• Пожаловаться

Stanisław Lem: Człowiek z Marsa

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem: Człowiek z Marsa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Фантастика и фэнтези / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

libcat.ru: книга без обложки

Człowiek z Marsa: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Człowiek z Marsa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Stanisław Lem: другие книги автора


Кто написал Człowiek z Marsa? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Człowiek z Marsa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Człowiek z Marsa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Powoli coś mi się rozjaśniło. Jedno wiedziałem już: to nie byli wariaci. Nie, to ja byłem przeklętym, starym wariatem, który wlazł w jakąś ogromną, paskudną historię.

— Mój panie — zacząłem, ale jowialny ton zdawał się być mocno nie na miejscu, nadrabiałem jednak miną i brnąłem — jestem, to znaczy byłem reporterem „Chicago World”… Z pewnych względów zostałem zwolniony z pracy dwa miesiące temu… Szukając pracy, przybyłem do Nowego Jorku. Jestem tu już kilka tygodni, ale niczego nie znalazłem, a sposób, w jaki się tu dostałem, był, zapewniam pana, czysto przypadkowy. Wszak każdemu wolno mieć „New York Timesa”?

— I odpowiadać na pytanie o dzień tygodnia, że jest piątek, w środę… Czy tak?

Na słowa te, wypowiedziane po raz pierwszy przez wysokiego, chudego mężczyznę w binoklach, zwróciłem się ku niemu i zarazem zauważyłem, że drzwi były zamknięte. W ich framudze stał kierowca auta o twarzy masywnej, kamiennej, bez wyrazu i zapełniał sobą całe wyjście w sposób dokładny, ale dla mnie zgoła niepożądany. Zrozumiałem, że mi nie wierzą.

— Panowie — zacząłem — jest to głupi zbieg okoliczności… Proszę, dajcie mi odejść… Nic przecież nie wiem, nic nie rozumiem, nie wiem nawet, gdzie się obecnie znajduję.

— Pan się, zdaje, nie orientuje — powiedział powoli mężczyzna o błyszczącej, bladej twarzy. — Pan nie może stąd odejść.

— Teraz nie? A kiedy?

— Nigdy.

Kiedy to słowo padło, jakby coś zelżało. Wszystko było już teraz jasne — tamci czterej powoli, nie spiesząc się, siedli, zapalali papierosy nad małą lampką oliwną, a ja patrzyłem. Patrzyłem ze szczególną zachłannością na ich ruchy, na oświetlony jaskrawo pokój, na twarz stojącego przede mną człowieka, który wydawał na mnie wyrok. Powinienem chyba coś mówić? — myślałem — prosić, przekonywać, szczegółowo tłumaczyć? Objaśniać? Ale kiedy spojrzałem w te oczy wyblakłoniebieskie, jakby dalekie, zrozumiałem, że każde słowo jest zbyteczne.

— Nie rozumiem nic — powiedziałem, prostując się. Byłem zmęczony i głodny. — Nie wiem, za co mam zginąć. Ani po co. Ale nawet ludożercy karmią swoje ofiary… Proszę, ja jestem głodny. — Po czym przystąpiłem do stołu, wyjąłem z kasety papierosa i zapaliłem nad płomieniem lampki.

W tej chwili zauważyłem, że mężczyźni spojrzeli na siebie, potem — nad moją głową — na tego, który ze mną mówił, jakby na ich przywódcę, i znowu zamarli w bezruchu. Prezes spojrzał na mnie. Wytrzymałem ten wzrok obojętnie. Drzwi były zamknięte masą cielska, które zatykało dostęp do klamki, szacowałem je na dwieście funtów — byłem niewyspany, zmęczony, głodny — walka była daremna.

— Proszę dać mu jeść — powiedział blady mężczyzna — i zaopiekować się nim. Ale dobrze!

To słowo skurczyło potężne plecy kierowcy. W milczeniu otworzył drzwi i dał mi znak.

— Dobrej nocy, panowie — powiedziałem i skierowałem się za nim.

Drzwi trzasnęły, wszedłem w półmrok korytarza.

W tej chwili chwyciły mnie za ręce dwie silne dłonie, rozległ się trzask i poczułem na przegubach zimne żelazo kajdanek.

— Tak się obchodzicie z gośćmi? — spytałem, nie podnosząc głosu.

Szofer i jego niewidoczny w mroku pomocnik, który mnie skuł, nie wydawali się rozmowni. Jeden z nich dokładnie obmacał mi kieszenie, i nie znalazłszy w nich nic podejrzanego, popchnął mnie lekko.

Zrozumiałem to jako zaproszenie na kolację. Szliśmy w egipskich ciemnościach dobrą minutę, nagle mój przewodnik stanął tak szybko, że omal nie wpadłem na wyrosłą znienacka, niewidzialną dotąd ścianę. Rozległ się głuchy szczęk i otwarły się drzwi — prostokąt światła.

Nowe to lokum było podobne do skarbca bankowego, albo raczej do wyobrażenia o skarbcu, jakie mają pilni czytelnicy powieści kryminalnych. Ogromne stalowe drzwi zatrzasnęły się za mną i moim przewodnikiem, zapadając potężnymi pazurami rygli w otwory framugi. Pokój był jaskrawo oświetlony nie osłoniętą, silną żarówką. Ściany tworzyły regularne szeregi stalowych drzwiczek o masywnych rękojeściach i licznych zamkach. Jedynymi sprzętami były stojące na betonowej podłodze dwa niziutkie krzesła, trójnożny taboret i mały stolik. Dziwnym było, że wszystkie przedmioty są ze stali. Zauważyłem to, dopiero gdy szofer przysunął mi nogą taboret: wydał on charakterystyczny dźwięk.

Siadłem, szofer podszedł do stolika, podniósł blat i wyjął z tak odkrytej szuflady kilka puszek konserw i długi biały chleb. Potem wyjął z kieszeni potężny scyzoryk, wyszukał odpowiednie ostrze, otworzył jedną puszkę, potem tymże scyzorykiem ukroił chleba, wreszcie począł znowu szukać po kieszeniach, aż wydostał na światło kluczyk do moich kajdanek — właśnie wtedy, gdy myślałem, że będzie mnie karmił skrępowanego. Potem usiadł naprzeciw mnie, wpatrując się w moją dość jednostajną czynność. Kontemplacja trwała dopóty, aż się puszka opróżniła. Obejrzałem następną — były to homary (bardzo lubię homary) — i wyciągnąłem rękę: scyzoryk. Szofer rozciągnął nieco swą brązową masywną twarz, co miało być uśmiechem, kiwnął przecząco głową, wyjął scyzoryk i sam otworzył puszkę. Boi się mnie! — pomyślałem z zadowoleniem, gdyż ważył na pewno dwa razy więcej ode mnie. Kiedy puszka była pusta i osuszona skórką od chleba, spytałem:

— Prohibicja?

Szofer znowu rozciągnął usta, teraz nieco szerzej, podniósł blat stolika i wyjął flaszkę doskonałego koniaku. Sądziłem, że przypije do mnie, ale on tylko ją odkorkował i postawił przede mną kubek od jaj, którym jednak pogardziłem. Obfita porcja koniaku rozjaśniła mi maszynerię mózgową: wydawało mi się, że znalazłem się w nader wesołym położeniu i chciałem właśnie spytać o jakieś możliwości spania w tym kiepskim hotelu, gdy nad moją głową rozległo się niskie, krótkie buczenie, które powtórzyło się trzy razy. Szofer drgnął lekko, wyjął kajdanki i powiedział:

— Pójdziemy.

Zawahałem się — on cofnął się o krok i dotknął kieszeni spodni, która była podejrzanie wypchana.

— Nec Hercules — powiedziałem głośno, uśmiechnąłem się i podałem ręce. On też się uśmiechnął, choć trochę krzywo, otworzył drzwi i wpadliśmy w panującą po ich drugiej stronie czarną zupę.

Teraz szliśmy gdzie indziej, gdyż w pewnej chwili ujął mnie za ramię i szarpnął. Bardzo się to przydało, inaczej rozciągnąłbym się jak długi na schodach. Szliśmy nimi do góry, ujrzałem niebawem bladoniebieskawe światło, które stawało się coraz silniejsze, aż wstąpiliśmy przez podest na szeroki korytarz bez żadnych okien, o ścianach oświetlonych wpuszczonymi w mur kwadratowymi matowymi lampami. Korytarz kończył się drzwiami, tak dużymi jak cała zamykająca go ściana. Gdy doszliśmy tych drzwi, szofer popchnął mnie naprzód — same się otworzyły i same za nami (czy też za mną) zamknęły.

Znalazłem się jakby w olbrzymiej bibliotece — takie było moje pierwsze wrażenie. Ściany pod sufit wypełniały półki pełne książek. Pod nimi stały drabinki, stoliki z lampami, fotele, w środku — mały okrągły stół, przy którym siedzieli znani mi już mężczyźni. Jeden z nich, ten, który tylko raz się do mnie odezwał, wysoki i szczupły, o siwych skroniach, błysnął ku mnie szkłami binokli. Podszedłem bliżej.

— Mówiliśmy właśnie o panu — powiedział wreszcie) ten człowiek powoli i dość cicho. Mówił tak, jakby był bardzo zmęczony Ukłoniłem się lekko i czekałem. — Chcemy panu wierzyć… Badanie wykazało, że według wszelkiego prawdopodobieństwa mówił pan prawdę…

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Człowiek z Marsa»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Człowiek z Marsa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Edgar Burroughs: Księżniczka Marsa
Księżniczka Marsa
Edgar Burroughs
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
Frederik Pohl: Człowiek plus
Człowiek plus
Frederik Pohl
Отзывы о книге «Człowiek z Marsa»

Обсуждение, отзывы о книге «Człowiek z Marsa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.