Jacek Komuda - Diabeł Łańcucki
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Diabeł Łańcucki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Diabeł Łańcucki
- Автор:
- Жанр:
- Год:2007
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Diabeł Łańcucki: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diabeł Łańcucki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Diabeł Łańcucki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diabeł Łańcucki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Jedyne, co mi na myśl przychodzi, zacni ludzie – mruknął pan Bal, szarpiąc długiego siwego wąsa – to iż możecie schronić się u mnie w Baligrodzie. Jeśli za czeladź pójdziecie na służbę, chętnie was z dobytkiem przygarnę i kąt jakiś znajdę...
* * *
– W opresji jesteście, mości panowie sąsiedzi?! – zapytał jego mość pan Łoziński, dzierżawca Łopinki. – Czy pomogę wam znaczy? Oczywiście! Bądźcie pewni, że wam moją szablę na usługi oddam. Starczy, że posłańca do mnie do dworu przyślecie, a zaraz z pocztem w Dwernikach się stawię!
Dwerniccy pokłonili się w milczeniu.
– Maryna, Jewka! – zagrzmiał pan Łoziński, gdy zaraz po odjeździe sąsiadów przekroczył próg czeladnej. – Pakujcie kufry, skrzynie i przyodziewek! Iwaszkę budźcie, niechaj konie zaprzęga! Co się stało? Jak to: co się stało! Jezus Maria, Józefie święty! Zadarli Dwerniccy ze Stadnickim z Łańcuta! Uchodzimy stąd czym prędzej, bo tu zaraz piekło będzie! Do Rakszawy! Nie, do diaska! Do Rzeszowa!
* * *
– Jaśnie oświecony pan kasztelan dziś nie przyjmuje – rzekł pajuk z takim namaszczeniem, jakby za chwilę odebrać miał konia z rzędem za dobrą służbę. – Przyjedźcie jutro, mości panowie.
– Jak to? – zapytał nieśmiało Berynda. – Przecie wczoraj gadaliście, że dziś jego mość na pewno nas przyjmie. Byliśmy też przedwczoraj i jeszcze wcześniej. Jaką tedy mamy rękojmię, że posłuchania udzieli nam jutro?
– W takim razie – zawyrokował sługa – przyjedźcie pojutrze!
* * *
– Przyjaciele moi drodzy! Mości panowie Dwerniccy! Kopę lat! Albo i dwie kopy! Waszmościów zdrowie! Co słyszę? Kaduk wam ktoś wytoczył? Pozwami nęka? Zajechał zbrojnie? Niech ja go dorwę, takiego syna! Moich przyjaciół śmiał spostponować! Daję głowę, że kiedy go w obroty weźmiemy, pozwy na surowo zeżre. A któż to jest?
– Stanisław Stadnicki.
– Ten z Liska?
– Ten z Łańcuta.
– Khe, khe, khe... O Chry... To o czym my gadaliśmy? Czy urodzaj będzie łońskiego roku?
* * *
– Waszmościowie, ja stąd uchodzę – rzekł pan Łukasz Opaliński, starosta leżajski. – Wyjeżdżam do Wielkiej Polski i tam pomoc zbiorę. Tu nie ma dnia bez zaczepki. Nie ma niedzieli bez zwady, bijatyki. Starostwo jest zrujnowane, spichrze spalone, majętności złupił mi Diabeł do cna. Posyłam mu pozwy jakoby w czeluść piekielną. Nie mogę pomóc, choć gdybym był przy pieniądzu, tedy bym waszym wsparciem nie pogardził. Wybaczcie, ale co ja mogę... A swoją drogą, waszmościowie, nie macie aby paru dukatów pożyczyć? Nawet do świętego Marcina... Bo widzicie, ma małżonka już suknie wysprzedaje, a ja najlepszy żupan... Nie macie? To może chociaż co kupicie? Skoro delii nie chcecie, to może pierścień?
* * *
– Skoro sprawę sąsiedzkiej pomocy mamy z głowy – mruknął Dydyński – tedy pozostaje wam tylko jedno: umocnić Dwerniki, a kiedy Stadnicki przyśle tutaj swych pachołków, prać ich ile tchu w piersiach.
– O to się właśnie rozchodzi – rzekł Kołodrub – że na razie prać możemy ino obrusy i prześcieradła w Solance. A kijankami hajduków z Łańcuta nie przepędzimy.
– Sam osobiście stanę w waszej obronie. Jego mość Gedeon też od bitki nie stroni, prawda, panie bracie?
– Na potęgę Stadnickiego, z całym szacunkiem, mości panie stolnikowicu, was dwóch nie wystarczy. Choćbyśmy na zaścianku baby i dzieci uzbroili w szable i rusznice, które wzięliśmy po zabitych sabatach, nie poradzimy staroście zygwulskiemu. Bo jemu nikt nie wydoli. Stawali już przeciwko niemu możni panowie i karmazyni. I co? Dudy w miech albo głowy w piasek schowali. Jeden pan Mikołaj Spytek Ligęza dał mu radę, a i to z trudem, kiedy Diabeł jarmark mu w Rzeszowie zajechał, na świętego Wojciecha siedem lat temu. Drugi Ligęza długo się opierał, ale przecie słyszałem w karczmie, że już go Diabeł capnął i w łańcuchach w loszku trzyma. Alboż oparli się Stadnickiemu Korniaktowie? Ci, którzy mają tyle złota, że by z niego górę usypali wyższą niż Łopinnik? Stadnicki armię zgromadził, pana Konstantego, człowieka zacnego, który nam pieniędzy nieraz pożyczał i długi prolongował, jak obwiesia z Sośnicy dobył. Na szkapę go wsadził i gołego do Łańcuta wywiózł. A potem przez dwa miesiące w więzieniu trzymał. Teraz bije się Diabeł z panem starostą leżajskim. Spichrze mu wyłupał, karła porwał, kozaka dworskiego oćwiczył, jarmark w Tyczynie rozpędził. Pana Ciężkowskiego w Cisowej obiegł i porwał, pana Świerczyńskiego w kajdany okuł. Łąkę wyłupił, zajechał Palikówkę i inne majętności zniszczył – Rachwałową Wolę, Chmielnik, Błędową i Zawałów. Zrujnowany pan starosta, kiedyśmy u niego byli, ostatnie swoje suknie wysprzedaje, aby tylko opłacić żołnierstwo. A przecież w tamtych majętnościach była zbrojna czeladź, pachołkowie, dzierżawcy, zameczki, dwory obronne, palisady, przy których nasze parkany i płoty w Dwernikach mogą iść kurom na śmiech. I nie obroniły się przed Diabłem. Tedy pytam – jak my go powstrzymamy, skoro nie mamy ani prochów, ani armaty, ani rusznic, ani zbrojnej czeladzi, ba, szabel i pałaszy nam brak?! Ja rozumiem twój szlachetny zapał, mości panie Dydyński. Ale my nie wystawimy ci chorągwi husarskiej, ani nawet kozackiej, bo biedni jesteśmy jako za przeproszeniem dziady proszalne na jarmarku w Rzeszowie!
– A więc co radzicie?! – zapytał Gedeon.
– To co wcześniej. Zbierzmy, co mamy, na kolasy i telegi i jedźmy stąd.
– Dokąd?
– A choćby i na Ukrainę!
– A ty myślisz, bracie, że na Ukrainie nie ma Stadnickich? Gorzej – tam są panięta majętne, którym Diabeł z jego Łańcutem mógłby wieszać się u rękawa ferezji. Tu, w Sanockiem, Stadnicki może zmusić cię do powolności tylko siłą. A tam królewięta są panami życia i śmierci szlachty. A zwłaszcza swoich dzierżawców. A my nie będziemy nikim więcej.
– Na Ukrainie wyrastają fortuny...
– I mogiły. Dlaczego chcesz, bracie, porzucić wioskę? Ten spłachetek ziemi, dzięki któremu możesz się pisać, żeś z Dwernik?
– Pisać może tak, ale nie bronić. Nie przed Diabłem i nie na takiej lichej wiosce!
Szaraczkowie pokiwali głowami i zamruczeli.
– Na tej ziemi spotykają nas same nieszczęścia. Ojcowie nasi w Turczech polegli. Stadnicki parol na nas zagiął. Głód i mizeria wszędzie. Co nam zostaje innego, jak jechać? Co jest takiego w tym spłachetku ziemi, abyśmy mieli za niego ginąć!?
– Tutaj jest wasza wolność – rzekł Dydyński, patrząc Kołodrubowi prosto w oczy. Obszedł stół dokoła, spoglądając bystro na Dwernickich, a żaden z nich nie mógł znieść jego wzroku. – To jest ziemia odziedziczona po przodkach! – powiedział głośno i ze złością. – Dziedzictwo, które dziadowie wasi wydarli górom, skałom i rzekom. Jak psu kość z gardła, tak oni wyszarpnęli Dwerniki Tatarom i Wołochom, tołhajom i beskidnikom. Zdobyli ten spłachetek ziemi, dzięki któremu jesteście wolni i piszecie się szlachtą! Czym będziecie, gdy pozbędziecie się Dwernik?! Hołotą? Pachciarzami? Aby w arendy pójść, trzeba panów wielkich opłacić. Skąd na to dukaty weźmiecie? Zali to chcecie odmienić swój los z biednych chodaczków, którym wola, nie niewola, na służalców Jazłowieckich, Wiśniowieckich, Buczackich, Ostrogskich i Czetwertyńskich, na zwykłych pachołków u kniaziów ukrainnych, bo przecież nikt nie puści całych kluczy wsi w arendę hołocie! A może im w poddaństwo się oddacie, bo już zapomnieliście, że jesteście szlachtą i macie szablę przy boku?! W takim razie Stadnicki ma rację, że was pozywa o uzurpację tytułów szlacheckich, bo wie, że wy jak barany pokornie pod nóż pójdziecie. Ma prawo tak myśleć, skoro zgadzacie się, aby wyrządzono wam zło, i nie chwytacie za szable!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Diabeł Łańcucki»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diabeł Łańcucki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Diabeł Łańcucki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.