- Aha.
- Był wypadek, rozlała się nafta, ogień buchnął na dobry metr, wyżej, dwa metry. Tylko że, uważasz, luty wisiał ponad tym, przymroził się już do budynków, latarni, słupów.
Wcześniej ciągnął po ziemi - nad skrzyżowaniem poszedł w powietrze. Musiał zacząć się podnosić dobre pół dnia wcześniej. Ale, Alfred, ten wypadek był kompletnie nie do przewidzenia! Przypadek spiętrzony na przypadku!
Przyglądał mi się z miną na pół rozbawioną, na pół przestraszoną.
- Co to ma być, polowe testy logiki?
- A-a, czy logika jest nauką zbudowaną na empirji? Z pozoru cóż może być bardziej od empirji oderwanego? A jednak wszyscy opieramy się w tych rozważaniach na naszem doświadczeniu, na obserwacji zdarzeń zachodzących w świecie - naszym świecie i naszej obserwacji. Prawda i fałsz nie istnieją na zewnątrz naszych głów. Bez języka, w którym je wypowiadamy, bez wrażeń zmysłowych, na których wszystkiego się uczyliśmy - nie byłoby ani prawdy, ani fałszu.
Rozgniótł niedopałek w popielniczce.
- Bez języka... Właśnie w tym języku! W tym języku, którym mówimy, nie ma prawdy ani fałszu.
- W języku, którym mówimy... - zacząłem i urwałem, po raz tysięczny doświadczywszy tej jednej prawdy niełamliwej: że w języku, w którym mówimy, nie wypowie się wszystkich tych tragicznych kalectw i ograniczeń języka, którym mówimy. Nie da się nawet opowiedzieć, dlaczego pewnych rzeczy nie da się opowiedzieć.
- Nadal prześladuje cię antynomja kłamcy - cmoknąłem z desgustu.
Staje przed wami człowiek i mówi, że kłamie. Powiedział prawdę? Więc nie kłamie.
Skłamał? Więc powiedział prawdę.
Jaką wartość przypisać takim zdaniom? Skoro nie prawdy i nie kłamstwa.
- Pomóż mi! - Alfred Tajtelbaum zastukał popielniczką w blat. - Gdzie tu tkwi błąd?
- Zakładamy, że język ludzki w ogóle wiążą prawa logiki. Tymczasem jest na odwrót: to język krępuje logikę.
- Przykroić język do logiki - ale to już nie będzie nasz język.
- Cóż z tego? Jeśli logika jest odbiciem obiektywnej rzeczywistości, a nie jedynie uświęconym przez tradycję przesądem żyjącym w naszych głowach - to powinniśmy tu postępować tak samo jak fizycy, stopniowo przykrawający język matematycznego opisu świata do tego świata.
- Znaleźć taki język, w którym da się wypowiedzieć prawdę... To znaczy: w którym wszystko, co da się wypowiedzieć, będzie albo fałszem, albo prawdą. Mhm. - Znowu zapatrzył się przez okno na pasaż śnieżny. - Po pierwsze, w takim języku logicznym nie mógłbyś mówić o samym sobie. Ażeby ominąć antynomję kłamcy, musiałbyś wyrzucić poza język wszystkie stwierdzenia prawdy bądź fałszu o zdaniach tego języka.
Parsknąłem.
- Więc znowu byłby to język nienadający się do wysłowienia prawdy.
- Nie! Powiedziałbyś, że śnieg pada - machnął ku szybie - lecz nie powiedziałbyś, iż rzekłeś prawdę, mówiąc, że śnieg pada. Nie w tym samym języku. Pojmujesz?
- Ale to z koleji nie bardzo przystaje do naszego świata. Czy rzeczywiście mamy w nim tylko prawdę lub fałsz?
- A-a, to inna para kaloszy! Kotarbiński ma rację: pewne twierdzenia mogą nie być ani prawdziwe, ani fałszywe, dopóki nie zaszły zdarzenia, o jakich mówią. Leśniewski jest ortodoks Laplace’a, tylko dlatego ma całą przyszłość za już ziszczoną. Ale zdanie „Car Mikołaj Drugi nie dożył swoich sześćdziesiątych urodzin” nie będzie ani prawdziwem, ani fałszywem jeszcze przez cztery lata. Lecz gdy już zdarzenia zajdą, i gdy owe twierdzenia staną się prawdziwemi lub fałszywemi, nie mogą z czasem przestać takiemi być.
- Bo ty patrzysz jak na proces, jak na jakąś logiczną maszynkę do mięsa, do której z jednej strony - z przyszłości - wpychasz nieforemne kawały mięcha zdarzeń, łup-cup, przekręcamy je przez Teraźniejszość i z drugiej strony maszynki - w przeszłość - wychodzi mielonka logiczna w dwóch równo oddzielonych wstęgach: prawdy i fałszu.
- No, to się mniej więcej zgadza...
- A teraz zamróź to.
Żachnął się.
- Co?
- Zamróź, zatrzymaj, zastopuj. Możesz być pewien tylko twojego Teraz. Cała reszta -
wszystko, co do Teraz przylega, lecz nie mieści się w jego granicach - jest wątpliwa, istnieje tylko jako domysł zbudowany na Teraz, i tylko właśnie o tyle, o ile możesz się tego domyślić.
Tajtelbaum patrzył na mnie już z politowaniem.
- Ty istotnie uważasz, że sądy o przeszłości czynimy prawdziwemi lub fałszywemi -
odkrywając ją? I że odbieramy im fałszywość i prawdziwość - zapominając, tracąc wiedzę?
Benek!
- Tak przecież się dzieje z sądami o przyszłości, co do tego się zgadzamy, nie? Bóg nie posługuje się logiką trójwartościową, bo On wie wszystko; Jego język jest językiem „tak-tak, nie-nie”. Jak powiada Pismo i doktor Einstein. A że ludzie mogą poznać tylko te zdarzenia, które dotykają ich Teraz... Co mam w takim razie powiedzieć o lutych? Ten na skrzyżowaniu dzisiaj... Powiedz mi: gdybyśmy postrzegali rzeczywistość zupełnie inaczej, gdybyśmy żyli w innej rzeczywistości, w innym nurcie czasu - czy posługiwalibyśmy się tą samą logiką?
Wiesz, że nie!
Alfred zamówił kawę. Rozpiął kołnierzyk i nawet odchylił się na oparcie krzesła.
- Czyli bez kogoś, kto by tę prawdę wysłowił, nie można by stwierdzić, że świat istnieje, tak? Zdanie „Świat istnieje” nie będzie prawdziwe - ani fałszywe - dopóki ktoś go nie wypowie.
- Wcześniej w ogóle nie będzie takiego zdania, więc -
- Jak to się zatem dzieje, że we wszystkich kulturach, we wszystkich czasach wszystkie języki tworzą te same kategorje prawdy i fałszu, ba!, że wszystkie odwołują się do zasady niesprzeczności?
- Bo nadal są to kultury ludzkie, zbudowane na doświadczeniu wchodzącem przez dwoje oczu, dwoje uszu, w małpim mózgu obracanem... Studjowałeś przecież biologję. Pomyśl: ile jest gatunków ziemskich w inne aparaty czuciowe obrośniętych, w innych środowiskach zasadzonych.
- Jakże więc: masz jedną, obiektywną logikę, zakorzenioną w samej rzeczywistości - czy setki różnych logik zależnych od aparatu myślowego i czuciowego gatunku?
- A każda w innym stopniu i od innej strony zbliża się do logicznych zasad wszechświata.
- Ach! I według ciebie lute -
- Nie postrzegają świata jak my. W innym świecie żyją.
- Masz na myśli świat w pełni deterministyczny? Bezwolne zwierzęta znające całą swoją przyszłość?
- Nie, nie, gdyby znał przyszłość, w ogóle by tamtędy nie lazł!
- O co zatem -
- Zagadka: świat, który najlepiej opisuje logika Kotarbińskiego - i świat opisywany przez moją logikę, w której tylko sądy o teraźniejszości są zamrożone: albo fałszywe, albo prawdziwe. Po czym odróżniłbyś te światy?
- Mhm, po płynności prawdy o przeszłości?
- Co to znaczy? Porozmawiaj z kimkolwiek o tysiąc dziewięćset dwunastym albo o powstaniu styczniowem.
- Co innego fakt, a co innego pamięć, opinja o nim.
- Pamięć! - parsknąłem gniewnie. - Taka pamięć to nie dar, lecz przekleństwo: ponieważ pamiętamy tylko przeszłość, i pamiętamy jedną przeszłość, każdy swoją, ulegamy złudzeniu -
także doktor Kotarbiński mu uległ - że zdarzenia minione pozostają na wieczność ustalone, zamrożone w prawdzie. I wszystkie logiki budujemy opierając się na tym złudzeniu.. Alfred w zamyśleniu zwijał i rozwijał białą chusteczkę.
- Po czym odróżniłbym te światy... Czyżbyś sądził, że są nie do odróżnienia? Ależ w twoim świecie istniałoby jednocześnie wiele przeszłości równie prawdziwych-nieprawdziwych, podobnie jak w tej chwili istnieje wiele przyszłości naszego tu rendez-vous: w niektórych ty wychodzisz pierwszy, w niektórych ja, w niektórych spotykamy -
Читать дальше