Яцек Дукай - Lod

Здесь есть возможность читать онлайн «Яцек Дукай - Lod» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Издательство: Scan-Dal, Жанр: Альтернативная история, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Lod: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Lod»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

**Lód**  – [powieść](
) z gatunku historii alternatywnych, autorstwa [Jacka Dukaja](
), która ukazała się 6 grudnia [2007](
) roku nakładem [Wydawnictwa Literackiego](
). Jak twierdzi sam autor, jest to powieść [science fiction](
), w której częścią naukową jest [historiozofia. ](
)Akcja powieści rozgrywa się w alternatywnym świecie, w którym 30 czerwca 1908 w środkowej [Syberii](
) uderzył meteoryt zbudowany z fikcyjnego minerału  **tungetytu** , który otrzymując energię obniża swoją temperaturę (w książce pokazano, że tungetyt obniża swoją temperaturę np. po uderzeniu młotkiem – przeciwnie, niż wszystkie inne substancje). W wyniku upadku meteorytu (a więc dostarczenia ogromnej ilości energii, powodującej obniżenie się temperatury minerału i otoczenia) zaczęły panować ogromne mrozy (oraz towarzyszące im  **lute**  - przemieszczające się bryły lodu), które wkrótce po uderzeniu zaczęły rozprzestrzeniać się po Syberii, docierając także do Europy (np. Warszawa jest skuta lodem). Tym zjawiskom towarzyszą także inne, jak np. „ćmiatło” (będące „przeciwieństwem” światła, powstającym w wyniku spalania tungetytu w tzw.  *ćmieczkach* ); sam Lód wpływa także w pewien sposób na materię ożywioną („człowiek nigdy nie zachorował poważnie w kraju Zimy”) oraz na ludzką psychikę. Na to wszystko reaguje świat polityczny: I wojna światowa nigdy nie wybucha, a na Syberię ściągają uczeni z wszystkich stron świata, gdyż pojawienie się Lodu daje nowe, ogromne możliwości [metalurgiczne](
) (tworzy się bardzo lekkie i wytrzymałe stopy), chemiczne i inne. Powstaje Zimny Nikołajewsk – największe przemysłowe miasto Syberii; Rosja kontynentalna staje się powoli centrum naukowego i przemysłowego świata.
W tym świecie w roku 1924 warszawski matematyk  **Benedykt Gierosławski**  przyjmuje zlecenie rosyjskiego Ministerstwa Zimy, by udać się na Syberię i odszukać swojego zaginionego kilka lat wcześniej ojca, Filipa, zwanego  *Ojcem Mrozem* , który rzekomo umie porozumiewać się z lutymi.

Lod — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Lod», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Uśmiechałem się przepraszająco.

Komisarz Preiss odsapnął, poczem poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu.

- No, nie bójcie się, my się znamy i z szumowinami. Nic to, że ojciec rodzony tyle was obchodzi, co podagra cesarza Japonji - za to obchodzi was tysiąc rubli! Prawda? Tysiąc rubli was obchodzi jak... no, bardzo was obchodzi. My wam damy tysiąc, a potem może i drugi, jak się dobrze sprawicie. Pojedziecie odwiedzić ojca.

Tu zamilkł, widać czekając mojej odpowiedzi. Ponieważ się jej nie doczekał, wrócił za biurko, do parującej herbaty (ostygła nieco, teraz więc dłużej i głośniej ją siorbał), do papierów i pieczęci. Masywnem piórem złożył podpis na dokumencie, uderzył pieczatią, poprawił drugą; usatysfakcjonowany, zatarł rączki i rozparł się w fotelu skórą obitym.

- Tu macie paszport i naprawlienije do naszej delegatury w Irkucku, oni się wami zajmą na miejscu. Kupili wam od razu bilet, jutro wyjeżdżacie do Moskwy, inaczej nie zdążycie na ten Ekspres Syberyjski - dzisiaj jest pierwszy lipca, bilet macie na piątego, odjazd o dziesiątej wieczorem z Dworca Jarosławskiego, w Irkucku będziecie jedenastego, tam was wsadzą do Zimnej na Kieżmę. Tu macie tysiąc, pokwitujcie. Kupcie sobie jakieś ubranie, cobyście wyglądali jak człowiek! A jakby wam przyszło do głowy wziąć pieniądze i przegrać wszystko

- a zresztą, przegrywajcie, byleście dojechali nad Bajkał. No, podpisujcie!

Tysiąc rubli. Co oni chcą, żebym tam zrobił? Wyciągnął od ojca nazwiska, których nie zdradził na procesie? Tylko dlaczego zwraca się z tym do mnie Ministerjum Zimy, a nie Spraw Wewnętrznych?

- Pojadę - powiedziałem - odwiedzę ojca. I co? I tyle?

- Porozmawiacie z nim.

- Porozmawiam.

- Jak porozmawiacie, no, to już będzie dobrze.

- Nie rozumiem, co Wasze Błagarodje -

- Nie słał listów, a was to oczywiście nie dziwiło. - Komisarz Preiss otworzył oprawną w sukno i szyldkret teczkę. - Irkuck nam pisze... Był gieologiem, prawda?

- Proszę?

- Filip Filipowicz studjował gieologję. Nie przestał się nią interesować i na Syberji.

Donoszą mi tu... Od początku był bardzo blisko, jego rotę wzięli do drugiej czy trzeciej ekspedycji, co poszła tam na wiosnę tysiąc dziewięćset dziesiątego. Większość zginęła od odmrożeń. Albo zamarzli na miejscu. On przeżył. Potem wrócił. Do nich. Ja w to nie wierzę,

ale tak mi tu piszą. Dali rozkaz, dali pieniądze, no to wysyłam człowieka. Wasz ojciec rozmawia z lutymi.

O tym, czego nie można wypowiedzieć

Moim życiem rządzi zasada wstydu.

Poznaje się świat, poznaje język opisu świata, ale nie poznaje się siebie. Większość ludzi

- prawie wszyscy, jak sądzę - do śmierci nie nauczy się języka, w którym mogliby siebie opisać.

Kiedy mówię o kimś, że jest tchórzem, to znaczy, że uważam, iż zachowuje się tchórzliwie - nie znaczy to nic więcej, ponieważ oczywiście nie zajrzę mu w głąb duszy i nie dowiem się, czy jest tchórzem. Tego języka nie mogę jednak użyć do opisu samego siebie: w zakresie mojego doświadczenia pozostaję jedyną osobą, dla której jej słowa, czyny, zaniechania stanowią zaledwie blade i w gruncie rzeczy przypadkowie odbicie tego, co kryje się pod nimi, co stanowi ich przyczynę i źródło. Istnienia owego źródła doświadczam bezpośrednio, podczas gdy części mych zachowań nie jestem w ogóle świadom, a wszystkie odbieram w sposób niepełny, skrzywiony. Sami zawsze ostatni się dowiadujemy, jakiego idjotę zrobiliśmy z siebie w towarzystwie. Lepiej znamy intencje naszych czynów niż owe czyny. Lepiej wiemy, co chcieliśmy powiedzieć, niż co naprawdę powiedzieliśmy. Wiemy, kim chcemy być - nie wiemy, kim jesteśmy.

Język do opisu naszych zachowań istnieje, ponieważ tej rzeczywistości doświadcza wielu ludzi i mogą między sobą omówić czyjąś ostentacyjną uprzejmość lub czyjeś faux pas. Język do opisu mnie samego nie istnieje, ponieważ tej rzeczywistości nie doświadcza nikt poza mną.

Byłby to język do jednoosobowego użytku, język niewypowiadalny, niezapisywalny.

Każdy musi sam go stworzyć. Większość ludzi - prawie wszyscy, jestem przekonany - do śmierci się na to nie zdobywa. Co najwyżej powtarzają w duchu cudze opisy własnej osoby, wyrażone w owym języku pochodnym - w języku drugiego rodzaju - albo wyobrażają sobie, co by w nim o sobie powiedzieli, gdyby dane im było spojrzeć na się z zewnątrz.

Żeby cokolwiek o sobie rzec, muszą sami dla siebie uczynić się obcymi.

Moim życiem rządzi zasada wstydu. Nie mam lepszych słów, by opowiedzieć tę prawdę.

Żebrak wyciąga dłoń w błagalnym geście, mam pieniądze, mogę mu dać, choćby pięć, choćby dwie, choćby jedną kopiejkę, nikt inny nie patrzy, jesteśmy tylko my dwaj, ja i żebrak

- nie daję nic, odwracam się i odchodzę szybko, chowając głowę w ramionach.

Kto rozbił słój z konfiturami? Matka podnosi głos. Kto rozbił? Nie ja, i nie mam pojęcia, czy winien jest Bolek, czy Emilka, ale matka pyta raz jeszcze, i jeszcze, i wtedy wskazuję zdecydowanie na Bolka. On.

Śmiech w towarzystwie, wyśmiewamy wszyscy wspólnego znajomego, którego teraz tu z nami oczywiście nie ma, jeden po drugim, przywołujemy wspomnienia jego kompromitacyj i słabości. Wstaję, nie śmieję się, zmarszczone brwi i zaciśnięte wargi, wstaję i - jak wam nie wstyd!

Krasawica klei się do mnie, przelewa przez ramiona, osuwa mi się na pierś, na podołek, gdy dorożka zwalnia i staje przed bramą kamienicy, gdzie wynajmuję pokój z Kiwajsem, Kiwajs jest u dalekiej rodziny na prowincji, pokój wolny, pijane dziewczę chichocze, gryząc mi guzik surduta - dorożkarz obraca się, puszcza do mnie oko, pomóc jaśnie panu?

Spoglądam przerażony. Wciskam mu w garść rubel zmięty. Odwieź bladź, dokąd chce!

Zrzucam z siebie diewuszkę, wyskakuję z dorożki i uciekam w głąb ciemnej bramy.

W lesie, za wsią dziadka, w wykrocie nad strumieniem leży truchło sarny. Nadjedzone przez drapieżniki i padlinożerców, pod czarnym baldachimem much. Nikomu nie mówię, przychodzę co rano i co wieczór, dźgam kijem, przewracam, przyglądam się, jak od nowa obłażą je owady, jak mięso zmienia kolor, a z ciała wypływają ciemne ciecze, wsiąkając powoli w ziemię. Gdzie spędzam tyle czasu, pyta dziadek. Kłamię. Widzi, że kłamię. Dokąd chodzę, pyta. Milczę. Łoi mnie pasem. Płaczę. Nie mówię prawdy, nie mówię nic. Przez całe lato chodzę po lesie, szukając martwych zwierząt. Noszę ze sobą gruby kij, jak maczugę. Biję padlinę tym kijem w tępem zapamiętaniu, aż zgnilizna odchodzi od kości. A masz! a masz! a masz!

Osiemnaście i siedemdziesiąt cztery! Osiemnaście i siedemdziesiąt cztery! Krzykacz jarmarczny zdziera gardło, ogłaszając zwycięskie numery. Wszyscy kupiliśmy losy, wchodząc na jarmark. Roześmiani, czerwoni od mrozu i śliwowicy, szukamy teraz kartoników po kieszeniach. Znajduję, wyjmuję. Osiemnaście i siedemdziesiąt cztery. Odgrywając wielki zawód i wściekłość, ciskają losy w błoto, przeklinają pecha i nabijają się z głupca, który nie przychodzi po wygraną. Drę zwycięski los i robię to samo, co oni.

Nocą, gdy nikt nie widzi, ćwiczę straszne miny, wytrzeszcz oczu i szczerz zębów, nazbyt

dzikie, by znaczyły cokolwiek w mowie człowieczej fizjognomji; straszne miny, a także absolutną martwotę oblicza, bezruch najdrobniejszych mięśni czaszki, którego w świetle dnia i między ludźmi nigdy nie potrafię osiągnąć, nie mam wówczas władzy nad grymasami twarzy. Nocą, gdy śpię, widzę pod powiekami schemat, jak z pożółkłych rycin Zygi, anatomiczny schemat owej zdrady: dziesiątki twardych nici szpagatowych przewleczonych pod skórą policzków, brwi, podbródka, warg; a drugie końce tych nici trzymają otaczający mnie ludzie, w dłoniach, między zębami, zawiązane wokół dewizek zegarków i mankietowych spinek, na obrączkach, na główkach lasek i cybuchach fajek, niektórzy sami mają je wszyte w mięśnie mimiczne, albo i w serca, wprost przez pierś i kość mostka. Potem rycina ożywa - jest dzień - jest ruch - ludzie - ja -

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Lod»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Lod» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Лёд
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Собор (сборник)
Яцек Дукай
libcat.ru: книга без обложки
Яцек Дукай
libcat.ru: книга без обложки
Яцек Дукай
libcat.ru: книга без обложки
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Zanim noc
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Extensa
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Szkola
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Król Bólu
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Starość aksolotla
Яцек Дукай
Отзывы о книге «Lod»

Обсуждение, отзывы о книге «Lod» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x