Sierżant zamilkł na chwilę. Pogrzebał w kieszeni płaszcza i wyjął płaskie pudełeczko. Pstryknął wieczkiem, wyciągnął pomarańczową kapsułkę i ścisnął ją w placach. Dał się słyszeć słaby chrzęst, zapachniało niedojrzałymi cytrynami. Lekki, słodkokwaśny, świeży aromat… Patrzyłem czujnie, spodziewając się prezentacji nowej broni. Ale Ernado z całym spokojem wsadził kapsułkę do ust, zastygł na sekundę z rozanieloną miną i wyjaśnił, dostrzegając moje spojrzenie:
– To słaby stymulator. Jego użycie powoduje uczucie przyjemności, ale wyrządza pewne szkody organizmowi.
– A nie macie czasem innego stymulatora? – zapytałem z nieoczekiwanym zainteresowaniem. – Używa się go, wdychając dym tlących się suszonych liści. Też przyjemne i też szkodliwe.
Na twarzy Sierżanta pojawiło się lekkie zaskoczenie połączone ze wstrętem.
– Idiotyczna metoda – oznajmił, nie bawiąc się w dyplomację. – Nigdy o czymś takim nie słyszałem… Chcesz?
Podsunął mi pudełeczko z kapsułkami. Cytrynowy aromat rozpływał się w powietrzu.
– Nie – odpowiedziałem po chwili wahania. Skoro muszę się wyzbyć jednego nałogu, nie warto wpadać w inny. – Organizm przyzwyczaja się do tych kapsułek, prawda?
Ernado stropił się.
– Tak – wymamrotał. – Ale można rzucić.
– Nie, dzięki – powiedziałem twardo.
Ernado skinął głową.
– Dobrze. Ale ja, jeśli pozwolisz…
Pożuł chwilę i kontynuował:
– W produkcji broni niemal dorównaliśmy zaginionym cywilizacjom przeszłości, nawet tym, które zginęły, bo odnosiły zbytnie sukcesy w tej dziedzinie. Naszych mistrzów porównywano do Siewców, a ta rasa nie miała sobie równych w gwiezdnych wojnach. Niezależność i bogactwo planety pozwalały na kultywowanie wielu pięknych tradycji, wśród nich szczególnie wyróżniała się ceremonia zaręczyn księżniczki.
Po plecach przebiegł mi dreszcz. Nachyliłem się do Ernada, bojąc się uronić choć słowo.
– Zaręczyny księżniczki symbolizują jedność naszej planety ze wszystkimi zamieszkanymi światami kosmosu. W dniu swoich czternastych urodzin księżniczka w towarzystwie kilku ochroniarzy wyrusza w podróż. Odwiedza najróżniejsze planety, cywilizowane i zacofane, wiedzące o naszej planecie i te, których mieszkańcy nie opuścili swojego systemu gwiezdnego. Księżniczka podróżuje incognito, samotnie. Ochrona włącza się jedynie w przypadku bezpośredniego zagrożenia jej życia lub czci.
– Jasne, pamiętam, jak energicznie zadziałała ochrona na mojej planecie – nie wytrzymałem.
Ernado uśmiechnął się.
– A ja pamiętam, jak odważnie jej broniłeś. Staliśmy dziesięć metrów od was. Nie było realnego niebezpieczeństwa. Księżniczka mogła z łatwością pokonać trzech zarozumiałych aborygenów.
– Dlaczego w takim razie… – ugryzłem się w język. Zrozumiałem.
– Chciała cię sprawdzić, Serge.
– Mów dalej.
– Nie obrażaj się, Serge. Ani na nią, ani na mnie.
– Dobra, opowiadaj.
– Na jednej z planet księżniczka wybiera sobie narzeczonego, który otrzymuje z jej rąk pierścień, zdolny na rozkaz księżniczki przenieść wybrańca na naszą planetę. Gdy księżniczka kończy dziewiętnaście lat, wyznacza się termin ślubu.
– I narzeczony zostaje wyciągnięty ze swojego świata wprost przed ołtarz? – zapytałem ironicznie.
– Oczywiście, że nie. Ogłasza się konkurs pretendentów. Wszyscy chętni zbierają się na planecie i walczą w turniejach.
– Nie ma czego zazdrościć waszej księżniczce – ogarnęła mnie złość. – Siedzieć i czekać, kto zwycięży w turnieju narzeczonych…
– Zwycięzca jest znany z góry – powiedział łagodnie Sierżant. – Imię prawdziwego wybrańca dyskretnie podaje się do wiadomości wszystkich uczestników. Pokonanie go to nietakt i bardzo ryzykowne przedsięwzięcie.
– Dlaczego? Wystarczająco silny i śmiały miłośnik przygód…
– Choćby dlatego, że imperator może nie zaakceptować przyszłego zięcia. Ślub może zostać odwołany albo odłożony. A niedoszły pan młody z rozpaczy skończy ze sobą… albo jego statek nie wyjdzie z hiperprzejścia.
– Jasne – odwróciłem wzrok. – Sierżancie, a ci… potencjalni narzeczeni, symbolizujący jedność ze wszechświatem… często zwyciężali w turniejach?
– Nigdy w nich nie uczestniczyli – powiedział bezlitośnie Ernado. – Księżniczka raczej nie uważa za konieczne niepokoić młodzieńca, który przypadkiem spodobał jej się pięć lat temu.
– Wychodzi na to, że miałem szczęście – powiedziałem poważnie.
– Tak – skinął głową Sierżant. – Zginąć za księżniczkę i imperatora to wielki honor.
– Dlaczego od razu zginąć? Turnieje są aż tak niebezpieczne? – Turniej już się odbył – uśmiechnął się Ernado. – Zwycięzcą został Shorrey Manhem, władca Federacji Gyarów. Zatkało mnie, aż musiałem odchrząknąć.
– To właśnie on miał zostać zwycięzcą? Księżniczka… wybrała Shorreya?
Ernado pokręcił głową.
– Nie. Trudno wyobrazić sobie bardziej odrażającego typa. Nie jestem miłośnikiem plotek, ale podobno księżniczka kocha swojego partnera z kosmicznych wyścigów, jakiegoś młodego nawigatora, człowieka bez obywatelstwa, kosmicznego włóczęgę, najemnika…
W głosie Sierżanta dało się słyszeć rozdrażnienie. Wiernego monarchistę niezbyt radowały sympatie księżniczki do włóczęgi, a zawodowy żołnierz, sierżant elitarnych wojsk desantowych, nie mógł czuć sympatii do najemnika. Ale widocznie brakowało mu delikatności, w przeciwnym razie nie omawiałby tak otwarcie stosunku księżniczki do młodego nawigatora.
Kocha…
Cóż, ty wezwałaś, a ja przybyłem. Cała reszta to bzdura.
– Ten… Shorrey zwyciężył w turnieju wszystkich pretendentów? Włączając w to nawigatora włóczęgę?
– Zwyciężył – potwierdził Ernado ze złością. – Niespodzianką dla niektórych osób był fakt, że przyjaciel księżniczki w ogóle nie stawił się na turnieju.
– Coś się stało z jego statkiem?
– Prościej, Serge. Znacznie prościej. Zastraszono go albo przekupiono. A raczej i jedno, i drugie.
Milczeliśmy. Ja próbowałem ukryć zadowolenie, Ernado rozgryzał kolejną kapsułkę.
– A co z prawem imperatora do odłożenia ślubu?
– Shorrey Manhem jest przywódcą federacji dwudziestu rozwiniętych i gęsto zaludnionych planet. Odmowa ślubu równałaby się obrazie wszystkich Gyarów. Wystarczający powód do wojny, w której nie zdołamy zwyciężyć.
– Shorrey tak kocha księżniczkę, że gotów jest walczyć?
– Księżniczkę? Skąd, nie o to chodzi. Żeniąc się z księżniczką, Shorrey staje się nominalnym następcą imperatora. Po ceremonii może wrócić do swojego systemu gwiezdnego, sam albo z żoną, i spokojnie czekać. A gdy już się doczeka i przejmie władzę, jednym edyktem przyłączy planetę Tar do swojej federacji. Nasze prawodawstwo pozwoli mu to zrobić bez pytania mieszkańców o zgodę.
– I nie ma żadnego sposobu, by mu przeszkodzić? Zmienić prawa dziedziczenia, na przykład?
– Nie ma żadnych legalnych sposobów. A nielegalne mogą być powodem do wojny. Myślę, że jego prawnicy nieźle pogrzebali w naszych kodeksach.
Cóż… Obrzuciłem spojrzeniem schron. Skrzynie, pudła, zimne światło z sufitu. Tajny, niewykończony bunkier, o którym, na moje szczęście, wiedział przezorny sierżant Ernado.
– Na miejscu imperatora zaryzykowałbym i odmówił Shorreyowi – powiedziałem.
– Słusznie, Serge. On też postanowił zaryzykować.
Читать дальше