Jacek Komuda - Czarna Szabla
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Czarna Szabla» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czarna Szabla
- Автор:
- Жанр:
- Год:2007
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czarna Szabla: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarna Szabla»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czarna Szabla — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarna Szabla», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Mnisi naradzali się przez chwilę. Dydyński czekał na to, co się stanie. Był ciekaw, kiedy wyczerpie się cierpliwość pana stolnika; rozkaże brać szturmem monastyr, powywiesza posłuszników i riasofornych na okolicznych drzewach, a ihumena powłóczy za koniem, aby przysporzyć Kozakom kolejnego męczennika.
A jednak mnisi wykazali się rozsądkiem. Brama otwarła się na oścież. Jeden z czerńców wskazał im drogę na dziedziniec. Wkrótce wjechali na rozległy czworoboczny plac pomiędzy domem monasterskim, dworcem ihumena, stajniami, szopami i wozownią. Na jego środku stała cerkiew - wyniosła, smukła, z bali ciosanych na zrąb, zakończonych jaskółczym ogonem. Była zwieńczona trzema krytymi gontem kopułami; wzniesiona na dębowej przyciesi i kamiennym fundamencie. Świątynia była suto zdobiona. Pod obszernymi sobotami Dydyński zobaczył freski i cerkiewne malowidła pokrywające całe ściany. Ale nie to zwróciło od razu jego uwagę.
Krzyże... Prawie całe wzniesienie, na którym stała cerkiew, zwieńczone było lasem prawosławnych krzyży. Symbole męki Pańskiej stały grupami i w szeregach, jak wojsko w ordynku, jedne świeżo ociosane, inne spróchniałe, przekrzywione, walące się na ziemię, poprzerastane wyschłą trawą. Było ich setki, a może nawet tysiące. Dydyński nie wiedział, po co przyniesiono je tutaj i ustawiono pod cerkwią, w jakim celu wbito je w czarną, krwawą ziemię Ukrainy.
Ihumen czekał przed domem monasterskim, otoczony gromadką mnichów w czarnych riasoforiach i mantiach, o obliczach ozdobionych długimi brodami.
- Witajcie, bracia - rzekł jeden z czerńców, nieco młodszy od pozostałych, z ciężkim chrestem na piersi i posiwiałą brodą. - Chto z Bohom, tomu Boh dopomożet! Jam hieromnich Hiob, a oto - wskazał siwowłosego starca - nasz ihumen Atanazy. Witamy was w skromnych progach Spasa Izbawnika.
- Spotkało cię wielkie szczęście, popie - prychnął Baranowski. - Za wstawiennictwem tego szlachcica - wskazał na Dydyńskiego - nie spalę wam tego śmierdzącego kurnika. Ale - jego głos przeszedł w drapieżny szept - pamiętaj, rezunie, że moja łaska na pstrym koniu jeździ! Pożałujesz nam jadła, strawy i horyłki, a - klnę się na tych waszych schizmatyckich świętych - zadyndasz na sznurze z twojej włosienicy.
- My spokojni mnisi, pane - skłonił się ihumen. - Pozwólcie nam posłać po miody. My w nich dawniej książętom Czetwertyńskim daninę płaciliśmy. Tu, w pół mili jest klasztorna pasieka. Miody w niej takie, że i na książęcym dworze przedniejszych wasza miłość nie ujrzysz. Beczki się lipca ostały, przed Kozakami uchronione. A zacny to miód, w miesiącu lipniu zebrany z lip najprzedniejszych, srogi jak nektar niebiański, co go Pan Bóg i apostołowie w niebie pijają.
- Posyłaj, i to szybko, bo jesteśmy spragnieni - rzekł Baranowski.
- Dokąd, suczy synu?! - warknął tymczasem Policki do Hioba, który chciał wycofać się chyłkiem. Uderzył mnicha w twarz, popchnął w stronę wierzchowca Baranowskiego, a potem chwycił go za brodę, szarpnął i zgiął prawie wpół. Rotmistrz wyrzucił nogi ze strzemion, zeskoczył na plecy i kark mnicha i tym sposobem zszedł na ziemię.
- Teraz, popie - mruknął Baranowski - będziecie giąć chamskie karki przed panami, jako dawniej bywało. A który nie dość szybko zegnie, ten sto kijów weźmie, bo na pomoc i opiekę buntownika Chmielnickiego nie macie co liczyć!
Dydyński nie ruszył za Baranowskim. Postąpił w stronę cerkwi, stanął przed zawartymi wrotami, ale nie wszedł do środka. Zatrzymał się w sobotach, zapatrzył na zrąb pokryty pociemniałymi malowidłami. Prawie wszystkie przedstawiały sceny Sądu Ostatecznego; Chrystusa wydającego wyroki na grzeszników, jego etimasję, Raj, Marię adorowaną przez grzeszników, dobrego łotra. Widać, że malarze pochodzili z Karpat albo z Rusi Czerwonej - gdzieś spod Przemyśla czy Sambora, bo na obrazie widniała polska śmierć z kosą, a diabły zabierające do piekła grzeszników i jezuitów poprzebierane były w delie i szlacheckie żupany. Na środku malowidła wił się wielki czarny wąż pokryty pierścieniami i wyciągający paszczę aż do etimasji. Zwierz nie mógł zagrozić tronowi Chrystusa, bo odpędzali go stamtąd aniołowie zasłaniający się wielkimi prawosławnymi krzyżami. Takimi samymi jak te wokół cerkwi.
Nie mam już sił - pomyślał Dydyński. Wciąż wspominał to, co opowiadał mu Baranowski, okrutne mordy na szlachcie polskiej i ruskiej, spalone dwory, mogiły po zmarłych. I - może dlatego, że był słaby i chory - gdzieś w głębi jego duszy poczęło pojawiać się przekonanie, że stolnik ma rację, a rozpętanego na Ukrainie obłędnego koła mordu i odwetu nic już nie zdoła zatrzymać.
- Czemuż nie biesiadujesz, bracie?!
Dydyński drgnął. Obok niego stał hieromnich Hiob.
- Nie jestem z kompanii pana Baranowskiego. Pan rotmistrz byłby rad, gdybym stał się taki jak on. Ale ja wciąż się waham...
- Pan Baranowski zatracił się w cierpieniu - rzekł cicho mnich. - Dobrze czynisz, nie idąc jego drogą, bowiem straciłbyś nieśmiertelną duszę. Tylko Jezus może nas sądzić wedle miłości bliźniego, a pan stolnik chce sprawować ten sąd już na ziemi.
- Co to za krzyże?
- Przynieśli je nasi bracia. Dźwigali na własnych ramionach, przepraszając za grzechy, wypełniając złożone Bohu przykazania czy dziękując za okazaną łaskę.
- Pewnie przybyło ich ostatnimi czasy - mruknął gorzko Dydyński. - Ile z nich postawiliście waszemu Bogu w podzięce za poderżnięcie naszych gardeł? Ile Chmielnickiemu za wyrezanie Lachów i parchów na świętej Rusi?
- Te krzyże mają moc odpędzania złego. Nie mogą być stawiane ku chwale złych uczynków. Często rozdajemy je wśród potrzebujących, a chłopi zabierają je w miejsca, gdzie czai się didko i biesy: na uroczyskach pod Satanowem, na przeklętej górze; pod Kamionką i Raszkowem na mogiłach pohańskich. I na rozstajach, gdzie upiory krew ludzką wysysają. Jest tu nawet krzyż - pokazał brat Hiob - w intencji wiecznego spoczynku duszy kniazia Jaremy, co po śmierci zmienił się w upiora i przez wieczność będzie nawiedzał Ukrainę. Dydyński uśmiechnął się zimno.
- Jaśnie oświeconego Jeremiego Korybuta pogrzebali w Sokalu rok temu. A potem księżna pani przewiozła ciało na Święty Krzyż.
- Nikt ci tego nie powie, bracie, ale ciało kniazia znikło. I na Świętym Krzyżu w opactwie go nie najdziecie. Jarema upiorem został po śmierci... Za krew przelaną, za pale i szubienice na Ukrainie.
- Milcz, popie!
- Pan stolnik był jego sługą. Idzie tą samą drogą co pan jego - do piekła. Jaśnie wielmożny rotmistrz zaprzedał duszę diabłu!
Baranowski zjawił się przy nich jak duch. Dydyński drgnął, położył rękę na szabli, a Hiob się przeżegnał. Ale rotmistrz nie zwrócił na nich uwagi. Otworzył drzwi do cerkwi, wszedł do środka. Dydyński spoglądał za nim. Baranowski przeszedł przez pritwor i nawę, a potem uklęknął na amwonie przed ołtarzem i począł modlić się z opuszczoną głową.
- Uciekaj! Uchodź póki czas! - wyszeptał Hiob.
- Dałem nobile verbum, że nie zostawię pana Baranowskiego.
- Słowo szlacheckie? Zgubi nas ten honor... panie bracie.
- Nie mów, żeś urodzony albo szlachetny.
- Zanim mnie postrygli w mantie, zwałem się Iwan Hołubko. Ja z bojarów kijowskich. U mene była żona... Salomeą Brynicka. W cerkwi my ślub brali, pod koronami. A jak Chmielnicki się zbuntował, ukryliśmy się w Barze, którego potem Krzywonos dobył. Czerń wzięła nas żywcem, a że moja żona Laszka była, tedy kazali mi ją i dzieci... pozabijać.
- Jezus Maria! - Dydyński przeżegnał się. - I uczyniłeś to?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czarna Szabla»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarna Szabla» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czarna Szabla» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.