A Corbenic to nie relikt przeszłości, przeciwnie, to ziarno przyszłości. Budujemy coś wielkiego, czego jeszcze nie było w dziejach świata. Czegoś takiego nie można zbudować bez wielkiej idei. Musisz przyznać, że sprawy zaszły za daleko i jeżeli choć trochę zależy nam na przyszłości, musimy dyskretnie pokierować ludźmi. Dla ich własnego dobra.
Żelazny poruszył dłonią i pałacowy korytarz rozpłynął się. Pejzaż, który go zastąpił, przynajmniej nie pozostawiał wątpliwości, że jest kreacją graficzną komputerów. Znaleźli się w strzelistej katedrze, o ścianach zbudowanych z barwnego światła, pozwijanych w kształty niemożliwe w rzeczywistej przestrzeni. Robert znów stał się swoim błękitnym widmem, tak jak go standardowo wizualizował sterownik.
– To miejsce nazywamy Katedrą – rzekł Żelazny. -Pokazuję ci je z dwóch powodów. Po pierwsze, w Katedrze dzieją się rzeczy ważne. Tutaj możesz zostać wezwany przed oblicze Kolorowych i jeśli tak się stanie, to, co będą ci mieli do oznajmienia, będzie jedną z najbardziej istotnych rzeczy, jakie w życiu usłyszysz. Drugą przyczynę już ci ujawniłem na samym początku naszej rozmowy. Powiedziałem, że dzisiaj możesz zadawać pytania. Taki jest nasz rytuał: każdy, kto po raz pierwszy znajduje się w Corbenicu, zanim będzie musiał odpowiedzieć na jego pytanie, może najpierw zadawać swoje. A Katedra jest miejscem, w którym tkwią odpowiedzi na wszystkie pytania.
Zmieniłem swą postać – myślała gorączkowo jakaś cząstka jego mózgu. – A więc znowu jestem wizualizowany przez swój własny sterownik. Czy oznacza to również, że znowu zaczną działać makrodefmicje, podłączone pod poszczególne ruchy?
Podeszli do wykwitającej z wzorzystej posadzki kolumny, po której zdawały się bez ustanku przelewać plamy płynnego blasku.
– Dlaczego – rzekł Robert po chwili namysłu – akurat kataryniarze mają być tymi, którzy będą “dyskretnie kierować ludźmi”?
– Bo mogą to zrobić.
– Jak?
– Skutecznie. A co to znaczy działać skutecznie? To znaczy działać cudzymi rękami. – Zatrzymał się, uniósł żelazną dłoń ku górze, podkreślając wagę swych słów: -Posługiwanie się innymi, przyjacielu: królewska sztuka. Sprawić, aby miliony ludzi powtarzało z głęboką wiarą słowa, które im podpowiemy, i nie wiedziało wcale, że ktoś im je podpowiedział. Sprawić, aby dziesiątki, setki organizacji, w których skupia się ludzka aktywność, w sposób ukryty przed przytłaczającą większością ich członków przykładały się systematycznie do realizacji jednego, postawionego przez nas celu. Oto sztuka, którą wtajemniczeni rozwijali od lat, a która dzisiaj, na progu nowej ery, osiągnęła możliwości, o jakich nikomu dawniej się nie śniło. Ludzie, którzy panują nad armiami, ropą naftową czy telewizją satelitarną, nie rządzą już światem, choć ta wiedza jeszcze do nich nie dotarła i nigdy nie dotrze. Nadeszła era, w której światem będą rządzić ci, którzy panują nad przepływem informacji. A nad nimi właśnie będzie panował Corbenic.
Robert wahał się przez chwilę.
– Brzozowski – powiedział wreszcie. – Ty jesteś Brzozowskim, prawda?
– Nigdy nie dowiesz się, kim jestem. Nigdy nie będziesz wiedział, kto jest kim, z wyjątkiem tych, których Corbenic każe ci kontrolować. I nigdy nie odważysz się zapytać drugiego kataryniarza o Corbenic ani nawet zrobić do niego aluzji, bo to będzie oznaczało twój koniec.
Może nie? Wydawało mu się, że słyszał kiedyś niemal identyczne słowa właśnie od Brozowskiego, ale mógł to być przypadek.
– Tak czy owak – oznajmił Robert – mówisz bzdury. Ta nowa era, która nadchodzi, sprawi właśnie coś przeciwnego: że nikt nie będzie mógł nikogo kontrolować. Te czasy się skończyły. Nikt nie będzie już mógł robić ludziom prania mózgów przez telewizję, bo każdy wchodzi do Skorupy i sam wybiera sobie, co ma ochotę obejrzeć. Nikt nie będzie kontrolować mediów, bo każdy może bez specjalnych inwestycji puszczać po sieci serwisy, filmy i programy, i konkurować na równych prawach z wielkimi korporacjami. Dzięki Sieci świat po raz pierwszy od kilkuset lat zrobił się przyjazny dla indywidualistów. Nikomu nie da się zamknąć ust.
– Możesz mi wierzyć, że nikomu nie trzeba będzie zamykać ust. Każdy będzie mógł gadać, co będzie chciał. Ale zaręczam ci, że niektórych nikt nie będzie słuchał, a jeśli nawet usłyszy, nie będzie ich traktować poważnie. Popatrz!
Żelazny musnął dłonią kolumnę, przy której stali. Pełzające po niej plamy światła znieruchomiały na chwilę, potem zamigotały i wypełzły poza jej kontury, rozlewając się w kulisty obłok, wewnątrz którego kolejny ruch Żelaznego rozpalił projekcję. Wewnątrz zamglonej kuli zaczęły się jarzyć świetlne punkty i linie, układając się w znajomy Robertowi obraz Stref na mapie Polski i Europy Środkowej.
– Widziałeś to przecież, naprowadziłem cię na ten trop – powiedział Żelazny. – Więc jak możesz mi teraz mówić, że nie jesteśmy w stanie kontrolować tego, co się dzieje na świecie?
Naprowadziłem cię na ten trop, powtórzył w myślach.
– Teraz domyślam się, że podrzuciliście mi jakieś sfałszowane dane. Nie można zrobić czegoś takiego w absolutnej tajemnicy.
– Mylisz się. Dzisiaj znowu wszystko można zrobić i zachować w tajemnicy. Jak podejmuje się dziś decyzje? Zasięgając opinii systemów eksperckich. Nie można inaczej. Najlepsi specjaliści są przecież specjalistami tylko w swoich wąskich dziedzinach i trzeba komputerów, aby te ich specjalizacje zsumować. Zmień odpowiednio jedno pole w bazie wiedzy, a wszyscy, którzy korzystają z jej wsparcia, zaczną w jednej sprawie podejmować decyzje idące po twojej myśli. Spraw, aby pośród kilkudziesięciu milionów instrukcji każdego wchodzącego na rynek systemu operacyjnego i każdej aplikacji znalazła się jedna, niewinna linijka kodu, pozwalająca wtajemniczonym w dowolnej chwili otworzyć sobie tylne drzwi w programie, a będziesz mógł zawsze w dowolnej chwili zmodyfikować dowolne dane, w każdym punkcie sieci. To nawet nie jest trudne. Taka furtka, pozostawiona przez jednego z członków fabrycznego zespołu programistów jest nie do wykrycia. A przecież osiemdziesiąt procent oprogramowania na światowym rynku pochodzi w tej chwili od pięciu producentów.
Robert machinalnie zaczął się przechadzać w tę i z powrotem, brodząc w światłach posadzki.
– Rzecz w tym – odpowiedział Żelaznemu – że ludzie cholernie nie lubią, kiedy ktoś ich kontroluje. Bronią się. Obronią się i przed Corbenicem.
– Nikt nie może się bronić przed czymś, co dla niego nie istnieje.
– Prędzej czy później się o was dowiedzą.
– O nas? Mów jaśniej, o kim?
– O Corbenicu!
– Corbenic, Corbenic…? Podobno to jakieś miejsce w sieci, ale kto je widział, kto je znajdzie? A gdyby nawet, jak chcesz ludzi straszyć tym, że gdzieś tam w sieci istnieje jeszcze jeden mainframe?
– Nie chodzi o miejsce w sieci, chodzi o… O ten wasz układ.
– Nie ma żadnego układu. Nie ma żadnych nas. Nie nazywamy się tak ani owak, nie nazywamy się w ogóle, bo nas nie ma. Chciałbyś twierdzić coś innego? Biegać od jednego człowieka do drugiego i opowiadać mu o jakimś wszechświatowym spisku przyczajonym w cyberprzestrzeni? Powodzenia. Mogę ci nawet pomóc. Podrzucimy przywódcom obozu katolicko-patriotycznego taką myśl, żeby cię wsparli. Bądź co bądź zawsze mówili, że gnębi nas rozległy, perfidny spisek Żydów i masonów. Potwierdzisz ich wiarygodność, a oni twoją. Powodzenia, przyjacielu.
Ten jednostajny, brzękliwy i pozbawiony wyrazu głos mógł sam z siebie doprowadzić do furii. Robert zatrzymał się przed zatopioną w delikatnej poświacie projekcją, w ostatniej chwili powstrzymał się, żeby głośno nie westchnąć.
Читать дальше