Яцек Дукай - Szkola

Здесь есть возможность читать онлайн «Яцек Дукай - Szkola» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 1996, Издательство: Wydawnictwo Literackie, Жанр: Альтернативная история, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Szkola: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Szkola»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Puño, dziecko slumsów Ameryki Południowej, trafia do zagadkowej Szkoły, gdzie dziwne i przerażające operacje i edukacje przekształcają porwane z poprawczaków i ulic sieroty - w ambasadorów nieczłowieczeństwa.
Gdyby lwy umiały mówić, i tak byśmy ich nie zrozumieli, będąc ludźmi. Tylko umysł dziecka, jeszcze nieuformowany i nie utwardzony w pewnikach i logikach, jest w stanie otworzyć się na prawdziwą obcość. Dzieci stanowią więc najlepszy pomost między człowiekiem i tym, co człowiekiem już nie jest.
Uważaj, czego cię uczą! Szkoła zabija: nie wyjdzie z niej ten, co wszedł. 
Opowiadanie nominowane w 1997 roku do nagrody im. Janusza A. Zajdla za rok 1996
Opowiadanie pochodzi z tomu "Król Bólu".

Szkola — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Szkola», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wyuczony њwiata na wideotece Miіego Jake’a, nie mogіeњ mieж innych skojarzeс. Zakl№іeњ, splun№іeњ, kopn№іeњ liњcie: ledwo siк poderwaіy, zlepione, ciкїkie brudn№ wilgoci№ - zaraz opadіy; zatruta plwocina parku.

Po szerokich schodach weszliњcie na taras, ci№gn№cy siк wzdіuї caіej dіugoњci frontu budynku, wyіoїony kwadratowymi pіytami z biaіego marmuru. Uniosіeњ gіowк, spojrzaіeњ wzwyї: szara њciana nad tob№, szare niebo. Za mleczn№ szyb№ na drugim piкtrze - za kratami - rozmazana twarz dziecka.

- Szkoіa.

- Tak, Puтo. Szkoіa.

Bocznymi drzwiami wyszedі na taras starszy mкїczyzna w kitlu chirurga obficie poplamionym ciemn№ krwi№. Odetchn№і gікboko kilka razy; zauwaїyі was, zamrugaі, zaraz cofn№і siк do wnкtrza.

Dziwka odrzuciіa peta i post№piіa ku gіуwnemu wejњciu, wielkim szklanym drzwiom. Skinкіa na ciebie; teraz, byж moїe po raz pierwszy od bramy, patrzyіa widz№c. I uњmiechaіa siк lekko, w owej chwili niemal piкkna.

- Chodџ.

Zakup

- Chodџ.

Zaraz ciк powiesz№, Puтo, zawiњniesz na latarni, umrzesz, Puтo; taka jest prawda. Tu i teraz koсczy siк twoje їycie.

Ale jeszcze nie wierzyіeњ tym szeptom; i sіusznie. Choж juї staіeњ na dachu samochodu, juї czuіeњ szorstki sznur na szyi. Јysy naci№gaі go coraz mocniej. Przekrкciіo ci gіowк w lewo. Nadchodzili ku wam z tej strony dwaj mкїczyџni.

- Co znowu, Zazo? - spytaі blondyn z berett№. To on wydawaі tu rozkazy.

Zazo, niїszy z nadchodz№cych, pokazaі szybkim gestem: interes. Wyїszy, w okularach i pіaszczu, otwarcie taksowaі ciebie i dwуch czekaj№cych na swoj№ kolej na tylnym siedzeniu samochodu.

Blondyn przeіoїyі berettк do lewej i podaі Zazo rкkк. Przywitali siк w milczeniu.

- Chcк ich wykupiж - oњwiadczyі goњж w pіaszczu.

Od nagіego przypіywu nadziei zebraіo ci siк na wymioty, zgi№іbyњ siк w pуі, gdybyњ mуgі; szarpn№іeњ konwulsyjnie spкtanymi na plecach rкkami, nylonowa linka werїnкіa ci siк gікbiej w ciaіo: linka byіa zamiast kajdanek, ktуre okazaіy siк za duїe na wasze nadgarstki.

Zza kierownicy wysun№і siк chromy brodacz, od czкstego w№chania њniegu chronicznie zakatarzony; wstaі, poci№gn№і nosem, zakulaі. - Co jest?

- Mam go wieszaж? - zwrуciі siк do blondyna zdezorientowany іysy.

- Chwilк - machn№і pistoletem blondyn i skin№і na okularnika. - Pan jest z opieki spoіecznej czy co?

- Co za znaczenie? - mrukn№і okularnik wyjmuj№c z przepastnej kieszeni pіaszcza plik banknotуw o wielozerowych nominaіach. - Pan policjant, a prawa w tej chwili raczej nie strzeїe. Dziesiкж za kaїdego; tego z blizn№ nie weџmiemy, za stary.

Blondyn odwrуciі gіowк, zamrugaі w noc. Tak jak stali, obejmowali spojrzeniem ulicк do trzech przecznic w obie strony, a ty, z wysokoњci swego szafotu, warkocz№cego miкkko na jaіowym biegu, jeszcze dalej; jedynie wiatr bawiі siк na niej puszkami po piwie. To ostatnie rubieїe miasta, pobojowisko w wojnie z ekonomi№, budynki wielopiкtrowe w trakcie przybierania ochronnych barw ruin. Tylko cieni tu mnуstwo; tylko szczury sіychaж. I czasami poszum oddechu miasta wіaњciwego, ktуrego ponadchmurne menhiry dojrzysz i st№d, jak kontrolnymi ukіadami њwiateі w oknach apartamentуw znacz№ zimny mrok nieba - a noc jest prawdziwie poіudniowoamerykaсsko duszna i wilgotna.

- My tu nie handel prowadzimy - wycedziі policjant po sіuїbie. - Nie jesteњmy jakimiњ kidnaperami. My oczyszczamy miasto. To jest sіuїba spoіeczeсstwu.

- Taa, jasne, nie musi mi pan mуwiж kim jesteњcie. Ja chcк ich tylko wykupiж. Potraktujcie to jako datek od sponsora.

- Zazo, co to za pajac?

Zazo wzruszyі ramionami, strzykn№і њlin№ na popкkany asfalt.

- Jeџdzi po mieњcie i zbiera bachory, jeszcze jeden poњrednik; od chirurgуw, od alfonsуw czy kogo tam... Ma forsк. No to jak, miaіem go puњciж samopas?

Blondyn schowaі berettк do kieszeni pіaszcza niemal bliџniaczego temu okularnikowemu; nie zapinaі go, pod spodem miaі jedynie siatkowy podkoszulek, podczas gdy okularnik nosiі siк niczym jakiњ ciemny adwokacina.

- A na co ci oni? - zwrуciі siк pierwszy do drugiego.

- A na przek№skк. Co za znaczenie?

- Teї prawda. Dwadzieњcia.

- Dwanaњcie.

- Dwadzieњcia.

- Do widzenia.

- Zazo?

- O, pierwsi to wy nie jesteњcie, przy mnie zebraі z tuzin; tam stan№і furgonetk№.

- Dobra, wracaj, dwanaњcie. Hej, zdejmuj go! Zaіуї tego z blizn№.

Pieni№dze - palce - kieszeс.

- Jak on siк nazywa? - spytaі kupiec wskazuj№c ciк palcem ze zіotym pierњcieniem.

- Jak on siк nazywa?! - zawoіaі blondyn do chromego.

- Puтo.

- A ten drugi?

- A ten drugi?!

- Te, jak ciк woіaj№? - warkn№і kulawy tarmosz№c Juana; Juan, z uwagi na zwi№zane na plecach rкce oraz, widoczne њwietnie takїe w pуіmroku, rany i siniaki, nie mуgі siк jakoњ wygramoliж z samochodu. - Jak? Gіoњniej! Mуwi, їe Juan. O kurrrwa...!!

Juan rzuciі siк na kulawego, powaliі go i teraz, klкcz№c na jego piersi, wgryzaі mu siк w twarz. Kulawy miotaі siк po asfalcie, w straszliwym bуlu niezdolny do podjкcia obrony. Juan gryzі; krztusiі siк krwi№, ale gryzі.

Spanikowany blondyn siкgn№і do kieszeni, trafiі na pieni№dze, wygarn№і je z furi№ na ziemiк, wyszarpn№і berettк i przestrzeliі Juanowi gіowк.

- Szlag by to... - mamrotaі zbieraj№c banknoty.

Zazo i іysy usiіowali w poњpiechu zatamowaж krwotok kulawego; kulawy nie miaі juї nosa, a nie byі to jedyny ubytek w jego fizjonomii, sk№din№d i przedtem nie zniewalaj№cej.

Nie zd№їyіeњ przyjrzeж siк mu lepiej: skorzystawszy z zamieszania, zsun№іeњ siк z dachu wozu i teraz uciekaіeњ ku skrzyїowaniu. Gdyby nie bуl rozdartej skуry odbytu i rwanych przy kaїdym kroku skrzepуw krwi - nigdy nie daіbyњ siк zіapaж okularnikowi. A tak dogoniі ciк i w krуtkiej szamotaninie przewrуciі na asfalt, jeszcze zanim pokonaіeњ poіowк dystansu. Po czym zostaіeњ zawleczony z powrotem pod latarniк.

- Forsa za Juana - zaї№daі kupiec od blondyna. - Sam zeњ mu czachк rozpieprzyі.

- Spierdalaj.

- Za trupa mam pіaciж?

Blondyn przystawiі lufк beretty do lewego szkіa okularуw tamtego.

- Spierdalaj.

Twуj wіaњciciel tylko spojrzaі na kulawego, ktуry, przytrzymywany przez Zazo i іysego - a zataczaі siк i dosіownie leciaі im przez rкce - wymiotowaі przy kole samochodu w kaіuїк wіasnej krwi.

- Idziemy, Puтo.

Sprzedaї

- Idziemy, Puтo.

Stary Jacco potrz№sn№і tob№ za ramiк. Ten osiemdziesiкcioletni Indianin rzadko kiedy wymawiaі naraz wiкcej, jak trzy, cztery sіowa.

Cienisty chіуd parteru zrujnowanego puebla, stanowi№cego dom i zarazem miejsce pracy Jacco, zniechкcaі do wyjњcia w otumaniaj№cy upaі, pod mordercze promienie zenitalnego Sіoсca. Spaж, spaж; tutaj, w stercie postrzкpionych kocуw i wyblakіych poncho , wciњniкtej w cuchn№cy suszonym nawozem k№t obszernego pomieszczenia, odespaіeњ kaїd№ nocn№ godzinк spкdzon№ w ojczystym mieњcie na іupieїczych eskapadach i mкcz№cym czuwaniu w trakcie іowуw. Ile to juї czasu? - min№і tydzieс takiej sennej, zwierzкcej wegetacji w sercu meksykaсskiej pustyni, w milcz№cej goњcinie antypatycznego Jacco. Nocami, od zapachu narkotykowego zacieru wypeіniaj№cego wielkie kadzie ciemniej№ce pod przeciwlegі№ њcian№, nachodziіy ciк niepokoj№ce, chore wizje. Chіodnymi wieczorami zaњ, zachodami Sіoсca, ktуre nad meksykaсsk№ pustyni№ s№ bardzo piкkne, siadywaіeњ przed wapnem pobielan№ њcian№ puebla na ustawionej na dwуch kamieniach desce - i pіakaіeњ. Nikt nie patrzyі, byіeњ sam, Jacco gdzieњ pijany b№dџ upijaj№cy siк, wokoіo dziesi№tki mil wietrznego pustkowia, piasku koloru ochry, o zachodzie prawie karmazynowego - tam i wtedy mogіeњ pіakaж w poczuciu peіnego bezpieczeсstwa. Panowaі taki spokуj - taki wielki, њmiertelny, metafizyczny spokуj - їe byіeњ wуwczas w stanie wyobraziж sobie i uwierzyж nawet w to piekіo i niebo, o ktуrych opowiadaіy wam sinym њwitem stare prostytutki z Placu Generaіa.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Szkola»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Szkola» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Szkola»

Обсуждение, отзывы о книге «Szkola» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x