Jacek Komuda - Diabeł Łańcucki

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Diabeł Łańcucki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Diabeł Łańcucki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diabeł Łańcucki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Diabeł Łańcucki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diabeł Łańcucki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

A kiedy Zegart porwał za pistolet i strzelił ponad głowami zgromadzonych, zapadła cisza; szaraczkowie skulili się odruchowo, jak chłopi na widok srogiego karbowego, przeżegnali, spojrzeli trwożliwie na człowieka w aksamitnym giermaku i kołpaku ozdobionym srebrną szkofią.

– Panie Dyba! – zakomenderował Zegart. – Czyń, waść, swą powinność!

Szczekacz wystąpił przed czeladników i pachołków. Dobył z sarniej torby opieczętowane pismo, choć i tak całą formułę znał na pamięć.

– Czyniąc zadość prawu pospolitemu koronnemu – rzekł mocnym, donośnym głosem nawykłym zarówno do wywoływania banitów i infamisów, jak i do ochrypłego śpiewania pijackich pieśni – wedle dekretu królewskiego ustanawiającego ius caducum na Dwernikach, a na posesorach ich naganę szlachectwa, albowiem nie piszą się oni wcale nobilis czy generosus, lecz są z urodzenia plebeiae conditionis, chamy i chłopi, szlachcie wieczyście poddani, kładę intromisję na tej włości imieniem mości pana Stanisława ze Żmigrodu Stadnickiego, pana na Łańcucie, starosty zygwulskiego! Co urzędowo stwierdzam w obecności asysty – tu wskazał na dwóch panów braci szaraczków, którzy przybyli z nim do dworu, panów Winnickiego i Denisko, którzy zarabiali na przepicie, wysługując się jako asystencja przy doręczaniu pozwów Stadnickiego.

– Słyszeliście, Dwerniccy?! – zakrzyknął Zegart do oniemiałego tłumu. – Macie zasądzony kaduk na Dwerniki! Nieprawnie za szlachtę się podajecie! Wyście nie żadni herbowi ludzie, ale plebeje, chłopi i chamy! Orać wam i siać, gnój wozić, sprzężaj odrabiać, a nie szable nosić!

– Ty skurwy... – zerwał się jeden z szaraczków, lecz nie dokończył zdzielony w zęby kańczugiem.

Dwerniccy jęknęli. W tłumie ozwały się krzyki protestu, wrzaski, połajanki. Dziad Hermolaus zatargał się w rękach sabatów tak mocno jak stary niedźwiedź na łańcuchu, który zwietrzył barć. Sine plamy wystąpiły mu na oblicze, głowa zadygotała tak silnie, iż zdawać by się mogło, że za chwilę porażą go apopleksja i paralusz razem wzięte.

– Łgarstwo! – huknął. – Zaprawdę szczekasz jak pies, kłamliwy potwarco. Jesteśmy szlachtą, jesteśmy wolni ludzie, co w dekretach, w konfirmacjach, w księgach ziemskich zapisano! A to, co wasz pan czyni, Diabeł Łańcucki, to zajazd bezprawny, za który śmiercią będzie pokarany! Klnę się na świętego Szczepana, że nie tylko gardłem za to zapłaci, ale wszystkie basarunki za imparitatis z nawiązkami zwróci! Pójdziemy do sądów, do trybunałów! Zrobimy wywód szlachectwa na sejmiku! I klnę się na mój złoty czerep, na świętego Jana z Dukli, że Stadnickiego puścimy z torbami, choćby go sam Belzebub i wszystkie legiony piekła wspomagały!

– Nie klnij się na Belzebuba, dziadu – rzucił Zegart – bo ci jeszcze żyłka pęknie! I zdejmie Pan Bóg z piedestału pysznego plebeja, co się śrubował na szlachectwo.

– A tyś sam szlachcic, to, tamto, ten, tego, ten?! – zakrzyknął dziadunio. – Cham jesteś z Krzemieniczy, chłopskiej kompleksyjej, gruby plebej. A to ci jeszcze powiem, że twoją mać, Zegart, pan Wapowski chędożył. I ja sam chędożyłem, bo z panami w lada chruście legała, a z chłopami się gziła jakoby klacz na wiosnę!

– Uciszcie tego dziada!

– Stawaj do walki, psi synu! To, tam...

Urwał, gdy sabaci wepchnęli mu w gębę własny kołpak. Złota Czasza postawił oczy w słup, zadygotał, szarpnął się, ale trzymano go mocno. Zegart znowu skierował swoje szare, okrutne oczy na Dwernickich.

– Jest rzeczą wiadomą – powiedział – że będziecie próbować wywodu szlachectwa, że zmowa narodzi się na zaścianku i spróbujecie powołać przekupionych świadków. I dlatego pan starosta zamiarował zająć zawczasu Dwerniki, a do czasu wyroku sądowego ustanowić tu swojego arendarza, który przypilnuje, abyście pilnie wykonywali swoje powinności. Jest to zatem zajęcie z mandatu naszego najjaśniejszego pana, bowiem wedle prawa połowa wioski przypada teraz królowi! A starostą będzie tutaj zacny sługa pana waszego, sławetny a poczciwy Jakub Smoliwąs!

Smoliwąs wystąpił z trudem spośród sabatów, podtrzymywany pod rękę przez pachołka. Po ostatnim spotkaniu z Konstancją wyglądał tak, jak pewnie ze świętym Stanisławem ze Szczepanowa być musiało, kiedy już pozszywali go do kupy na Sądzie Ostatecznym. Zarządca w odróżnieniu od sławetnego biskupa krakowskiego posiadał wprawdzie wszystkie członki, co zapewne zawdzięczał miłosierdziu Konstancji i Szawiłły, jednak nieprędko mógłby zawierzyć ich sile i skuteczności. Włodarz wspierał się na drewnianej kuli i ledwie poruszał kulasami, bo prawą nogę miał w łubkach. Był tak pobity i potłuczony, że zdawać by się mogło, iż musiał wchodzić na drabinę, aby wzuć buty. Jego łeb przypominałby głowę egipskiej mumii – gdyby, rzecz jasna, Krzysztofowi Radziwiłłowi Sierotce udało się przywieźć takową z peregrynacji do Ziemi Świętej. Jedno oko znikło pod grubą warstwą szarpi, drugie było sine i nabiegłe krwią. Lewą, bezwładną rękę Smoliwąsa podtrzymywał płócienny temblak, a w gębie brakowało co najmniej połowy zębów. Gdyby nie nowy żupan, włodarz mógłby z powodzeniem zarabiać na chleb jako strach na wróble. A jednak ten stary czart miał siłę, aby przywlec się do zaścianka. Zapewne dała mu ją nienawiść, wściekłość i chęć zemsty na znienawidzonych szlachetkach. Koło fortuny wykonało obrót i teraz on był katem, panem i władcą całego grona tych już nie szlacheckich, a jeszcze nie chłopskich dusz.

– Poza tym wszystkim – ciągnął dalej Zegart bezlitosnym tonem – mamy dla was pozew o gwałt i znieważenie sługi pana Stadnickiego przez waszą siostrę Konstancję, byłą Dwernicką, i jej sługę – kozaka Szawiłłę, obecnie poddanych wieczystych pana Stanisława Stadnickiego. Która Amazonum more stricta cum framea zdradziecko napadła uczciwego Jakuba Smoliwąsa w karczmie hoczewskiej, za co ją dostawić mamy jak najszybciej do Łańcuta!

– A teraz – wycharczał z trudem Smoliwąs – zdymać broń, szable, prochy i strzelbę. A kto nie posłucha, tego... – zacharczał i zakrztusił się.

– Tego w dyby! – dokończył za niego Zegart. – Słyszeliście, Dwerniccy?! Tfu, jakowi Dwerniccy! Dwerkami teraz zwać się będziecie! Na kolana, chamy. Dwa palce ku górze wystawić i powtarzajcie za mną to, co powiem!

– Żadnej przysięgi nie czyńcie! – wybuchnął Berynda, choć pokrwawiony, związany i pilnowany przez sabatów. – To gwałt! Bezprawie! Stawcie opór! Nie dadzą nam rady! Będzie jeszcze wywód, będzie sejmik deputacki, a po nim trybunał! Nie dajcie się schłopić! Kto przysięgnie, tego żywcem zagryzę!

Najbliższy sabat walnął Beryndę nadziakiem w łeb. Oczy szlachcica stanęły w słup, jęk wydarł się spoza warg, ale Bieniasz wytrzymał cios. Rzucił się w więzach, szamotał, wszelako zdziałał tylko tyle, że dostał jeszcze płazem szabli w kark i na dokładkę dwa kopniaki w krzyż.

– Klękać mi tu, chamy! – zaryczał Zegart. – I przysięgać wierność panu! Co, buntujecie się? Tedy może przekonają was dyby, kuny, kłody i biskupy?! Na ziemię! – warknął, widząc, że choć kilku zahukanych Dwernickich posłusznie uklękło, większość nie okazała pokory i stała nieporuszona.

– Nie dajcie się Diabłu! – jęknął Berynda. – W imię Ojca i Syna, nie przysięgajcie!

– Tego – Zegart wskazał imć Bieniasza – brać w dyby! Dwadzieścia batów!

Sabaci szarpnęli szlachcica, powlekli go w stronę drewnianej kłody.

– Stój!

Głos, który zabrzmiał w zapadłej ciszy, był zimny jak lód, ponury, jakby dochodził z głębi starego grobu. Choć wieczór był ciepły, zdawać by się mogło, że powiało mrozem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Diabeł Łańcucki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diabeł Łańcucki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Diabeł Łańcucki»

Обсуждение, отзывы о книге «Diabeł Łańcucki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x