Stanislaw Lem - Niezwyciężony

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanislaw Lem - Niezwyciężony» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Niezwyciężony: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Niezwyciężony»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Data wydania polskiego: 1964

Niezwyciężony — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Niezwyciężony», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Halo! Gaarb! Gaarb! — powtarzał zdrętwiałymi wargami.

Kroki na piasku zbliżały się, w głośniku zaskrzypiało.

— Rohan! — rozległ się zmieniony, zdyszany głos Gaarba. — Rohan! To samo, co z Kertelenem! Bezprzytomni, nie poznają nas, nic nie mówią… Rohan, słyszy mnie pan?!

— Słyszę… wszyscy tak samo… ?

— Zdaje się… nie wiem jeszcze, Jarg i Terner chodzą od jednego do drugiego.

— Jak to, a pole… ?

— Pole wyłączone. Nie ma go. Nie wiem. Widocznie wyłączyli.

— Jakieś ślady walki?

— Nie, nic. Maszyny stoją — wszystkie całe, nie uszkodzone — a oni leżą, siedzą, można nimi potrząsać — co? Co tam?!

Rohana dobiegł niewyraźny odgłos, przerywany przeciągłym skomleniem. Zacisnął szczęki, ale nie mógł opanować mdlącego uczucia, które kurczyło mu wnętrzności.

— Mocne nieba, to Gralew! — rozległ się krzyk Gaarba. — Gralew! Człowieku! Nie poznajesz mnie?!

Jego oddech, powiększony, wypełnił nagle całą kabinę.

— On też… — wydyszał. Milczał chwilę, jakby zbierał siły. — Rohan… nie wiem, czy sami damy radę… Trzeba ich wszystkich stąd zabrać. Niech pan przyśle więcej ludzi.

— Natychmiast.

Po godzinie koszmarny pochód zatrzymał się pod metalowym kadłubem superkoptera. Z dwudziestu dwóch ludzi, którzy wyruszyli w drogę, pozostało tylko osiemnastu; los czterech nie był znany. Większość dała się przywieźć dobrowolnie, bez oporu; ale pięciu trzeba było brać przemocą, bo nie chcieli opuścić miejsca, w którym ich znaleziono. Pięć par noszy powędrowało do zaimprowizowanego szpitala na dolnym pokładzie koptera. Pozostałych trzynastu mężczyzn, sprawiających okropne wrażenie maskowatym wyrazem twarzy, wprowadzono do oddzielnego pomieszczenia, gdzie dali się bez sprzeciwu ułożyć na kojach. Trzeba było ich rozbierać, ściągać im buty, byli bowiem bezradni jak niemowlęta. Rohan, niemy świadek tej sceny, stojąc w przejściu między szeregami posłań, zauważył, że podczas gdy większość odnalezionych zachowuje bierny spokój, nieliczni ci, których przyszło sprowadzić siłą — zawodzą i płaczą niesamowitymi głosami.

Zostawił wszystkich pod opieką lekarza, a sam wysłał na poszukiwanie zagi­nionych cały sprzęt, jakim dysponował. Sprzętu miał teraz sporo, ponieważ uru­chomił i obsadził własnymi ludźmi porzucone maszyny. Wysłał właśnie ostatni patrol, kiedy informator wezwał go do kabiny; mieli łączność z „Niezwyciężo­nym”.

Nie zdziwił się nawet, że to się udało. Niczemu już jak gdyby nie był zdolny się dziwić. Przekazał zwięźle Horpachowi relację o wszystkim, co zaszło.

— Jakich ludzi brakuje? — chciał wiedzieć astrogator.

— Samego Regnara, Bennigsena, Korotki i Meada.

— Co z samolotami? — spytał ze swej strony Rohan.

— Nie mam żadnej wiadomości.

— A chmura?

— Wysłałem rano trójkowy patrol. Wrócił przed godziną. Nie ma tam ani śladu chmury.

— Nic? W ogóle nic?

— Nic.

— Ani samolotów?

— Nic.

Hipoteza Laudy

Doktor Lauda zapukał do kabiny astrogatora. Gdy wszedł, zobaczył go kre­ślącego coś na mapie fotogramometrycznej.

— Co tam? — nie podnosząc głowy, spytał Horpach.

— Chciałem panu coś powiedzieć.

— Czy to pilne? Za piętnaście minut mamy start.

— Nie wiem. Zdaje się, że zaczynam rozumieć, co tu się dzieje… — powiedział Lauda.

Astrogator odłożył cyrkle. Oczy ich spotkały się. Biolog nie był wcale młod­szy od dowódcy. Dziwne było, że pozwalano mu jeszcze latać. Widać szczególnie mu na tym zależało. Wyglądał raczej na starego mechanika aniżeli na uczonego.

— Tak się panu zdaje, doktorze? Słucham.

— W oceanie jest życie — powiedział biolog. — W oceanie jest, a na lądzie nie ma.

— Dlaczego? Na lądzie też było życie, Ballmin znalazł przecież ślady.

— Tak. Ale liczą one ponad pięć milionów lat. Potem wszystko, co żyło na lądzie, zostało wygubione. To, co powiem, brzmi fantastycznie, astrogatorze, i nie mam właściwie prawie żadnych dowodów, ale… to jest tak. Proszę przyjąć, że kiedyś, właśnie przed milionami lat, wylądowała tu rakieta z innego systemu. Być może z regionu Nowej.

Mówił teraz szybciej, ale spokojnie.

— Wiemy, że przed wybuchem dzety Liry szóstą planetę układu zamieszki­wały istoty rozumne. Miały wysoko rozwiniętą cywilizację typu technologiczne­go. Dajmy na to, że wylądował tu statek zwiadowczy Lyran i że doszło do katastrofy. Albo do innego nieszczęśliwego wypadku, w którym zginęła cała załoga. Powiedzmy: jakiś wybuch reaktora, reakcja łańcuchowa… dość że wrak, który osiadł na Regis, nie miał na pokładzie ani jednej żywej istoty. Ocalały tylko… automaty. Nie takie jak nasze. Nie człekokształtne. Lyranie prawdopodobnie tak­że nie byli człekokształtni. Więc te automaty ocalały i opuściły statek. Były to wysoko wyspecjalizowane mechanizmy homeostatyczne, zdolne do przetrwania w najcięższych warunkach. Nie miały już nad sobą nikogo, kto wydawałby im rozkazy. Ta ich część, która była pod względem ustroju umysłowego najbardziej podobna do Lyran, usiłowała być może naprawić statek, chociaż w powstałej sytuacji nie miało to sensu. Ale pan wie, jak to jest. Robot naprawczy będzie napra­wiał to, co do niego należy, bez względu na to, czy służy to komuś, czy nie. Potem jednak wzięły górę inne automaty. Uniezależniły się od tamtych. Być może miej­scowa fauna usiłowała je atakować. Istniały tu jaszczuropodobne gady, były więc i drapieżniki, a drapieżnik pewnego typu atakuje wszystko, co się porusza. Auto­maty zaczęły z nimi walczyć i pokonały je. Do tej walki musiały się przysposobić. Przekształcały się tak, aby dostosować się najlepiej do panujących na planecie warunków. Kluczową sprawą było moim zdaniem to, że owe automaty posiada­ły zdolność produkowania innych, w zależności od potrzeb. Więc, powiedzmy, dla zwalczania jaszczurów latających potrzebne były mechanizmy latające. Żad­nych szczegółów konkretnych oczywiście nie znam. Mówię to tak, jak bym sobie podobną sytuację wyobrażał w warunkach ewolucji naturalnej. Może nie było tu latających jaszczurów; może były gady ryjące, podziemne. Nie wiem. Dosyć że w miarę upływu czasu te mechanizmy, które istniały na lądzie, przystosowały się do warunków doskonale — i udało im się pokonać wszystkie formy zwierzęcego życia planety. Roślinnego też.

— Roślinnego też? Jak pan to tłumaczy?

— Tego dobrze nie wiem. Mógłbym wysunąć nawet kilka rozmaitych hipo­tez, ale wolę tego nie robić. Zresztą nie powiedziałem jeszcze najistotniejszego. W trakcie swego bytowania na planecie te potomne mechanizmy, po iluś tam set­kach pokoleń, przestały być podobne do tych, które dały im początek, to zna­czy — do produktów cywilizacji lyrańskiej. Rozumie pan? To znaczy, że rozpo­częła się martwa ewolucja. Ewolucja urządzeń mechanicznych. Co jest naczelną zasadą homeostatu? Przetrwać w zmieniających się warunkach, nawet w najbar­dziej wrogich, w najcięższych. Dalszym formom tej ewolucji samoorganizujących się metalowych systemów główne niebezpieczeństwo nie groziło bynajmniej ze strony zwierząt czy roślin miejscowych. Musiały zdobyć źródła energii i mate­riałów, z których mogłyby produkować części zastępcze i organizmy potomne. Rozwinęły więc coś w rodzaju górnictwa, w poszukiwaniu rud metali. Pierwotnie ich potomkowie, którzy przybyli tu na owym hipotetycznym statku, byli bez wąt­pienia napędzani energią promienistą. Ale na Regis nie ma w ogóle pierwiastków radioaktywnych. Więc źródło energii było dla nich zamknięte. Musiały szukać innego. Musiało przyjść do ostrego kryzysu energetycznego i myślę, że wtedy do­szło do wzajemnej walki owych urządzeń. Po prostu do walki o przetrwanie, o byt. Na niej przecież polega ewolucja. Na selekcji. Urządzenia stojące pod względem intelektualnym wysoko, ale niezdolne do przetrwania, dajmy na to ze względu na rozmiary, które wymagały z kolei znacznych ilości energii, nie mogły wytrzymać konkurencji z mniej pod tym względem rozwiniętymi, oszczędniejszymi jednak i bardziej wydajnymi energetycznie…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Niezwyciężony»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Niezwyciężony» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Stanislaw Lem
Stanislaw Lem - Az Úr Hangja
Stanislaw Lem
Stanislaw Lem - Frieden auf Erden
Stanislaw Lem
Stanislaw Lem - Fiasko
Stanislaw Lem
Stanislaw Lem - The Albatross
Stanislaw Lem
Stanislaw Lem - His Masters Voice
Stanislaw Lem
Stanislaw Lem - Nenugalimasis
Stanislaw Lem
Stanislaw Lem - Regresso das estrelas
Stanislaw Lem
Stanislaw Lem - Kyberiade
Stanislaw Lem
Stanislaw Lem - Ciberiada
Stanislaw Lem
Отзывы о книге «Niezwyciężony»

Обсуждение, отзывы о книге «Niezwyciężony» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x