Siergiej Łukianienko - Lord z planety Ziemia
Здесь есть возможность читать онлайн «Siergiej Łukianienko - Lord z planety Ziemia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Lord z planety Ziemia
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Lord z planety Ziemia: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Lord z planety Ziemia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Lord z planety Ziemia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Lord z planety Ziemia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Gdy w wideosześcianie zapłonęły czerwone punkty, nie zdziwiłem się. W odróżnieniu od Ernada byłem pewny, że trafię na ochronę, więc pospiesznie wzlatujące ze zbocza góry maszyny nie wywołały szoku. Dziwne było tylko, że nie pojawiły się wcześniej.
– Pilocie flaera, zbliżający się do strefy ochrony pałacu! – Drgnąłem, słysząc obcy głos w zagłówku fotela. Nie spodziewałem się pertraktacji. – Zatrzymaj się natychmiast, w przeciwnym razie zostaniesz zlikwidowany!
Nie wiem dlaczego, ale wydało mi się, że właściciel tego pozornie nieustraszonego głosu jest bardzo młody. W jego rozkazującym tonie kryła się nieśmiałość i jednocześnie pragnienie zasłużenia się.
– Mam ważną wiadomość dla władcy Shorreya. – Starałem się, by moje słowa brzmiały spokojnie. – Informacja dotyczy broni Siewców. Wiozę wzorce – dodałem, posłuszny naiwnemu pragnieniu zmylenia przeciwnika.
Cóż, nawet nie kłamałem… Trwała napięta cisza; zauważyłem jeszcze jeden czerwony punkt zbliżający się do granicy pola. Czyżby wsparcie?
– Pilocie flaera! Podaj kod i hasło!
Ciekawe, czy zaryzykują zestrzelenie flaera z bronią Siewców?
– Zaraz podam. Chwileczkę…
Do wejścia w pole została tylko minuta. Potem będę bezpieczny. Ale w ciągu minuty mogą mnie zestrzelić co najmniej sześćdziesiąt razy…
– Hej, wy! – słysząc znajomy głos, znowu spojrzałem na wideo-blok. Samotny czerwony punkt leciał ku granicy pola neutralizującego.
– Nie pomoże wam żadna broń Siewców! Księżniczka należy do mnie!
Kutry patrolowe porzuciły mnie tak błyskawicznie, jakby nie istniały dla nich przeciążenia. I znowu znajomy głos – szalony, wyzywający:
– Spróbujcie mnie dorwać! Warto umrzeć za księżniczkę! Ostatnie słowa były przeznaczone dla mnie. Ale rozpoznałem Ernada znacznie wcześniej.
– Dziękuję, nauczycielu – wyszeptałem, patrząc, jak kutry patrolowe zbliżają się do samotnej maszyny Ernada. – Nie śmiałem cię o to prosić. To twój wybór i twoja walka.
Głośniki ożyły znowu. Od razu zgadłem, do kogo należy nowy głos. Spokojny, bynajmniej nie władczy, raczej protekcjonalny. Takim tonem pewni swojej bezgrzeszności kapłani rozmawiają z parafianami.
– Zestrzelcie flaer, idioci! Kuter nie doleci do pałacu, to tylko przynęta!
Wideosześcian zapłonął żółtym światłem. Od każdego kutra patrolowego w moją stronę pomknęły świetliste nitki promieni laserowych – ale było już za późno. Łagodne wygięcie pola osłoniło mnie przed patrolem. Laserowe promienie dotknęły różowej półkuli i zgasły.
Po chwili umilkł również szum silników. Flaer drgnął lekko i przechylił się. Jego krótkie skrzydełka zaczęły się wydłużać, zamieniając maszynę w ciężki, niezgrabny, ale mimo wszystko szybowiec.
Za flaerem ciągnęła się teraz tęczowa smuga – program uruchomił spust paliwa. Wyjąłem z kieszeni trzy tabletki stymulatora.
– Pierwsza runda należy do ciebie, lordzie z planety Ziemia – odezwał się Shorrey. – Udało ci się mnie zainteresować, gratuluję. Teraz spróbują zabić cię od razu.
Nie odpowiedziałem. Najlepszy sposób, żeby wytrącić przeciwnika z równowagi, to nie reagować na jego prowokacje.
Flaer zniżał się szybko i nieodwracalnie jak postrzelony myśliwiec, ogon paliwa dopełniał obrazu. Spojrzałem na wideosześcian. Kilka kutrów patrolowych weszło za mną w pole neutralizujące w daremnej próbie dogonienia i staranowania kruchego flaera. Dla tych ciężkich jednostek zadanie było niewykonalne. Kutry znalazły się nade mną i teraz czekało je lądowanie na skałach z wyłączonymi silnikami. Poza granicami pola neutralizującego nadal trwało powietrzne starcie. Czerwone punkty kutrów, żółte igły laserowych pocisków, czarny pył „elektronicznych meszek” wirowały w jakimś nieprawdopodobnym, kalejdoskopowym danse macabre. Dwie maszyny już spadały – jedna niespiesznie rozlatywała się na kawałki, drugą otoczyła śmiercionośna czarna mżawka. Ale walka nie cichła – z ulgą pomyślałem, że Ernado ciągle żyje.
Przede mną wyrósł Złamany Kieł.
Widziałem go w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Leciałem szybko, prawie jakbym spadł. Strome zbocza miejscami pokrywał śnieg, gdzieniegdzie jeżyły się brunatne, jakby przytulone do kamieni, kłujące nawet z wyglądu drzewa. Ale tam, gdzie zaczynał się płaskowyż, widok się zmieniał. Szczyt tonął w zieleni ogrodów, w białych i czerwonych kwiatach. Widocznie gleba i powietrze były tu ogrzewane – innego wyjaśnienia nie znalazłem. Wśród ogrodów wznosiły się ażurowe łuki, smukłe wieże, koronkowe mosty, olbrzymie tarasy pałacu imperatora Tara.
Trudno go było do czegokolwiek porównać. Gdyby najwspanialsze ziemskie budowle zbudować nie z granitu czy marmuru, lecz z różowego, fioletowego, błękitnego i przezroczyście żółtego kamienia, a następnie połączyć je tak, by różnorodność stylów stworzyła harmonijną całość – wtedy otrzymalibyśmy pałac imperatora.
Flaer spadał – szaleńczy lot w dół trudno było nazwać lądowaniem – na stożkowaty budynek wznoszący się załomami na jakieś sto metrów. Budynek wydawał się ułożony na przemian z błękitnych i jasnych bloków. Szyby w szerokich oknach mieniły się błękitem. Na płaskim dachu wznosiły się kamienne rzeźby przedstawiające ludzi i nieznane zwierzęta; pośrodku rosło niskie, ale za to bardzo grube drzewo, sądząc po rozmiarach, dość sędziwe. Gdy do dachu zostało kilka metrów, zauważyłem, że powierzchnia pokryta jest równą warstwą białego piasku.
Skrzydła flaera szarpnęły i dziwnie wykręciły do dołu. Sens tego działania zrozumiałem w chwilę później, gdy moje ciało owinął elastyczny pas, a skrzydła uderzyły o dach i wygięły się, amortyzując upadek. Wstrząsy, które poczułem, były już znacznie osłabione. Niestosowanie spadochronów nie przeszkodziło twórcom flaera zatroszczyć się o bezpieczeństwo pilota.
Flaer znieruchomiał, a fotel mnie uwolnił. Jednocześnie z lekkim pstryknięciem odchyliła się kopuła kabiny. Wstałem i zeskoczyłem z dwumetrowej wysokości – flaer stał na zwiniętych w harmonijkę, ale mimo wszystko całych skrzydłach. Nogi po kostki ugrzęzły mi w miękkim piasku. Obróciłem się w miejscu i rozejrzałem.
Kamienne rzeźby wyglądały w półmroku jak uśpione olbrzymy. Cicho szeleściły liście drzewa. Rzadkie porywy wiatru uderzały zimnem; warstwa ciepłego powierza nad dachami pałacu była bardzo cienka i od czasu do czasu przebijało się przez nią lodowate tchnienie gór.
Wskaźnik kierunku – szeroka bransoleta na prawym nadgarstku – drgnął i wyszeptał: „Naprzód”. Zejście z dachu znajdowało się prawdopodobnie w pobliżu ogromnego drzewa.
Ale nie pozwolono mi spokojnie do niego dojść.
Zza rzeźby przedstawiającej człowieka w rozwianym płaszczu wyszło dwóch mężczyzn w takich samych jak mój, czarnych kombinezonach, z obnażonymi mieczami w rękach i bezużytecznymi pistoletami przy pasie.
Dotknąłem ramienia i aktywowałem kombinezon. Przeciwnicy chyba zrobili to wcześniej.
– Rzuć broń, lordzie – zażądał władczo jeden z gwardzistów. – Jeśli nie będziesz stawiać oporu, zachowasz życie.
– Nieaktualna informacja, chłopcy. Shorrey odwołał rozkaz wzięcia mnie do niewoli.
Gwardziści popatrzyli po sobie.
– Tym gorzej dla ciebie, lordzie.
Na ostrzach ich mieczy zatańczył biały płomień.
Ostatnią rzeczą, jakiej teraz pragnąłem, były popisy szermierskie. Nie dlatego że bałem się pojedynku. Jeśli wierzyć Ernado, miałem szansę pokonać dwóch, może nawet trzech gwardzistów. Ale z każdą sekundą traciłem swój główny atut – zaskoczenie. Z kabury na pasie wyjąłem pistolet – przerobiony przez Ernada gazowy miotacz igieł.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Lord z planety Ziemia»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Lord z planety Ziemia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Lord z planety Ziemia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.