– To dobrze, że jest taki dumny. – Z mimowolnym szacunkiem popatrzyłem na swój kombinezon. Więc to miał na myśli Ernado, proponując dezaktywację mojego kombinezonu przy naszym pierwszym, niezbyt serdecznym spotkaniu…
– Po drugie, gazy trujące i szybko działające wirusy. Ale to nic nie da, bo ani Shorrey, ani jego najemnicy nie pogardzą filtrami ochronnymi. Filtry chronią przed wszystkimi znanymi truciznami.
– A jeśli podam wzory chemiczne ziemskich trucizn? Na sekundę w oczach Ernado zabłysło zainteresowanie, ale od razu pokręcił głową.
– Bardzo możliwe, że jedynym człowiekiem w pałacu nienoszącym maski będzie księżniczka.
Przygryzłem wargę.
– W porządku. Gazy i trucizny odpadają. Co jeszcze?
– Kusze, łuki, topory, pałki. Ale to nie ma sensu. Kombinezon odbije strzałę, a miecz przerąbie rękojeść topora. Pistolety na trujące igły? To samo: pole obniży prędkość strzały i kombinezon zdoła odbić pocisk.
– To wszystko?
– Wszystko – potwierdził spokojnie Ernado.
– Cóż, wasi zbrojmistrze mają ubogą wyobraźnię – powiedziałem ze złością. – Gdybym miał tydzień…
Chyba moje słowa uraziły Ernada, bo powiedział ironicznie:
– A półtora dnia?
– Wystarczy półtora. Mamy w schronie narzędzia?
– Mały zestaw remontowy.
– Świder, spawarka, szlifierka?
– Tak. Jest również prasa do termicznej masy plastycznej i urządzenie do obróbki metalu ze sterowaniem komputerowym.
– Doskonale. Potrzebuję kilkudziesięciu dysków o średnicy, powiedzmy, dziesięciu i pół centymetra, zrobionych z tego samego metalu co płaszczyznowy miecz.
Ernado popatrzył na mnie z nieukrywanym zainteresowaniem.
– To niemożliwe. Ten metal wytwarzany jest w specjalnych fabrykach i od razu ostrzony.
– W takim razie zrób tarczę ze zwykłej cienkiej stali. A do krawędzi przyspawaj ostrza złamanych mieczy.
– Nie da się przyspawać tak cienkiego metalu. Przepali się na wylot.
– No to go przyklej! Chyba macie tu klej do metalu?
– Mamy – powiedział powoli Ernado. W jego oczach po raz pierwszy zobaczyłem nie ironię czy litość, lecz pełen zdumienia szacunek.
– Dobrze. Na środku dużej tarczy powinna być wypukłość, wygodna dla palców, ale niezakłócająca aerodynamiki. Pośrodku małych – trzy-, czteromilimetrowy otwór.
– Twoja broń będzie śmiertelnie niebezpieczna również dla ciebie – rzekł z zadumą Ernado.
– Bardzo możliwe. W małych tarczach powinno być jeszcze…
– Już wszystko zrozumiałem – przerwał mi Ernado. – Zajmie mi to jakieś cztery godziny.
– Pomóc ci?
– Nie trzeba. Nie sądzę, by nasze narzędzia przypominały te, do których przywykłeś. Lepiej włącz projektor i trenuj.
Znikł w schronie. Westchnąłem i podszedłem do plastikowego pudełka projektora. Nacisnąłem klawisz odtwarzania i na panelu zaświecił przezroczysty ekran. Kilka metrów ode mnie pojawiła się bardzo realistyczna postać w plamistym kombinezonie. Holograficzny przeciwnik wyglądał niezwykle przekonująco, zwłaszcza teraz, gdy wyciągał z pochwy miecz płaszczyznowy…
Stanąłem w pozycji wyjściowej i podniosłem z ziemi pierwszy lepszy miecz. Nacisnąłem przycisk, naostrzyłem klingę. Iluzoryczna postać zamachnęła się niespiesznie. Cóż, zaczynamy „Kurs młodego wojownika”. Zrobiłem zamach, parując nieistniejący cios.
Gdybym urodził się sto lat wcześniej, byłoby mi znacznie łatwiej. W XX wieku dawno zapomniano o mieczach i szablach. Na szczęście uczyłem się kendo – japońskiej sztuki walki bambusowym mieczem – i nieraz miałem w ręku nunczako. Kiedy przypomniałem sobie o nunczako, zastanowiłem się, czyby nie wyprodukować również tej broni. Ale szybko zrozumiałem, że w świecie płaszczyznowych mieczy nic by ono nie dało nawet Bruce’owi Lee.
Ernado skończył pracę po trzech i pół godzinie. Do tego czasu zdążyłem przerobić pierwszy i drugi etap nauki oraz obejrzeć w zwolnionym tempie trzeci i siódmy, ostatni. Z siódmego starałem się zapamiętać najbardziej niebezpieczne sposoby ataku. Było ich sporo – na tym etapie nie istniały nieszkodliwe chwyty. Najbardziej niewinna pozycja obronna przechodziła w błyskawiczny i bezlitosny atak. Po chwili wahania postanowiłem nauczyć się dwóch sposobów atakowania, dość skomplikowanych, ale przypominających kendo. Poza tym odniosłem wrażenie, że zasady nauki walki mieczami jednoatomowymi nie dopuszczały możliwości pomijania poszczególnych etapów. Dzięki temu moja znajomość trudnych chwytów może zaskoczyć przeciwnika.
Przy tym zajęciu zastał mnie Ernado. Wyglądał na zdumionego, ale nic nie powiedział. W milczeniu postawił obok projektora plastikową skrzynkę wypełnioną moimi „zamówieniami” i cofnął się o krok. Przez chwilę uważnie obserwował moje poczynania, w końcu powiedział łagodnie:
– Spróbuj wykonać ten obrót bardziej płynnie. Miecz przeciwnika został już odbity albo przecięty. Pośpiech może ci tylko zaszkodzić. Tracisz równowagę przed atakiem.
Skinąłem głową, powtarzając obrót.
– Już lepiej. Gdybym tak mógł potrenować z tobą jeszcze ze dwa miesiące… – westchnął Ernado z żalem.
– Niestety, nic z tego.
– Wiem. Tylko Siewcy mieli władzę nad czasem. My dopiero zbliżamy się do umiejętności sterowania polami temporalnymi.
W milczeniu przyjąłem do wiadomości fakt, że jakaś nieznana mi cywilizacja była w stanie podporządkować sobie czas. Niewiele mi to dawało. Wyłączyłem projektor i pochyliłem się nad przyniesioną przez Ernada skrzynką Broń okazała się lepsza, niż przypuszczałem. Pod względem aerodynamiki dyski w niczym nie ustępowały japońskim szurikenom. Tnące krawędzie zrobione były z tak maleńkich odłamków płaszczyznowego ostrza, że wydawały się jednolite. Dodatkowo Ernado wyposażył każdy dysk w futerał z cienkiego, prawdopodobnie magnetycznego materiału. Broń leżała w nim, nie dotykając ścianek i nie przecinając ich.
– Wypróbujesz?- spytał Ernado. W jego głosie brzmiało napięcie.
Popatrzyłem na niego i ze zdumieniem zrozumiałem, że ta obca broń, którą ja prawdopodobnie umiałem się posługiwać, budziła jego strach.
– Chcesz spróbować pierwszy?
– Wielkie dzięki! – Roześmiał się nieoczekiwanie. – Już próbowałem.
Uniósł prawą rękę i zobaczyłem na dłoni długie, cienkie nacięcie pokryte przezroczystą warstewką jakiegoś plastra.
– Ostatni raz coś takiego zdarzyło mi się, gdy miałem pięć lat. Dobrze, że nie zahaczyło ścięgien.
– Boli? – spytałem ze współczuciem.
– Wcale. Rany od mieczy jednoatomowych prawie nie bolą. Jeszcze zdążysz się o tym przekonać – zapewnił mnie optymistycznie.
Ostrożnie wyjąłem dysk z pokrowca. Był dość ciężki. Ernado wybrał prawidłową wagę, chociaż zapomniałem mu o tym wspomnieć. Miałem duże szczęście, że trafił mi się właśnie ten nauczyciel.
Ściskając dysk za pogrubiony środek, cofnąłem rękę, przygotowując się do rzutu. Rozluźniłem się, próbując wyobrazić sobie, że trzymam zwyczajną „gwiazdkę” i cisnąłem nią, celując w cienkie drzewko przed schronem.
Drzewko zakołysało się i upadło, przecięte półtora metra nad ziemią. Dysk znikł.
Popatrzyłem na palce – całe – i zapytałem wstrząśnięty efektem:
– Gdzie on jest?
– Przypuszczam, że tkwi w betonowej ścianie schronu – powiedział z szacunkiem i powagą Emado. – Dysk nie jest aż tak cienki, żeby przebić schron na wylot. Ten egzemplarz możemy chyba spisać na straty.
– Wszystkie duże dyski są wyważone jednakowo?
Читать дальше