Stanisław Lem - Człowiek z Marsa

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Człowiek z Marsa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Człowiek z Marsa: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Człowiek z Marsa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Człowiek z Marsa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Człowiek z Marsa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Trzeci przedmiot stanowiła mała czarna kasetka. Doktor podniósł ją i ustawił między moimi oczami a światłem.

Kiedy oczy moje przyzwyczaiły się do względnej ciemności, zauważyłem, że chwilami ściana kasetki zaciemnia się, tworząc coś w rodzaju zielonawej fosforyzującej powierzchni, po której powoli chodzą jaśniejsze linie świetlne. Czasem zatrzymywały się na kilka chwil w bezruchu, czasem poruszały się ogromnie szybko.

— Co się tyczy tego — odezwał się inżynier — zdania są podzielone… Ja sądzę, że to jest rodzaj telewizora do porozumiewania się być może z Marsem, kolega Lindsay: że to jest odbiornik jakiegoś nieznanego lub zmodyfikowanego rodzaju energii. Przy czym nie jest wykluczone — dodał z uśmiechem — że jest to coś trzeciego, całkiem różnego w istocie od naszych przypuszczeń.

Ostatni przedmiot stanowiło małe cygaro, wykonane jakby z gumy czy też niezbyt twardej masy plastycznej, które mocno przypominało znany mi z fotografii bolid.

— To jest model pocisku? — powiedziałem, odczuwając pewnego rodzaju ulgę, że przecież goście z Marsa mają choćby jedną cechę wspólną z ludźmi: że lubują się w zmniejszeniach swoich produktów technicznych.

— Niestety, nie — powiedział doktor z ironicznym uśmiechem. — To tylko powłoka zewnętrzna. Panie inżynierze, może pan pokaże Mr McMoorowi, co jest w tym cygarku, bo mój palec — oglądnął troskliwie kciuk — jeszcze się nie zagoił.

Inżynier uśmiechnął się krzywo, ale wziął cygaro do ręki i włożył do szklanego akwarium, które stało na stoliku. Potem wyjął ze skrzynki ściennej długie kleszcze, przytrzymał cygaro i powoli nacisnął jego koniec.

Koniec ten otworzył się wtedy jak rybi pysk i wyskoczyło z niego coś czerwonego, niezbyt dużego, ale bardzo ruchliwego. Było to stworzenie wielkości orzecha włoskiego, które podskakiwało nieustannie jak piłka. Nad nim, w górze, zdawały się wisieć dwa ciemnobłękitne kolce.

— Oto okaz fauny, a może i flory marsowej — zauważył doktor Kennedy. — Kąsa to dość nieprzyjemnie, ale można znieść. — Podsunął mi pod nos kciuk ozdobiony brzydką, jakby wypaloną ranka. — Są to zwierzęta, zdaje się, zbliżone do naszych pajęczaków czy członkonogich (choć nie mają nóg), które jednak są, jak mi się wydaje, mądrzejsze od wszystkich owadów całej kuli ziemskiej razem wziętych…

— Po czym to poznać? I czemu pan jesteś tak pozytywnie uprzedzony do tych przybyszów? — spytałem. Niesłychana dziwaczność, wyższość i zarazem obcość wszystkich przedmiotów, wobec której mój zwykle tak sprawny mózg zawodził, zaczęła mnie złościć.

— Jest to całkiem proste… Przy dwudniowych doświadczeniach wykazały one pamięć, której by się nie powstydził pies z laboratorium odruchów warunkowych… przy znacznie szybszym działaniu. Niech pan zwróci uwagę na ich mechanizm poruszania się: one nie mają kończyn, ale posuwają się, podskakując dzięki skurczom spodniej strony brzucha…

Patrzyłem na ceglastoczerwone stworzenie, które skakało po dnie pustego akwarium, i zauważyłem, że jest prążkowane w jaśniejsze i ciemniejsze pasy, że posiada coś w rodzaju cienkich włosów, na których znajdują się kolce.

— Ależ to nie są wcale jego kończyny — zawołałem zdumiony.

Rzeczywiście, owe tak zwane kolce były to dwie szczęki pracowicie wypiłowane ze srebrzystobłękitnego metalu, posiadające niemal matematycznie obliczony system zazębienia. Trzymające owe szczęki wyrostki były spiralnie zwinięte.

— Niestety, pan ma rację: okazuje się, że owady na Marsie posługują się narzędziami — powiedział doktor. Schwycił zwierzę kleszczami, co mu się nie od razu udało, a inżynier przypatrywał się z niedowierzaniem, namawiając do większej ostrożności, i wsunął do futerału–cygara. Gdy sumienny inżynier chował wszystko do skrytki, doktor odezwał się:

— Niedobrze mi się robi, gdy patrzę na to. Gdybym nie był takim starym wariatem, noga moja nigdy by tu nie postała. Nie mówię o niebezpieczeństwie — wyprostował się lekko — mam Military Cross, ale te zwariowane rzeczy, no i ten nasz mechaniczny nieboszczyk wyprowadzają mnie z równowagi. I po co im lekarz? — dziwił się, prowadząc mnie na korytarz oświetlony jak zawsze, mimo dziennej pory, sztucznym światłem. — Czy nie uważa pan? Im trzeba zegarmistrza do tego Marsjanina, ha, ha, ha!

Inżynier zasunął wielki rygiel i zwrócił się ku nam.

— Niech pan się zbytnio nie przejmuje uwagami doktora — powiedział — ani jego pesymizmem: on sam nie bierze się na serio.

Weszliśmy na podest parteru — inżynier nacisnął guzik. Rozległ się cichy świst, drzwi odskoczyły i niewielkie, oświetlone przyćmionym światłem wnętrze windy rozwarło się przed nami. Spojrzałem na moich towarzyszy.

— Pójdziemy do biblioteki — powiedział doktor i ze spojrzeniem na zegarek: — Jest jedenasta, zaraz będzie narada wojenna.

W bibliotece było pusto, tak mi się przynajmniej w pierwszej chwili wydawało. Przy bocznym oknie stał jednak mężczyzna, z którym dotąd nie rozmawiałem. Był mały, krępy, nosił luźne ubranie skrojone z wielkim rozmachem, które zwisało na jego dość wypukłych kształtach, daremnie usiłując zamaskować ich krągłość. Twarz miał niemal oliwkową, włosy niebiesko — czarne, tylko oczy były zielone, jakby przesadzone z twarzy Norwega, gdyż świeciły podobnie jak lód w szczelinach gletcherów.

— O, jest pan Gedevani — doktor wydawał się zadowolony. — No, i co słychać nowego?

Pan Gedevani mówił nieszczególnym angielskim językiem.

— Doktor, pana wzywał profesor. Już trzy razy dzwonił na górę i dół. Niech pan już idzie do małej operacyjnej.

Doktor zaniemówił — ruchy stały się celowe, szybkie — lewą ręką chwycił się za wewnętrzną kieszeń. Sprawdził, czy ma przy sobie strzykawkę, i wybiegł z sali.

— Co się stało? — spytałem.

— Nie wiem. — Pan Gedevani bębnił palcami po stole. — Zdaje się, że nasz przyjaciel Lindsay chciał udowodnić Mr Frazerowi, że hm… że maszyna, to jest człowiek z Marsa, nie wydziela przez drzwi od kamera żadne promienie…

— I co się z nim stało?

— Burke znalazł go nieprzytomnego w windzie. Pewno uciekał stamtąd, czy ja wiem?

W tej chwili drzwi się otworzyły i jak mały ciemny gnom z siwą czupryną wpadł profesor. Po chwili za nim weszli wszyscy inni panowie oprócz doktora i Lindsaya. Profesor biegał po chodniku wzdłuż szaf bibliotecznych, tupał nogami, mruczał i rzucał spod okularów gniewne spojrzenia na mężczyzn, którzy powoli siadali na fotelach, zapalali papierosy i zdawali się oczekiwać, aż staruszkowi przejdzie złość.

— Powiedziałem tysiąc razy: żadnych doświadczeń na własną rękę! To musi się skończyć albo ja jutro wyjeżdżam. Czy jesteśmy dziećmi? — wybuchnął wreszcie profesor. — Sprawa jest aż nadto poważna i bez tego, by jeden wielki uczony z drugim z powodu ambicji albo dla ad hoc skonstruowanej teoryjki pchał łeb w to niebezp… — Urwał, wyjął z kieszeni kamizelki niemożliwie zmiętoszone cygaro, odgryzł koniec, zapalił i mówił całkiem innym tonem dalej: — Nasz przyjaciel Lindsay wyjdzie z tej historii, jak się zdaje, cało… Obecnie chciałbym wysłuchać propozycji i rezultatów pracy panów do dzisiaj… z tym, żeby, o ile to możliwe, starać się nie o tempo badań, ale o stworzenie warunków optymalnego bezpieczeństwa… nawiasem mówiąc, bardzo iluzorycznych. Proszę pana inżyniera Finka o zreferowanie strony technicznej.

Inżynier wstał i zaczął rozkładać na swoim stoliku notatki.

— Więc rzecz się ma tak… Maszyna znajduje się obecnie w kamerze pancernej, obłożonej, jak wiadomo panom, ołowiem na sześćdziesiąt centymetrów grubości, sądziliśmy, a okazało się to niedopuszczalne: sądzić według rezultatów promieni, wytwarzanych w naszych laboratoriach, że pół metra ołowiu jest stuprocentowym zabezpieczeniem od każdej energii falowej. Nieszczęśliwy wypadek z kolegą Lindsayem wykazał nam, że promienie te przenikają przez nasz pancerz jak przez kartkę papieru. Tym samym doświadczenie ze świnkami okazało się całkowicie bezprzedmiotowe. Celem naszym jest poddanie maszyny działaniu pewnej zmienionej atmosfery w całości: jako że próby demontażu zakończyły się nieszczęśliwie, a propozycja zatrucia całkowitego części żywej została odrzucona, jako mogąca ten rodzaj plazmy, jak sądził doktor, zniszczyć. Ażeby wykonać ten projekt, proponuję co następuje: po pierwsze, sporządzić rurę ołowianą o ścianie grubości dwu metrów. Do tej rury włoży się maszynę i zamknie z dwu stron odpowiednimi płytami. Po drugie, do rury zamontuje się od środka aparat telewizyjny, który umożliwi nam obserwowanie z pewnej odległości tego, co się w niej będzie działo. Sądzę, że moja metoda daje maksimum bezpieczeństwa.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Człowiek z Marsa»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Człowiek z Marsa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Stanisław Lem - Podróż dwudziesta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż dwunasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż jedenasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż ósma
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Fiasko
Stanisław Lem
Stanisław Lem - K Mrakům Magellanovým
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Planeta Eden
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Příběhy pilota Pirxe
Stanisław Lem
Отзывы о книге «Człowiek z Marsa»

Обсуждение, отзывы о книге «Człowiek z Marsa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x