Wspominał ojczyznę. Nie widział jej już pięć lat. Tyle czasu zajęła mu ta bezsensowna podróż. Zebrał relacje o czarach, zanotował kilka przypadków schizmy. Spalił dwu heretyków i jedną czarownicę, planował dużo więcej, ale tutaj dziwnie nie lubili stosów. Wracał już do siebie, gdy usłyszał o tym procesie. Wyruszył, zamiast w drogę do słonecznej Hiszpanii, do zamku ukrytego wśród wzgórz i lasów. Przybędzie do swojego kraju dopiero na wiosnę. Podróż przeciągnie się co najmniej dwa tygodnie. Inkwizytor odpocznie kilka dni, a potem znowu zacznie się praca. Zresztą właściwie wcale nie będzie odpoczywał. Zda relację z podróży i poprosi Święte Oficjum o skierowanie do któregoś z trybunałów. Zbudują wiele pięknych stosów. Zapłoną święte ognie. Wielu pogan nawróci się na ten widok. Wielka Inkwizycja uratuje wiele dusz. Ale wiele się, niestety, wymknie. Zbyt wiele. Łzy stanęły mu w oczach.
Poczuł straszliwą nienawiść do szatana. Przypomniał sobie, jakie potworne zmęczenie ogarniało go po każdym auto da fé. Stosy płonęły dzień w dzień, a machina sądowa wykrywała coraz to nowe przypadki. Żydzi i muzułmanie ciągle działali, toczyli jak choroba zdrowe, katolickie społeczeństwo. A on zmarnował pięć lat życia na ściganie przypadków herezji w dalekim, niegościnnym dzikim kraju. Tylko po to, żeby jego przełożeni mogli określić stopień zagrożenia w tej części świata.
Nigdy tu nie sięgniemy, pomyślał. Zabraknie nam siły. A miejscowi tolerują pogan.
Ale zaraz przypomniał sobie o potędze Boga i poczuł ulgę. Piekło nie obali murów Kościoła. Bóg nie dopuści, by Jego sprawy były zaniedbane. On daje miejscowym grzesznikom czas na opamiętanie się, a potem uderzy ze straszną siłą. Tak jak staro testamentowy Jahwe-Elohim. Koniec świata się zbliża. Wszyscy powinni zostać do tego czasu zbawieni.
***
Sala rycerska nie była specjalnie duża. Ale mieściła się naprzeciwko izby tortur, co mogło być przydatne. Ustawiono tu stół, za którym zasiedli obaj księża i pan zamku. Obok, przy pulpicie stanął pisarz, sprowadzony z zamku w Wojsławicach. Pod ścianą ulokowano naprędce skonstruowaną wagę. Inkwizytor stał na podmurówce wysokiego, sięgającego podłogi, ostrołukowego okna i spoglądał w dal. Przepaść, rozciągająca się niżej, nie robiła na nim wrażenia.
– Byłby znakomitym żołnierzem – szepnął pisarz do rycerza. – Nie ma w nim lęku.
– On jest żołnierzem – odpowiedział Uchański. – Jest żołnierzem swojej sprawy.
Wprowadzono Monikę. Inkwizytor zeskoczył z podmurówki. Dziewczyna stanęła pośrodku komnaty i rozejrzała się, spłoszona. Torralba uśmiechnął się do niej uspokajająco.
– Istnieje kilka metod zbadania, czy kobieta jest czarownicą – powiedział. – Każda metoda działa tylko w określonym przypadku i wystarczy, by dwie z pięciu prób wypadły na niekorzyść, aby móc uznać oskarżoną za winną.
Zza stołu wydobył swoje krzesło i postawił je na środku pomieszczenia. Następnie zmusił dziewczynę, aby na nim usiadła.
– Najpierw cechy wyglądu zewnętrznego. Pierwszy wyznacznik to rude włosy. Jak widzicie, jej włosy mają lekko rudawy odcień, nie są jednak zupełnie rude. Drugi – to zielone oczy. W naszym przypadku ten wyznacznik nie ma żadnego zastosowania, bowiem jej oczy mają przyjemny, brązowy kolor. Trzeci wreszcie to zrośnięte brwi. W porównaniu z kilkoma przypadkami, z jakimi zetknąłem się na Śląsku, tych kilka włosków między jej brwiami… To, oczywiście, pewne poszlaki, dla przewodu sądowego bez znaczenia.
Monika siedziała, zasłuchana w jego miły, spokojny głos. Patrzenie w tę łagodną i szczerą twarz sprawiało jej przyjemność.
Gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach, zapewne mogłabym go polubić, pomyślała, ale zaraz przypomniała sobie, gdzie jest i co tu się dzieje.
– Drugą cechą, mogącą wskazywać na zajmowanie się czarami, jest nienaturalna waga ciała. Nie jestem przekonany, co do prawdziwości tych twierdzeń, ale niektórzy autorzy stwierdzają, że czarownice są z reguły znacznie lżejsze niż inni ludzie.
Gestem poprosił ją na wagę. Stanęła na jednej szali, podczas gdy on stanął na drugiej.
– Usunąć podpórki – rozkazał.
Pisarz odłożył pergamin oraz pióro i wyjął dwa pniaczki. Waga przez chwilę stała nieruchomo, po czym dziewczyna opadła wyraźnie w dół. Torralba zeskoczył na ziemię i, kurtuazyjnie podając dłoń, pomógł jej zejść z drugiej szali. Potem znowu posadził ją na krześle, a sam podszedł do okna i popatrzył przez nie. Gdy się odwrócił, był lekko pobladły na twarzy.
– Tak więc ważenie wykazało, że masa jej ciała nie odbiega od normy. Pozostały nam jeszcze dwie próby.
Podniósł ze stołu swoją Biblię.
– To Pismo Święte pobłogosławił osobiście Ojciec Święty – powiedział. – Połóż na nim rękę.
Zrobiła, co kazał. Popatrzył jej w oczy i uśmiechnął się.
– Istnieje rozpowszechniony pogląd, że czarownica umrze natychmiast, gdy dotknie rzeczy pobłogosławionej przez papieża – powiedział.
Znowu odesłał ją gestem na krzesło i wyjął swój sztylet.
– Srebro jest cudownym metalem. Leczy rany, chroni przed szatanem i urokami. Gdy przyłożymy czarownicy kawałek srebra, na ciele wystąpi czerwone znamię.
Przyłożył jej sztylet do policzka i po chwili oderwał. Czekali w skupieniu przez kilka minut. Skóra nie zmieniła koloru.
– Uwalniam ją z części podejrzeń – oświadczył.
– Wezwać świadków? – zapytał proboszcz. – Czekają za drzwiami, aby złożyć zeznania.
– Wezwijcie.
Wprowadzono pierwszego świadka – pachołka. Twarz inkwizytora, dotąd dobrotliwie uśmiechnięta, stężała. Odmalowała się na niej surowość. Wziął ze stołu kartę pergaminu.
– Waśko, syn Jana – odczytał. – Zeznałeś poprzednio, że widziałeś, jak obecna tu córka pisarza zamkowego, panna Monika, latała nago na miotle.
– No tak. – Głos chłopaka łamał się pod badawczym spojrzeniem Hiszpana.
– Czy powtórzysz swoje zeznanie, trzymając rękę położoną na znak przysięgi na Piśmie Świętym i zbawieniem własnej duszy zagwarantujesz prawdziwości swoich słów?
Sługa przełknął ślinę.
– Było ciemno. Może to nie była ona.
– Co widziałeś? Połóż rękę na Biblii!
– Chyba mi się przywidziało. Było ciemno…
– Zostanie ukarany chłostą za składanie fałszywych zeznań i kłamstwo przed poprzednim sądem – zawyrokował Torralba.
– Tak się stanie – powiedział Uchański, wbijając w pachołka spojrzenie bazyliszka. – A potem zostanie usunięty ze służby. Na moim zamku nie ma miejsca dla kłamców.
– To zbyteczne. Teraz, gdy wie, jak srogo karane jest kłamstwo, będzie go unikał i w ciągu paru lat stanie się twoim najlepszym sługą.
– Czy chłosta ma nastąpić od razu?
– Jutro przed południem. Jeśli oczyścimy dziewczynę z zarzutów, trzeba będzie dać ludziom inne widowisko. Chyba należy zaprzysiąc wszystkich waszych świadków. Tak na wszelki wypadek. Jesteś wolny. – Machnął ręką na pachołka, a potem podszedł do okna i oparł ciężko się o framugę.
– Wezwać kolejnego świadka? – zapytał zamkowy kapelan.
– Zaczekajmy kilka chwil. Muszę sobie coś ułożyć w myślach.
Jego wzrok wędrował po pagórkach i dolinach. Nad zamkiem przeleciał klucz żurawi. W Hiszpanii ich nie będzie…
– Prosić następnego.
– Zygfryd Niemiec – odczytał z listy Uchański.
Pisarz wyszedł, aby go zawołać, a po chwili wrócił, zdziwiony.
Читать дальше