Jacek Komuda - Czarna Szabla

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Czarna Szabla» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czarna Szabla: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarna Szabla»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Czarna Szabla — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarna Szabla», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- Dalibóg, drugi Piotr Skarga z waści! - zakrzyknął Krzesz. - Z taką mową to tylko na sejm! Tfu, co mówię - na królewskie pokoje!

- O my nigodziwcy, o my sprzedawczycy - załkał z udawanym żalem Policki. - Zaprawdę powiadam wam, waszmościowie, sami z nas z kurwy synowie, banici i wywołańcy bez czci i sumienia, że tylko we Włosienicy nam chodzić!

- Gdzie my się teraz, biedni, podziejem?!

- Do Baranowskiego pójdziem! On nas przyjmie i przed hetmanem wytłumaczy!

Dydyński spojrzał błagalnie na Bidzińskiego, ten jednak wbił wzrok w ziemię.

- Panie Bidziński - rzekł porucznik - powiedz im prawdę. Toż to jest związek! Konfederacja na szkodę Rzeczypospolitej!

- Rzeczpospolita - Bidziński podniósł głowę - nie zapłaciła nam zasług za dwa lata! Gdzie są pieniądze na lafy? Gdzie obiecane ćwierci darowne za Zbaraż, za Beresteczko?

- Jak to gdzie! - zakrzyknął Policki. - U Potockich w kabzie!

Dydyński poczuł, że wpadł w pułapkę, w śmiertelną paść, z której nie było odwrotu.

- Mości panowie! - krzyknął rozpaczliwie. - Mości panowie, zabijcie mnie albo zostawcie. Idźcie do związku, ale nie łączcie się z Baranowskim. To diabeł, to...

Nie zdążył domówić tych słów. Policki wyrżnął go obuszkiem w łeb. Nie za mocno, nie za słabo, ot, aby uciszyć i świadomości pozbawić.

7. Nobile verbum

- Panie Dydyński, przyłącz się, waszmość, do mnie. Porucznik splunął z pogardą. Poturbowany, ranny, trawiony gorączką, czuł się jak francuski pludrak, któremu aplikowano równocześnie puszczanie krwi i lewatywę, a jednocześnie trapił go atak paralusza, globusa i podagry.

- Jesteś dumny, panie Dydyński. Jesteś nieugięty - mruknął Baranowski. - Ale skruszejesz. I zrozumiesz, o co idzie w tym wszystkim.

Porucznik milczał.

- Zabiorę cię ze sobą. I pokażę, jak mają się sprawy i o co walczę. Daję ci nobile verbum, że nim upłynie tydzień, zrozumiesz wszystko i sam weźmiesz do ręki szablę, aby pokarać swawolną czerń i Kozaków. A wtedy - pochylił się do ucha porucznika - będziesz mój, mości panie bracie.

Dydyński milczał. Był chory. Był złamany. Był zdradzony.

- Możesz jechać ze mną na arkanie jak pies, mości Dydyński. Ale jeśli przysięgniesz, że nie uciekniesz, nie będę cię pętał. Co ty na to, panie Dydyński?

Porucznik milczał długo. A potem skinął głową i wypowiedział magiczną sentencję.

- Nobile verbum.

8. Monastyr

Potem było piekło. Baranowski szedł na południe, na Buszę, Jampol i Jarugę. Tam w pogranicznych miastach Podola gnieździli się leweńcy, Kozacy i najgorsze rezuny, a zbóje przetrzymywali swe łupy w palankach, które nie chciały wpuścić polskich załóg. Rotmistrz znosił wioski, futory, miasteczka ogniem i mieczem. Pod Rusawą starł w stepach kupę chłopską, a jeńców potopił w rzeczułce, bo nie starczało już drzew na szubienice; pomścił się srogo na mieszkańcach Ściany, którzy na wiosnę nie chcieli wpuścić żołnierzy hetmana Kalinowskiego. Rotmistrz i jego ludzie, udając sotnię zaporoską, wpadli na jarmark pod miastem, wyrżnęli w pień chłopów, łyków i Kozaków. A kiedy przerażeni mołojcy zamknęli bramy, otoczyli mury okropną palisadą z wbitych na pale jeńców.

Szli dalej - do Dniestru, do Jampola zniesionego fundatis przez wojsko pana pułkownika Lanckorońskiego na początku marca tego roku. Po drodze Baranowski palił i ścinał, wieszał, mordował i gwałcił. Czasem posyłał pod miecz całe wioski, a innym razem kontentował się obcinaniem rąk chłopom, których podejrzewał o sprzyjanie Kozakom. Starczyło tylko, że znalazł w wiosce jedną rusznicę, pierścień herbowy pochodzący ze szlacheckiego dworu, a w pół pacierza później chłopi tańcowali hołubce na stryczkach, rzęzili na palach, a ogień trawił strzechy chałup.

Dydyński był półprzytomny z ran, trawiony dreszczami i gorączką, ledwie żywy z wyczerpania. Ale Baranowski nie dawał mu umrzeć. Kazał lać porucznikowi w gardło gorzałkę, cucił go na popasach. I opowiadał.

Wspominał panów braci, których zgubił bunt. Stolnik znał ich wszystkich - wiedział, w jakiej wiosce czerń spaliła dwór z rodziną szlachecką, gdzie piłami Kozacy przecinali na pół matki i niemowlęta, w jakim powiecie zrujnowali wioskę mazowieckich osiedleńców; wspominał, jak mordowali szlachtę, rozpruwali ciężarnym niewiastom brzuchy, wyjmowali dzieci i piekli na rożnach, a czasem zamiast nich wkładali do brzucha szlachcianek dzikiego kota. Pamiętał dobrze, jak chłopi okręcali sobie szyje dymiącymi trzewiami, dusili dzieci, zabijali księży. Znał zdradliwe miasteczka, do których chroniła się kiedyś szlachta, a gdzie łyczkowie, zmówiwszy się z Kozakami, wpuścili czerń do miasta, wydali swoich panów na śmierć, rzeź i hańbę. I nie przepuszczał.

Nigdy.

Nikomu.

Wkrótce Dydyński zobojętniał na wszystko, zżył się z mordem, gwałtem, okrucieństwem. Nie przerażało go wbijanie na pale, wiercenie oczu świdrami, wieszanie dzieci chłopskich, palenie rezunów w cerkwiach, rzezie w kozackich futorach i palankach. Aż wreszcie, kiedy na Podolu nie było już na kim się mścić, Baranowski ruszył na wschód, wzdłuż Dniestru, starym traktem na Raszków, idąc obok pradawnych mogił i kurhanów, przez stepy, jary, skały oraz urwiska.

Drugiego dnia marszu na jednej z gór po ruskiej stronie Dniestru napotkali stary monastyr. Było piękne jesienne popołudnie, a czerwone słońce zniżało się ku linii stromych wzgórz nad brzegami rzeki, kiedy stanęli w lesie nieopodal. Klasztor nie był duży. Drewniany parkan wzmocniony zasiekami i częstokołami otaczał czworobok zabudowań, dom monasterski i wystające zza jego dachu omszałe kopuły cerkwi zwieńczone trzema prawosławnymi krzyżami.

- Czerńcy i popi - mruknął Baranowski. - Prowodyrzy buntu, najlepsi przyjaciele rezunów. Zaprawdę będą dzisiaj tropariony odmawiać, a nas o łaskę prosić.

- Okaż litość - rzekł Dydyński. - Toż to zwykli, pobożni czerńcy.

- Tacy to spokojni mnisi jak ze mnie jezuita -uśmiechnął się zimno Baranowski. - Kiedy moim dziatkom chłopi głowy kosami ścięli, do cerkwi je ponieśli, przed carskimi wrotami postawili, a popi głowy święcili i radowali się, że lackiego ścierwa na Ukrainie nie będzie.

- Czy to byli ci?

Baranowski namyślał się przez chwilę.

- Nigdy nie byłem złym panem - rzekł ponuro. - Wiesz waść, dlaczego ma familia pod nóż poszła? Bo myślałem, że poddani nigdy przeciw nam za miecz nie chwycą. Przecież pańszczyzny im dzień ustąpiłem, cerkiew Żydowi z arendy wydarłem, daniny odpuszczałem, chorych od roboty zwalniałem. I za to wszystko przyszli do mnie z kosami i siekierami, z popem na czele. My Lachiw choczemo riezaty - krzyczeli. A ja się ciebie pytam, panie Dydyński, za co? Za co to uczynili? Com winien, że mnie Pan Bóg dał szlachectwo, ziemię i przywileje, że ja od Jafeta pochodzę, a oni od Chama i do wiecznej pracy są przeznaczeni?

- Oszczędź monastyr - poprosił Dydyński. - Pan Bóg ci w niebie dobry uczynek policzy. Grzechy odpuści.

- Dobrze! - zadecydował Baranowski. - Mości panowie, za mną!

Dopadli do bramy szybciej niż strzała wypuszczona z tatarskiego łuku. Kiedy osadzili spienione konie przed potężną furtą, uderzył klasztorny dzwon. W chwilę później nad częstokołem zamajaczyły głowy mnichów.

- Sława Bohu! - zawołał jakiś głos. - A szczo wy za lude?!

- Otwierać, popy, schizmatyki, psie syny! - rozdarł się pan Policki. - My żołnierze Chrystusowi! Pana Baranowskiego chorągiew!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czarna Szabla»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarna Szabla» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Tess Gerritsen - Czarna loteria
Tess Gerritsen
Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Jacek Dąbała
Jacek Piekara - Arrivald z Wybrzeża
Jacek Piekara
Jacek Komuda - Imię Bestii
Jacek Komuda
P. James - Czarna Wieża
P. James
Jacek Dukaj - Inne pieśni
Jacek Dukaj
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
Jacek Dukaj - Czarne Oceany
Jacek Dukaj
Jacek Piekara - Miecz Aniołów
Jacek Piekara
Отзывы о книге «Czarna Szabla»

Обсуждение, отзывы о книге «Czarna Szabla» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x