Podniósł z kąta sękaty kijaszek, przekręcił pierścień przy gałce i wyciągnął ukrytą wewnątrz klingę, długą na dobre pół metra.
– Ktoś powinien to zrobić. Zabić jego, zabić tego drania Kurtza... Tylko że Niemcy by się pewnie wściekli. Lepiej by ich było jakoś zastraszyć, ale jak? Dom tego naszego burmistrza to istna twierdza. Obsada posterunku w miasteczku niby tylko ośmiu, może dziesięciu Niemców, ale ruszysz jednego i w odwecie spacyfikują całą osadę. Za każdego swojego rozstrzelają i dwudziestu Polaków. Gdyby chociaż operowały tu jakieś oddziały partyzanckie...
– Jedyne, co możemy, to spróbować przeczekać zły czas – westchnęła dziewczyna.
– Ta bezsilność doprowadza mnie do szału – wyznał. – Opowiesz mi, co tam słychać u Bergerów? – zapytał. – Chodziłem z Esterą do jednej klasy. – Posmutniał. – Słyszałem, że ją zabili, wiosną jeszcze... Mogłem zabrać ją ze sobą tu do lasu, choć pewnie by się nie zgodziła.
– Kurtz łajdak... Przyszedł któregoś wieczora z paroma znajomymi Niemcami. Zażądali złota i wódki. Berger nie chciał dać. Pobili go, a ją zgwałcili na jego oczach i zastrzelili w salonie. Ja przeżyłam, bo leżałam schowana za kanapą... Gospodarz już nigdy nie doszedł do siebie. Bergerowa miała do mnie o to jakby żal, może uważała, że gdyby to mnie zgwałcili i zabili, może Estera by ocalała?
– Tego już się nie dowiemy, ale myślę, że skrzywdziliby was obie...
– Chcieli zabić też kupca. Bergerowa otworzyła kasę pancerną, dała im pieniądze, a wtedy się wynieśli... Berger od tamtego dnia zapadł w katatonię.
– Kurtz... – W ustach Fryderyka znienawidzone nazwisko zabrzmiało jak przekleństwo.
– Niejednego potem tak okradł, tylko ludzie już się nie buntowali, dawali mu złoto, wódkę, futra, obrazy, zegary, co lepsze meble... Co kto miał. Ale dziewczyn jeszcze kilka zgwałcił. Jedna się potem w studni utopiła. Kary na niego żadnej...
– No tak, Żydzi są wyjęci spod prawa. Mówiłaś, że zabili też starego Mikołaja. Wiesz coś więcej?
– Rzeźnik opowiadał tylko, że pytali o twojego ojca... Nie chciał mówić albo nic nie wiedział i zbili go tak, że umarł.
– Jedno wiedział... Wiedział, że żyję gdzieś w lesie. Miał ponad dziewięćdziesiąt lat. To był stryjeczny dziadek mojego ojca – wyjaśnił chłopak. – Pamiętał jeszcze powstanie styczniowe, choć za mały był, żeby brać w nim udział. Opowiadał, jak się nasi na tych polach starli z Ruskimi...
Westchnął.
– Dlaczego on wykładał to mięso w lesie? – zaciekawiła się.
– Dla wilków.
– Ale w tych stronach przecież nie ma wilków? – zdziwiła się.
– Że czegoś nie widać, to nie znaczy, że tego nie ma... Gdy był młody, jego synowi przytrafił się pewien wypadek. On wiedział, że wilki w tych lasach czasem się pojawiają. Wierzył, że jest co najmniej jeden, który żyje tu na stałe.
– Zatruwał to mięso, by wykończyć wilka, który rozszarpał mu syna? – zastanawiała się. – Ale te zwierzęta nie żyją tak długo...
– To nie takie proste... – zaczął i urwał w pół słowa. – Takie tam rodzinne sprawy, starcze dziwactwa, nie zaprzątaj sobie tym głowy. Estera – zmienił temat. – Raz się złożyło... Wiesz, uczyliśmy się w Chełmie, ja byłem w szkole technicznej, ona w Koedukacyjnym Gimnazjum Kupieckim. U nas nie było dziewczyn, tam nie było wielu chłopaków. W karnawale zrobiliśmy potańcówkę, obie szkoły razem. Ona też dała się zaprosić. Odprowadzałem ją na kwaterę i pocałowaliśmy się w bramie.
– Nie chwaliła się – bąknęła Rachela.
– Ja myślę, że się nie chwaliła. Może i Berger nie nosił brody, ale romans córki z gojem z pewnością doprowadziłby go do szału. Zresztą to tylko raz było, po prostu ulegliśmy nastrojowi chwili. A teraz jej nie ma... – westchnął ciężko. – Nigdy nie spędzimy razem popołudnia w kawiarni przy Lwowskiej. Nigdy nie będziemy siedzieć pod morwami na chełmskiej Górce...
Zapadła niedobra, ponura cisza. Każde miało co wspominać. Chłopak otrząsnął się wreszcie.
– No dobra, muszę ci jeszcze trochę rzeczy wyjaśnić. Teraz mamy niemal idealne warunki, by się ukrywać. Ale w zimie trzeba będzie bardzo uważać – powiedział.
– Śnieg nad bunkrem stopnieje i zdradzi kryjówkę?
– E, raczej nie, mamy nad głową prawie metr ziemi. Ale dym jest ciepły, będzie topił śnieg na krzakach. Rura kominowa ma wprawdzie jakieś siedem metrów długości, więc po drodze większość ciepła i sadzy odda, ale mimo wszystko... Poza tym, jak już spadnie śnieg, będziemy odcięci od jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi.
– Leśniczy albo Niemcy wytropiliby nas po śladach – domyśliła się.
Kiwnął głową.
– Jeśli zostaniesz sama, a może się tak zdarzyć... Czy wiesz, gdzie jest kapliczka przy mogile powstańców styczniowych?
– Wiem. Jakiś kilometr albo półtora od tego cmentarza z pierwszej wojny.
– Za nią rośnie stary dąb. Po drugiej stronie niż kapliczka jest pod korzeniami nora. Wlot zamaskowany został kamieniem. Tam jeden przyjaciel zostawia dla mnie różne rzeczy. Zimą raczej nic nie przyniesie ani my nie mamy tego jak odebrać, chyba że w jakąś szczególnie mocną zadymkę, ale wtedy łatwo pobłądzić. Ale wiosną, gdy śniegi stopnieją, będą kolejne dostawy. Szkoda, że nie masz pieniędzy, wszystkim teraz ciężko... A on wszystko z kieszeni własnej musi kupować.
– Mam.
Podniósł zaskoczony głowę.
– Mam pieniądze. Trochę. Cztery złote carskie piątki oraz to. – Wyjęła z kieszeni trzy grube srebrne dychy z Piłsudskim.
Wolała nie mówić, ile naprawdę złota znalazła w butach Estery.
– Dziewczyno, toż to prawdziwa fortuna! – ucieszył się. – Teraz kwestia taka – zmienił temat – żebyś się nie zanudziła. Pamiętam, że przed wojną zachodziłaś do gminnej biblioteki... Mam trochę książek. Głównie takie chłopięce lektury, ale może coś ci podpasuje? Czytałaś coś Juliusza Verne’a?
– To mój ulubiony autor.
– Mój też! Mam też książki Władysława Umińskiego i kilka tomików podróżniczych, głównie Lepeckiego i Goetla. Na długo nam to nie wystarczy, a niestety, chwilowo nie mamy jak odwiedzić księgarni...
*
Kolejne dni były podobne do siebie. Spali do późna. Rachela nigdy wcześniej nie miała tyle czasu na lekturę. Ograniczało ich tylko to, że musieli bardzo oszczędzać świece i naftę. Opowiadali sobie za to, siedząc po ciemku, treść książek, które każde z nich czytało dawniej. Palili w piecyku bardzo ostrożnie i oszczędnie. Fryderyk najpierw wychodził i lustrował okolicę, czy nie widać niczego podejrzanego. Używali dobrze wysuszonych polan bukowych i brzozowych, które dawały dużo ciepła, za to niewiele dymu. Gotowali przeważnie kluski razowe, kaszę, czasem robiąc na zapas na dwa, trzy dni. Rachela miała szaloną ochotę zrobić makaron, ale brakowało im jajek. Raz w tygodniu chłopak poświęcał jedną konserwę. Miał też zapas sucharów, posmarowane smalcem smakowały całkiem znośnie i na długo wypełniały żołądek. Dziewczyna spostrzegła, że przestała chudnąć, a nawet jakby odzyskała odrobinę ciała. Co jakiś czas wychodzili na nocne spacery. Fryderyk pokazał jej drzewo obok kapliczki i zadbał, by choć trochę poznała tę część lasu. Kilka razy podglądali pasące się sarny, raz omal nie stratował ich dorodny jeleń. Parokrotnie z daleka usłyszeli psy leśniczego, ale nie natrafili na innych ukrywających się.
Chłopak drobiazgowo przestrzegał zasad bezpieczeństwa. Przed każdym wyjściem nacierali buty kamforą, starannie dbali też, by nie wydeptywać trawy w pobliżu kryjówki. Noce były coraz chłodniejsze, listopad zbliżał się ku końcowi. Księżyc rósł. Do pełni zostało kilka dni. Fryderyk obserwował srebrną tarczę i na jego twarzy malowała się nieokreślona troska.
Читать дальше