Rafał Ziemkiewicz - Czerwone dywany, Odmierzony krok
Здесь есть возможность читать онлайн «Rafał Ziemkiewicz - Czerwone dywany, Odmierzony krok» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czerwone dywany, Odmierzony krok
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czerwone dywany, Odmierzony krok: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czerwone dywany, Odmierzony krok»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czerwone dywany, Odmierzony krok — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czerwone dywany, Odmierzony krok», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Major Kolców wiedział dobrze, że w czasach, kiedy wścibskie oczy mogą dniem i nocą śledzić każdego z orbity okołoziemskiej, nie ma lepszego ukrycia niż bazarowy tłum. Dlatego już zawczasu wybrał na miejsce postoju dla obu konwojów gwarny punkt w dawnym parku miejskim, u stóp zarośniętego kopca, niemal pośrodku wielkiego klepiska, w jakie od dawna zmieniło się to miejsce. Ze szczytu kopca sterczała, niczym pieniek złamanego zęba, resztka cementowego cokołu. Kolców nie wiedział, kogo konkretnie upamiętniała obalona statua, ale zapomnienie i poniżenie, w jakie ją strącono, stanowiły dla niego wystarczający dowód, że wysiadając z wozu, warto zdjąć na chwilę beret. Tym ostentacyjnym gestem dobiegający czterdziestki mężczyzna w wojskowej panterce i wystającej spod niej pasiastej, matrosowskiej koszulce oddał hołd bohaterom, którzy w jego pamięci wciąż pozostawali żywi. Major Kolców w rzeczywistości nie był majorem. W wojsku nie zdążył wysłużyć nic ponad młodszego lejtnanta, wyrzucono go szybko – ze swą prostolinijnością i nienawiścią do korupcji nie mógł nie narazić się generalskiej sitwie. Stopień majora przyznał sobie sam, kiedy związał się z Liszniewem. Potrzebował go, aby ukryć swe imię i otczestwo, których nie lubił i nie chciał, aby mu je przypominano. Poza nim samym mało kto je zresztą znał. Kolców kazał zwracać się do siebie wyłącznie stopniem, w ostateczności: „towariszcz komandir”.
W przeciwieństwie do większości ludzi, kłębiących się na Drodze, w obsługujących ją miastach i wioskach, depczących po sobie w walce o wpływy, pieniądze i kobiety, Kolców doskonale wiedział, po co żyje. Nie od razu to, oczywiście, zrozumiał. Potrzeba było wielu życiowych rozczarowań, wielu doznanych upokorzeń i krzywd. Ale teraz Kolców wiedział już, gdzie tkwiło ich źródło. I wiedział, czemu warto poświęcić ostatnie lata swego zmarnowanego, jak oceniał, życia.
Warto było poświęcić je zemście.
Major Kolców nie był małostkowy. Życie mu się niespecjalnie udało, ale to trudno, to tak bywa. Inni nie mieli i tego, co on. Nie czuł żalu i nie za to chciał się mścić.
Major Kolców nie mógł wybaczyć tego, co zrobiono z jego rodiną. Z wielką, dumną Rosją. Z największym narodem, jaki kiedykolwiek nosiła Ziemia, i zarazem narodem, który wciąż spał, jak Ilia Muromiec, i wciąż dawał się bić i upokarzać każdemu, kto tylko chciał.
Kolców, jak wszyscy Rosjanie, kochał ojczyznę i był z niej dumny, ale tę dumę nieodmiennie psuła gorycz, że jego naród spotkało tyle podłości i zdrad. To Rosjanie wynaleźli i prąd, i samolot, i maszynę parową, oni pierwsi polecieli w kosmos, oni pierwsi odwracali bieg rzek – ale nikt już dziś o tym nie pamiętał. To oni, ponosząc tyle wyrzeczeń, ucywilizowali i pół Azji, i Kaukaz, i Europę Środkową – a nikt im za to nie okazał wdzięczności. Wielkie wynalazki pokradziono, dzieło cywilizacji zniweczyli bandyci… Kolców pamiętał dobrze, że ta bieda, którą znał z dzieciństwa i którą widział wokół siebie dziś, wzięła się nie z niczego innego, tylko z poświęcenia. Że jak daleko sięgał myślą w przeszłość, wszystko: maszyny, kurczaki, cukier, buty, nawet konfiety – wszystko szło do Polski, na Kubę czy do Angoli, z bratnią pomocą. A teraz te gady, ci parszywcy, którzy od Matuszki Rossiji zaznali tyle dobrego, kąsali ją raz po raz, deprawowali jej młodzież i korumpowali przywódców.
Ilekroć Kolców myślał o tej potwornej krzywdzie, jaka spotkała jego naród, opanowywała go zimna, ostra jak sztylet nienawiść. Nienawidził Ukraińców, którzy za cywilizacyjne dobrodziejstwa odpłacili Rosji zaprzedaniem się obcym. Nienawidził Polaków, którzy wdzierali się nieodparcie na te ziemie ze swymi firmami, spółkami i kapitałami, nienawidził ludiej iż Zapada, zadufanych i bezczelnych, przyjeżdżających tu jak z łaski, jakby przywozili dzikusom szklane paciorki. A najbardziej ze wszystkich nienawidził jewreji, którzy za tym wszystkim stali. Nienawidził ich za to, że uknuli bolszewicki spisek, by za germańskie pieniądze pogrążyć Rosję w krwawej wojnie domowej, i za to, że potem sprzedali się zdrajcom i demokratom, by zniweczyć dzieło wielkiego Stalina.
Kolcowowi nie zależało na pieniądzach. Kolców nie był jednym z tych, którzy tylko pragnęli wdrapać się jak najwyżej, jak najbliżej wierzchołka piramidy. Kolców prowadził wojnę ze światem. Liszniew wiedział o tym i dlatego to właśnie majorowi powierzył tę misję, spokojny, że dokona on wszystkiego, co tylko dokonać można, aby ją należycie wypełnić.
Nie mylił się w tym. Dlatego właśnie teraz, dokładnie w chwili, kiedy Kuziew i Schlaf oglądali czołówkę transmisji z konwoju fundacji, a mężczyźni z obu konwojów żartowali i popijali wódkę, major zastanawiał się nad korektami pierwotnego planu.
Pierwotny plan zakładał akcję na Czarcim Wirażu. Było to miejsce, trzydzieści parę kilometrów za Parachowką, gdzie szosa została przed laty na długim odcinku zniszczona. Ocalało tylko jedno pasmo, chwilami zwężające się na szerokość kół ciężarówki. Trzeba było przejeżdżać tamtędy gęsiego, powoli, raz z jednej, raz z drugiej strony. Dawało to niezłą możliwość zablokowania konwoju. Ale miało swoje wady, z których główną był tłok.
W chwilę po zatrzymaniu się w Bój arkach Kolców odebrał telefon satelitarny. Ich człowiek w konwoju podał miejsce, gdzie stanęli na noc i planowaną godzinę jutrzejszego odjazdu. Nalegał, aby zmienić pierwotny plan. Liszniew, po długim zastanowieniu, poparł jego żądanie. Kolców przypatrywał się uważnie mapie. To miało sens. Można było zablokować konwój na parkingu, ale pod jednym warunkiem. Że zamiast na Wzgórzu 657, panującym nad Czarcim Wirażem, działko zostanie umieszczone na Wzgórzu 323, panującym nad parkingiem. W prostej linii dzieliło je zaledwie kilkanaście kilometrów. Ale problemem nie była odległość. Problemem był stacjonujący na tym wzgórzu patrol.
Zaatakować ten patrol, znaczyło wypowiedzieć wojnę Siłom Pokojowym. No i dobrze – to nie było zmartwienie Kolcowa. Papachen wiedział lepiej, znał ogólną sytuację. On, Kolców, potrzebował tylko kilkudziesięciu sekund, zanim Delwej nie umieści ładunków na furgonie. Potem nie mogli mu już nic zrobić.
Bojarka nie leżała dokładnie przy trasie, prowadził do niej kilkukilometrowy zjazd. Z drugiej strony, za miastem, zamieniał się on w polną drogę. Tą drogą można było podjechać pod 323 od drugiej strony. Oczywiście, z góry będzie widać stojący przy drodze samochód. Jeśli tam na wzgórzu pilnują się, jeśli ludziom Kolcowa nie uda się niepostrzeżenie podejść…
Zastanowił się.
To pozostanie jeszcze jedna możliwość. Zdobyć konwój szturmem, wprost z ciężarówek. To w ostateczności. Ale szturm, jeśli będzie szybki i wykonany z zaskoczenia, też się przecież może powieść.
To się trzymało kupy. Tak, to się, przy odrobinie szczęścia, mogło udać.
Kolców wyszedł ze swojego wozu i stojąc na stopniu, gestem dłoni przywołał kręcących się wokół podwładnych. Odczekał chwilę.
– Chłopaki – oznajmił, kiedy wreszcie zebrali się wokół niego. – Będę potrzebował kilku ochotników.
Perhat siedział na wysuszonej słońcem trawie, oparty plecami o zmurszały pień zrąbanego przed laty drzewa. Od czasu do czasu odrzucał głowę do tyłu, aż opierała się potylicą o oślizły od porostów pień, i patrzył na usiane gwiazdami niebo. Siedział tak nieruchomo przez kilka chwil, potem opuszczał głowę, unosił do ust butelkę i pociągał z niej drobny łyk ciepławej wódki. Trzymał go jak najdłużej na języku, przełykając dopiero wtedy, gdy zmuszał go do tego nadmiar śliny w podrażnionych ustach. Nawet w takiej chwili, popijając i wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, nie przestawał być sobą – odpowiedzialnym, myślącym o wszystkim kierownikiem karawany. Potrzebował alkoholu, potrzebował rozpaczliwie tej chwili oczyszczenia, jaką on dawał, ale z drugiej strony pamiętał doskonale, że jutro muszą ruszyć zaraz po porannej transmisji i że w żadnym wypadku nie wolno mu pozwolić sobie na jakiekolwiek objawy kaca. Chłeptał więc wódkę najmniejszymi porcjami, jak kot zlizujący z talerza mleko, aby osiągnąć potrzebny efekt minimalną ilością. I to się udawało. Okruchy gwiazd poruszyły się już w swej odwiecznej stałości i zaczynały krążyć wokół niego.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czerwone dywany, Odmierzony krok»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czerwone dywany, Odmierzony krok» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czerwone dywany, Odmierzony krok» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.