Robert Jordan - Dech Zimy
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Jordan - Dech Zimy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Dech Zimy
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Dech Zimy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dech Zimy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Dech Zimy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dech Zimy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Prawdopodobnie nie pobiegną od razu na górę, pasterzu, ale czy jest sens, by sprawdzać na własne oczy?
Rand chwycił wyciągniętą dłoń i pozwolił się podciągnąć do miejsca, skąd już mógł złapać się dachu. O własnych siłach wypełzł nań. Pochyleni, przeszli po mokrych dachówkach na tyły budynku, a potem wspięli na szczyt dachu. Mimo Municypalnych na frontowej ulicy, wciąż istniała szansa, że uciekną niezauważeni. Gdyby jeszcze udało się dać znak Nynaeve, która mogłaby odciągnąć uwagę tamtych.
Rand dotarł do najwyższego punktu dachu i usłyszał zgrzyt obsuwającej się stopy Lana. W samą porę schwycił go za rękę, jednak pod ciężarem ciała obaj zaczęli się zsuwać. Na próżno zakrzywione palce drapały powierzchnię dachu, szukając najdrobniejszego punktu zaczepienia. Żaden nie wydał najcichszego odgłosu. Ani słowa. Wreszcie czubki rękawic Randa zahaczyły o coś, nie miał pojęcia o co i nie obchodziło go. Lan wisiał w powietrzu, ponad okap wystawała tylko jego głowa i jedno ramię. Do ziemi było co najmniej dziesięć kroków.
— Puść — powiedział cicho. Spojrzał na Randa zimnymi i nieustępliwymi oczyma. Na jego twarzy nie odbijały się żadne uczucia. — Puść.
— Kiedy słońce wzejdzie na zielono — odparł Rand. Gdyby tylko był w stanie podciągnąć tamtego troszkę, żeby schwycił się okapu...
Uchwyt pod palcami pękł z donośnym trzaskiem, a na ich spotkanie pomknęła rozmokła powierzchnia alejki.
34
Tajemnica kolibra
Nynaeve odłożyła cienką zieloną wstążkę na tacę handlarki i wsunęła zziębniętą dłoń pod płaszcz. Starała się równocześnie obserwować alejkę za sklepem ze świecami i nie rzucać się w oczy. Płaszcz był wprawdzie zdecydowanie zbyt dobry na tę ulicę, jednak z drugiej strony dostatecznie skromny, aby nikt nie spojrzał na nią dwa razy. Jednak pasek z pewnością przyciągnąłby spojrzenia. Kobiety w klejnotach rzadko zaglądały na Ulicę Błękitnego Karpia, albo robiły zakupy u ulicznych handlarzy. Zdążyła już wziąć do ręki każdy towar na tacy, a handlarka zaczynała powoli stroić miny, jednak przecież kupiła od rozmaitych sprzedawców trzy wstążki, dwa kawałki tasiemki i paczkę szpilek, wszystko po to, by uzasadnić swą obecność w tym miejscu. Szpilki zawsze się przydadzą, jednak trudno jej było sobie wyobrazić, co zrobi z resztą.
Nagle od strony wartowni dobiegły ją odgłosy jakiegoś zamieszania, donośne okrzyki Municypalnych, które z każdą chwilą stawały się głośniejsze. Wartownik złaził ze swego stanowiska. Przechodnie przystanęli i rozglądali się po skrzyżowaniu, spoglądali też w głąb Ulicy Błękitnego Karpia, póki nie roztrącił ich na boki biegnący patrol Straży Municypalnej. Tamci wymachiwali trzymanymi w górze grzechotkami. Za moment nie był to już pojedynczy patrol, ale cały strumień zbrojnych, który płynął Ulicą Błękitnego Karpia i do którego dołączały mniejsze strumyczki z ulic sąsiednich. Ludzi, którzy nie mieli dość przytomności, aby się odsunąć, odpychano bezceremonialnie, jeden trafił nawet pod buty biegnących. Żaden z tamtych nie zwolnił.
Sprzedawczyni wstążek omal nie pogubiła połowy swego towaru, tak jej było spieszno na bok. Nynaeve równie skwapliwie przycisnęła się do kamiennej ściany i obie patrzyły. Ciżba Straży Municypalnej wypełniła całą szerokość ulicy, obijali się o siebie, niemalże wciskając je w kamień. Nad głowami falował las chwytaków i pałek. Taca wytrącona z rąk sprzedawczyni wstążek gdzieś zniknęła, oni zaś nie bacząc na nic, parli przed siebie.
Kiedy ostatni ją minął, Nynaeve znajdowała się dobre dziesięć kroków dalej niż przed całym zamieszaniem. Sprzedawczyni wstążek krzyczała coś gniewnie i wymachiwała pięścią. Poprawiając płaszcz, Nynaeve rozważała możliwość jakiegoś poważniejszego przedsięwzięcia, niż tylko krzyki. Już chciała...
Nagle poczuła, jak oddech więźnie jej w gardle. Straż Municypalna zatrzymała się zbitą ciżbą — była ich pewnie z setka mężczyzn, pokrzykujących do siebie, nie wiedzących co dalej robić. A stali przed frontem warsztatu szewca. Och, Światłości, Lan. I Rand też, oczywiście, jak zawsze, niemniej przede wszystkim miłość jej życia, Lan.
Zmusiła się, by zaczerpnąć powietrza. Stu ludzi. Dotknęła Studni, paska z klejnotami otaczającego talię. Została mniej niż połowa zgromadzonego wcześniej saidara , ale może wystarczy. Musi wystarczyć, choć nie wiedziała jeszcze właściwie na co. Nasunęła kaptur płaszcza i ruszyła w stronę mężczyzn przed domem szewca. Żaden się nawet nie obejrzał. Może..
Poczuła na sobie uścisk czyichś dłoni. Szarpnięcie odwróciło ją w przeciwną stronę.
Zobaczyła Cadsuane i Alivię, tamte uparcie ciągnęły ją jak najdalej od warsztatu szewca. Obok szła Min, zdenerwowana, oglądając się przez ramię. Nagle drgnęła, jakby się obudziła.
— On... On chyba spadł — szepnęła. — Wydaje mi się, że stracił przytomność, jest ranny. Nie wiem, jak ciężko.
— Nic nie da, jeżeli będziemy tu tak sterczeć — spokojnie oznajmiła Cadsuane. Pokręciła głową, a złote ozdoby koczka zatańczyły w rozcięciu kaptura. Uważnie przyglądała się ludziom przed sobą. Dłonią przytrzymywała kaptur, przez co wiatr rozwiewał poły jej płaszcza. — Lepiej być jak najdalej stąd, zanim któremuś z tych chłopców przyjdzie na myśl przyjrzeć się kobiecym twarzom. Przez to dziecko każda Aes Sedai przyłapana na Ulicy Błękitnego Karpia będzie się musiała gęsto tłumaczyć.
— Puśćcie mnie! — warknęła Nynaeve, wyrywając się. Lan. Rand stracił przytomność, ale co z Lanem? — Muszę im pomóc! — Tamte ściskały ją w żelaznym uchwycie i ciągnęły za sobą. Mijani ludzie zastygli ze spojrzeniami wbitymi we fronton domu szewca.
— Wystarczająco już się im przysłużyłaś, głupia dziewczyno.
— Głos Cadsuane ciął niczym stal. — Mówiłam ci o strażnikach Far Madding. Ba! A ty, przenosząc w miejscu, gdzie to jest niemożliwe, wywołałaś panikę wśród Radczyń. Jeżeli wpadną w ręce Municypalnych, to głównie przez ciebie.
— Uznałam, że to nie chodzi o saidara — słabo broniła się Nynaeve. — To była tylko odrobina i tylko przez chwilę. Ja... Ja... sądziłam, że może nikt nie zauważy.
Cadsuane obrzuciła ją pełnym niesmaku spojrzeniem.
— Tędy, Alivia — powiedziała, ciągnąc Nynaeve za róg ulicy, tuż pod opuszczoną wartownię. Podnieceni ludzie grupkami stali na ulicy, mieląc ozorami. Ktoś symulował operowanie chwytakiem. Jakaś kobieta wskazywała na pustą wartownię, kręcąc w zdumieniu głową.
— Powiedz coś, Min — błagała Nynaeve. — Nie możemy tak po prostu ich zostawić. — Nawet przez myśl jej nie przeszło, by odwołać się do Alivii. Wystarczyło, że spojrzała na jej twarz.
— Nie oczekuj ode mnie współczucia. — W cichym głosie Min pobrzmiewały tony jeszcze zimniejsze niż wcześniej w słowach Cadsuane. Spojrzała na Nynaeve z ukosa, a potem zaraz odwróciła wzrok.— Błagałam cię, żebyś mi pomogła ich powstrzymać, ale ty musiałaś okazać się równie głupia, jak oni. Teraz wszystko zależy od Cadsuane.
Nynaeve parsknęła.
— A co ona może zrobić? Czy muszę ci mówić, że idziemy w przeciwną stronę i z każdą chwilą jesteśmy coraz dalej od Lana i Randa?
— Chłopak nie jest jedynym, któremu przyda się lekcja dobrych manier — mruknęła Cadsuane. — Jak dotąd jeszcze mnie nie przeprosił, choć obiecał Verin, że to zrobi. Przyjmijmy więc tymczasowo, że wierzę w jego dobre intencje. Ba! Ten chłopak przysparza mi więcej kłopotów niż dowolnych dziesięciu, jakich w życiu spotkałam. Zrobię co w mojej mocy, dziewczyno. Na pewno więcej, niż byś ty zdziałała, próbując wystąpić przeciw Straży Municypalnej. Odtąd będziesz robić dokładnie to, co każę, albo Alivia się tobą zajmie! — Alivia groźnie pokiwała głową. Min jej zawtórowała!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Dech Zimy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dech Zimy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Dech Zimy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.