• Пожаловаться

Stanisław Lem: Człowiek z Marsa

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem: Człowiek z Marsa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Фантастика и фэнтези / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

libcat.ru: книга без обложки

Człowiek z Marsa: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Człowiek z Marsa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Stanisław Lem: другие книги автора


Кто написал Człowiek z Marsa? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Człowiek z Marsa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Człowiek z Marsa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Doprawdy, nie mogłem tego jeszcze strawić… zresztą widziałem go tylko chwilę.

— Ja wiem, ja wiem… tam siedzieć i tak niezdrowo… — zauważył cicho profesor, nie patrząc na mnie.

— Nie wiemy jeszcze, w jaki sposób to działa, zdaje mi się, że jest to rodzaj promieniowania, niektóre ciała świecą w bliskości aparatu, poza tym w czasie wydobywania go z pocisku…

Patrzyłem uważnie. Profesor jakby się trochę skurczył i drgnął.

— Zostawmy to zresztą… Jeszcze pan o tym usłyszy.

— Podniósł głowę, nagle: — Wiedz pan, że gra nasza jest bardzo niebezpieczna, ten aparat czy zwierzę, czy też zwierzę zamknięte w aparacie, nie orientujemy się jeszcze, posiada różne dziwne właściwości i może nam zgotować niejedną niespodziankę.

— Czemu panowie nie spróbujecie rozebrać go na części? — wyrwałem się.

Obaj mężczyźni skrzywili się.

— Niestety, takie próby były… — I nie patrząc na mnie:

— Musi pan wiedzieć, że było nas sześciu… a teraz jest tylko pięciu. Nie jest to takie proste.

— Teraz wie pan już prawie tyle co my — powiedział cicho Frazer. — Czy pan się zgadza na warunki, jakie postawimy, to jest zupełna swoboda, traktowanie jak towarzysza pracy i słowo, że nie spróbuje pan ucieczki?

— Jakże to, ucieczki, moi panowie? — powiedziałem.

— Czy nie wolno mi będzie stąd wychodzić?

Obaj mężczyźni uśmiechnęli się.

— Oczywiście, że nie — powiedział Frazer. — Chyba pan nie sądził…?

— W takim razie zgadzam się… ale żadnego słowa nie daję — powiedziałem. — Słowo, moi panowie, którzy tego może nie zrozumiecie, byłoby dla mnie przeszkodą nie do pokonania. Nie są takimi wasze mury. Mogę tu zostać na takich prawach, jakie stosujecie do siebie nawzajem.

I wstałem.

Profesor uśmiechnął się. Wyjął z kieszeni pękaty złoty zegarek i spojrzał:

— Trzy na drugą… Sądzę, że na dzisiaj przeżył pan już dość, życzę dobrej nocy.

I opuścił głowę nad swoimi papierami. Nie widział nas już ani nie uważał, wypisując długie kolumny cyfr.

Frazer wziął mnie za rękę — wyszliśmy na korytarz.

Światło lamp jakby nieco zbladło. Uczułem chłód w piersiach i ogromne znużenie.

II

Zbudziło mnie silne, jasne światło słoneczne. Ze zdziwieniem przeciągnąłem się — uczułem miękkość łóżka — podskoczyłem szybko na posłaniu i spojrzałem. Wielki jasny pokój pełen był blasku. Oknami wlewało się słońce i pierwszym moim uczuciem było, że miałem jakiś dziwny, głupi sen, ale w następnej chwili wzrok mój padł na drzwi bez klamki i wszystko sobie przypomniałem. Wstałem pospiesznie, podszedłem do okna i wyjrzałem. Pode mną rozlewało swoje fale wielkie ciemne jezioro, którego brzegi tonęły we mgle porannej. Jak daleko okiem sięgnąć — tylko woda. Patrzyłem na gładką, z lekka pomarszczoną czarno–zieloną taflę z wysokości co najmniej trzech pięter. Rozejrzałem się po pokoju. Ubranie moje znikło — na krześle leżał ciemnopopielaty garnitur w szkocką kratę. Mimo woli uśmiechnąłem się — troskliwych miałem gospodarzy. Nagle zauważyłem małe drzwi w ścianie pokoju, pokryte malowidłem. Otwarłem je — zalśniła bielą kafli i niklem mała wytworna łazienka.

W następnej chwili stałem już pod huczącym, gorącym tuszem i rozkoszowałem się pianą drogiego, wonnego mydła, bez którego tak długo musiałem się obywać. Właśnie skończyłem się ubierać, gdy rozległo się lekkie pukanie i do pokoju wszedł Mr Frazer. — Aha! Ranny ptaszek z pana, to dobrze.

Był jakby wypoczęty, uśmiechnięty i wydawał się co do mnie zupełnie przekonany. Wziął mnie pod ramię i pociągnął za sobą.

— Proszę na śniadanie. — I dodał objaśniająco: — Jemy je zawsze wspólnie. Usłyszy pan też dosyć ciekawego, przyjechał inżynier Lindsay z Oregonu.

Zjechaliśmy piętro niżej. Sala, do której wszedłem, mogła istnieć w każdym starym zamku angielskim. Olbrzymi kominek, długi wąski stół obstawiony wysokimi krzesłami o rzeźbionych w mahoniu oparciach, srebro i porcelana, zastawy, herby na ścianach — zaiste, ludzie, u których przebywałem, umieli sobie urządzić życie nawet w najdziwniejszych warunkach.

Przy stole siedzieli już wszyscy znani mi mężczyźni, a także przybysz nowy, barczysty i pleczysty, o mocnej kościstej twarzy opalonej na kolor brązu. Przedstawił mi się jako inżynier Lindsay. Gdy zająłem miejsce, znany mi już pomocnik szofera wszedł i zaczął podawać kawę i herbatę. Spojrzałem na niego z boku — ciekaw byłem, jak czuje się po naszym wczorajszym starciu.

Wyglądało jednak na to, że ma się dobrze, tylko jabłko Adama mocno było spuchnięte, a także spojrzenie, jakim mnie obrzucił, nie wydawało mi się specjalne przyjazne. Nie mogłem wszakże zwracać na niego uwagi, gdyż przy stole toczyła się rozmowa, którą przerwało moje wejście.

Profesor, który siedział przy końcu stołu i maczał małe kawałki bułki w przechylonej filiżance kawy, zwrócił się do mnie. Gdy mówił, okulary poruszały mu się na przykrótkim nosie.

— Mr McMoor, zazwyczaj przy śniadaniu rekapitulujemy wszystkie zaszłe w dniu poprzednim zdarzenia. Otóż wczoraj oczekiwaliśmy przybycia pana inżyniera, który przywiózł nam potrzebne do dalszych doświadczeń materiały, to znaczy pancerze z ołowiu i azbestu. Chodzi bowiem o to, że maszyna, Areanthropos, wydziela pewnego rodzaju energię, jak się zdaje, promienistą, która na nasze tkanki posiada nader zgubne działanie. Z wystawionych na promieniowanie świnek morskich po dwu godzinach nie żyła ani jedna. Trzeba panu wiedzieć, że działanie to, jak suponujemy, jest osłabione, gdyż aparat nie znajduje się według wszelkiego prawdopodobieństwa w stanie normalnym.

— Jest to właściwie nasze przypuszczenie — odezwał się Frazer. — Chodzi o to, że resztki atmosfery, jakie znajdowały się w pocisku, będące prawdopodobnie w pewnym stopniu odpowiednikiem atmosfery Marsa, były nader bogate w dwutlenek węgla i inne gazy obce naszemu powietrzu ziemskiemu. Sądzimy przeto, że organizm, to jest organiczna substancja, która kieruje działalnością mechanizmu, została przez nieodpowiedni skład naszej atmosfery zatruta.

— A może stan, w jakim się teraz maszyna znajduje, jest jej stanem normalnym? — spytałem. — Przecież nie wiadomo, jak się takie stworzenie powinno zachowywać… Nie powinniśmy, sądzę, używać porównań… to znaczy starać się twór ten zbytnio uczłowieczyć.

Wszyscy patrzyli na mnie badawczo.

— Przepraszam, może powiedziałem jakieś głupstwo? Proszę mi wybaczyć, to były słowa laika.

— I my jesteśmy laikami w tym zagadnieniu — odparł profesor, który już załatwił się z drugą porcją kawy i teraz kręcił kulki z chleba — a pańskie zdanie jest nader słuszne. Niestety, reakcja maszyny w chwili otwarcia pocisku była tego rodzaju…

— Czy mogę się dowiedzieć, co się właściwie stało? — spytałem. — Tyle już słyszałem niedomówień, że pałam ciekawością…

— Ma pan słuszność — to mówił siwawy, smukły mężczyzna nazwany doktorem. — W chwili gdy za pomocą palników tlenowych przecięto czubek rozgrzanego cygara stalowego, jakie stanowił pocisk z Marsa, ukazała się w otworze, po odpadnięciu średniej części, taka metalowa wężownica, którą pan prawdopodobnie zauważył, jeśli się pan przyjrzał temu dokładniej…

Skinąłem głową.

— Wężownica ta dotknęła być może jednego z naszych robotników, nie dało się tego dokładnie stwierdzić, przy czym wykonywała nader gwałtowne, jakby drgawkowe ruchy. Potem ukazał się kadłub, który wywalił się na ziemię z wysokości kilku metrów i znieruchomiał. Tę nieruchomość zachował do dziś, to jest z górą tydzień.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Człowiek z Marsa»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Człowiek z Marsa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Edgar Burroughs: Księżniczka Marsa
Księżniczka Marsa
Edgar Burroughs
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
Frederik Pohl: Człowiek plus
Człowiek plus
Frederik Pohl
Отзывы о книге «Człowiek z Marsa»

Обсуждение, отзывы о книге «Człowiek z Marsa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.