Stanisław Lem - Człowiek z Marsa
Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Człowiek z Marsa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Człowiek z Marsa
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Człowiek z Marsa: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Człowiek z Marsa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Człowiek z Marsa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Człowiek z Marsa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Czy pan skończył? — zapytał profesor.
— Tak jest.
— Zatem proszę pana bardzo, żebyś się udał do Burke’a, który pana ubierze w nasz skafander, zejdzie pan do podziemi i spróbuje zmierzyć elektrometrem siłę promieniowania z kamery przez zamknięte drzwi. Tylko w ten sposób obliczy pan, jaki pancerz jest potrzebny, i to z pewnym procentem bezpieczeństwa. Proszę nie robić żadnych sztuk, nie wchodzić niepotrzebnie do kamery i żeby Burke cały czas siedział w korytarzu, przy windzie. Gdyby się coś stało, ma pan donieść. Czy pan mnie dobrze rozumie? Myślałem do dzisiaj, że panowie wszyscy dobrze umieją po angielsku, ale po przygodzie Mr Lindsaya nic już nie wiem.
Inżynier skłonił się, złożył papiery i wyszedł.
W drzwiach spotkał doktora, który wszedł szybko, przystąpił do profesora i powiedział coś do niego głosem tak przytłumionym, że nic nie mogłem zrozumieć. Profesor wytrzeszczył oczy, spojrzał na doktora, potem puknął się palcem w czoło i wzruszył ramionami. Doktor zdawał się go przekonywać, kreślił coś palcem na dłoni.
— On zwariował — wybuchnął wreszcie profesor. Doktor zdawał się nie przejmować:
— On jest taki normalny jak ja — powiedział. — Inna rzecz, że to mogła być halucynacja. — I, zwracając się do nas: — Proszę panów, inżynier Lindsay wrócił do przytomności i opowiedział mi, że chcąc zmierzyć siłę promieniowania przy drzwiach zamkniętych kamery, zabawił tam około pół godziny z elektrometrem. Okazało się teraz, że elektrometr był popsuty i nie wykazywał żadnego promieniowania, które jednak było aż nadto silne. Dowodem tego był fakt, że inżynier stracił przytomność. Leżał tam około piętnastu minut, ale widocznie w chwili, gdy mu się zrobiło niedobrze i upadł, począł pełzać w kierunku wyjścia korytarza, gdyż Burke znalazł go przy windzie.
Inżynier twierdzi, że około trzy na dziesiątą rano, to jest po kwadransie obserwacji elektrometru, który zresztą nawet nie drgnął, zauważył takie zjawisko: część drzwi stalowych, które zamykają kamerę, poczęła przeświecać, jakby rozgrzana do wiśniowego żaru. Przybliżył do nich rękę, ale temperatura była normalna. W kilka chwil potem ta część drzwi zniknęła zupełnie i ukazał się w powstałym otworze wyrostek, coś w rodzaju czarnego, lśniącego, tępo zakończonego kabla ołowianego. Sądził on, że jest to koniec wężownicy, jakie, zdaje się, służą Marsjaninowi za kończyny. Inżynier znajdował się jednak w takim stanie umysłowym, przypuszczalnie pod szkodliwym wpływem promieniowania, że nie zdziwił się wcale temu zjawisku, ale siedział tam dalej około dziesięciu minut, aż do utraty przytomności. Sądzę, że jeżeli zjawisko to, to jest zaniku miejscowego piętnastocentymetrowej płyty stalowej, nie miało nawet miejsca i jest tylko tworem zatrutej świadomości, to jednak wskazuje na część mechanizmu działania promieni wydzielanych przez Areanthropa: że one mianowicie powodują brak krytyczności sądu, przyczyniając się w sposób powolny i niezauważony do utraty świadomości, przed którą nie sposób się obronić.
Wszyscy milczeli długą chwilę, gdy doktor skończył mówić.
— Właściwie niczego to nie zmienia — zauważył profesor. — Mr Gedevani, pan jest tu u nas, i nie tylko u nas, najlepszym fachowcem od eksperymentalnej fizyki atomowej. Pracował pan przecież w Chicago cztery lata przy cyklotronach Lawrence’a, proszę o pańską opinię: czy możliwa jest taka, hm, dyfuzja jakiegoś ciała przez płytę stalową bez podwyższenia ciśnienia i temperatury? Proszę, niech pan to objaśni wyczerpująco.
Mały oliwkowy Gedevani wstał, milczał krótką chwilę, wreszcie wybuchnął:
— Panie profesorze, panowie! Jeżeli możliwe jest takie zjawisko, to wszystko jest możliwe… Teoretycznie, tak. Muszę powiedzieć, że teoretycznie, to jest według teorii prawdopodobieństwa, kamień nie musi spaść, woda na gazie zakipieć, jest tylko prawdopodobne, że to się… jak to się mówi?… że to się stanie. Ale w tym wypadku: nie. Sądzę, że jeżeli to zjawisko jest możliwe, to podstawa naszych wiadomości o materii i jej struktura zostaną wstrząśnięte.
— Kto wie, czy to się już nie stało… Być może, że ten przybysz zaburzy nam wszystkie nasze pojęcia — zauważył półgłosem doktor.
— Jeżeli nawet tak, to będzie musiał dać nam za to co innego, lepszego, doskonalszego — powiedział Gedevani.
— Odnośnie promieni — powiedział były współpracownik Lawrence’a — to ja myślę, że sprawa jest prosta. Jeżeli części maszyny wydzielają je, to w każdym razie jest taki pancerz, który je stłumi, nawet jeżeli ich natężenie emisyjne równe jest natężeniu ciała pod ciśnieniem szesnastu trylionów atmosfer i temperaturze dziesięciu milionów stopni… to jest gwiazd, które takie promieniowanie wysyłają.
— A grubość tego pancerza wynosi? — zapytał profesor.
— Około trzystu metrów warstwy ołowiowej.
Osłupienia, które zapanowało, nie da się po prostu opisać.
— Ależ my tu siedzimy jak na wulkanie — zawołał doktor. — Może myśmy już wszyscy zwariowali pod wpływem tych fal czy promieni, to jest śmieszne!
— Ja nie mówię, że takie natężenie jest, to jest maksimum, a przecież ta maszyna nie może wytwarzać takich ciśnień ani temperatur…
— A skąd pan wie?
— No, pan się mnie pyta, panie inżynierze. Przecież samo tylko ciśnienie promieniowania ciała o takiej temperatura kładzie wszystko w promieniu kilkanaście kilometrów… a u nas wszystko, chwała Bogu, stoi. — Zapukał zgiętym palcem w stół.
Profesor Widdletton nie mógł wytrzymać:
— Pan tu nie przyjechał, żeby w drewno pukać, kochany panie Gedevani — zauważył słodko. — Proszę, jakie są pańskie propozycje?
— Ja chcę wiedzieć, czego pan chce?
— Ależ to jasne, czyż nie? Ja chcę przeprowadzić eksperyment zaproponowany przez doktora.
— A on polega?
— Czy pan pamięć stracił? Będziemy działali atmosferą Marsa…
— Po co?
— Żeby maszyna wróciła do normy.
— A skąd pan wie, jak się ta norma objawia?
Od kilku chwil czułem wzmożone tętnienie krwi w głowie. Zauważyłem też, że wszystkim poczerwieniały lekko twarze — żyły nabrzmiały na czole.
Nagle dało się odczuć wstrząśnienie, jakaś szyba wypadła z brzękiem szkła na niższym piętrze — wszyscy zamilkli.
Wtem drzwi po prostu pękły i jakieś stworzenie oszalałe ze strachu, z pianą na ustach wpadło do biblioteki.
— Burke, co to jest? — zawołał profesor. — Czy pan się upił?
— Profesorze, ratunku! On tu idzie! On idzie tu! — zawołał szofer, którego twarz strach zmienił w popielatą maskę.
— Kto? Czy pan oszalał…
W tej chwili wbiegł do sali inżynier.
Z twarzy ciekła mu krew, cały był pokryty kurzem i tynkiem.
— Panowie, uwaga, on się wyrwał! — zawołał, dysząc ciężko.
— Co, gdzie, jak? — Wszyscy wstali, nie, raczej podskoczyli z krzeseł.
Zauważyłem jeszcze, że Mr Gedevani dopadł do okna, krzycząc coś — w tym momencie stalowy głos uderzył w chaos i zmienił go w momentalną ciszę.
— Tchórze!
To zawołał profesor. Mała jego postać jakby wyrosła, z błyszczącymi oczyma, pochylony stał za stołem, opierając się oń silnie.
— Proszę się w tej chwili uspokoić! Panie inżynierze, co się stało?
— Maszyna wyszła z kamery, nie wiem, w jaki sposób, byłem na dole, przy drzwiach elektrometr wykazał ogromnie silne promieniowanie, które podnosiło się w przerwach dwunastosekundowych. Wtedy poszedłem na parter, żeby zmierzyć, czy i jakie jest promieniowanie na stropie kamery; w tej chwili uczułem wstrząśnienie, które mnie rzuciło na ziemię, aparaty się rozbiły.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Człowiek z Marsa»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Człowiek z Marsa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Człowiek z Marsa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.