— Tak — powiedział Moses po chwili milczenia. — Co do mnie, podjął już pan decyzję. Niech tak będzie. — Pociągnął z kubka. — No, a Loirevic? Co on zawinił? Nic mu pan nie może zarzucić… Niech pan mnie zamknie, ale niech pan odda walizkę Loirevicowi. Może przynajmniej on się uratuje…
Znowu usiadłem.
— Uratuje… Jak to uratuje? Dlaczego pan jest taki pewny, że Champion nas tu dopadnie? Może od dawna leży pod lawiną? Może go już złapali… zresztą i samolot wcale nie jest tak łatwo dostać… Jeśli istotnie jest pan niewinny, możecie wszyscy poczekać dzień, dwa. Zjawi się policja i traficie wszyscy do rąk ekspertów, specjalistów…
Moses potrząsnął głową.
— To na nic. Po pierwsze, nie mamy prawa nawiązywać oficjalnych kontaktów. Na Ziemi jestem tylko obserwatorem. Popełniłem wiele błędów, ale to są błędy do naprawienia… A nieprzygotowane kontakty mogą mieć i dla waszego, i dla naszego świata straszne, nieobliczalne skutki… Ale nawet nie to jest teraz najważniejsze, inspektorze. Boję się o Loirevica. On nie jest przystosowany do waszych warunków, nigdy nie przypuszczano, że spędzi na Ziemi więcej niż dobę. W dodatku ma uszkodzony skafander, chyba pan widzi, że nie ma ręki… Loirevic już jest zatruty… słabnie z każdą godziną…
Zacisnąłem zęby. Tak, Moses na wszystko miał odpowiedź. Ani razu nie udało mi się złapać go na sprzeczności. Wszystko było bezbłędnie logiczne. Musiałem przyznać, że gdyby nie ta gadanina o tych wszystkich kontaktach, skafandrach i pseudomięśniach, takie zeznania zadowoliłyby mnie w pełni. Odczuwałem litość, byłem skłonny wyjść im naprzeciw, traciłem wiarę w słuszność mego stanowiska…
W rzeczy samej… Wobec prawa był winien tylko Moses. Loirevic formalnie był czysty, chociaż oczywiście można by go uznać za wspólnika, ale… prawdziwy kryminalista nigdy nie zaproponuje samego siebie jako zakładnika. A Moses zaproponował… No dobrze, zamknę Mosesa i… Właśnie, co „i”? Oddać Loirevicowi aparat? A co ja wiem o tym aparacie? Tylko to, co mi powiedział Moses. Tak, to wszystko brzmi nawet prawdopodobnie. A jeśli to tylko sprytna interpretacja całkowicie odmiennych okoliczności? Jeśli po prostu nie zadałem pytania, które by tę interpretację podało w wątpliwość?
Jeżeli pominąć słowa, niezależnie od tego, czy są prawdziwe, czy nie — obiektywnie mamy dwa fakty. Prawo żąda, żebym zatrzymał tych ludzi do czasu wyjaśnienia wszystkich okoliczności. Oto fakt numer jeden. A oto fakt numer dwa, ci ludzie chcą odejść. Nieważne dlaczego, czy to będzie ucieczka przed prawem, czy przed gangsterami, czy przed przedwczesnym kontaktem, czy przed czymś tam jeszcze… Chcą odejść.
Oto dwa fakty, absolutnie ze sobą sprzeczne.
— Co to za historia z Championem? — zapytałem ponuro.
Popatrzył na mnie spode łba, twarz mu się wykrzywiła. Potem spuścił oczy i zaczął opowiadać.
Jeśli odłożyć na bok ten cały zombizm-mombizm i różne tam pseudokontakty, to mieliśmy do czynienia z całkowicie banalnym szantażem. Mniej więcej dwa miesiące temu pan Moses, który miał niezmiernie istotne powody, aby skrywać przed oficjalnymi instytucjami nie tylko swoje autentyczne zajęcia, ale i sam fakt swojego istnienia, zaczął dostrzegać oznaki natrętnego i nieustającego zainteresowania swoją osobą. Spróbował zmienić miejsce zamieszkania. Nie pomogło. Spróbował odstraszyć prześladowców. To też nie pomogło. Koniec końców jak to zwykle bywa zjawili się u niego i zaproponowali wspólny interes. On, Moses, udzieli skutecznej pomocy w ograbieniu Drugiego Banku Narodowego, a zapłatą będzie milczenie, zachowanie tajemnicy. Oczywiście zapewniono go, że to pierwszy i ostatni raz i nic podobnego więcej się nie powtórzy. Jak zwykle bywa, Moses odmówił. Jak zwykle, oni nalegali. Jak zwykle, w końcu ustąpił.
Moses twierdził, że nie miał innego wyjścia. Nie bał się śmierci jako takiej — tam, skąd się zjawił, wszyscy już umieją przezwyciężać strach śmierci. Na tym etapie mógł nawet nieszczególnie obawiać się prób zdemaskowania: wystarczyło zwinąć swoje urządzenia i zostać po prostu bogatym nierobem — to go nic nie kosztowało, a świadectw agentów Championa, którzy ucierpieli w starciu z robotami, raczej nikt by nie potraktował poważnie. Ale śmierć i dekonspiracja na długo przerwałyby ogromne przedsięwzięcie z sukcesem realizowane już od kilku lat. Krótko mówiąc, Moses zaryzykował i ustąpił Championowi, tym bardziej że straty, które poniósłby Drugi Bank Narodowy, bez trudu mógłby zrekompensować czystym złotem.
Tak więc pomógł Championowi, który rzeczywiście zniknął z horyzontu. Ale wszystkiego na miesiąc. A potem zjawił się ponownie. Tym razem szło o pancerny pociąg ze złotem. Tylko że tym razem sytuacja była diametralnie odmienna. Cwany Champion pokazał nieszczęsnemu Mosesowi zeznania ośmiu świadków, wykluczające jakąkolwiek możliwość alibi, do tego taśmę, na której nagrano ograbienie banku — widać tam było nie tylko trzech czy czterech gangsterów, gotowych pójść siedzieć za przyzwoite honorarium, ale i Olgę z sejfem pod pachą i samego Mosesa z jakimś urządzeniem (forsage generatorem) w ręku. Gdyby odmówił, groziłyby mu już nie tylko krzyczące tytuły w gazetach, ale formalne śledztwo, a więc całkowite ujawnienie wszystkich jego tajemnic, a to znaczy przedwczesny kontakt w potwornie niewygodnych dla niego warunkach. Jak wiele innych ofiar szantażu, ustępując po raz pierwszy, Moses tej sytuacji nie przewidział.
Jego sytuacja była okropna. Odmowa oznaczała zbrodnię przeciwko swoim. Zgoda — nic dla niego nie zmieniała, dlatego że teraz już świetnie rozumiał, jaka żelazna ręka trzyma go za gardło. Ucieczka do innego miasta czy innego kraju nie miała sensu: przekonał się już, że ręka Championa jest nie tylko żelazna, ale i długa. Uciec natychmiast z Ziemi też nie mógł — przygotowania wymagały mniej więcej dwunastu, czternastu dni. Wtedy nawiązał łączność ze swoimi i zażądał ewakuacji w najkrótszym możliwym terminie. Tak, był zmuszony popełnić jeszcze jedno przestępstwo — teraz oznaczało to tylko powiększenie długu, dodatkowe trzysta trzydzieści pięć kilogramów złota, tyle wynosiła cena koniecznego odroczenia. Kiedy nadszedł czas, uciekł — oszukał agenturę Championa za pomocą swojego sobowtóra. Wiedział, że będą go ścigać, wiedział, że Hincusy wcześniej czy później trafią na jego ślad — miał tylko nadzieję, że uda mu się ich wyprzedzić…
— Może mi pan wierzyć albo nie, inspektorze — zakończył Moses. — Ale chcę, żeby pan zrozumiał: są jedynie dwie możliwości. Albo oddaje nam pan akumulator i wtedy spróbujemy się uratować. Powtarzam: w każdym przypadku wszystkie straty waszych współobywateli zostaną w całości zrekompensowane. Albo… — Pociągnął z kubka. — Niech pan spróbuje to zrozumieć, inspektorze, ja nie mam prawa dostać się żywy w ręce oficjalnych władz. To po prostu mój obowiązek. Nie mogę ryzykować przyszłością naszych światów. Ta przyszłość przecież dopiero się zaczyna. No dobrze, zawaliłem sprawę, ale przecież jestem pierwszym, a nie ostatnim obserwatorem na waszej Ziemi. Czy pan to rozumie, inspektorze?
Rozumiałem tylko jedno, nie mam dobrego wyjścia.
— A właściwie czym się pan tu zajmuje?
Moses pokręcił głową.
— Tego nie mogę panu powiedzieć, inspektorze. Badałem możliwości kontaktu. Przygotowywałem ten kontakt. A konkretnie… To bardzo skomplikowane, inspektorze. Przecież nie jest pan specjalistą.
— Niech pan sobie idzie — powiedziałem — i niech pan zawoła tu Loirevica.
Читать дальше