Robert Jordan - Dech Zimy

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Jordan - Dech Zimy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dech Zimy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dech Zimy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dech Zimy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dech Zimy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Skończyło się, Rand — powiedziała łagodnie Min, podprowadzając krępą brązową klacz do boku siwego wałacha. A przecież nawet bez tego była z nim równie blisko, co Lan z Nynaeve. Nynaeve najpierw Uzdrowiła siniaki i złamane ramię Lana, a dopiero potem zajęła się Randem. Na twarzy Min odbijał się niepokój, pulsujący w więzi. Pozwoliła, by wiatr rozwiał poły płaszcza, poklepała jego ramię. — Nie musisz więcej o tym myśleć.

— W sercu chowam wdzięczność dla Far Madding, Min. — Jego głos był wyprany z emocji, nieobecny, jak za tamtych dawnych dni, kiedy po raz pierwszy chwytał saidina . Chciał nadać mu czulsze brzmienie, dla niej, ale okazało się to ponad siły. — Naprawdę znalazłem tu coś, czego mi było trzeba. — Gdyby miecz pamiętał, mógłby żywić wdzięczność wobec ognia kuźni, ale przecież nigdy nie okaże czułości.

Kazano im jechać. Puścił siwka cwałem po ubitej drodze, na wzgórza. W końcu, gdy drzewa miały już skryć widok miasta, poświęcił mu jedno, krótkie spojrzenie. Nic więcej.

Droga pięła się, wijąc wśród zalesionych, zimowych wzgórz. Resztki zieleni zachowały się tylko na sosnach i skórzanych liściach, pozostałe drzewa straszyły powykręcanymi, szarymi gałęziami. Ale wrażenie wywierane przez ponury widok pierzchło w obliczu raptownej obecności Źródła, które znowu zajęło swe miejscu jakby tuż za granicą pola widzenia. Tętniło, mrugało doń i wabiło obietnicą głodu graniczącego z niekończącym się postem. Nie zastanawiając się, sięgnął i saidinem wypełnił tę pustkę w sobie — lawiną ognia, burzą lodu, brudem tłustej skazy, od której zakłuła rana w boku. Zakręciło mu się w głowie, siodło zakołysało, w gardle wezbrały mdłości. A równocześnie przecież musiał panować nad tą lawiną, która próbowała wypalić mu mózg, musiał dosiadać burzy, co chciała porwać duszę. W męskiej połowie Źródła nie było przebaczenia ni litości. Mężczyzna walczył lub ginął. Czuł, jak trzej Asha’mani za jego plecami również sięgają po saidina , jak ludzie powracający z Pustkowia sięgają po wodę. W jego głowie Lews Therin westchnął z ulgą.

Min ściągnęła wodze klaczy tak blisko niego, że ich kolana zetknęły się.

— Wszystko w porządku? — zapytała zaniepokojona. — Wyglądasz na chorego.

— Jestem równie rześki co wiosenny deszczyk — odparł, a kłamstwo nie odnosiło się wyłącznie do fizycznego samopoczucia. W istocie cały był niczym stal, jednak we własnym mniemaniu jeszcze nie dość twardy. Rozważał nawet możliwość odesłania jej pod opieką Alivii do Caemlyn. Jeżeli złotowłosa miała mu pomóc umrzeć, powinien być w stanie jej zaufać. Ułożył już sobie słowa w głowie, jednak pojedynczego spojrzenia w ciemne oczy Min starczyło, by zabrakło mu języka w gębie. Zawrócił siwka wśród nagich drzew i odezwał się do Cadsuane: — To tutaj.

Oczywiście, Cadsuane pojechała z nim. Jak wszyscy pozostali. Harine tak go pilnowała, że zeszłej nocy prawie nie zmrużyła oka. Pozbyłby się jej, ale w tej kwestii Cadsuane udzieliła mu pierwszej rady.” Dobiłeś z nimi targu, chłopcze, to tak samo, jakbyś podpisał traktat. Lub dał słowo. Dotrzymaj go, albo powiedz im, że chcesz je złamać. W przeciwnym razie okażesz się nie lepszy od pierwszego z brzegu złodzieja”. Szczere do bólu i wypowiedziane tonem, który nie pozostawiał najmniejszej wątpliwości, co sądzi na temat złodziei. Wprawdzie nie obiecał, że będzie się stosował do jej rad, niemniej tyle go kosztowało jej pozyskanie, że teraz nie chciał ryzykować. Takim sposobem, Mistrzyni Fal oraz pozostała dwójka Ludu Morza podróżowała pod opieką Alivii, zajmując w kolumnie miejsce przed Verin i pozostałymi pięcioma Aes Sedai, które przysięgły mu wierność oraz czterema, dotrzymującymi towarzystwa Cadsuane. Pewien był, że opuści go równie szybko, co tamte, może szybciej.

Tylko w jego oczach miejsce, gdzie przed udaniem się do Far Madding zakopał swoje rzeczy, różniło się od otaczającego terenu. Ku niebu sterczała tu błyszcząca niczym latarnia pręga światła, dobywającego się spośród wilgotnej leśnej mierzwy. Nawet dowolny inny mężczyzna, który potrafił przenosić, minąłby to miejsce, nic nie widząc. Nie chciało mu się nawet zsiadać z konia. Strumieniem Powietrza zdarł warstwę zbutwiałych liści i gałązek, a potem rył w mokrej glebie, póki nie odsłonił cienkiego tobołka owiniętego rzemieniami. Callandor pofrunął na spotkanie jego dłoni, bryłki ziemi wciąż przywierały do materii zawiniątka. Nie ośmielił się zabrać go do Far Madding. Ponieważ nie miał pochwy, trafiłby do depozytu w warowni przy moście, co było równoznaczne ze wzniesieniem własnego sztandaru. Niepodobieństwem było sądzić, że jest na świecie drugi kryształowy miecz, a zbyt wielu wiedziało, że Smok Odrodzony takowy posiada. A mimo że zakopał go tutaj i tak skończył w ciasnej czarnej skrzyni pod... Nie. Było, minęło. Minęło. Lews Therin dyszał pośród cieni jego umysłu.

Wsunął Callandora w juki siodła, ściągnął wodze siwka, kazał mu stanąć przodem do nich wszystkich. W podmuchach zimnego wiatru konie kuliły ogony, od czasu do czasu jednak któryś grzebał kopytem w ziemi lub zarzucał łbem, rwąc się do drogi. Nic dziwnego, po tak długim pobycie w stajni. Skórzany worek na ramieniu Nynaeve nie mógł już bardziej nie pasować do wysadzanych klejnotami ter’angreali , w które się przystroiła. Czując, że czas się zbliża, najwyraźniej nieświadomie muskała dłonią wybrzuszenia skóry. Próbowała ukryć swój strach, jednak podbródek drżał jej wyraźnie. Cadsuane przyglądała mu się z całkowitą obojętnością. Kaptur płaszcza odrzuciła na plecy, od czasu do czasu silniejszy podmuch wiatru poruszał złote rybki, ptaszki, gwiazdy i księżyce, zdobiące koczek.

— Mam zamiar usunąć skazę z męskiej połowy Źródła — oznajmił.

Trzej Asha’mani — ubrani teraz w proste ciemne kaftany i płaszcze identyczne co pozostałych Strażników — wymienili podniecone spojrzenia, ale to Aes Sedai zareagowały prawdziwym wzburzeniem. Nesune jęknęła zadziwiająco głośno, jak na szczupłą, ptasią postać.

Wyraz twarzy Cadsuane nie zmienił się na jotę.

— Tym? — zapytała, mierząc sceptycznym wzrokiem tobołek przy siodle.

— Przy pomocy Choedan Kal — odparł. Znajomość nazwy zawdzięczał Lewsowi Therinowi, który teraz spokojnie tkwił w jego głowie, jakby nigdy nie było inaczej. — Musicie wiedzieć o ogromnych posągach, sa’angrealach . Jeden jest pogrzebany w Cairhien, drugi w Tremalking. — Na wzmiankę o wyspie Ludu Morza, Harine pokręciła głową, aż zaszczekały cichutko złote medaliony na łańcuszku przy nosie. — Są zbyt wielkie, żeby nie nastręczały trudności w czasie transportu, posiadam jednak dwa ter’angreale , które nazywane są kluczami dostępu. Przy ich pomocy można z dowolnego miejsca na świecie zaczerpnąć Mocy przez Choedan Kal.

“Niebezpieczne” — jęknął Lews Therin. — “Szaleństwo.” — Rand nie zwrócił uwagi. Teraz liczyła się wyłącznie opinia Cadsuane.

Jej gniadosz zastrzygł czarnym uchem — ten nieznaczny wyraz podniecenia to było i tak więcej, niż można było oczekiwać po jego pani.

— Jeden z tych ter’angreali zrobiono dla kobiety — oznajmiła chłodno. — Kogo widzisz na jej miejscu? A może te klucze pozwolą ci zaczerpnąć równocześnie z obu połówek Mocy?

— Chcę się połączyć z Nynaeve. — Pod tym względem ufał Nynaeve, jak żadnej innej. Była wprawdzie Aes Sedai, ale wcześniej była Wiedzącą z Pola Emonda, musiał jej ufać. Teraz uśmiechnęła się do niego, kiwnęła głową, już opanowana. — Nie próbuj mnie powstrzymać, Cadsuane. — Nic nie odrzekła, wpatrywała się w niego. Mierząc i ważąc spojrzeniem ciemnych oczu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dech Zimy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dech Zimy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Jordan - As Chamas do Paraíso
Robert Jordan
Robert Jordan - Het Licht van Weleer
Robert Jordan
Robert Jordan - Hart van de Winter
Robert Jordan
Robert Jordan - Het Pad der Dolken
Robert Jordan
Robert Jordan - Vuur uit de hemel
Robert Jordan
Robert Jordan - De Herrezen Draak
Robert Jordan
Robert Jordan - Srdce zimy
Robert Jordan
Robert Jordan - Cesta nožů
Robert Jordan
Отзывы о книге «Dech Zimy»

Обсуждение, отзывы о книге «Dech Zimy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x