Jacek Komuda - Diabeł Łańcucki

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Diabeł Łańcucki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Diabeł Łańcucki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diabeł Łańcucki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Diabeł Łańcucki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diabeł Łańcucki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dydyński mówił coraz głośniej.

– Powiadam wam, że jeśli pozostawicie Dwerniki na pastwę Diabła Łańcuckiego, to po latach, kiedy będziecie umierać, każdy z was gotów będzie oddać wszystko, co posiada, aby choć na chwilę wrócić tu, wziąć broń do ręki i stanąć w pierwszym szeregu do walki. Dopiero wtedy, gdy będziecie umierać na cudzej ziemi, zrozumiecie, że wrogowie mogą odebrać wam wszystko. Ale nigdy nie odbiorą wam wolności! Nie ma innego sposobu, jak walczyć. Nie powstrzymacie Stadnickiego dobrą wolą ani uczonym słowem. Nie ocalicie się modlitwami, bo Pan Bóg nie pomaga tchórzom, ale mężnym i rycerskim ludziom. A zatem, jak mawiał mój wierny kompan Tacyt, potrzeba w miejscu, nadzieja w męstwie, a zbawienie w zwycięstwie. Czas już, bracia, położyć tamę wyniesieniu i potędze jednego człowieka nad nami wszystkimi. Zajuszył się Stadnicki krwią waszą i będzie się mścił, dopóki krew wasza krwią zapłacona nie zostanie. Ma on was z Dwernik wyzuć i wniwecz obrócić, wy go wcześniej sami wniwecz obróćcie!

Umilkł przez chwilę i przechadzał się między Dwernickimi.

– Stadnicki, diabeł wcielony, puścił głosy na wsze strony, że Pana z królestwa zrzuci. Ale starosta zygwulski nie jest lwem, tylko lisem. Kiedy napotka opór, gdy widzi, że komuś nie poradzi, umyka z podkulonym ogonem jak zbity pies. Tak uciekł spod Janowca w zeszłym roku, tak dał spokój panu Spytkowi Ligęzie po bitwie w Przemyślu dwa lata temu. Daję wam słowo, że kiedy zaświecicie mu w oczy głowniami szabel, sam was będzie szukał z ugodą. A gdy będzie prosił i łaski błagał, jak wilk w jamie, rzekniecie mu: my z Dwernik, ale wy, panie Stadnicki, z Łańcuta ustąpić musicie! Bijcie się ze mną ramię w ramię, mości panowie! Do walki! Bigosować, nie paktować!

Dydyński skończył. Pomiędzy szaraczkami zapanowało milczenie.

– Wiwat pan Dydyński! – zakrzyknęli pospołu Samuel i Konstancja.

– Bić się! Bić się! – zakrzyknął Pełczak.

– Na pohybel Diabłu!

– Na Łańcut!

– Do broni, bracia!

Teraz krzyczeli już wszyscy i na podwórzu uczyniła się tak wielka wrzawa, że aż spłoszone kury odezwały się w kurniku.

Aż wreszcie Berynda zdarł z łba swoją wilczą czapę i cisnął ją o ziemię!

– Idę z wami! – krzyknął. – Szykujmy się do obrony!

– Zbierzcie do kupy broń i szable pobitych sług Diabła – rzekł Dydyński. – Rozdzielimy je sprawiedliwie między ludzi zdatnych do boju. Posłuchajcie mnie, a zrobię wam z Dwernik Kamieniec, na którym Stadnicki połamnie sobie kły, choćby były z żelaza!

– A może byś, panie Jacku, twego przyjaciela poprosił o pomoc? – zapytał Gedeon.

– Kogo masz waść na myśli?

– Tego Tacytusa, czy jak mu tam... Tfu, cóż za pohańskie imię! Taka osoba to chyba nie z naszego powiatu?

– Tacyt będzie z nami! Zawsze mam w sercu jego rady! – roześmiał się Jacek nad Jackami.

– To kiedy nas będziesz uczył, jak robić bronią? – zapytał Pełczak. – I egzercerunki przeprowadzał?

– Zaczniemy od najprostszego oręża, panowie bracia! – rzekł Dydyński. – Od łopat i rydli! W tym nasza siła. A teraz do roboty!

Rozdział V

Diabeł Łańcucki

Obrona zaścianka ● Sabaty idą! ● Obyczaj sarmacki ● Odsiecz panów braci ● Szaleństwo Hermolausa Dwernickiego ● Tatarskie zaloty ● Prawne wybiegi ● Dramatyczna zagadka ● Gość Stadnickiego ● Jego straszna kompania

– Panie stolnikowicu! Mości panie Dydyński!

Jacek nad Jackami otworzył oczy. Samuel pochylał się nad nim, szarpał za ramię, jakby zbliżał się potop albo nadciągali Tatarzy. Młody Dwernicki dygotał z nerwów, oczy miał rozgorączkowane i błyszczące.

– Jeździec! Na gościńcu! Sabat! Widziałem!

– Sam jeden? – spytał powątpiewająco Gedeon, który właśnie narzucał na ramiona starą delię, przepasał się grubym, ćwiekowanym pasem, zapiął szablę na rapciach, nałożył skórzane rękawice dziadka Hermolausa. – Może to jakiś tołhaj?

– Będzie ich więcej – mruknął Dydyński i porwał za szablę. On z kolei nie musiał się ubierać, bo od kilku dni sypiał w kolczudze. – Pobudź ludzi! – rzucił do Samuela. – Zebrać broń i strzelby!

Wyszli z dworu na chłodny jesienny poranek. Był wczesny świt. Białe przędze mgły utkane z księżycowego światła ścieliły się na łuhach i łazach, po borach i uroczyskach od Korbanii aż po Berdo Falowej. Tumany to zagęszczały się, to rzedniały, odsłaniając drzewa, krzewy, rozstaje i skaliste berehy nad brzegami Wetłyny i Solanki. Księżyc był jeszcze w pełni, wisiał nad dachami dworków i chałup, ledwie widoczny na niebie, na którym powoli pojawiał się pierwszy brzask sączący się zza gór i szczytów Werhowyny.

Dydyński i Gedeon dopadli głównej bramy do zaścianka. Nie było tam już poczerniałych, spróchniałych ze starości wrót, które podpierano na noc kołkiem. Stolnikowic zmienił Dwerniki jak król Kazimierz Królestwo Polskie, zastał je wioszczyną, a zostawił jako fortalicjum. Na drodze Dwerniccy osadzili nowe wrota, rozlatujące się parkany i chruściane płoty wzmocnili palisadami, wilczymi dołami i czostkami, tyły domów zabezpieczyli zasiekami. Jeszcze silniej umocniona była druga linia obrony oparta na dworze Hermolausa, jego zabudowaniach i kilku pobliskich chałupach. Okna zabito deskami i balami, czyniąc z nich wąskie strzelnice dla rusznic i pistoletów, od węgła do węgła, od ściany do ściany wkopano ostrokoły i kobylice wzmocnione ziemnym wałem i rowami. Wrota zasypano ziemią i zabito belkami, pozostawiając tylko wąską furtkę dla obrońców. W strzechach chałup przebito otwory dla strzelców.

Ostatnią ostoją obrońców miał być kościół wzniesiony na krańcu wsi, na wysokim brzegu Solanki otoczonym zasiekami i parkanem. Tutaj mieli się wycofać, gdyby Diabeł Łańcucki nastąpił z przeważającą siłą, umrzeć albo zwyciężyć, bo klęska oznaczała wieczystą niewolę u Stadnickiego, który miał w sobie tyle wrodzonej miłości dla poddanych co hycel dla bezpańskich psów.

– Idą! – syknął Samuel, gdy przyłożył ucho do ziemi. – Matka Boska Rudecka niechaj ma nas w opiece. Idą!

– Na stanowiska!

Dwerniccy skoczyli na swoje miejsca. Dydyński wszedł na ławkę strzelecką przy palisadzie obok głównych wrót. Wytężył wzrok i popatrzył na gościniec wiodący spod rozstajów aż do wzgórz pokrytych lasem, wprost na Polanki, Ternkę i Wilkowyję. Nie widział jednak nic. Mgły podnosiły się z wolna, w dolinach robiło się coraz jaśniej, wysoko w górze zaczynał przebijać się czysty, piękny błękit jesiennego poranka.

– Powiadali ludzie w Hoczwi – rzekł Samuel Dwernicki, który na czas bitwy miał służyć o boku Jacka jako pocztowy – że Stadnicki specjalnie dla waszej mości kazał sprowadzić najgorszą, ochwaconą kobyłę i wyszykować drewnianą szablę, aby ją waszmości przypasać i na lichym koniu do Łańcuta sprowadzić. Ma też trzy wozy z dybami i łańcuchami – aby nimi najznaczniejszych Dwernickich do pługów poprzykuwać.

– Krzyżacy pod Grunwaldem też mieli całe kolasy naładowane powrozami na Polaków i Litwinów – mruknął Dydyński. – Ale że fortuna kapryśną bywa, sami we własnych pętach do niewoli poszli. Może się zatem zdarzyć, że to my panu staroście, psiemu synowi, pług na szyi powiesimy, siądziemy na grzbiet i zajedziemy do samego Sanoka jak na starym ogierze. A tam spod ławy wszystkie swoje pozwy i odpowiedzi odszczeka jak imć pan Gniewosz kalumnie, które rzucał na królową Jadwigę.

Dydyński i Dwerniccy zamilkli. Nagle, zupełnie niespodziewanie, na południu, na lesistych stokach Smereka, gdzieś pod Kalnicą, w głębokiej dolinie Solanki, zabrzmiało głuche, posępne wycie. To były wilki. Dydyński nie wiedział, dlaczego ich głosy rozlegały się wcześnie z rana i tak blisko ludzkich siedzib. A potem zawyła głucho puszcza na stokach Łopinnika i Kamienia oraz cała dolina Wetłyny za Sinymi Wirami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Diabeł Łańcucki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diabeł Łańcucki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Diabeł Łańcucki»

Обсуждение, отзывы о книге «Diabeł Łańcucki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x