Jacek Komuda - Czarna Szabla
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Czarna Szabla» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czarna Szabla
- Автор:
- Жанр:
- Год:2007
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czarna Szabla: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarna Szabla»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czarna Szabla — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarna Szabla», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
- Aaaa... Aaaa...
Szlachcic przyjrzał się uważniej niemowie. Gdy Jasiek otworzył usta, Dydyński zobaczył w nich tylko kilka poczerniałych zębów i czerwoną, pustą jamę. Służący nie miał języka. Najpewniej wyrwano mu go kleszczami za jakieś przewinienie.
- Co, nie smakuje wam, panie?!!!
Pytanie to zostało zadane takim głosem, że Dydyński omal nie wypuścił trzymanego w ręku udka. Karczmarz pojawił się cicho i niespodziewanie. Przyjrzał się jedzącym zmrużonymi dziwnie oczyma.
- Jaśnie pan miodu mało wypił! - zagrzmiał gospodarz. - A przecie u mnie najprzedniejszy w całym grójeckim powiecie! Jasiek, dolej panu!
- Aaaa... Aaaa...
Dydyński chcąc nie chcąc upił nieco trunku. Znów w jego umyśle zakiełkowało podejrzenie, że jest zatruty. Karczmarz szepnął Jaśkowi coś do ucha i sługa wyszedł, utykając.
- Czemu wasz pachołek nie mówi? - zapytał Jacek.
- Od urodzenia niemowa - mruknął karczmarz niechętnie.
Kozak wstał nagle.
- Gdzie tu wychodek?
- A w stanie. Przez karczmę przejść trzeba.
- Napijcie się z nami, gospodarzu! - rzekł Dydyński, pragnąc odwrócić uwagę karczmarza. Kozak wolno ruszył do drzwi. Jego ruchy nie zdradzały zdenerwowania, ale tak naprawdę wpatrywał się w widniejące na podłodze ślady rozpryskanej krwi. Trop był aż zanadto wyraźny, aby móc go zgubić. Po wyjściu ze świetlicy Kozak znalazł się w przebiegającym przez całą karczmę korytarzu, prowadzącym od głównych wrót do wozowni zwanej stanem. Na wprost drzwi od gościnnej izby miał odrzwia wiodące do kuchni, a kiedy zwrócił się ku stajni, po prawej minął jeszcze jedne drzwi - otwarte na izdebkę, w której dostrzegł zasłane skórami ławy. Na wprost nich, po lewej stronie, widniało wejście do jakiegoś innego pomieszczenia. Tam właśnie wiódł tajemniczy ślad złożony z kropelek krwi. Tam zapewne zawleczono ciało...
Szawiłłą ostrożnie dotknął klamki. Nacisnął, a wówczas coś wyszarpnęło mu ją z ręki. Drzwi otwarły się nagle. Za nimi była chyba spiżarnia - nieduże, ciemne pomieszczenie zastawione beczkami, workami, zapchane wiszącymi u powały szynkami i płatami wędzonki. Lecz za progiem stał przygłupi Jasiek z zakrwawionym tasakiem w ręku. Kozak zamarł.
- Aaaa... Aaaa...
Szybko jak błyskawica Kozak dobył szabli. Cofnął się, lecz sługa stał nieporuszony. Za to Szawiłłą poczuł nagle, że jego plecy dotknęły czegoś miękkiego i przejmującego chłodem, czegoś, co bynajmniej nie zamierzało poddać się i stawiło opór...
To był brzuch karczmarza. Oberżysta stał tuż za Kozakiem, a w ręku dzierżył okutą pałkę.
- To ty, panie, do wychodka tędy chciałeś iść?
- Drogę zmyliłem... Wszak miał być koło stajni.
- Hej, karczmarzu! Nie odpowiedziałeś na moje pytanie! - rozległ się głos Dydyńskiego. Młody szlachcic stał w drzwiach do świetlicy. Jego prawa ręka niedbale opierała się na rękojeści czarnej husarskiej szabli.
- Rzeknij mi zaraz, mój poczciwy człowieku, dlaczego u ciebie są takie katowskie potrawy? Wszystko z szubienicy albo spod topora, jak ten królik...
- Jam jest, panie, Tomasz Wola i uprawiam katowskie rzemiosło - odparł szynkarz z godnością. - Jestem najstarszym subtortorem z Rawy. I w samej Warszawie łby ścinałem... Jam Kozaka Nalewajkę na pal nadziewał, od czego się potem przedmieście Nalewki wzięło...
Szawiłła uśmiechnął się ponuro. Nie dość, że dziwny karczmarz, to jeszcze kat... Tego stanowczo było zbyt wiele jak na jedną noc.
- To gdzie ten wychodek? - zapytał z rezygnacją.
- W stajni - odburknął karczmarz-kat. - Przeciem mówił.
- A mnie wskaż, gdzie mam spać.
- Dobrze, panie. Ale nie tłuczcie mi się po nocy, jeśli łaska. Mam dużo - dodał cicho - duuużo pracy...
3. Podejrzenia
- Obaj to samo myślimy - rzekł Dydyński. Siedzieli na ławach w izbie gościnnej. Na stole płonęła świeca, rzucając na ściany rozmazane cienie. - Że on morduje gości.
- Nie mamy jeszcze pewności - odparł Szawiłła. - Ale co uczynimy? Uciekamy stąd i dajemy znać staroście?
- Chyba oszalałeś! Ja, Dydyński, największy rębajło z Sanockiego, mam uchodzić przed pierwszym lepszym łykiem, i to w dodatku katem?!
- Mocny jak niedźwiedź...
- To co. Musimy się przekonać, kto zacz. Podsłuchiwałeś u drzwi, co robił?
- Wszedł do spiżarni. Słyszałem kroki. A potem coś się działo na dole, jakby w piwnicy. A do spiżarni prowadził ten ślad z krwi.
Dydyński milczał przez chwilę. A potem nagle zamarł. Gdzieś, nie wiadomo gdzie, ale na pewno w karczmie, rozległ się gwałtowny jęk. Ciche, miauczące zawodzenie, jakie wydać mogła z siebie jedynie istota odczuwająca straszliwy, przerażający ból. To był skowyt kogoś cierpiącego. Przycichł, a po chwili ozwał się znowu.
- Co to?! - niemal wykrzyknął Szawiłłą.
- Ciii... - szepnął Dydyński. - Ofiara karczmarza? Nie, to niemożliwe. Chociaż?
Szawiłła ponownie przycisnął ucho do drzwi.
- On, panie, na pewno poszedł spać. Słyszałem, jak wracał do kuchni. A teraz ktoś uchylił bramę... Ktoś wyszedł z karczmy.
- Na pewno? Ale kto? Karczmarz?
- Może? - Szawiłła odskoczył od drzwi. Podszedł do okna i rozwarł okiennice. Wiatr z deszczem od razu wpadł do izby. Płomień świecy zachybotał i zgasł. Szum deszczu nasilił się. Na zewnątrz szalała ulewa.
- Szawiłła! - wyszeptał Dydyński. - Idź za nim. W karczmie jest dwóch ludzi. Ten kat i Jasiek. Zobacz, kto to. Ja postaram się dostać do piwnicy. Musimy się przekonać, co tu się dzieje. Ruszaj!
4. Na tropie
Drzwi do spiżarni były zamknięte. Dydyński przez chwilę usiłował wyrwać zamek, był jednak tak dobrze przymocowany, iż wysiłki te spełzły na niczym. Nie miał innej drogi, niż spróbować odszukać klucz. Ale gdzie on mógł być? Zapewne u pasa gospodarza. Znaczyło to, że należało najpierw wydobyć go od tego kata.
Ostrożnie ruszył do kuchni. Zamarł, gdy usłyszał dobiegające stamtąd ponure chrapanie. Karczmarz spał. Dydyński ostrożnie pchnął drzwi. Na szczęście nie były zamknięte. Zaskrzypiały przeraźliwie.
- Mmm... Ciągnij sznury, Jasiek! - wymruczał przez sen karczmarz. - Mocniej, łam te kości...
Ostrożnie rozejrzał się dokoła. Kuchnia była ciemna, a mrok rozpraszał tylko blask czerwonych węgli na palenisku. Ściany pomieszczenia obwieszono tasakami, nożami i pękami ziół. Przemiła kolekcja. Dydyński zaczął się zastanawiać, jaki użytek zrobiłby z niej karczmarz, gdyby się teraz obudził.
Szynkarz spał na ławie, okryty niedźwiedzią skórą. Na jego grubym, nabitym mięśniami ramieniu młody szlachcic spostrzegł katowskie znamię - wytatuowane koło i szubienicę. Dydyński rozejrzał się za kółkiem z kluczami, które spostrzegł wcześniej u pasa kata. Tak... Było, zawieszone na haku na ścianie, ale drogę do niego, drogę pomiędzy piecem a ścianą karczmy, zagradzała ława ze śpiącym.
Przez chwilę namyślał się, co robić. Przekroczenie ławy nie wchodziło w rachubę. Karczmarz był tak gruby, że Dydyński niechybnie zatrzymałby się rozkraczonymi nogami na jego ogromnym żywocie, niby ladacznica na brzuchu swego gacha. Jak zatem miał dosięgnąć kluczy? Przeskoczyć nad nim? To niechybnie obudziłoby szynkarza. Szlachcic opadł na kolana. Na szczęście mógł przejść pod ławą. Ostrożnie podpełzł do śpiącego. Gdy przełaził pod karczmarzem, wyobraził sobie nagle, co by się stało, gdyby ława pękła. No cóż, to byłoby znacznie lepsze od katowskiej prasy.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czarna Szabla»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarna Szabla» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czarna Szabla» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.