebem obcym dla Ogarina i ojczystym dla mnie, i czekaliśmy na statki imperialne.

Wiem, spóźnili się nawet na opuszczenie kurtyny.

ATOMOWY SEN

Będąc zwierzęciem, człowiek jest gorszy od zwierzęcia.

Rabindranath Tagore

Część 1

Smok

1. Smok numer 13

Szedłem jego tropem drugą godzinę. To nie było trudne przedzierający się przez skład porcelany słoń zostawiłby mniej śladów. Obok dużej sosny leżały strzępki papieru i celofanu.

Podniosłem je, obejrzałem: resztki wojskowych racji żywnościowych. Do licha, rzadka rzecz…

Przechodząc przez strumień, który opływa Siedem Wzgórz i wpada do Wielkiej Rzeki, zauważyłem wgłębienia w glinie. Człowiek tu usiadł… nie, przyklęknął i pił, odwrócony plecami do czarnych zarośli.

Albo wariat, albo bohater. Zresztą kto inny mógłby wejść na moją ziemię? Zaniepokoiłem się trochę. Nie było ze mną Księcia i wolałem nie ryzykować, ale minutę później zrozumiałem, że nie ma się czego bać.

Na środku pola dzikiej pszenicy, w kałuży błękitnej krwi leżał wielki, dwumetrowy pająk. Kolejny dowód, że ktoś tędy szedł. Rzeczywiście wariat albo kompletny dyletant. Kto, do ciężkiej cholery, zabija pająki? Jasne, ten wielki czarny stwór aż się prosi o kopniaka czy cios kamieniem, ale żeby strzelać do pająka z automatu? Obcy (tak go nazwałem) wpakował w pająka co najmniej dziesięć pocisków. Pokonałem wstręt i dotknąłem przetchlinek stwora. Ciepłe i jeszcze wilgotne. Pająk zginął jakieś dwadzieścia minut temu.

Zacząłem biec. Automat miękko uderzał mnie w plecy, kłujące ciernie drapały nogi nawet przez gruby materiał dżinsów. Ale zżerała mnie ciekawość. No i w końcu zobaczyłem obcego na brzegu Wielkiej Rzeki.

W lesie spotyka się najróżniejszych ludzi: żołnierzy ze zdziczałych garnizonów, mnichów z sekty Prawdziwie Wierzących albo Zakonu Braci Pana, chłopów, którzy przenoszą się z wioski do wioski, dzieciaki z młodzieżowych band… Ale ten obcy stanowił wyjątek. Po pierwsze, był sam, a mało kto decyduje się na samotną wyprawę po lesie. Po drugie, był świetnie wyposażony. Na szyi miał nowiutkiego lugera, na ramionach wypchany plecak, na sobie burozielony kombinezon desantowy… wszystko razem zbyt ekskluzywne jak na dwudziestoletniego szczeniaka. A po trzecie, przejawiał zaskakującą beztroskę.

Rozejrzałem się, podejrzewając podstęp, ale szczeniak był sam.

Zdaje się, że miał zamiar przepłynąć Wielką Rzekę, bo rozebrał się niespiesznie i zaczął wiązać ubranie w węzeł. Robił to wszystko umiejętnie, ale mój Boże, z jakąż niefrasobliwością!

Gdyby to był inny obcy, obdarty i nieciekawy, wcale bym mu nie przeszkadzał.

Zabawiłbym się i tak, obserwując go z zarośli. Ale razem z tym obcym odchodził jego – czyli już prawie mój – luger! Chwyciłem niezawodny AK i wyszedłem na brzeg.

Odwrócił się i zauważył mnie dopiero po dłuższej chwili. Pochylił się do przodu, ale byłem na to przygotowany. Zaraz chwyci swój automat i wtedy strzelę. Pierwszy.

Obcy nie strzelał. Wypuścił nawet z ręki automat, a jego duże oczy powiększyło jeszcze bardziej zdumienie i… zachwyt. Zachwyt?! Czy on nie wie, kim jestem? Od obcego dzieliło mnie kilka metrów i mogłem mu się spokojnie przyjrzeć. Jasnowłosy, muskularny chłopak, nieźle zbudowany, o sympatycznych, regularnych rysach, chyba nawet przystojny. Nie przypominał dzisiejszej młodzieży… W końcu obcy otworzył usta.

– Dzień dobry!

Osłupiałem. Czy on zupełnie oszalał?

– Co ma być dobre?

Stropił się:

– Dzień… dobry.

Kątem oka obserwowałem jego twarz, a sam niespiesznie rozpiąłem swoją czarną skórzaną kurtkę. Poły się rozchyliły i chłodny wiatr przebiegł mi po piersi. Nie noszę koszuli. W lesie trudno byłoby utrzymać ją w czystości, a ja nie znoszę brudu. Obcy przyjrzał mi się z uwagą. Wiedziałem, co zobaczył. Czarny tatuaż: smok zwinięty w pierścień gryzie własny ogon, a pośrodku pierścienia widnieje cyfra 13.

Myślałem, że padnie na kolana i zacznie szlochać, ale nie. Wzruszył ramionami, uśmiechnął się i powiedział niepewnie:

– Nazywam się Mike.

Ognisko nie chciało się zapalić. Mike wyjął z plecaka płaską manierkę, chlusnął i niebieski płomień skoczył na dwa metry w górę. Ostrożnie zerknąłem w stronę lasu. Cicho. Nadal cicho. Czyżby rzeczywiście był sam?

Mike podał mi dużą paczkę, sam wziął taką samą.

Wszystko się zgadza, żołnierska racja… Z plecaka wystawały brzegi identycznych paczek i karnawałowo barwne denka konserw.

Skąd wziął te produkty? Niedbałym gestem Mike odpiął od pasa krótki, szeroki nóż, zerwał opakowanie racji. Otworzyłem swoją, zacząłem jeść, nie czując smaku. Mike wcinał z apetytem, co nie przeszkadzało mu co chwila rozglądać się na boki. Czasem zadzierał głowę, patrzył w niebo i pospiesznie opuszczał wzrok, jakby zobaczył tam coś strasznego. Za każdym razem odruchowo spinałem się do skoku – jego pozycja wydawała się tak dogodna, tak bezbronna… Czemu tak kręci głową? Przecież to zwykły las – żółte, brązowe i purpurowe liście, szerokie, pokryte guzami pnie, kłujące trawy i cierniste krzewy, pętlami oplatające drzewa. I zwykłe niebo szczelna, szara zasłona z jasną plamą słońca w zenicie i ciemnymi smugami deszczowych chmur tuż przy ziemi.

– Chce pan? – Mike podał mi butelkę.

Jedyne, co budziło mój szacunek do tego chłopca, to jego małomówność. Owszem, zachowywał się jak samobójca, zdaje się, że nawet nie wiedział, kim jestem, ale przynajmniej o nic nie pytał.

Wziąłem butelkę, napiłem się. Zwyczajna woda, z lekkim posmakiem środków dezynfekcyjnych. Skąd ten szczeniak wziął te wszystkie rzeczy? A „szczeniak” tymczasem pochylił się nad plecakiem, wystawiając na mnie plecy. Znowu musiałem wziąć się w garść. Nie zachowywałby się tak bezczelnie, gdyby nie miał jakiejś osłony.

Pewnie ktoś trzyma mnie na celowniku, na przykład z tamtych krzaków… Aż pożałowałem, że tak szybko wyszedłem na otwarty teren, teraz musiałem czekać. Znowu sięgnąłem po butelkę i wtedy poczułem w uszach znajomy szum. Oczy wyszły mi z orbit, w ustach pojawił się gorzki smak… Wiem, że to tylko złudzenie, ale i tak tego nie lubię. Mam ochotę splunąć i zasłonić oczy dłonią. Skupiam się.

Książę! Czuję ciepłą falę ekscytacji, jeszcze chwila i na otaczający świat nałoży się inny obraz.

Zobaczyłem siebie z boku. Siebie, Mike’a i płonące ognisko…

Książę patrzył na nas z tych krzaków, w których dopatrywałem się zasadzki. Musiałem ostudzić jego zapał. Gdzieś obok są wrogowie!

Moja świadomość wyczuła stropienie Księcia, a potem w głowie jakby wybuchł pocisk. Nie lubię, gdy Książę zaczyna węszyć, ale teraz musiałem to jakoś ścierpieć. W końcu ból ucichł i znowu wyczułem myśli Księcia. Obcy był ponad wszelką wątpliwość sam.

Dobrze. Podejdź do nas, tylko ostrożnie. Wstałem gwałtownie, to najszybszy sposób zerwania kontaktu telepatycznego.

Mike spojrzał na mnie zaskoczony. Nawet nie przyszło mu do głowy, żeby sięgnąć po broń.

Zresztą i tak bym mu na to nie pozwolił. Przez chwilę poczułem do chłopca coś na kształt współczucia.

– Masz dużo jedzenia?

Mówiłem ostro, nie udając już. Mike pokręcił głową.

– To czemu mnie częstowałeś?

Milczał. W jego oczach pojawił się strach. Uśmiechnąłem się.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Atomowy Sen»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Atomowy Sen» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Siergiej Łukianienko - Lord z planety Ziemia
Siergiej Łukianienko
Siergiej Łukianienko - Genom
Siergiej Łukianienko
Siergiej Łukjanienko - Czystopis
Siergiej Łukjanienko
Siergiej Łukjanienko - Brudnopis
Siergiej Łukjanienko
Siergiej Łukjanienko - Patrol Zmroku
Siergiej Łukjanienko
Siergiej Łukjanienko - Nocny Patrol
Siergiej Łukjanienko
Siergiej Łukianienko - Dzienny Patrol
Siergiej Łukianienko
Siergiej Łukjanienko - Ostatni Patrol
Siergiej Łukjanienko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Atomowy Sen»

Обсуждение, отзывы о книге «Atomowy Sen» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x