Jacek Komuda - Czarna Szabla
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Czarna Szabla» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czarna Szabla
- Автор:
- Жанр:
- Год:2007
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czarna Szabla: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarna Szabla»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czarna Szabla — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarna Szabla», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Gniewny skurcz przebiegł przez oblicze Pamiętowskiego. Wykrzywił wargi w grymasie wściekłości, jego blizna pociemniała, nabiegła krwią.
- Uleczyłeś mnie, a wcześniej okrutnie okaleczyłeś w zwadzie, panie bracie - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Nie mogę ci tego zapomnieć. Dlatego teraz, gdy stałeś się szołdrą, nurkiem, kosturowcem, będziesz płacił. Płacił mi za to do końca życia. Inaczej spalę ci dwór, zabiję córkę, wyrezam chłopów, zniszczę twe Jeruzalem tak, że nie zostanie z niego kamień na kamieniu!
- Przecież mogłem wtedy w Sanoku, trzydzieści lat temu, ostawić cię na ulicy jak zdychającego psa. Ale ja złożyłem śluby i tak jak wcześniej zabijałem dla pieniędzy, tak wtenczas poszedłem, aby leczyć szlachtę i lud.
- I odłożyłeś szablę. Jesteś tchórzem podszyty, panie Krysiński. A ja zwykłem rozgniatać takich jak ty niby jadowite robactwo. Dalejże, psi synu, na kolana! Proś o przebaczenie! I płać, to może daruję życie Dydyńskiemu! Dziesięć tysięcy czerwonych!
- Nie zapłacę!
- A co zrobisz, nurku, jeśli urezam temu oto twemu słudze szyję? Jeśli twą córkę oddam mym hajdukom do zabawy? Obronisz się? Przecież nie nosisz szabli.
- Mylisz się, panie bracie. Obronię, bo... zmieniłem się.
Jednym szybkim ruchem Krysiński podniósł z ziemi szablę wypuszczoną z ręki Dydyńskiego. Złożył się do cięcia.
Pamiętowski odsłonił żółte, poszczerbione zęby. Cofnął się, dając pole. Krysiński wpadł nań z szablą, ciął, złożył się do zastawy, odskoczył i znowu zaatakował, lekko, szybko i zwinnie jak ryś - pomimo swego wieku.
- Nie dasz rady! - syknął Pamiętowski. - Jesteś za stary, za wol...
Szabla zafurkotała w ręku Krysińskiego, kiedy zastawił się wiatraczkiem. A potem począł bić. Bić z całych sił, jak stary rębajło, bez tchu i bez zmiłowania. Pamiętowski cofał się, zastawiał rozpaczliwie, a potem załkał, zaszlochał, zawył!
Chwila jeszcze! Krysiński przerzucił broń z prawej do lewej! A potem ciął, chlasnął Pamiętowskiego w łeb, równolegle do starej blizny, przytrzymał szablę i wychodząc do cięcia, wbił ją w brzuch.
Pamiętowski zawył. Padł na kolana, wypuścił szablę, wsparł się na ręku. Krew splamiła jego czarny żupan, spłynęła na trawę, na szarą ziemię.
- Litości - jęknął Pamiętowski. - Ulecz mnie... Kry...
Krzyknął z bólu, chwycił się obiema rękami za brzuch.
Krysiński uczynił krok w jego stronę.
- Nie! - jęknął Dydyński. - Nie, panie...
Zakrwawiona ręka Pamiętowskiego sięgnęła do cholewy buta i wystrzeliła stamtąd szybko jak żmija. Krysiński dostrzegł w jego dłoni czarny, błyszczący kształt, rzucił się w bok, a wówczas ktoś wpadł przed niego, zasłonił go własnym ciałem...
Strzał był tak głośny, że stary szlachcic podskoczył. Jednym susem dopadł Pamiętowskiego, a potem ciął, rozwalając mu szyję, tnąc głęboko, przecinając żyły i ścięgna.
Wywołaniec zacharczał, zaśmiał się świszczącym śmiechem, gdy powietrze uszło mu z płuc. Wyprostował się, wypuścił pistolet z rąk, a potem zwalił się na twarz i tak już pozostał.
Rachela leżała na boku, oddychała ciężko. Strumyczek krwi spływał z jej ust. Krysiński dopadł ją z jękiem, chwycił na ręce, podniósł.
- Rachela - zapłakał. - Moja mała Rachela... Co z tobą...? Moje serce, moja księżniczko...
- Ulecz ją! - jęknął Dydyński. - Teraz! Zaraz. Szlachcic złożył córkę na ganku. Szybko rozerwał jej bekieszę na piersi, odsłaniając czerwony otwór po kuli, z którego tryskała krew. Ukląkł i przyłożył ręce do jej ciała...
A kiedy je odjął, czerwona posoka wcale nie przestała płynąć. Rana się nie zasklepiła! Rachela zadygotała, jęknęła. Krysiński chwycił się za podgolony łeb, dwie łzy stoczyły się po jego ogorzałej twarzy.
- Ojcze... wy... wybacz... - wyszeptała. - Ja... ja... Nie domówiła tych słów. Jej wątła twarzyczka zbielała, oczy zamknęły się z wolna.
- Nie mogę! - krzyknął Krysiński. - Stra...ciłem dar, o Panie! Dlaczego? Czy za to, że przelałem krew?!
Ukrył twarz w dłoniach załamany i siedział tak obok ciała swej córki. A potem wziął ją na ręce jak dziecko, wstał i obrócił się do kompanii Pamiętowskiego. Powoli przesuwał wzrok od jednego ogorzałego oblicza do drugiego. Szlachcice i pachołkowie opuszczali głowy, unikali jego oczu. A potem jeden po drugim poczęli zawracać konie i odjeżdżać spode dworu. Żaden nie obejrzał się na ciało swego pana i prowodyra. Nikt nie sięgnął po szablę lub czekan.
Krysiński wszedł do dworu, dźwigając ciało córki w ramionach.
11. Epilog
Wyjechali wieczorem tego samego dnia, w którym złożyli ciało Racheli do grobu. Dydyński podążał pierwszy, za nim jechał Krysiński z chmurną twarzą i czarną szablą u lewego boku. Kiedy wjechali na wzgórze, wstrzymał konia i odwrócił się jeszcze na chwilę, aby objąć wzrokiem Jeruzalem.
- Panie Dydyński.
- Tak, panie bracie?
- Nigdy już tu nie wrócę.
Młody szlachcic pokiwał w milczeniu głową.
- Popełniłem wielki występek. Przelałem krew. I słusznie pokarał mnie Pan, odbierając swój dar. Nie jestem godny, aby pomagać ludziom. Ostawiam Jeruzalem w ręku syna.
- Wybacz mi, panie bracie - rzekł głucho Dydyński. - Ja jestem temu winny. Przeze mnie zginęła Rachela; ja zmąciłem spokój twojej wioski. Wybacz. Jestem twoim dłużnikiem.
- Co się stało, to się nie odstanie - rzekł cicho Krysiński. - Wróciłeś, aby mi pomóc, i nie zażądałeś żadnej zapłaty.
- Ale zniszczyłem Jeruzalem.
- Wywozisz stąd w sercu jego kawałek, panie bracie. Nie pozwól, aby stopniał jak śnieg na Bieszczadzie. I... rób to, co czynisz. Do samego końca.
- Bywajcie, panie Krysiński.
Stary szlachcic zwrócił konia ku Sanokowi, skinął na czeladź. A potem ruszył skokiem prosto w doliny.
Pod Wesołym Wisielcem
1. Strachy na Lachy

Deszcz szeleścił cicho wśród drzew po obu stronach traktu. Zapadał zmierzch; siąpiło przez cały dzień, więc droga stała się mokra, gliniasta, pełna kałuż i rozmiękłego błota. Po prostu paskudna.
Jacek Dydyński otulił się szczelnie obszytą futrem delią. Był koniec maja, a deszcze padały już od dwóch tygodni. Ze złością strząsnął z kołpaka krople wody. Jego wspaniałe czaple pióro przykleiło się do rysiego futra. Młody szlachcic zaklął pod nosem. Nie lubił niepogody, nie lubił też, jak każdy prawdziwy Rusin, Mazowsza, którego podłe trakty przyszło mu teraz przemierzać. Nagle szlachcic wstrzymał konia. Po prawej stronie, w lesie, dostrzegł polanę. Zdawało mu się, że mignął na niej jakiś kształt, coś dużego, co szybko roztopiło się w mroku miedzy pniami. Położył dłoń na kolbie krócicy zatkniętej za pas. Miał nadzieję, że nie zmokła.
- Co się dzieje - zapytał cicho jadący z tyłu Szawiłła. Spojrzał dokoła, ale nawet on nie zdołał przebić wzrokiem ciemności. - Wilki?
- Coś innego - szepnął Dydyński. - Duże. Może człowiek?
- Sprawdźmy to.
Ostrożnie zwrócili konie w bok. Wjechali na niewielką polankę. Było tu ciemno; wierzchowiec Dydyńskiego szarpnął niespokojnie wędzidłem, zachrapał trwożliwie.
- Nic tutaj nie ma... - mruknął szlachcic. Wstrzymał konia dosłownie na piędź przed ledwie widocznym, zarośniętym zielskiem dołem. Wytężył wzrok i wówczas dostrzegł między chwastami coś białego. Zeskoczył na ziemię, pochylił się nad jamą, trzymając wodze w ręku, a potem wyciągnął rękę, podniósł długą piszczel i zbliżył do oczu. Zdawało mu się, że dostrzega na niej ciemne plamy. Krew... Ale czyja - ludzka czy zwierzęca? Nie mógł tego dociec - było zbyt ciemno. Nagle zamarł. Coś nie spodobało mu się w gnacie, który trzymał. Kość była złamana. Rozłupana dziwacznie. Tak... Dawno temu widział, jak katowscy pachołkowie wyrzucali ze starej studni pod szubienicą szczątki ofiar. Tam też były tak rozłupane kości - resztki goleni ludzi, którzy zostali połamani kołem.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czarna Szabla»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarna Szabla» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czarna Szabla» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.