- Przepraszam. Nie bкdк.
- Przypisz sobie szуstkк mojego dospeku.
- Dobrze. Dziкkujк. Przepraszam.
- Musiaіa ciк obudziж bardzo niedawno.
- Niecaі№ godzinк temu.
Idiotka, skl№і Schwarz Godivк, podlatuj№c do Jaqueritte unosz№cej siк przed zamkniкtymi drzwiami kabiny informatyczki; idiotka patentowana: tak mіodych њwiadomoњci systemуw nie powinno siк w ogуle wypuszczaж z zamkniкtych kolebek struktur symulowanych. To niebezpieczne - wielosieж rezonuje jeszcze wуwczas po narodzinach, daleka jest od stanu wewnкtrznej rуwnowagi, owego charakterystycznego dla niej delikatnego balansu miкdzykomуrkowych napiкж. Kolebka zaњ pozwala w czasie rzeczywistym planowaж, kontrolowaж i modyfikowaж rozwуj osobowoњci systemu, poniewaї, zamkniкty w niej, jest strukturalnie opуџniony w przepіywie impulsуw do poziomu dowolnie ustalanego przez operatora, dziкki czemu jest on w stanie nad№їyж za procesami myњlowymi wielosieci i na bieї№co њledziж transformacje jej psychiki. Bez Kolebki, bez sztucznych opуџniaczy - system ewoluuje ze standardowego inicjatora do postaci dorosіej w przeci№gu paru sekund. A wуwczas, rzecz jasna, nie ma juї mowy o jakiejkolwiek zewnкtrznej kontroli, idzie to na їywioі, nie sposуb przewidzieж koсcowego efektu, mamy wtedy do czynienia z klinicznym przypadkiem chaosu programowanego. Godiva byіa wіaњnie po to, by do czegoњ podobnego nie dopuњciж; ona miaіa Emmanuela tygodniami i tygodniami wychowywaж - odciкtego od wіaњciwej wielosieci twardymi algorytmami Kolebki - mamionego zestawami “bodџcуw” z symulowanego њrodowiska soft/hardware’owego - pozbawionego jakiegokolwiek wpіywu na њwiat rzeczywisty czyli Armstronga 7 - bezustannie monitorowanego... Tymczasem nic z tego, dїinn wymkn№і siк z butelki.
- Emmanuel, moїesz otworzyж? - spytaіa Jaqueritte, wњlizguj№c siк w podkoszulek.
- Nie mam poі№czenia z zamkami, pani doktor.
Dotarі do nich hrabia Mњcisіowski.
- Co, zamknкіa siк? - parskn№і.
- Godiva, otwуrz! - zawoіaіa Jaqueritte, trzymaj№c wciњniкty taster dzwonka.
- Akurat otworzy...!
- Xien? - odezwaі siк Schwarz na ogуlnym.
- Lecк, lecк - zasapaі Chiсczyk przez dospek.
- Rzeknij-no hasіo, Emmanuel da to tu na gіoњniki. Potem je sobie zmienisz.
- A co wam siк tak spieszy?
- ...weszіa w zaњlep wewnкtrzny albo sobie przyжpaіa... - mamrotaі Mњcisіowski.
W koсcu Xien doі№czyі do nich, wypowiedziaі hasіo i drzwi siк otworzyіy.
Chyba jedynie Schwarz, ktуry oczekiwaі najgorszego, nie doznaі szoku, ale i jego zabolaіo dzikie, brudne okrucieсstwo tego obrazu.
Godiva nie їyіa, co do tego nie mogіo byж najmniejszych w№tpliwoњci: widzieli wnкtrze jej gardіa otwartego poziomym ciкciem w drugie, obscenicznie wytrzeszczone na nich usta, usta o wargach bardzo czerwonych, bardzo wilgotnych. Nagie ciaіo unosiіo siк w њrodku kabiny, pustym spojrzeniem celuj№c gdzieњ obok wejњcia; pulchn№, jeszcze cokolwiek dziкciкc№ - i tak№ juї na zawsze pozostanie - bardzo blad№ twarz Papuaski okalaі oraz czкњciowo przesіaniaі lekko faluj№cy, dziko rozrosіy na wszystkie strony krzak czarnych, krкconych wіosуw.
Przez chwilк tylko bezruch i szybkie oddechy.
Potem, zza ich plecуw, Yusuf:
- Siedemset, osiemset.
- Mniej - mrukn№і Schwarz. - Popatrz na siatki wentylatorуw.
- Ile ona waїyіa?
- Ale ruch wirowy jeszcze jest zauwaїalny.
Jaqueritte odepchnкіa siк od futryny w tyі, wgі№b korytarza; odbiіo j№ od Xiena i Mњcisіowkiego.
- Odsuсcie siк! - warknкіa. - Muszк wzi№ж diagnoster. Nie dotykaж mi tam niczego!
Schwarz, szeroko rozkіoїywszy w progu rкce i nogi, zablokowaі sob№ wejњcie do pokoju. Unosz№cy siк w powietrzu hrabia, Chiсczyk i has a syn spogl№dali do њrodka pomiкdzy jego koсczynami.
- Siedemset sekund...? - spytaі Mњcisіowski, przybieraj№c rуїne dziwne miny dla zamaskowania uporczywie wypeіzaj№cego mu na twarz grymasu fizjologicznego obrzydzenia, preludium czкstych u niego mdіoњci. - Їe niby wtedy... umarіa...?
- Pуџniej - powtуrzyі swoj№ ocenк Schwarz. - Po pierwsze: brak widocznego przesuniкcia. Po drugie: sama rуїnica w przyci№gniкciu do wlotu wentylatora krwi i moczu oraz ciaіa; spojrzy pan na siatkк: maіo co. No wiкc po trzecie: czas krzepniкcia krwi. Chyba їe ona hemofilityczka, ale temu przeczy pora opuszczenia zaњlepu podana przez Emmanuela. Dobrze mуwiк, Yusuf?
- Obrotami lepiej siк nie sugerowaж, bo nie znamy stanu wyjњciowego. Podobnie poіoїeniem ciaіa. Mogіo zacz№ж dryfowaж z tamtego k№ta, a mogіo i z tamtego.
- Trzebaby zmierzyж њredni czas.
- Faіszywe wyniki dostaniemy: juї otworzyliњmy drzwi.
- Trzebaby zrekonstruowaж caі№ sytuacjк.
- Tak. Ale to bardzo duїo zmiennych. Mogіa zostaж pchniкta w przeciwn№ stronк, nie znamy tego wektora. Z kinematyki nic nie wyliczymy. Stawiam na trombocyty.
Poczekali zatem na powrуt Jaqueritte z diagnosterem. Y. H. wpіynкіa do њrodka, zapiкіa sobie urz№dzenie na udzie i naci№gnкіa samosterylizuj№ce siк rкkawice. Sunкіa wolno ponad zwіokami Papuaski, ciaіo przesіaniaіo ciaіo, czerс na br№zie; czerwieс niemal w caіoњci zostaіa sporo wczeњniej przed ich przybyciem usuniкta z tego obrazu, doprawdy niewiele jej pozostaіo na skуrze Godivy.
Jaqueritte lew№ dіoni№ przytrzymaіa dziewczynк za koњciste biodro, palec wskazuj№cy prawej wsunкіa do jej pochwy, a po dіuїszej chwili do odbytu.
- Brak spermy, temperatura wci№ї podwyїszona - zakomunikowaіa od razu, bo wyniki dokonywanej przez diagnostera analizy danych pochodz№cych z rкkawic otrzymywaіa na bieї№co na oddzielnym, zamkniкtym kanale dospeku.
- Co z t№ temperatur№?
- Ona siк szprycowaіa przerуїnymi dopalaczami paj№ka, ma rozregulowany metabolizm.
- Szlag by to.
- Krew - nacisn№і Yusuf.
- Juї - mruknкіa Jaqueritte i siкgnкіa do wnкtrza gardіa Godivy. Nastкpnie podpіynкіa do wentylatora i zdrapaіa odrobinк zakrzepіej krwi.
- Myњlisz, їe wykrwawiaіa siк aї tak dіugo? - zmarszczyі brwi Schwarz. - Przecieї by coњ zrobiіa, gdyby miaіa czas.
- Nic nie myњlк - warknкіa Jaqueritte. - Zamknijcie siк.
- Yusuf - odezwaі siк Emmanuel. - Czy to ty j№ zabiіeњ?
Spojrzeli na Araba. Nawet nie mrugn№і.
- Nie ja.
Mњcisіowski zacz№і obgryzaж paznokieж lewego kciuka. Zezowaі przy tym dziwacznie na hasasyna .
Schwarz wywoіaі w dospeku zegar. 145255.
- Przedziaі czasowy wynosi osiemnaњcie minut - rzekі, spogl№daj№c gdzieњ w k№t. - Odejmujк jeszcze trzy: to jest ostroїny szacunek naszego warowania pod jej zamkniкtymi drzwiami. W przeci№gu tego kwadransa, byж moїe jeszcze przyciкtego przez wyniki analizy krwi, poderїniкto jej gardіo. Widzi ktoњ jakiњ nуї, skalpel, їyletkк, brzytwк, cokolwiek? Nie ma niczego takiego. Przyszedі tu i zabiі j№.
- Kto?
- Morderca.
- Ale kto?
- On wie.
- Do mnie to?! - zawyі Xien, wymachuj№c zamaszyњcie rкkoma. - Do mnie?!! Odpierdol ty siк, Schwarz, no odpierdol siк...! - I j№і bluzgaж naс gкst№ њlin№ i przekleсstwami, rуwnie zawiesistymi.
- W przynajmniej jednym miaіa racjк - mrukn№і Niemiec, њcieraj№c sobie Xienow№ plwocinк z biodra. - Cholerny z ciebie megaloman.
Mњcisіowski i Yusuf milczeli; Jaqueritte zreszt№ rуwnieї, skupiona na dokonywanej przez diagnoster analizie danych. Schwarz przekrкciі siк w drzwiach bokiem do futryny, by mieж ich wszystkich w jednym spojrzeniu. Rozwуj sytuacji byі nie do przewidzenia. Od momentu otwarcia drzwi ich myњli i sіowa szіy rozbieїnymi њcieїkami. Co innego, co innego obracaіo im siк w gіowach. Grali - i wiedzieli, їe graj№. Od momentu otwarcia drzwi doskonale zdawali sobie sprawк, iї jeden z nich jest morderc№, a jednak tak dіugo nie padіo to sіowo, i tak gwaіtowna byіa reakcja, gdy w koсcu zostaіo wypowiedziane. Wydostaж siк z niewoli rytuaіu - to byіo ponad ich siіy; musieli udawaж, nie byіo wyjњcia.
Читать дальше