– Tak.
– W takim razie pierwszą część prób uważam za zakończoną. Małe dyski wypróbowaliśmy razem. Technika użycia była znacznie prostsza.
– Za pół roku ta broń będzie znana w całej galaktyce – zapewnił Ernado. – Kto wie, ile przyniesie bólu…
– Nie mam innego wyjścia – powiedziałem posępnie. – Z samym mieczem jestem jak bezbronny.
Ernado wzruszył ramionami. Chyba moje ćwiczenia z siódmego etapu zrobiły na nim wrażenie.
– Nie masz żadnych innych pomysłów?
– Na razie nie.
– Cieszę się.
W jego słowach nie było nawet śladu ironii.
Wyjął swoje „cytrusowe” kapsułki, rozgryzł dwie. Zaproponował również mnie, ale tylko pokręciłem głową. Wyjął też zafoliowane białe tabletki. Jedną taką połknąłem przed śniadaniem.
– Weź. To stymulator pamięci i reakcji psychomotorycznej. Właśnie on pomógł ci poradzić sobie z mieczem.
Przełknąłem tabletkę, pozostałe wsunąłem do kieszeni kombinezonu. Ernado odprowadził je niespokojnym spojrzeniem i ostrzegł:
– Wieczorem nie bierz, bo nie będziesz mógł zasnąć. Jutro połkniesz dwie przed akcją.
– Dzisiaj, Ernado. Dzisiaj – poprawiłem go delikatnie. – Do pałacu wyruszę dziś wieczorem.
Ernado osłupiał i zaczął mi tłumaczyć łagodnie, jak dziecku:
– Nie ma takiej potrzeby, Serge. Mamy jeszcze całą dobę. Czas na przygotowania należy wykorzystać w pełni.
– Jestem pewien, że Shorrey też tak myśli. Jutro do pałacu nie zbliży się nawet mysz. Dzisiaj jeszcze jest szansa.
Ernado nie spierał się, właściwie nie wiem dlaczego. Może przekonały go moje argumenty, a może zadziałała pozycja lorda.
– To twoja walka i twój wybór – powiedział po prostu. – I ty decydujesz.
6. Niepodlegające czasowi
Siedziałem w kucki i piłem gorący bulion. Siedzący naprzeciwko Ernado świdrował mnie wzrokiem.
– Mam zacząć wyjaśnienia? – nie wytrzymał w końcu. – Tabletka już działa, zapamiętasz wszystko do ostatniego słowa.
Skinąłem głową, ale zanim mój instruktor zdążył powiedzieć choć słowo, zapytałem:
– Jesteś pewien, że to cała broń, jaką dysponujemy? Mam tak znikome szansę, że nie chcę, by dodatkowo zmniejszył je przypadek. Miałem kiedyś przyjaciela, którego zapomniany w koszarach scyzoryk kosztował życie.
Pewnie wybrałem odpowiedni ton albo uderzyłem w czułą strunę – może Ernado też miał przyjaciela, którego zapomniany nóż kosztował życie… Tak czy inaczej, wahał się tylko sekundę.
– Poczekajcie chwilę, lordzie – powiedział, wstając.
Dopijając bulion, patrzyłem, jak Ernado odsuwa skrzynki zastawiające właz w podłodze i nurkuje w ciemny otwór, z którego po minucie wyłonił się szary sześcienny pojemnik.
– Proszę mi pomóc, lordzie – usłyszałem stłumiony głos Sierżanta.
We dwóch wyciągnęliśmy skrzynkę i postawiliśmy na betonowej podłodze. Ernado pochylił się nad szarym sześcianem i zaczął majstrować przy sensorycznym panelu na pokrywie. Czasem jego działaniom towarzyszył krótki melodyczny dźwięk. Wtedy Ernado kiwał z zadowoleniem głową i zaczynał wybierać nową kombinację.
Po którymś z rzędu naciśnięciu skrzynka odegrała minorową frazę muzyczną i na wieczku zaświecił różowy prostokąt.
– Pierwsze akordy Pieśni zwycięzców - wyjaśnił usatysfakcjonowany Ernado. – W mojej aranżacji.
– A ja myślałem, że to Lament po poległych bohaterach - wymamrotałem.
Ernado nie zareagował na ironię. Przyłożył prawą dłoń do lśniącego prostokąta i zamarł. Nic się nie działo.
– Przeklęta rana – powiedział z wyraźną ulgą Ernado. – Chyba jednak sejf się nie otworzy. Komputer nie rozpoznał mojej dłoni…
Nie dokończył. Wieczko sejfu drgnęło i zaczęło się unosić.
– Coś mi się zdaje, że martwi cię doskonałość własnego sejfu – zauważyłem z udawaną prostodusznością.
Ernado skinął głową.
– Owszem, lordzie. To nie scyzoryki.
– Tylko co?
– Broń Siewców. Niech wybaczą nam moce przeszłości i przyszłości…
Zajrzałem do skrzynki.
Od wewnątrz wydawała się znacznie mniejsza niż z zewnątrz. Prawdopodobnie ścianki mogły wytrzymać każde uderzenie, ale mimo to w środku nie zabrakło miejsca dla licznych dziwnych przedmiotów. Broń Siewców nie była duża.
Na miękkiej szarej tkaninie, wyścielającej sejf od wewnątrz, przyciśnięte cienkimi przezroczystymi rzemykami spoczywały przedmioty przypominające twory rzeźbiarza abstrakcjonisty. Kolorowe kryształy w spiralach z niebieskiego metalu i półprzeźroczyste kule wypełnione pomarańczową cieczą. Powyginane rurki, których każdy koniec mógł być zarówno lufą, jak i kolbą. Połączone matowobiałe płytki przypominające wachlarz. Piramidki, sześciany i cylindry różnej wielkości i w różnych kolorach…
– To broń? – spytałem zdumiony.
– Tak. Wszystkie te przedmioty znaleziono w arsenale uszkodzonego kutra patrolowego Siewców, który miliony lat dryfował w przestrzeni. Nie pytaj, jak trafiły do mnie. Nie chcę kłamać, a nie mogę powiedzieć prawdy.
– Dlaczego nie wspomniałeś o nich wcześniej?
– Dlatego że nie wiem, jak działa ta broń. No, prawie nie wiem.
Wyjął ze skrzynki kilka przedmiotów.
– To te, które choć trochę opanowałem.
Na podłodze przed nami spoczął biały wachlarz, rubinowy cylinderek i niewielki sześcian ozdobiony wymyślnym reliefowym wzorem.
– Siewcy używali dziwnego języka… niemal tak dziwnego, jak oni sami. Ma niewielki zasób podstawowych słów, cztery przyimki i dwa spójniki oraz kilka tysięcy partykuł precyzujących, zdolnych całkowicie zmienić znaczenie danego słowa, a nawet całego zdania.
– Znasz ten język?
– Trochę…
Ernado podniósł biały wachlarz i otworzył go. Końcówki płytek zamigotały bladobłękitnym światłem.
– To tarcza siłowa. Tworzy niewidoczne pole ochronne, przypominające kształtem elipsę. Całkowicie odbija promieniowanie w bardzo wąskim zakresie fal.
– Doskonale.
– Nie zrozumiałeś, Serge. Tarcza odbija tylko część fal. Zwykły pistolet laserowy załatwi ją błyskawicznie, niszcząc człowieka w dolnej i górnej części swojego spektrum.
– W taki razie jaki jest sens tego urządzenia?
– Prawdopodobnie jest to broń do pojedynków, chroniąca jedynie przed specjalnym pojedynkowym pistoletem. Tak przynajmniej sądzę.
– Głupota…
Popatrzyłem z żalem na złożony „wachlarz”. Ernado tymczasem wziął czerwony cylinderek i nacisnął na niewidoczny występ.
Z czoła cylindra wysunął się metrowy, oślepiająco biały płomień. Cofnąłem się odruchowo.
– Miecz plazmowy. Wspaniała broń, znacznie doskonalsza od miecza jednoatomowego. Niestety, nie działa w polu neutralizującym.
Biały ogień zgasł.
Malutki sześcian Ernado tylko musnął palcami.
– Bardzo silna broń. Po aktywacji niszczy komórki ludzkiego mózgu w promieniu dwóch kilometrów. Pole neutralizujące nie ma na nią żadnego wpływu, ale pierwszą ofiarą jest człowiek, który ją aktywował. Właśnie tym ochotnicy skazańcy zniszczyli drugą Twierdzę Galaktyczną.
– A gdyby stworzyć urządzenie aktywujące broń automatycznie? Żeby dało się w porę wyjść ze strefy rażenia?
– Sześcian może uruchomić wyłącznie żywa ludzka dłoń. Żadne manipulatory, nawet obciągnięte ciepłą ludzką skórą, nie dadzą rady go włączyć.
– Siewcy nie byli humanoidami – powiedziałem z przekonaniem.
Читать дальше