• Пожаловаться

Stanisław Lem: Człowiek z Marsa

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem: Człowiek z Marsa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Фантастика и фэнтези / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

libcat.ru: книга без обложки

Człowiek z Marsa: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Człowiek z Marsa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Stanisław Lem: другие книги автора


Кто написал Człowiek z Marsa? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Człowiek z Marsa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Człowiek z Marsa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Trzasnęły rygle, drzwi potężne, na kształt śluzy żelaznej, powoli odsunęły się — wszedłem.

W powietrzu uczułem od razu jakiś ciężki, niemiły zapach. Usłyszałem rytmiczny, słaby stukot, jakby pracującej pompy, połączony z mlaskaniem oleju w wentylach. Światło zabłyszczało: był to pokój o stalowych ścianach i niskim pułapie. Na środku widniały dwa potężne słupy drewniane, a między nimi, jakby na kozłach, leżała jakaś bezkształtna machina, lśniąca czarno i niebiesko. Wyglądała jak wielka głowa cukru, wyposażona w, zwisające na podłogę spiralne węże z metalu. Podstawa jeżyła się gwintami i szczękami.

W różnych miejscach widniały przegrody jaśniejsze, jakby z masy szklistej, a sam szczyt stożka posiadał coś w rodzaju czapki metalowej czy też bardzo wielkiej nakrętki.

— To jest „człowiek z Marsa” — powiedział bardzo cicho Frazer. Twór leżał nieruchomo, tylko rytmiczne tykanie wydobywało się z jego wnętrza.

— A… czy on… czy to żyje?

— Nie wiemy jeszcze, jak to działa… — powiedział Mr Frazer. — Widzi pan — podszedł i odkręcił powoli kaptur na czubie, najpierw w jedną, potem w drugą stronę — tu jest kamera. Tylko nie dotykaj pan, na miłość boską — dodał z przestrachem, gdy pochyliłem się zbyt nisko.

Ujrzałem nie większą od pomarańczy gruszkę metalową, która miała ogromną liczbę wychodzących z jednego bieguna drucików.

— O, tu jest okienko…

Rzeczywiście, ta stalowa czy też palladowa gruszka miała na przeciwnym końcu okienko wypełnione przezroczystą masą. Spojrzałem do środka. Widniało tam bardzo słabe, powolne, ale rytmiczne bulgotanie. W momentach nasilenia wyglądało to jak pasma świecącej żelatyny czy też śluzu rybiego. W chwilach zaciemnienia widoczne były pojedyncze, blado świecące punkty, których stadium rozjaśnienia zlewało się w jeden błysk.

— Co to jest? — mimo woli mówiłem szeptem.

— On, zdaje się, nie przyszedł jeszcze do siebie, a może coś w nim się uszkodziło przy lądowaniu — powiedział Frazer, nasadzając kołpak na swoje miejsce. Wyprowadził mnie szybko na korytarz, przekręcił korbę, która zamknęła grubą płytę stalową drzwi, oglądnął się jakby z ulgą (gdzie się podział ten panujący nad sobą, zrównoważony mężczyzna z górnej sali?) i dodał: — To, co pan widział, to jest właśnie to jedno żywe… w nim.

— W kim?

— No w tym gościu Marsjaninie… jakby rodzaj plazmy, nie wiemy jeszcze dobrze co…

Przyspieszył kroku. Patrzyłem na niego z boku, aż podniósł głowę:

— Ja wiem, co pan myśli, ale gdyby pan widział, co on zrobić może… tak jak ja widziałem, to nie wiem, czy by pan wszedł dobrowolnie jeszcze raz do tego pokoju.

I wepchnął mnie do windy.

Winda zamruczała cicho i podniosła się lekko w górę. W głowie mi szumiało, uczułem lekki zawrót, chwyciłem za rękojeść przy drzwiach. Nagle stanęliśmy. Frazer patrzył na mnie badawczo przez dłuższą chwilę, jakby stwierdzając wrażenie, jakie wywarła na mnie niezwykła demonstracja. Potem otworzył drzwi i wyszedł pierwszy.

Byliśmy znowu na pierwszym piętrze. Idąc w przeciwnym kierunku niż do sali bibliotecznej, doszliśmy do zakrętu korytarza. Tutaj mury nagle się skończyły: po prawej stronie ujrzałem wysokie szklane płyty, wpuszczone w rowki betonowe, które odgradzały część przestrzeni wyglądającą jak obserwatorium astronomiczne. Frazer pociągnął mnie dalej, do małych białych drzwi, i zapukał.

Ze środka dobiegł nas głos cichy i ochrypły:

— Proszę!

Weszliśmy do maleńkiego pokoju, tak zawalonego i zaśmieconego papierami, jakimiś fotografiami, szkicami, które leżały na wielkim biurku, na oknach, krzesłach i szafach, że wydało się, iż nie ma miejsca dla nikogo oprócz niewielkiego człowieczka, który na nasze powitanie podniósł głowę znad stołu. Był to ciekawy typ — staruszek o rumianej twarzy, pokrytej srebrnym zarostem — rzekłbyś, karmelek obsypany cukrem. Na twarzy tej, zmieniającej co chwila wyraz, błyszczały potężne, w złoto oprawione okulary, a za nimi oczy, czarne, przenikliwe, wcale nie wesołe, kontrastujące z jowialnym wyglądem.

— Panie profesorze, to jest właśnie ten młody człowiek, który niechcący trafił do nas…

— He, he, to pan, aha, to pan wpadł w nasze sidła, co? — zaczął staruszek, podnosząc okulary na czoło. — Sądzę, że będą z pana ludzie — krytycznie spojrzał na moje ubranie, które oprócz śladów niedawnej bitwy w bibliotece nosiło wybitne oznaki zużycia. — U nas pan nie zginie. Tak, to ważna rzecz, aha, siadaj pan, proszę.

Usiedliśmy. Trzeba było zdjąć jakieś wykresy, stosy zapisanych arkuszy i tabele z krzeseł. Profesor nie przestawał mówić.

— Więc tak… Mr Frazer pokazał panu naszego, hem, he, he, naszego gościa?

Skinąłem głową.

— Nie chce się wierzyć, co? Aha, jak wiem, tak… co to ja chciałem powiedzieć, ach, tak, więc pan się pewno dziwi, co za tajemniczość, i te mury, a zamki jak w gangu jakimś… — zaśmiał się, podniósł okulary, które mu opadły, i mówił całkiem innym tonem, równo i spokojnie, podkreślając słowa wzniesionym palcem: — Więc to tak jest: ten gość z Marsa może przynieść ogromnie wiele pożytku dla ludzkości… ale jeszcze więcej nieszczęść. Więc zebrało się kilku ludzi, dali potrzebne pieniądze, środki i wiedzę z takim celem: zapoznać się z istotą tego przybysza… gońca z innej planety, porozumieć się z nim, wydostać, czy i wiele wie o nas, jakie posiada nad nami wyższości techniczne czy umysłowe, aby zużyć je dla dobra ogółu, albo w razie potrzeby, aby go zniszczyć. — Te ostatnie słowa powiedział nie podnosząc tonu, spokojnie, i to właśnie spotęgowało wrażenie.

— Musimy rzecz jasna bronić się przed ciekawością, w pierwszym rzędzie prasy, naszej wspaniałej prasy — dodał, mrugając do mnie filuternie okiem. Już znowu był jowialnym wujaszkiem. — Czy pan mnie dobrze zrozumiał?

— Zrozumiałem. Chciałbym teraz spytać, czy i o ile mogę być panom potrzebny? Nie posiadam żadnych specjalnych wiadomości… Mógłbym dać słowo i odejść. Przyznaję, że ta sprawa jest niesłychanie fascynująca i możność opisania jej wtedy chociażby, kiedy nie będzie już potrzeby zachowania tajemnicy, pociągałaby mnie niesłychanie, ale nie uważam, że muszę u panów zostać tylko dlatego, że trafiłem tu przez przypadek i mam, że tak powiem, zostać jako obce ciało i los jego podzielić: być albo wyrzuconym, albo zresorbowanym.

— Pan studiował medycynę? — spytał profesor, patrząc na mnie uważnie.

Malutkie punkciki świetlne skakały w jego okularach.

— Studiowałem… parę lat.

— To poznać — zauważył. — Co się tyczy pańskiego odejścia stąd, od nas, nie wiem, czy dałoby się to zrobić: niech pan uważa, że taka sensacja w prasie to jest ogromnie…

Wyprostowałem się mimo woli, gdyż on machnął kilka razy ręką, jakby gładząc coś, i powiedział:

— Niech się pan nie czuje dotknięty… ja nie wątpię w pańskie słowo, słowo Szkota — uśmiechnął się — ale, hm, wie pan, co to jest żyłka reportera, zresztą pan się nam przyda, jak myślę, i my panu nie mniej. Oczekujemy obecnie jednego… — zawahał się — jednego inżyniera, który ma przybyć z Oregonu i przywieźć od naszych przyjaciół pewne części konstrukcyjne… Wie pan, mamy komplet wybitnych fachowców, ale brak nam kogoś dysponującego zwyczajnym zdrowym rozumem — znowu mrugnął do mnie filuternie — a taki rozum to bardzo dobra rzecz i nam się też może przydać… Pan słyszał parę słów o konstrukcji AREANTHROPA?

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Człowiek z Marsa»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Człowiek z Marsa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Edgar Burroughs: Księżniczka Marsa
Księżniczka Marsa
Edgar Burroughs
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
Frederik Pohl: Człowiek plus
Człowiek plus
Frederik Pohl
Отзывы о книге «Człowiek z Marsa»

Обсуждение, отзывы о книге «Człowiek z Marsa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.