Aleksander Abramow - Wszystko dozwolone
Здесь есть возможность читать онлайн «Aleksander Abramow - Wszystko dozwolone» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wszystko dozwolone
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wszystko dozwolone: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wszystko dozwolone»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wszystko dozwolone — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wszystko dozwolone», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Rozdział VI
Ocknął się w całkowicie przezroczystym pokoju, którego brzegi były ledwo zaznaczone. Matowy sufit osłaniał przed blaskiem słońca, a ścian w ogóle nie było widać. Wokoło, aż po horyzont, ciągnęło się sztucznie Wyhodowane albo specjalnie przystrzyżone pole – trawnik. Ani krzaczek, ani drzewko nie zakłócały jego harmonijnej jednobarwności, która sięgała do niebieskiego skraju nieba. Nic nie odwracało uwagi, nie rozpraszało, nie przeszkadzało. W tej żółtawozielonej próżni dobrze się myślało, kojarzyło. Nawet mebli nie było i leżeli obaj z Kapitanem po prostu na poduszce powietrznej w odległości trzech, czterech metrów jeden od drugiego, w tych samych ubraniach, z tym samym wyposażeniem, przy czym ani promienniki, ani granaty nie obciążyły sprężynującej przezroczystej błonki podwieszonej pod nimi, jak jakiś niewidzialny hamak. Bibl dotknął jej – rzeczywiście sprężynowała i uginała się jak napięta guma. Z daleka wydawało się, że Kapitan po prostu zawisł w powietrzu milczący i nieruchomy. Martwy? Bibl zaczął nadsłuchiwać. Równy oddech kolegi uspokoił go, śpi.
Bibl usiadł w swoim hamaku i hamak natychmiast przekształcił w fotel – dawały się nawet wyczuć bardziej twarde poręcze. Zerwał się i sprężystym, energicznym krokiem podszedł do Kapitana.
– Cudeńka, Kep – zawołał, trąciwszy śpiącego w ramię. – Niech się pan obudzi!
Kapitan otworzył oczy i błyskawicznie, jak cyrkowiec, stanął na równe nogi, gotów do obrony. Uczynił to instynktownie.
– Bibl? – zdziwił się nie wiadomo czemu. – Co się stało? Ach, tak! Przecież nas strącili.
Bibl natychmiast przypomniał sobie wszystko. Ich ostatni skok do „Portosa”. Kapitan pada. Czerwonoskórzy w niebieskich kąpielówkach spowici tłustym dymem granatu. Ciągnie Kapitana do pola ochronnego terenówki. Ukłucie. Wszystko znika. Ciemność.
– Najprawdopodobniej przeniesiono nas do tej kolby z błonki powietrznej. Jeżeli zrobili to ludożercy, to pewnie chcą nas podtuczyć. A może po prostu do zbadania, nie wiem.
– Jaka kolba? – nie zrozumiał Kapitan.
– Niech się pan lepiej rozejrzy.
Kapitan obejrzał niewidzialne ściany, zielone morze trawnika, spróbował nogą sprężynującej podłogi, podszedł do tego, co wydawało być ścianą, oparł się o nią pięścią – pięść weszła na ćwierć metra w cienką, jak w bańce mydlanej, zlewającą się z powietrzem błonkę i odskoczyła do tyłu.
– Nie puszcza – powiedział Kapitan. – A skąd płynie powietrze?
– Może jest gdzieś niewidzialne okienko albo wentylator – zasugerował Bibl.
Kapitan w milczeniu obszedł domniemaną przestrzeń „kolby”, wszędzie próbując wytrzymałości ścian i wszędzie ściana uginała się i znowu napinała.
– Dobrze nas zamknęli.
– Może pociągniemy promiennikiem? Wydaje się, że to odpowiedni moment.
– Nie sądzę. Lepiej poczekajmy. – Kapitan jeszcze raz rozejrzał się po przezroczystej klatce. – Rzeczywiście przypominało to laboratoryjną kolbę. Ciekawe, na czym spaliśmy? Na tych powietrznych poduszeczkach?
Łóżka, które stały się już fotelami, w dalszym ciągu były ledwo widoczne. Bibl nie omieszkał zauważyć:
– Dlaczego ignorują barwę? Gdyby fotele były, powiedzmy, niebieskie, ściany różowe, sufit zbielał, a podłoga…
Przerwał w pół zdania. Dosłownie oniemiał, zaskoczony; Ściany błyskawicznie nabrały różowego odcienia, wiszące w powietrzu fotele jakby wymalowano ultramaryną, a zacieniający sufit obłoczek stał się mleczno-biały. Tylko podłoga „nie domalowana” przez Bibla pozostała tym, czym była – przezroczystą, zieloną błonką.
– No, taaak – powiedział Kapitan.
Bibl usiadł w milczeniu w niebieskim fotelu bez nóżek, podskoczył na nim, pomacał, utonął w jego objęciach.
– Nie najgorzej. Ciekawe, jak to się dzieje?
– Zwyczajnie. Na szczupaka rozkazanie, niech się wola moja stanie. – Kapitan równie wygodnie usiadł naprzeciwko. – Tylko stołu brak.
I natychmiast pojawił się stolik. Szklistomatowy, prostokątny, ale bez nóżek, tak jak fotele. Po prostu w powietrzu przed nim zawisła deska.
– Skoro trafiliśmy do bajki, to należy zachowywać się jak w bajce – powiedział Kapitan. – Osobiście wypiłbym coś rozgrzewającego.
– Ja też.
Na stole, bezpośrednio z powietrza, zmaterializowały się dwa dziwne puchary z wklęśnięciami na palce, napełnione gęstym, różowawym płynem.
Bibl spróbował: smaczne. Wypili. I natychmiast myśli nabrały szczególnej precyzji, ruchy lekkości, a wzrok ostrości.
– Dobre! – zawołał Kapitan. – A może jeszcze sobie czegoś zażyczymy?
– Życzyłbym sobie zobaczyć czarodzieja. Nikt się nie zjawił.
– Może w ich słownictwie nie ma pojęcia „czarodziej”? – zauważył Kapitan. – Może powiemy tak: kogoś, spośród tych, którzy umieścili nas tutaj i wypełniają nasze życzenia.
– Jestem – odezwało się w ich umysłach.
Telepatyczne wezwanie dobiegło z drugiej strony i gdy obrócili się, zobaczyli smagłoskórego Hedończyka w granatowych kąpielówkach i siatkowej koszuli, o ile tę nicianą konstrukcję można by nazwać koszulą. Nici ściśle przylegały do ciała i niczym nie były połączone. Do czego służyły? Osłaniały od słońca i spiekoty? Przecież nie mogły ochronić ani przed wahaniami temperatury, ani przed promieniowaniem słonecznym.
– Mylicie się, tworzą cieniutką warstwę powietrzną o żądanej temperaturze. Teraz jest ona o wiele niższa od temperatury otaczającego powietrza.
– Ale wielu z was chodzi nago – powiedział Kapitan.
– Tylko dzieci.
Mówiący, a właściwie przekazujący swe myśli Hedończyk był równie młody, wysoki, atletycznie zbudowany i przystojny, jak jego współplemieńcy w samych kąpielówkach. Tylko oczy jego były bardziej myślące, a usta, jak się wydawało Biblowi, układały się jakby w uśmiechu.
– A ile ty masz lat? – zapytał.
– Trzy lata.
Nawet w myśli starając się nie okazać zdziwienia Bibl zadał jeszcze jedno pytanie:
– Kiedy u was stają się dorosłymi?
– Ja jestem już dorosły.
– Ale dzieci wyglądają u was tak samo.
– U nas wszystkie dzieci wyglądają tak samo.
– Starcy też?
– U nas nie ma starców.
– Nikt nie dożywa starości?
– U nas nie ma starości.
– Wszyscy umierają młodo?
– Nikt nie umiera.
– Na własne oczy widzieliśmy martwych.
– To nie martwi. To podlegający regeneracji.
– Ale przecież regeneracja to odrodzenie. Chcesz powiedzieć, że zwyciężyliście śmierć?
– Niczego nie zwyciężyliśmy. Mówię wyłącznie o przejściu z jednego stanu w drugi.
– Z jakiego?
– To jest podobne do snu. Świadomość śpi, a potem budzi się.
– Przeżyłeś to?
– Nie.
– Znasz kogoś, kto przeżył?
– Nie. Nikt z tych, którzy przeżyli, nie zachowuje starej pamięci. Regeneracja początkuje nowy cykl.
– Mętnie się tłumaczysz, braciszku – powiedział Kapitan.
– Nie rozumiem zwrotu.
– Przyjaciel, towarzysz, chłopak.
– Luka pojęciowa. Pierwszych dwu pojęć nie znam. Ostatnie oznacza młodzieńca. Ale ja już nie jestem młodzieńcem. Zakończyłem pełny krąg szkoły.
– A bywa niepełny?
– Oczywiście. „Błękitni” to pierwszy półkrąg, „granatowi” drugi. Łączenie następuje dopiero po zdaniu pierwszego testu.
– W ten sposób pogubimy się – Bibl powstrzymał Kapitana. – Już odbiegliśmy od głównej sprawy… Jak się nazywa wasza planeta? – zwrócił się do Hedończyka.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wszystko dozwolone»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wszystko dozwolone» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wszystko dozwolone» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.