Stanisław Lem - Człowiek z Marsa

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Człowiek z Marsa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Człowiek z Marsa: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Człowiek z Marsa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Człowiek z Marsa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Człowiek z Marsa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— I cóż w tym takiego dziwnego? — powiedziałem.

— A to, że robotnik, który pracował przy palniku acetylenowym, zmarł jeszcze tego samego dnia. Z oznakami udaru mózgowego… a obdukcja nie wykazała żadnych zmian prócz lekkiego przekrwienia mózgu…

— Więc panowie przypuszczacie?

— My nic nie przypuszczamy, młody człowieku, pamięta pan, co powiedział Newton? Hypothesas non fingo, powiedział stary Newton… Tak, tak, my tylko badamy, nie stawiamy żadnych hipotez… Otóż faktem jest, że bliskość maszyny może wywołać pewne przykre konsekwencje z utratą życia włącznie, o tym trzeba pamiętać.

Potem zwrócił się rzeczowym tonem do Frazera:

— Panie kolego, czy przygotował pan na dzisiaj wszystko?

— Tak jest, panie profesorze, o dziewiątej przeniesie się Areanthropa za pomocą dostarczonych dźwigników do małej sali montażowej, gdzie umieścimy go w zbiorniku wypełnionym mieszaniną gazów według receptury doktora i będziemy starali się przez obniżenie ciśnienia aż do marsowego doprowadzić go do remisji… O ile nie ma żadnych uszkodzeń w jego mechanizmie, sądzę, że powinno się to udać.

— A jak się mają świnki w osłonie ołowiowej, umieszczone w kamerze?

Frazer zmieszał się.

— Jeszcze nie widziałem… Nie wiem… bo włożyliśmy je dopiero o piątej rano.

Różowa twarz profesora poczerwieniała.

— Jeżeli wszyscy będziemy tak pracować jak pan, panie Frazer, to Marsjanin ucieknie nam przez okno i ani go złapiemy. Dobre sobie! Nie widziałem… nie wiem… — mruczał stary choleryk, rozrzucając kulki chlebowe po całym stole. Frazer wstał szybko i podszedł do niszy w ścianie. Usłyszałem brzęk słuchawki — był to wewnętrzny telefon.

Po krótkiej chwili Frazer wrócił na swoje miejsce. Usiadł powoli i popatrzył w oczy profesorowi. Ten poprawił się na krześle, otworzył usta i czekał.

— No!?

— Wszystkie świnki zdechły — powiedział głucho Frazer. — Teraz są dwie możliwości: albo doza jest nieszkodliwa dla człowieka, ale jeszcze zabija opancerzone ołowiem świnki, albo…

— Albo tereferekuku — powiedział niegrzecznie profesor. — Musimy się wstrzymać do wieczora, jeżeli chcemy się widzieć w komplecie przy kolacji… Proszę wzmocnić pancerz do maksimum. Ile jest płyt ołowianych?

— Jest trzydzieści sześć płyt po osiem centymetrów grubości — powiedział barczysty inżynier.

— No to damy pięćdziesiąt sześć centymetrów ołowiu zamiast dwunastu…

— A jeżeli to nie jest zwykłe promieniowanie liniowe i trzeba otoczyć całą świnkę pancerzem, ze wszystkich stron? — spytał doktor.

— Pan sądzi, że na Marsie obowiązują inne prawa fizyczne? — powiedział z przekąsem Frazer.

— A pan myśli, że pan je już wszystkie zna? — poparł doktora profesor. — Jak byłem w pańskim wieku, to także mi się zdawało, że już wiem wszystko… Ja myślę, że doktor ma rację. Proszę zrobić pancerz w kształcie walca i dać filtry do oddychania. Albo nie: lepiej zamknąć hermetycznie, a do środka dać balon z tlenem. Proszę to zaraz zrobić i włożyć do kamery z Marsjaninem.

Wszyscy powoli wstawali od stołu, profesor schwycił Frazera za rękę, przyciągnął do okna i począł mu coś tłumaczyć, rysując palcem na szybie.

Doktor zbliżył się do mnie.

— Jak się panu podoba nasz profesor? — zagadnął mnie, pocierając palcami cienki, długi nos. — Zrzęda, co? Ale powiadam panu: głowa! — I puknął się palcem w czoło. — Ale wie pan co? Namówię inżyniera Finka, żeby nam pokazał to wszystko, co wyjęto z pocisku… Ciekawa to rzecz, choć już raz widziałem, bo trzeba panu wiedzieć, że profesor trzyma wszystko pod kluczem.

Doktor skinął na inżyniera, siwego bruneta o jasnoniebieskich oczach i smagłej twarzy i wyszliśmy na korytarz.

— Wybaczcie, panowie, ale wasza praca doprawdy nic nie ma w sobie, o ile widzę i wiem, niewłaściwego, więc po co te tajemnice? I te dziwne hasła, sposoby umawiania się… Czy inżynier Lindsay nie mógł wprost przyjechać tutaj? Ja bym może nie stał się uczestnikiem tak niesłychanie ciekawych badań, ale…

— Bo pańscy koledzy po fachu żyć nam nie dają — przerwał impulsywny doktor. — Bo park musi być otoczony drutem kolczastym i psami. Bo już wywąchali, nie wiem tylko jak, że profesor Widdletton ma coś wspólnego ze spadłym meteorytem… Na szczęście mają głowy napchane Japonią, ale gdyby dowiedzieli się, że tutaj siedzi sława współczesnej astrofizyki razem z wybitnymi fachowcami fizyki atomowej, że mamy takiego inżyniera konstruktora jak Mr Fink i elektryka jak Lindsay, zdobyliśmy go, trzeba panu wiedzieć, dopiero trzy dni temu, to zapewniam pana, że te wszystkie mury i woda, i psy niewiele by nam pomogły.

Rozmawiając, doszliśmy do laboratorium. Była to wielka sala z oszklonym częściowo stropem, urządzona w sposób najnowszy. W powietrzu warczały śmigi wielkich wentylatorów, wszędzie błyszczało szkło stojących w rzędach aparatur, ze ścian błyskały tęczami barw zawarte w butlach odczynniki chemiczne. Tu i ówdzie syczał palnik gazowy, ogrzewając jakieś aparaty. W drugiej części sali stoły były zastawione przyrządami optycznymi i złożonymi mechanizmami, jakby zegarowymi, których przeznaczenie było mi nie znane. Przeszliśmy przez tę salę i w następnej ubikacji ujrzałem rozwieszone na ścianach kolorowe zdjęcia przedstawiające okolicę, w której spadł meteor.

Przyznaję ze skruchą, że oglądałem je nader pobieżnie. Także zdjęcia samego pocisku, cygara z tępym końcem, niezbyt mnie zaciekawiły. Moi towarzysze zauważyli to.

— Widzę, że pan chce oglądnąć, co najważniejsze — zauważył doktor. — Pójdziemy tedy na dół.

Zjechaliśmy windą na parter, potem zeszliśmy schodami do znanego mi podziemnego korytarza. Jakież było moje zdziwienie, gdy po krótkiej drodze znalazłem się w dobrze znanej mi stalowej kwaterze, w której jadłem kolację w towarzystwie mruka szofera.

— Pan zna ten pokoik, widzę? — zwrócił się do mnie jowialny doktor. Uśmiechnąłem się, a inżynier nastawiał tymczasem wałki literowe poszczególnych sejfów i po chwili szczęk oznajmił nam, że drzwi są otwarte.

Inżynier wyjął z ciemnej głębi kilka przedmiotów i położył na stoliku.

— Co to jest? — spytałem, wskazując na walec z palladu, który na stronie pobocznicy posiadał coś w rodzaju guzika czy klawisza.

— To jest, zdaje się, przyrząd do pisania, czy też do uwieczniania myśli. Tam w środku jest taki proszek, coś w rodzaju opiłków niemetalicznych jakiejś substancji organicznej… Walec ten posiada nader dowcipne urządzenie, które wytwarza zmienne pole elektryczne, przenoszące się na proszek… Zmiany zostają tak utrwalone, że proszek wysypany na papier…

— Ach, wiem już — przerwałem — widziałem to wczoraj, ale jak to jest możliwe?

— Tego jeszcze nie wiemy, tę odpowiedź będzie pan musiał słyszeć często, na razie — zauważył doktor.

Drugim przedmiotem był trójkąt ze srebrzystego metalu, który posiadał trzy przecinające się wysokości. Wszystko było sporządzone jakby z grubego drutu.

— Cóż to jest?

— Weź pan to do ręki…

Chciałem to uczynić, ale ten przedmiot przy dotknięciu usunął się — chwyciłem go w garść. Było to coś twardego i zimnego, co wszakże drgnęło natychmiast, zaczęło wić mi się w ręce i stało się ciepłe, tak że mimo woli puściłem. Padło na stół i zastygło w dawnej postaci.

— Substancja pozornie metaliczna obdarzona pobudliwością — deklamował doktor z wpółprzymkniętymi oczyma. — Burzy wszystkie nasze pojęcia o żywej materii i różnicy między żywym a martwym…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Człowiek z Marsa»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Człowiek z Marsa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Stanisław Lem - Podróż dwudziesta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż dwunasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż jedenasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż ósma
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Fiasko
Stanisław Lem
Stanisław Lem - K Mrakům Magellanovým
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Planeta Eden
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Příběhy pilota Pirxe
Stanisław Lem
Отзывы о книге «Człowiek z Marsa»

Обсуждение, отзывы о книге «Człowiek z Marsa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x